Tylko w czasie skrajnego wyczerpania można sprawdzić rzeczywiste umiejętności żołnierzy – to zasada, która przyświecała organizatorom kursu SERE dla terytorialsów i podhalańczyków. Uczestnicy szkolenia w Bieszczadach mieli 48 godzin, by dotrzeć do wyznaczonego punktu. Po drodze m.in. forsowali górską rzekę i przeszli fire test, a ich śladem podążały grupy pościgowe.
– Dla żołnierzy, którzy nie myślą o wojskach specjalnych, kurs SERE to z pewnością jedno z najtrudniejszych i jednocześnie najciekawszych szkoleń w czasie całej służby wojskowej. Jest bardzo wymagające, dlatego tym bardziej cieszy nas zainteresowanie terytorialsów. Szkolenie SERE ma nauczyć żołnierzy, jak zachowywać się w nieznanym terenie (kontrolowanym przez przeciwnika – przyp. red.), oraz zapoznać z procedurami obowiązującymi w czasie izolacji – mówi mjr Jacek Bazan, kierownik kursu SERE.
W Bieszczadach taki kurs dla swoich żołnierzy zorganizowała 3 Podkarpacka Brygada Obrony Terytorialnej. Wzięli w nim udział ochotnicy, m.in. kandydaci na snajperów. – Chętnych było tak wielu, że dowództwo 3 BOT podjęło decyzję, by zorganizować dwie edycje kursu. W sumie przeszkoliliśmy 52 żołnierzy – mówi kpt. Witold Sura, rzecznik prasowy 3 BOT. Wśród uczestników było także kilku podhalańczyków z 21 Brygady Strzelców Podhalańskich.
Kurs SERE na poziomie „B” (Survival, Evasion, Resistance, Escape – przetrwanie, unikanie, opór w niewoli oraz ucieczka) odbył się na terenie Nadleśnictwa Baligród w Bieszczadach. Zajęcia zaczęły się od przypomnienia wiedzy z poziomu „A” oraz wykładów, podczas których wojskowi dowiedzieli się m.in., jak przebywanie w izolacji wpływa na psychikę, jak przygotować się do działań survivalowych, jak opracować i zrealizować plan ucieczki i ewakuacji. Instruktorzy pokazali kursantom, jak budować schronienia i rozpalać ogniska, zapoznali ich z zasadami pozyskiwania i filtrowania wody, a także przypomnieli zasady nawigacji w górach i terenie lesistym.
– Następnie uzbrojeni w etatową broń, z pełnym wyposażeniem i ważącymi kilkanaście kilogramów plecakami ruszyliśmy w teren – mówi kpr. Janusz Smutek z 32 Batalionu Lekkiej Piechoty z Niska. Dodaje, że uczestnicy kursu nie mogli mieć ze sobą telefonów komórkowych, urządzeń GPS, a nawet zegarków, za pomocą których można ustalać położenie w terenie. Klucząc po bieszczadzkich bezdrożach, mogli korzystać jedynie z mapy i kompasu. – W czasie kursu SERE największym wyzwaniem dla wszystkich jest skryte poruszanie się w terenie. Żołnierze działali z dala od utartych szlaków turystycznych i dróg. Musieli poruszać się niezauważenie. Było to trudne, tym bardziej że ich obecność cały czas starały się wykryć specjalne grupy pościgowe – opowiada mjr Bazan.
Podzieleni na kilkuosobowe grupy w ciągu 48 godzin mieli pokonać kilkanaście kilometrów. – Dystans, jaki przeszli, był różny. Drobny błąd w nawigacji w górach kosztuje z reguły kilka, a nawet kilkanaście dodatkowych kilometrów. Niektóre grupy w nogach miały niespełna 20 km, inne około 30 – przyznaje mjr Bazan. Żołnierze poruszali się zgodnie ze współrzędnymi przekazanymi przez instruktorów. A gdy dotarli do wyznaczonego punktu…, musieli wykonywać kolejne zadania, chociażby tzw. fire test. Wykorzystując zebrany w lesie materiał, np. ściółkę i niewielkie gałązki, mieli rozpalić ognisko, a potem ugotować pół litra wody. Innym razem pokonywali górską rzekę. – Najpierw mieli sprawdzić, czy nie są obserwowani i czy będą mogli bezpiecznie przedostać się na drugi brzeg. Chcieliśmy zobaczyć, jak poradzą sobie z tym wyzwaniem i czy później rozpalą ognisko, by wysuszyć odzież przed kolejną nocą w lesie – przyznaje kierownik kursu.
Wojskowi dwukrotnie zakładali bazy, w których spędzili noc. Z liści i gałęzi budowali posłania oraz prowizoryczne schronienia. Wykorzystywali do tego m.in. gałęzie, liście i ściółkę leśną. – Instruktorzy nie ułatwiali nam zadań. Musieliśmy działać w reżimie czasowym, przy ograniczonej ilości wody i pożywienia. W nocy też nie mogliśmy odpocząć. Wybudzali nas, by sprawdzać naszą wiedzę teoretyczną dotyczącą np. zasad nawigowania czy prowadzenia korespondencji radiowej – wspomina kpr. Smutek. Instruktorzy wyjaśniają, że tylko w czasie skrajnego wyczerpania można zweryfikować rzeczywiste umiejętności żołnierzy. – Zmęczenie pokazuje, jak radzą sobie z koncentracją uwagi, czy mają dobrą pamięć, czy potrafią logicznie myśleć. To dla nas bardzo cenna wiedza – mówi jeden z instruktorów.
Większość żołnierzy ukończyła szkolenie, kilku kursantów spróbuje swoich sił w innych terminach. Kolejna edycja kursu prawdopodobnie odbędzie się jesienią.
autor zdjęć: DWOT
komentarze