Amerykanie, Brytyjczycy, Holendrzy, Polacy... W sumie kilkanaście tysięcy żołnierzy. Na ich czele oficerowie z 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej. Po drugiej stronie doskonale wyszkolony i walczący z determinacją nieprzyjaciel. Działania żołnierzy podczas „Combined Resolve XIII” na bieżąco obserwowali eksperci dzięki rozmieszczonym na poligonie 300 kamerom.
Deszcz i śnieg, poranne mgły, trochę słońca, a potem znów to samo: deszcz i śnieg, śnieg i deszcz. Efekt? Drogi i bezdroża poligonu Hohenfels w mgnieniu oka zamieniły się w błotnistą breję, w której grzęzły ciężarówki i opancerzone transportery. Wysmagani lodowatym wiatrem, śpiący po dwie, trzy godziny na dobę żołnierze po kilku dniach gonili resztkami sił. Tymczasem nawet chwila nieuwagi mogła ich wiele kosztować. Ich przeciwnik w Hohenfels znał każde wzniesienie, leśną ścieżkę czy dolinkę. Potrafił nagle zniknąć i znienacka uderzyć tak, by najbardziej zabolało. Miał własny, dobrze przemyślany sposób na wygranie tej wojny. – Dziesięć dni w boksie okazało się prawdziwą próbą charakteru i kreatywności. Dla mnie to najbardziej wymagające ćwiczenia, w jakich kiedykolwiek brałem udział – przyznaje kpt. Józef Niedźwiecki z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, który na poligonie dowodził kompanią. A przecież to zaledwie jeden z elementów „Combined Resolve XIII”.
Starcie w boksie
Według scenariusza fikcyjny sojusz Czerwonych uderzył na północy Europy. Najpierw zaatakował państwa bałtyckie, potem Polskę, wreszcie Czechy. Aktywność nieprzyjaciela zwykle zaczynała się od działań hybrydowych, a kończyła na militarnej agresji. W ten sposób Czerwoni dotarli na południe Niemiec. Tam czekały już na nich międzynarodowe siły Niebieskich pod dowództwem oficerów z 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu. – Do dyspozycji mieliśmy trzy brygady – wyjaśnia gen. bryg. Dariusz Parylak, zastępca dowódcy żagańskiej dywizji. – Za północną flankę odpowiadała 17 Wielkopolska Brygada Zmechanizowana z Międzyrzecza, na południu operowała brygada z Wielkiej Brytanii, a w centrum brygada pancerna ze Stanów Zjednoczonych – wylicza.
Walki prowadzono na obszarze kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych. Niebiescy rzucili do boju niemal 20 tys. żołnierzy. Trzy czwarte z nich istniało jednak tylko w świecie wirtualnym. Walkę z użyciem symulatorów toczyły sztaby brygad polskiej i brytyjskiej. Przedłużeniem cyberprzestrzeni był znajdujący się w centrum terytorium, na którym toczyły się walki, tzw. boks, czyli teren poligonu o bokach 20x15 km. –Tam właśnie ćwiczyli Amerykanie, wzmocnieni polskim batalionem w sile blisko 900 żołnierzy. Składał się on z wydzielonych przez 17 WBZ oddziałów zmechanizowanych oraz czołgów z 10 Brygady Kawalerii Pancernej – informuje kpt. Szymon Gmerek, który podczas ćwiczeń odpowiadał za koordynację działań militarnych. – Skład naszego batalionu uzupełnili jeszcze Holendrzy: dwie kompanie zmechanizowane i pluton inżynieryjny – dodaje. W sumie więc na poligonie pojawiło się niemal 5 tys. żołnierzy.
