Czy polski system podoficerski działa dobrze i jak bardzo bazuje na gotowych wzorcach amerykańskich? Starsi chorążowie sztabowi oceniają go w sierpniowym wydaniu miesięcznika „Polska Zbrojna” w tekście „Podoficerem być”. Opowiadają o służbie w korpusie podoficerskim, trudnościach w szkoleniu i swoim miejscu w szeregu.
Krzysztof Gadowski, starszy podoficer Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych: – Tylko niektóre gotowe rozwiązania armii Stanów Zjednoczonych adaptujemy do naszych warunków. Powstaje nasz własny system. Wraz ze starszymi chorążymi Krzysztofem Podkulińskim i Adamem Szczepanikiem sprawdzamy, jak on funkcjonuje, analizujemy między innymi ścieżkę awansu, miejsce pomocników, szkolenie podoficerów... i staramy się to doskonalić.
Marek Kajko, do niedawna komendant poznańskiej Szkoły Podoficerskiej Wojsk Lądowych: – Czerpanie z gotowych wzorców nie jest niczym złym, a na pewno pozwoli uniknąć wielu błędów i zaoszczędzić kolejnych lat pracy. Wystarczy dopasować to do polskiej rzeczywistości, ulepszyć i pomalować w nasze barwy. Amerykanie budowali to, do czego doszli, od czasu wojny w Wietnamie. Stracili tam wielu oficerów i podoficerowie musieli przejmować dowodzenie. Nie mieliśmy dzięki Bogu takiej sytuacji, ale zdarzało się w ostatnich misjach, że podoficerowie niższych stopni w trudnych sytuacjach bojowych dawali sobie znakomicie radę.
Krzysztof Gadowski: – Mimo że nasz system nie jest doskonały i na pewno potrzebuje modyfikacji, wiele krajów, na przykład Rumunia, próbuje na nim bazować. Sytuacja po wschodniej stronie granicy spowodowała, że także Ukraińcy zaczęli się nim interesować.
Waldemar Malinowski, pomocnik dowódcy 16 Dywizji Zmechanizowanej ds. podoficerów: – Wykorzystaliśmy dobrze czas i zmiana jest odczuwalna. Ten torcik jemy łyżeczką i cieszymy się każdym kęsem, każdym małym sukcesem.
Marek Kajko: – Sukcesem jest na pewno przetrwanie instytucji pomocników. Pomimo tego, że byli tacy, którzy chcieli to stanowisko połączyć z komendantem ochrony, a niektórzy dowódcy świadomie wyzbyli się go, wykreślając etat. Jeszcze nie wszyscy pomocnicy są godni tego stanowiska, sami mylą je z rolą mężów zaufania, organizują spływy kajakowe, zamiast interesować się właściwą robotą. A tu musi być profesjonalizm, przykład osobisty i człowiek wysokiej klasy, żeby wszyscy wiedzieli, że jest podoficerem najwyższej miary i trzeba się na nim wzorować.
Tekst całej debaty w sierpniowym numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski
komentarze