Mimo tak młodego wieku zdążył zdobyć sławę doświadczonego konspiratora, świetnego dowódcy i dzielnego żołnierza. Ppor. Tadeusz Zawadzki „Zośka” poległ w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku podczas ataku na niemiecką strażnicę graniczną w Sieczychach koło Wyszkowa. Na jego cześć jeden z oddziałów Kedywu Komendy Głównej AK otrzymał kryptonim „Zośka”, dorównując legendzie patrona.
Armia Krajowa stanowiła fenomen nie tylko ze względu na rozbudowaną strukturę i wszechstronne spektrum działania, ale także poparcie społeczne, na jakie mogła liczyć. Do najbardziej aktywnych grup w walce z okupantem należała młodzież wychowana na etosie powstań narodowych oraz tradycji legionowej. Bez wątpienia za symbol tego pokolenia można uznać ppor. rez. Tadeusza Zawadzkiego „Zośkę”. To takich jak on określano mianem brylantów, którymi naród polski zmuszony był strzelać do wroga.
Tadeusz Zawadzki urodził się 24 stycznia 1921 roku w Warszawie. Jego ojciec Józef był znanym warszawskim chemikiem, przez kilka przedwojennych lat pełnił funkcję rektora Politechniki Warszawskiej. Matka Leona, z domu Siemieńska, była nauczycielką oraz zasłużoną działaczką oświatową, współtwórczynią szkolnictwa w niepodległej Polsce. Poza rodzicami na ukształtowanie charakteru Tadeusza duży wpływ miało harcerstwo, w którym działał od 1933 roku. Dzięki nieprzeciętnym umiejętnościom oraz dużej charyzmie dość szybko stał się on jednym z najaktywniejszych druhów, cieszącym się dużą estymą u kolegów. Uczył się m.in. w Państwowym Gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie. Egzaminy maturalne zdał w maju 1939 roku.
Sabotaż, który dawał nadzieję
W pierwszych dniach września 1939 roku wyruszył z Warszawy na wschód w szeregach Harcerskiego Batalionu Marszowego Chorągwi Warszawskiej. W październiku powrócił do stolicy. Bardzo szybko rzucił się w wir konspiracji. Początkowo brał udział w akcjach sabotażowych, następnie pracował w komórce wywiadu więziennego KG Związku Walki Zbrojnej. W marcu 1941 roku wstąpił do Szarych Szeregów. Wsławił się m.in. niezwykłą aktywnością w malowaniu na warszawskich murach „kotwicy”, czyli znaku Polski Walczącej, za co nadano mu pseudonim „Kotwicki”. Wkrótce skierowano go do działań bojowych. Został dowódcą Grup Szturmowych Chorągwi Warszawskiej oraz zastępcą por. Ryszarda Białousa „Jerzego”, dowódcy Oddziału Specjalnego „Jerzy” wchodzącego w skład Kedywu KG AK. Dowodził akcjami różnego typu, począwszy od ewakuacji spalonych kwater konspiracyjnych, poprzez dywersję na kolei, po akcje likwidacyjne. Szczególnie głośna stała się akcja „Pod Arsenałem”, w wyniku której 26 marca 1943 roku jego oddział odbił z konwoju gestapo Jana Bytnara „Rudego” oraz dwudziestu innych Polaków.
Kolejne miesiące działalności „Zośki” utwierdziły jego przełożonych w przekonaniu, że mają do czynienia ze sprawdzonym konspiratorem, odpowiednio przygotowanym do prowadzenia działań dywersyjnych. Dlatego w kolejnej akcji miał pełnić rolę zastępcy dowódcy Andrzeja Romockiego „Morro”, który właśnie przechodził sprawdzian z dowodzenia. Uderzenie zostało wymierzone w niemiecką strażnicę graniczną w Sieczychach w ramach zakrojonej na szeroką skalę operacji o kryptonimie „Taśma”. Miała ona objąć zasięgiem kilkadziesiąt tego typu obiektów na granicy Generalnego Gubernatorstwa. Pierwsze działania polegały na rozpoznaniu terenu strażnicy oraz ustaleniu, jaką siłą osobową i ogniową dysponuje Grenzschutzpolizei (niemiecka policja graniczna) w Sieczychach. To zadanie dostali harcerze z wyszkowskich Szarych Szeregów. Informacje zdobywali w dość nietypowy sposób, bo od przemytników, którzy ze względu na szmuglerski proceder dość często bywali w strażnicy. Na podstawie zebranego materiału okazało się, że pilnuje jej dziesięciu policjantów. Część z nich przebywała we właściwym baraku, reszta w pobliskim budynku dawnej szkoły. Z racji tego, że celem uderzenia było nie tylko rozbicie strażnicy, ale również sprawdzenie w boju mniej doświadczonych konspiratorów, do wykonania zadania skierowano aż sześćdziesięciu żołnierzy z Warszawy oraz dziesięciu z Wyszkowa. Miejsce koncentracji wyznaczono koło gajówki leśnictwa Leszczydół-Nowiny. Grupa warszawska w ciągu trzech dni dotarła w okolice Wyszkowa w zespołach kilkuosobowych. Broń przewieziona ciężarówkami była ukryta w butlach tlenowych. Transport figurował w dokumentach przewozowych jako zaopatrzenie okolicznej budowy.