Zanim jednak do tego doszło, otrzymali wyposażenie, które miało uczynić ich walkę jeszcze bardziej realistyczną. – Na broni zostały zainstalowane laserowe symulatory, stanowiące element systemu MILES [multiple integrated laser engagement system]. Dzięki nim żołnierze mogli toczyć pojedynki ogniowe i eliminować przeciwnika z gry – wyjaśnia kpt. Miłosz Prawdzin w sztabie dywizji odpowiedzialny za logistykę. Jak to działa? – Naciskając spust, wzbudzamy laserową wiązkę. Jeśli dosięgnie ona celu, sygnalizuje to zamontowany na nim odbiornik. I odwrotnie: kiedy my zostaniemy trafieni, odzywa się nasz odbiornik. Dotyczy to nie tylko poszczególnych żołnierzy, ale też pojazdów: czołgów, transporterów opancerzonych – wylicza. Już podczas zmagań sprzęt i żołnierzy, których dosięgnął ogień przeciwnika, należało ewakuować z pola walki. Sprawa niełatwa, tym bardziej że ćwiczący byli zdani wyłącznie na własne siły. Granic boksu nie mógł przekroczyć nikt z postronnych. – Po ewakuacji puszczaliśmy w obieg stosowne dokumenty. Uszczuplone siły były uzupełniane – tłumaczy kpt. Prawdzin. Słowem – jak na wojnie.
Pajęczym tropem
Boks różni się od poligonów w Polsce. Przede wszystkim ze względu na ukształtowanie terenu. Hohenfels leży w Bawarii. Kawałek dalej zaczynają się Alpy i to wyraźnie czuć. – Poligon jest lesisty, a teren pofałdowany. Wysokość niektórych wzniesień sięga 600–700 m – wyjaśnia kpt. Gmerek. W boksie znajduje się kilka miasteczek. Znajdziemy tam sklepy, targowiska, kościoły, do obejść zostały doprowadzone media. Na co dzień jednak nikt tam nie mieszka. Miejscowości zaludniają się podczas ćwiczeń. – Na potrzeby „Combined Resolve XIII” organizatorzy wynajęli kilkuset statystów. Utworzyli oni lokalne społeczności, których obecność walczący musieli brać pod uwagę przy planowaniu działań – wyjaśnia gen. Parylak.
Mieszkańcy alarmowali, że w ich miejscowościach nie ma prądu, brakuje wody, że drogi zostały poblokowane, organizacje pozarządowe prosiły o pomoc w związku z napływającą falą uchodźców. Zdarzało się, że cywile ginęli na polach minowych. W takich sytuacjach żołnierze musieli się liczyć z krytyką społeczną. – Tego typu wydarzenia były szeroko komentowane w gazetach i na portalach społecznościowych, które powstały specjalnie na potrzeby naszych ćwiczeń – tłumaczy mjr Artur Pinkowski, na co dzień rzecznik 11 Dywizji, który podczas „Combined Resolve XIII” działał w służbach prasowych Niebieskich.
Mało tego, część mieszkańców otwarcie sprzyjała Czerwonym. W jednym z miasteczek na przykład władzę przejęła burmistrz, która z miejsca zorganizowała paramilitarne bojówki. – Europa jest kontynentem o dużej gęstości zaludnienia. Działania wojenne trudno prowadzić z dala od cywilów. Dowódcy muszą wiedzieć, w jaki sposób się wśród nich poruszać. Jak zadbać o ich bezpieczeństwo, ułożyć sobie z nimi współpracę? W jaki sposób poruszać się w świecie mediów tradycyjnych i elektronicznych? W Hohenfels mieliśmy tego próbę – podkreśla gen. Parylak.
Specyficzny był też sam przeciwnik. – Siły OPFOR [opposing force], utworzone przez Amerykanów, liczyły około tysiąca żołnierzy, wyposażonych w pojazdy różnych typów. W ośrodku Hohenfels szkolą się oni na co dzień, dzięki temu doskonale znają teren. Podczas „Combined Resolve XIII” współpracowali z nimi m.in. Albańczycy i Bośniacy – wyjaśnia kpt. Gmerek. Czerwoni mieli własną taktykę oraz plan działań, który dla Niebieskich pozostawał tajemnicą. W pierwszych dniach przeprowadzili atak i zajęli spory fragment terytorium.
– Przeciwnik unikał otwartych terenów. Jego oddziały często wykonywały zadania w rozproszeniu. Żołnierze korzystali z leśnych dróg, wąskich, zamaskowanych przesmyków, tzw. spider’s trials – wspomina kpt. Niedźwiecki. Na tym jednak nie koniec. – Czerwoni prowadzili działania hybrydowe. Ukrywali się wśród mieszkańców, korzystali z cywilnych pojazdów. Przypominało to trochę sytuację, która panuje obecnie u naszych sąsiadów – przyznaje kpt. Przemysław Beczek z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej, szef sztabu ćwiczącego w boksie polskiego batalionu.
