Podporucznik marynarki Piotr Hallmann dowodzi plutonem w wejherowskim Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia Marynarki Wojennej. Jednocześnie jest gwiazdą mieszanych sztuk walki.
Nie mam pojęcia, jak Piotr Hallmann przeżył to kopnięcie, ale – do diabła – to cudowny powrót!”, zachwycał się Shaun Al-Shatti. Podobnych komentarzy na Twitterze było znacznie więcej. 4 września 2013 roku w Belo Horizonte Hallmann stoczył pierwszą walkę w turnieju federacji UFC. Dla zawodników uprawiających mieszane sztuki walki (Mixed Martial Arts, MMA) to absolutny top. To tak, jakby piłkarz trafił do składu FC Barcelona, koszykarz zaczął grać w NBA, hokeista przywdział barwy jednej z ekip zawodowej ligi NHL. Zadanie ekstremalnie trudne. Hala wypełniona po brzegi, a naprzeciw niesiony dopingiem gospodarzy faworyzowany Francisco Trinaldo. Hallmann w jakiś nieprawdopodobny sposób jednak wygrał. I to przed czasem. Z miejsca stał się bohaterem.
Dalej jednak nie było już tak różowo. Pod koniec października w serwisach agencyjnych znów pojawiło się zdjęcie Hallmanna. Na ogromnym zbliżeniu widać poobijaną twarz i ledwo tlący się na niej uśmiech. Kilkanaście minut wcześniej, na ośmiokątnym ringu w Manchesterze Polak bezdyskusyjnie poległ w walce z Alem Iaquintą. „Piotrek popełnił błąd w sztuce i został za to surowo skarcony”, podkreśla Grzegorz Jakubowski, trener Hallmanna z klubu Mighty Bulls Gdynia. „Życie jednak toczy się dalej, a on na pewno się pozbiera. Jest twardy”.
Dwie miłości
Piotra Hallmanna ostatnio można było zobaczyć jednak w zupełnie innym wcieleniu. Pod koniec września w studiu telewizji TVN zasiadł w granatowym mundurze podporucznika Marynarki Wojennej. „Jesteś chyba najlepiej walczącym marynarzem w Polsce?”, dopytywał dziennikarz prowadzący wywiad. „Chyba można tak powiedzieć”, odpowiedział z uśmiechem Hallmann.
Sport i armia to jego dwie pasje, niemal od zawsze. Jako młody chłopak trenował piłkę nożną, karate, capoeirę. Ciągle jednak szukał czegoś innego, dyscypliny, w której czułby się naprawdę dobrze. Znalazł ją, kiedy miał 15 lat. „Poszedłem wówczas na trening mieszanych sztuk walki i niemal od razu poczułem, że to jest właśnie to”, wspomina.
Mniej więcej w tym samym czasie zaczęła w nim też dojrzewać myśl, że zostanie żołnierzem: „Miałem kolegów, którzy wstąpili do Akademii Marynarki Wojennej i bardzo ją chwalili. A mnie interesowała armia. W dodatku pochodzę z Gdyni. Pomyślałem więc, że spróbuję”. Potem były pięcioletnie studia, praktyki, wyjścia w morze, promocja na stopień oficerski, wreszcie pierwszy przydział. Podporucznik marynarki Piotr Hallmann trafił do Centrum Wsparcia Teleinformatycznego i Dowodzenia MW w Wejherowie. Placówka ta zabezpiecza działania marynarki zarówno na morzu, jak i na lądzie. Odpowiada na przykład za łączność między dowództwem a okrętami, które wykonują zadania w różnych częściach świata. Wspólnie ze Strażą Graniczną prowadzi też stały monitoring polskiego wybrzeża i czuwa nad bezpieczeństwem żeglugi w tym rejonie.
Podporucznik Hallmann dowodzi w centrum plutonem. „Służy u nas od początku maja, więc tak naprawdę dopiero się poznajemy”, zaznacza komandor porucznik Rafał Szczepański, komendant Ośrodka Dowodzenia Bojowego, który jest częścią wejherowskiego centrum. Do tej pory Hallmann zaliczył jeden wyjazd na poligon, zajmuje się też szkoleniem swoich podwładnych. Jednocześnie cały czas trenuje.
Organizacja plus upór
Podporucznik Hallmann pracuje nad swoją sprawnością codziennie. Bieganie, siłownia, technika ćwiczona poprzez setki uderzeń w trzymane przez trenera tarcze. Przed pojedynkiem dochodzą do tego jeszcze sparringi. „Takie treningi mogą sprowadzać się do kilku minut intensywnej pracy. Mogą też przerodzić się w półtoragodzinną harówkę”, przyznaje Jakubowski. Jedno jest pewne: aby godzić ze sobą sport na takim poziomie i zawodową służbę wojskową, trzeba być wyjątkowo upartym i zorganizowanym. No i mieć wsparcie przełożonych.
Tymczasem Hallmann konsekwentnie pnie się w górę. Ma już na koncie dwa pasy mistrzowskie w wadze lekkiej (federacje CG i WFC). Na zawodowym ringu stoczył 16 walk, z których wygrał aż 14. „Ale bardziej niż swój debiut pamiętam pierwszą walkę amatorską. Stres był wtedy dużo większy”, przyznaje Hallmann.
Jego trener wypowiada się o swoim podopiecznym w samych superlatywach: „Piotrek jest silny i odważny. Nie boi się wymiany ciosów. I ma jedną niesamowitą cechę: nigdy się nie załamuje, prze do przodu, prosto do obranego celu. A talent? W tej dyscyplinie należy raczej mówić o bardzo ciężkiej pracy. Niejeden zawodnik już zmarnował wielki talent”.
Komandor porucznik Szczepański przyznaje, że koledzy służący w Wejherowie kibicują Hallmannowi. Śledzą jego walki i karierę. „Reprezentuje przecież także Marynarkę Wojenną”, podkreśla. Na razie jednak Hallmann ma czas, by odpocząć, pozbierać się po walce w Manchesterze. „Czekamy na kolejne propozycje. Wkrótce znów przystąpimy do intensywnej pracy”, zapowiada Jakubowski i dodaje: „Piotr ma 26 lat. To wiek, w którym w tym sporcie można osiągnąć najwięcej”.
autor zdjęć: SENDSPACE
