SKOKI JEDNEJ SZANSY
Z Bartkiem, operatorem GROM-u, o lotach między skałami z prędkością 200 km/h i ryzyku przy uprawianiu wingsuit BASE jumpingu rozmawia Ewa Korsak.
Moja pasja spadochroniarska zaczęła się w harcerskim kole lotniczym, gdy miałem 17 lat. Potem podjąłem służbę w Pułku Specjalnym Komandosów i tam dalej skakałem ze spadochronem. Po trzech latach znalazłem się w GROM-ie. Przez cały czas ćwiczyłem także w aeroklubach. Gdy zacząłem oglądać filmy o BASE jumpingu, miałem za sobą kilkaset skoków. To było osiem lat temu. W Polsce zajmowała się tym jedna, może dwie osoby. Wydawało mi się to szalone, choć pociągające. Skok ze skały bez spadochronu zapasowego… Wtedy jednak myślałem, że moja fascynacja zakończy się na etapie oglądania filmów. W końcu jednak kupiłem spadochron i...
Można tak po prostu kupić spadochron i już? Ciebie ktoś tego nauczył?
Nawiązałem kontakt z BASE jumperem z Francji, który zgodził się być moim mentorem. Oczywiście szkolenie zaczyna się od teorii. Chociaż podstawą jest zaświadczenie, że masz na swoim koncie kilkaset skoków z samolotu. Potem poznajesz spadochron, który znacznie różni się od tego do skoku z samolotu. Jest układany tak, by się otworzył bardzo szybko, w stronę, w którą patrzysz. Przy skoku z samolotu opierasz się na strugach powietrza, które powstają dzięki prędkości samolotu. Przy BASE jumpingu takich strug nie ma, więc trzeba znać odpowiednią technikę. Uczy jej mentor. Przekazuje też wiedzę teoretyczną. Dowiadujesz się od niego, w jakich warunkach skakać, poznajesz konfiguracje ułożenia spadochronu, bo układasz go odpowiednio do obiektu, z którego skaczesz.
Na czym polegają różnice?
Trzeba uwzględnić to, ile trwa opóźnienie, czyli opadanie, zanim otworzy się spadochron. Na przykład ze 150-metrowego budynku skaczesz z opóźnieniem trzech sekund – więc spadochron otwiera się bardzo szybko, a gdy skaczesz z dość wysokiej skały, możesz lecieć nawet 15, 20, 30 s. Spadochron otwierasz bardzo nisko, na wysokości 100 m. W dodatku prędkość skoczka jest tak duża, że musi tak złożyć spadochron, by otworzył się delikatnie.
Kto jest dla Ciebie autorytetem w tej dziedzinie?
Skoczkowie, którzy byli pionierami tego sportu. Mieli zdecydowanie gorszy sprzęt niż my, a wszystko stworzyli metodą prób i błędów. Prawdziwy rozwój BASE jumpingu zaczął się około 30 lat temu. Wywodzi się od skydivingu, czyli skoku z samolotu. Ktoś szalony, a może odważny, pomyślał: „A, skoczę teraz ze skały”. Wingsuit
BASE jumping rozwija się od dziesięciu lat, a proximity – od pięciu, może sześciu.
Ile osób na świecie zajmuje się wingsuit BASE jumpingiem?
W Polsce jest trzech aktywnych skoczków. Na świecie może kilkuset. Jeszcze mniej osób uprawia wingsuit proximity.
BASE jumping, wingsuit BASE jumping, proximity. Na czym polegają różnice?
Zacznijmy od BASE jumpingu. BASE pochodzi od słów „building” [budynek], „antenna” [antena], „span” [przęsło], „earth” [ziemia]. BASE jumping to skakanie ze spadochronem z takich obiektów, czyli praktycznie ze wszystkiego, byle tylko nie był to samolot.
A jak wykonać wingsuit BASE jump?
Po pierwsze, jest potrzebny wingsuit, czyli specjalny kombinezon, który zmniejsza pionową prędkość opadania i zwiększa poziomą. Dzięki temu spada się znacznie dłużej, a jednocześnie przemieszcza się do przodu. Po drugie, trzeba znaleźć odpowiednie miejsce, czyli na przykład klif wysokości co najmniej 150 m z pionową ścianą w pobliżu stromego terenu, aby móc nad nim lecieć. W wypadku wingsuit proximity flying BASE jumping lata się bardzo blisko skał i drzew.
A Ty skąd skoczyłeś pierwszy raz?
Z mostu.
Bałeś się?
Oczywiście, że tak. Przy skokach z samolotu spadochron otwiera się na wysokości 1000–800 m. Most ma wysokość 140 m. Było to dla mnie strasznie nisko. Nie mówiąc już o tym, że nie ma żadnego zabezpieczenia w postaci spadochronu zapasowego. Wykonałem z mentorem około 20 skoków. Kilkanaście z mostu, kilka ze skał. Potem już zostałem pozostawiony sam sobie. Miałem swój spadochron, zacząłem jeździć po świecie i skakać. Na początku bez wingsuitu. Po około 200 skokach BASE postanowiłem jednak włożyć kombinezon, tyle że taki dla początkujących. A potem wybierałem coraz większy.