Mimo trudnych warunków Niebiescy musieli przygotować obronę. – Moja kompania została wzmocniona dwoma drużynami przeciwpancernymi oraz sekcją obserwatorów ognia połączonego. Rozbudowaliśmy fortyfikacje i odpieraliśmy ataki, przeprowadzane także z wykorzystaniem śmigłowców – wspomina kpt. Niedźwiecki. Operacja obronna trwała kilka dni. Potem Niebiescy wyprowadzili kontrnatarcie. – Na tym etapie blokowaliśmy przeciwnikowi możliwość uderzenia ze skrzydła na nasze główne siły – wyjaśnia kpt. Niedźwiecki. Uderzenie się powiodło. – Choć ponieśliśmy straty, utracone terytoria udało się odzyskać. Najważniejsze, że zyskaliśmy mnóstwo materiałów do analizy – podkreśla kpt. Beczek.
W „Combined Resolve XIII” wzięli udział przedstawiciele 17 państw. Obok Amerykanów, Brytyjczyków czy Holendrów w Hohenfels ćwiczyli też żołnierze spoza Sojuszu Północnoatlantyckiego, na przykład Bośni i Hercegowiny, Gruzji czy Macedonii Północnej. Do udziału w manewrach oficerowie z Żagania przygotowywali się od kilku lat. – Pomysł zrodził się, kiedy na zachodzie Polski na stałe zaczęły stacjonować wojska US Army. Uznaliśmy, że takie ćwiczenia stanowią doskonałą okazję, by sprawdzić możliwości współdziałania na szeroką skalę – tłumaczy gen. Parylak. W 2019 roku sztabowcy pojechali do Hohenfels, by dowodzić międzynarodową dywizją. 11 LDKPanc była reprezentowana już na wszystkich trzech szczeblach: od sztabu dywizji, przez sztab brygady, aż po batalion wykonujący zadania w polu.
Błędy? Tylko teraz...
– Ze sprawdzianu jesteśmy bardzo zadowoleni – przyznaje generał. – W sztabie dywizji mieliśmy blisko sto osób z siedmiu państw. Do Niemiec staraliśmy się zabrać jak najwięcej żołnierzy, których nie było z nami podczas poprzedniej edycji ćwiczeń. Doświadczenie wyniesione z pracy w międzynarodowym gronie, pod presją czasu, w dodatku w związku z realizacją tak skomplikowanych zadań, jest bezcenne – podkreśla gen. Parylak i dodaje, że dowództwo ćwiczeń ocenia dobrze. Podobnie dowództwa brygady i batalionu, który toczył walkę w boksie. – Dynamika była bardzo duża. Pomysłowość przeciwnika i trudne warunki atmosferyczne wymuszały na nas ogromną elastyczność – zaznacza gen. Parylak. – Na pewnym etapie działań na przykład zamierzaliśmy użyć śmigłowców. Niestety, na poligonie panowała tak duża mgła, że nie byliśmy w stanie ich poderwać. Zadanie należało więc wykonać inaczej, przy użyciu wojsk operujących na lądzie. Takich sytuacji mieliśmy mnóstwo – podkreśla.
Poczynania ćwiczących były bacznie obserwowane przez ekspertów z Hohenfels. A wszystko dzięki rozmieszczonym na poligonie 300 kamerom i systemowi, który umożliwiał śledzenie korespondencji. – Nie ustrzegliśmy się błędów. Często jednak wynikały one nie tyle z braku umiejętności, ile z odmiennych procedur stosowanych przez sojusznicze wojska czy z różnych parametrów i możliwości sprzętu. Ale takie ćwiczenia są właśnie po to, by błędy popełniać, a potem je korygować. Myślę, że wypadliśmy w Hohenfels całkiem nieźle – podkreśla gen. Parylak. Teraz sztabowcy rozpoczną opracowywanie wniosków. – Mogą się one przydać nie tylko 11 LDKPanc. W końcu nieczęsto Polacy mają okazję dowodzić międzynarodową dywizją – podsumowuje generał.
autor zdjęć: st. chor. sztab. Rafał Mniedło
komentarze