Plan akcji zakładał zaatakowanie strażnicy z czterech stron. Pierwsza grupa dowodzona przez Sławomira Macieja Bittnera „Maćka” miała uderzyć na budynek z przodu. Atak z prawej strony był zadaniem grupy Eugeniusza Koechera „Kołczana”, z lewej – Jerzego Jagiełły „Floriana”. Od tyłu budynek mieli zaatakować ludzie Wiesława Krajewskiego „Sema”. W tym samym czasie żołnierze pod dowództwem Andrzeja Samsonowicza „Xięcia” mieli uderzyć na budynek szkoły. Ubezpieczenie stanowili żołnierze Andrzeja Długoszowskiego „Długiego” oraz ppor. Andrzeja Górala „Tomasza”.
Romocki, jako niezwykle skrupulatny organizator, zadbał także o zabezpieczenie sanitarne akcji. Zapewniał je dr Zygmunt Kujawski „Brom”, dwie sanitariuszki: Irena Kołodziejska „Irena” i Aleksandra Grzeszczak „Oleńka” oraz sanitariusz i żołnierz osłony Mirosław Wierczyński „Mirek”. Obserwatorami ze strony Kedywu byli mjr Jan Wojciech Kiwerski „Rudzki”, kierujący oddziałem „Motor 30”, w skład którego wchodził oddział „Jerzego” oraz por. Białous.
Cena zwycięstwa
20 sierpnia około północy żołnierze dotarli z miejsca koncentracji na pozycje wyjściowe do ataku. Uderzenie miało poprzedzić przecięcie drutów na słupie znajdującym się dwadzieścia kilka metrów od strażnicy, aby uniemożliwić tym samym wezwanie przez załogę odsieczy. Kiedy chłopak wyznaczony do tego zadania wspinał się na słup, od strony strażnicy padły strzały. Ubezpieczenie akowskie odpowiedziało ogniem. Efekt zaskoczenia przepadł. Mimo tego żołnierze ruszyli do ataku. Gdy grupa „Maćka” dobiegała do baraku, powietrzem targnął wybuch. Okazało się, że to „filipinka” rzucona przez żołnierzy atakujących z naprzeciwka przeleciała na drugą stronę i o mały włos nie wyłączyła ich z walki. Na szczęście obyło się bez większych obrażeń.
„Morro” rozkazał grupie „Sema” przerwanie ognia. Atak kontynuowały pozostałe grupy. W pewnym momencie w furtce ogrodzenia pojawił się „Zośka”. Nagle padł jednak na ziemię. Większość żołnierzy w bojowej zawierusze nie zauważyła tego momentu. Zażarta walka trwała nadal, szala zwycięstwa przechylała się na stronę AK. Wkrótce okazało się, jak wielkim kosztem zostało ono okupione. Zawadzki w wyniku groźnego postrzału tuż pod serce zmarł po kilku minutach na rękach dr. Kujawskiego. Dwóch innych żołnierzy zostało lżej rannych. Podczas niemieckiego odwetu śmierć poniosło także czterech mieszkańców Sieczych, którzy udostępnili wozy konne do ewakuacji rannych, ciała „Zośki” oraz zdobyczy z miejsca akcji. Byli to: Antoni, Stanisław i Aleksander Pakieła oraz Piotr Ślubowski. Dwaj zmarli w następstwie tortur podczas śledztwa, dwaj pozostali – w obozie w Auschwitz.
Śmierć Zawadzkiego, ideowego przywódcy i lidera warszawskich harcerzy, była ogromną stratą dla Szarych Szeregów oraz Kedywu KG AK. Wkrótce po akcji oddział „Jerzego” przyjął go za patrona. Batalion „Zośka”, tak jak jego imiennik, stał się symbolem poświęcenia polskiej młodzieży w walce ze znienawidzonym okupantem, odznaczając się niezwykłym bohaterstwem podczas ciężkich walk w powstaniu warszawskim.
Tadeusz Zawadzki został pochowany 24 sierpnia 1943 roku na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. W pogrzebie wzięli udział najbliżsi zmarłego oraz kilku członków Szarych Szeregów. Jego grób znajduje się w kwaterze Batalionu „Zośka” (A20). Zawadzki został odznaczony m.in.: Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy, Orderem Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Walecznych. Jest patronem wielu szkół, ulic oraz drużyn harcerskich na terenie całej Polski.
komentarze