Na Morzu Bałtyckim pojawiły się wrogie jednostki. Chcą opanować kluczowe dla państwa szlaki komunikacyjne. Marynarka Wojenna musi zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. W polskich portach wojennych ogłoszono alarm bojowy i okręty wyszły w morze. Tak właśnie rozpoczynają się kolejne w tym roku ćwiczenia Okrętowej Grupy Zadaniowej.
Dzisiaj rano, około godz. 9.00, w morze wyszło sześć jednostek, między innymi fregata rakietowa ORP „Kościuszko” wraz ze stacjonującym na jej pokładzie śmigłowcem oraz trałowiec ORP „Gopło”. Zespół okrętów będzie współpracował z należącym do Marynarki Wojennej samolotem rozpoznawczym „Bryza”. W ćwiczeniu biorą też udział żołnierze jednostki specjalnej „Formoza” i myśliwiec Sił Powietrznych Su-22.
– Załogi okrętów będą monitorowały morskie szlaki komunikacyjne, wykonają strzelania artyleryjskie do celów morskich i rakietowe do celów powietrznych – wylicza kmdr ppor. Bartosz Zajda, rzecznik prasowy Marynarki Wojennej. – Nasze jednostki przeprowadzą rozpoznanie. Będą stawiały własne zagrody minowe, a także poszukiwały i likwidowały zagrody minowe przeciwnika – dodaje.
A wszystko po to, by osłaniać szlaki komunikacyjne, którymi dostarczane są do portów kluczowe dla gospodarki surowce, zaś w razie konfliktu zbrojnego – także pomoc wojskowa i humanitarna. Na tym jednak nie koniec. – W zakres ćwiczeń wchodzą działania przeciwko piratom i terrorystom – tłumaczy kmdr ppor. Zajda. Włączą się w nie żołnierze sił specjalnych. – Szczegółów zdradzić nie mogę. Powiem tylko, że terroryści zaatakują ze śmigłowca – wyjaśnia kmdr ppor. Zajda.
Marynarze będą trenowali operacje boardingowe, czyli wejście na pokład obcej jednostki. Będą kontrolowali i blokowali podejrzane okręty, tak aby nie dopuścić ich w pobliże polskich portów. Załogi przećwiczą także tzw. RAS (ang. replenishment at sea), czyli zaopatrywanie się w wodę i paliwo bez konieczności wchodzenia do portu, a także obronę przeciwawaryjną – będą zmagały się z pożarem na pokładzie i przebiciem kadłuba.
Ćwiczenia potrwają do soboty. – Znaczenie tego typu manewrów trudno przecenić – przekonuje kmdr ppor. Zajda. – Po pierwsze, pozwalają przetrenować warianty współpracy pomiędzy różnymi typami okrętów oraz odmiennymi rodzajami sił zbrojnych. Po drugie, budują poczucie bezpieczeństwa na morzu – dodaje.
Bałtyk ma dla polskiej gospodarki kluczowe znaczenie. – Nasze porty nieustannie się rozwijają. Pojedynczy statek, który zawija np. do Gdańska potrafi przewieźć nawet 15 tys. kontenerów. Mieści się w nich tyle towaru co w 10 tys. tirów. Większość surowców i produktów trafia na nasz rynek właśnie drogą morską – wyjaśnia kmdr ppor. Zajda. Nawet drobne zakłócenie żeglugi mogłoby doprowadzić do olbrzymich perturbacji w gospodarce. – Wystarczy, że część statków zrezygnowałaby z zawijania do polskich portów – mówi kmdr ppor. Zajda.
– Z pewnością przełożyłoby się to na ceny towarów, co odczulibyśmy wszyscy – zaznacza. Tymczasem do zdestabilizowania sytuacji na morzu wcale nie potrzeba obcej armii. Wystarczy grupa terrorystów. – Nasze okręty brały już udział w antyterrorystycznej operacji NATO na Morzu Śródziemnym. Zdobyte tam doświadczenia należy przenosić na nasz grunt. Musimy być gotowi na to, by radzić sobie z wszelkiego rodzaju potencjalnymi zagrożeniami – podsumowuje kmdr ppor. Zajda.
autor zdjęć: A. Polcyn
komentarze