Większy, czyli lepszy?
Dający więcej możliwości. Rozmiar kombinezonu dotyczy tak naprawdę jego skrzydeł. Ten dla początkujących pozwala na więcej błędów. Jest w nim łatwiej wystartować. Większy wingsuit pozwala na większą prędkość i można w nim dłużej lecieć. Zacząłem latać coraz bliżej skał. Potem między skałami i drzewami.
Jak wybierasz trasę, którą lecisz?
Trasę można sprawdzić, oglądając filmy ludzi, którzy wcześniej w określonym miejscu skakali. Pierwszy raz lecisz wysoko, daleko od skał, potem schodzisz coraz niżej, lecisz coraz szybciej. Polska nie jest najlepszym krajem do tego sportu ze względu na niskie góry. Najlepsze trasy są w Alpach.
Idealne miejsce do wingsuit BASE jumpingu?
Najlepsze jest takie, do którego nie trzeba daleko maszerować [śmiech]. Oczywiście żartuję, choć czasem do punktu skoku trzeba iść kilka godzin. Ale są też takie miejsca, do których dociera się kolejką linową. Wysokie klify i ukształtowanie terenu pozwalające na lot blisko skał, drzew – to idealne miejsce. Co do długości trasy… Nie mierzymy odległości w kilometrach, lecz w sekundach lotu. Dobra trasa to taka, którą leci się 45 s, minutę, półtorej…
Jak już znajdziesz taki wymarzony punkt do skoku, to co dalej?
Przeglądam sprzęt, wkładam wingsuit i podchodzę do miejsca wyskoku. Muszę sprawdzić pogodę, bo nie może wiać wiatr. No i w końcu skaczę. Wtedy wszystko się zaczyna. Jeśli znam trasę, lecę od punktu do punktu – tak zwaną linią, czyli od drzewa do skały i tak dalej. Jak zdecyduję się na hardcore, to latam bardzo blisko skał i drzew. Jeśli chcę się wyluzować,
to szybuję wysoko, z dala od niebezpieczeństw. Mogę zmieniać prędkość, manewrując ciałem. Steruję natomiast rękoma, barkami, które w wingsuicie trzymają skrzydła. Na koniec otwieram spadochron… i po wszystkim.
Z jaką prędkością lecisz?
150, 200 km/h.
To brawura czy odwaga?
Można to nazywać różnie. Jedni widzą w wingsuit BASE jumperze szaleńca, ja dostrzegam doświadczonego skoczka z wieloletnim treningiem, z setkami skoków, z olbrzymimi umiejętnościami. Nie twierdzę, że nie podejmuję ryzyka. W tym sporcie wypadki często się zdarzają. Czasami faktycznie przyczyną jest brawura. Zdarza się też, że początkujący włoży zbyt duży wingsuit albo że skoczek źle wyliczy lot i zapędzi się w miejsce, gdzie nie może już otworzyć spadochronu.
A ty szacujesz ryzyko?
Oczywiście. Gdy lecę trasą po raz pierwszy, to trzymam się w sporej odległości od skał. Nie skaczę też, gdy jest zła pogoda. Było kilka takich sytuacji, gdy mogłem zaryzykować, ale odpuściłem. Zrezygnowałem kiedyś ze skoku, bo było bardzo wietrznie. Musiałem zejść z góry. Trwało to trzy godziny. Gdybym zdecydował się na skok, byłbym na dole znacznie szybciej [śmiech].
Przydaje Ci się doświadczenie z GROM-u?
W jednostce uczymy się radzić sobie w warunkach stresowych. Trening jest ciężki i czasami niebezpieczny. Operator jest przygotowany do sytuacji kryzysowych. W czasie skoku może się wydarzyć wiele groźnych okoliczności. Już na samym początku coś może się stać. Kiedy na przykład źle skoczysz, nie możesz spanikować. Musisz przez dwie, trzy sekundy zachować zimną krew, by powrócić do właściwej pozycji. Podobnie jest we wszystkich fazach lotu. Z wielu nawet bardzo groźnych sytuacji można wyjść cało, ale trzeba zachować zimną krew.
Ewa Korsak
autor zdjęć: arch. prywatne
Mówili na nas słoneczniki
Potyczki strategów
Pierścień od Łupaszki
Przerwany lot
1963 metry pamięci
Setka z Metą
Koniec z milczeniem
Święto sportu
Różne aspekty wojny w Ukrainie
Zaryzykował własne życie, żeby spróbować zmienić bieg zdarzeń
Wojsko piłkę kopie
Z tej samej gliny
Będziesz miała pseudonim Sarenka
Nie tylko pomagamy
Tajemnica Hubala
Z buńczukiem za Polskę. Żołnierze Rzeczypospolitej ze Wschodu
Na murach malowane
Z szeregu wystąp
„Królowa bitewnych pól”, czyli artyleria
Znak orła