W ciągu roku Polska awansowała o cztery miejsca w rankingu Global Firepower. W raporcie przedstawiającym 145 militarnych potęg świata nasz kraj znajduje się na 20. miejscu. Kontrowersje budzi pozycja druga, na której znalazła się Rosja. Eksperci wyjaśniają, że raport bierze pod uwagę zbyt mało danych i wskazują błędy jego twórców.
W pierwszej trójce w rankingu Global Firepower znalazły się USA, Rosja i Chiny. Kolejne miejsca należą do Indii, Wielkiej Brytanii, Korei Południowej, Pakistanu, Japonii, Francji oraz Włoch. Polska znajduje się na 20. pozycji, czyli o cztery miejsca wyżej niż rok temu. Jest również szósta, jeśli chodzi o kraje NATO. Zaatakowana przez Rosję Ukraina uplasowała się na 15. pozycji (rok temu zajmowała 22. miejsce).
Ranking Global Firepower przedstawia potencjalne zdolności krajów do prowadzenia walk na lądzie, morzu i w powietrzu. Jego twórcy uwzględnili 60 czynników dotyczących liczby jednostek wojskowych i sprzętu, możliwości logistyczne oraz położenie geograficzne. Eksperci zwracają jednak uwagę na pewne niedoskonałości rankingu. – Wyniki z pewnością mogą nas cieszyć, ponieważ pokazują wzrost potencjału obronnego Polski, ale pamiętajmy, że jest to bardzo powierzchowny ranking, który nie dotyka sedna materii związanej z realnymi zdolnościami operacyjnymi poszczególnych armii – podkreśla ppłk Krzysztof Płatek, rzecznik prasowy Agencji Uzbrojenia. – Stosowane są przede wszystkim mierniki ilościowe z pominięciem tych jakościowych. To za mało, by pokazać rzetelny obraz – dodaje ppłk Płatek.
Podobnego zdania jest dr Michał Piekarski, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, który wyjaśnia, jak powinny być prowadzone badania nad potencjałem militarnym. – Używając mierników ilościowych, możemy stwierdzić na przykład, ile mamy czołgów, samolotów itd. Na dane ilościowe trzeba jednak koniecznie nałożyć te dotyczące jakości, ponieważ sprzęt wojskowy różni się parametrami – mówi dr Piekarski. Ekspert przytacza przykład PRL-u. – W Polsce w 1985 roku było prawie trzy tysiące czołgów. Ale ponad 2,5 tysiąca z nich stanowiły T-55, a więc czołgi starszej generacji, które tworzyły mierny potencjał bojowy – twierdzi specjalista. Jak dodaje, koniecznie trzeba wziąć pod uwagę to, czy sprzęt jest używany. – To świetnie, że sprzęt został kupiony, ale wprowadzenie go do działalności operacyjnej może zająć nawet kilka lat. Porównywanie liczby sprzętu z roku na rok i tworzenie na tej podstawie rankingu nie jest więc dobrą praktyką badacza – zauważa Piekarski. – Aby raport przedstawiał realny potencjał, trzeba uwzględnić dane, które są trudne do uzyskania. Między innymi należy wskazać, jaki procent sprzętu jest sprawny technicznie, bo rzadko kiedy jest to sto procent. Albo czy personel potrafi korzystać z wyposażenia, którym dysponuje, czy istnieją procedury dotyczące jego używania i wiele innych danych, które uzyskuje się podczas prowadzenia symulowanych gier wojennych. Te błędy Global Firepower są widoczne w przypadku Rosji, która w rankingu znalazła się na drugim miejscu. Ma potencjał ilościowy, ale jakościowo jest on bardzo silnie zróżnicowany. To widać na realnym polu walki – wyjaśnia ekspert.
Raport Global Firepower jest tworzony od 2005 roku. Pierwsze miejsce w tym raporcie od samego początku zajmują Stany Zjednoczone. Polska po raz pierwszy pojawiła się w pierwszej dwudziestce piątce w 2011 roku. – Mimo niedoskonałości raportu tegoroczny „awans” Polski potwierdza, że prowadzone procesy modernizacyjne Sił Zbrojnych RP to właściwy kierunek. Pamiętajmy, że w perspektywie kilku lat dokona się wymiana generacyjna szerokiego spektrum sprzętu wojskowego w naszej armii, a to przełoży się wymiernie na wzrost naszych zdolności obronnych – podsumowuje ppłk Płatek.
autor zdjęć: 18 DZ
komentarze