Nie wiemy, o czym dokładnie rozmawiali na moście Poniatowskiego w Warszawie marszałek Józef Piłsudski z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim. Według prezydenta, Piłsudski skwitował dyskusję zdaniem: „Dla mnie droga legalna zamknięta” i wrócił do wiernych mu żołnierzy, gotowych na bratobójcze starcie. Był 12 maja 1926 roku. Dzień, w którym rozpoczął się przewrót majowy.
12 maja 1926, marszałek Józef Piłsudski przed spotkaniem z prezydentem RP Stanisławem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego. Od lewej: Kazimierz Stamirowski, Marian Żebrowski, Gustaw Orlicz-Dreszer, Józef Piłsudski, Tadeusz Jaroszewicz i Michał Galiński. Fot. Wikipedia
Wojna z bolszewikami i III Powstanie Śląskie zamknęły walkę o granice odrodzonej po zaborach Polski. Po latach heroicznych zmagań przychodził czas budowy od podstaw życia społecznego i gospodarczego nowego państwa, a to okazało się trudniejsze od walki z nieprzyjaciółmi ze wschodu i z zachodu razem wziętymi. Kolejny raz okazała się prawdą stara maksyma, że Polacy potrafią jednoczyć się tylko wobec ostatecznego zagrożenia. Państwo pogrążyło się szybko w politycznym i gospodarczym chaosie. Zamordowanie prezydenta Gabriela Narutowicza przez endeckiego fanatyka w grudniu 1922 roku było tego tragiczną oznaką. Niedawni w czasie wojny polsko-bolszewickiej polityczni sojusznicy teraz stali się śmiertelnymi wrogami.
Underground Marszałka
Józef Piłsudski, by uzdrowić sytuację w kraju, postanowił wrócić do swoich starych, sprawdzonych metod z czasów walki z rosyjskim zaborcą – do tajnej roboty, jak sam zwykł o tym mawiać. W maju 1923 roku do władzy doszedł Chjeno-Piast. Pod tą wymowną nazwą krył się rząd Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast” i Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej z Wincentym Witosem na czele. Był to więc gabinet nieprzyjaznej piłsudczykom prawicy na czele z politykiem, którego Marszałek nie znosił. Witos jako premier odegrał w 1920 roku swoją rolę, bo zmobilizował wieś do wojska. Jednak w czasie pokoju jego pragmatyzm polityczny niezmiernie drażnił Piłsudskiego. Na znak protestu Marszałek zgłosił swą dymisję ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego i zrezygnował z przewodniczenia Ścisłej Radzie Wojennej.
Ogłosił, że od tego momentu jest osobą prywatną, i osiadł w podwarszawskim Sulejówku, by pisać pamiętniki i książkę o swojej roli w wojnie z bolszewikami. Oczywiście większość polityków i wojskowych nie dała się nabrać na ten wybieg, ale nie docenili potencjału, jakim dysponował Marszałek. A ten nie tylko pisał, lecz także jeździł po kraju i umacniał swą sławę, zwłaszcza w stowarzyszeniach kombatanckich. Tymczasem sytuacja polityczna była coraz gorsza. Rządy zmieniały się jak rękawiczki, kraj opanował kryzys gospodarczy i galopująca inflacja. Jesienią 1925 roku Piłsudski i jego ludzie przeszli do czynu. 15 listopada 1925 roku kilkuset oficerów służby czynnej zebrało się w Sulejówku, by uczcić siódmą rocznicę uwolnienia Józefa Piłsudskiego z magdeburskiego więzienia. Przewodzący zgromadzeniu generał Gustaw Orlicz-Dreszer zaoferował wówczas solenizantowi „pewne, w zwycięstwach zaprawione szable”. Szef Ministerstwa Spraw Wojskowych, generał Władysław Sikorski, ocenił tę demonstrację jednoznacznie jako zapowiedź zamachu. Uczestniczących w zgromadzeniu oficerów karnie zesłał do odległych garnizonów. Szczególnie potraktował generała Dreszera, którego wysłał do Poznania. Dla piłsudczyka było to bardzo bolesne, bo znalazł się w mateczniku endecji. Na szczęście dla Dreszera okazało się, że nie na długo…
20 listopada 1925 roku utworzono nowy rząd. Prezydent Wojciechowski, świadomy pozycji Marszałka, zaprosił go na rozmowę w sprawie obsadzenia Ministerstwa Spraw Wojskowych. Piłsudski, ku zaskoczeniu Wojciechowskiego, bez zbytnich wstępów gwałtownie zaatakował Sikorskiego i zażądał natychmiastowego usunięcia go z Warszawy. Prezydent ugiął się i generał Sikorski otrzymał bilet do Lwowa, natomiast do stolicy wrócili wszyscy zesłani przezeń oficerowie z Dreszerem na czele. Nie dość tego, na żądanie Marszałka nowym ministrem spraw wojskowych został generał Lucjan Żeligowski. To był człowiek Piłsudskiego „od mokrej roboty” i jasne się stało, że Marszałek wraca oficjalnie do politycznej gry.
Strzały o zmierzchu
Utworzony 10 maja 1926 roku rząd Wincentego Witosa spotkał się z gwałtownym protestem sejmowej lewicy. Marszałek Piłsudski w wywiadzie dla „Kuriera Porannego” powiedział, że premier Witos „znany jest w historii naszej państwowości głównie z bezceremonialnego stosunku do wszystkich funkcji państwowych”. Jednocześnie przypuścił, w swoim bezceremonialnym stylu, atak na panującą w Polsce „sejmokrację”. Rząd odpowiedział konfiskatą całego nakładu „Kuriera Porannego” i innych gazet, które ośmieliły się wywiad przedrukować. Nic to nie dało, bo słowa Marszałka powtarzano sobie z ust do ust i ulice Warszawy zawrzały od demonstracji. Brali w nich udział nie tylko cywile, lecz także i wojskowi, prowokacyjnie wobec policji śpiewając „Pierwszą brygadę”.
Trzeci rząd Wincentego Witosa, utworzony 10 maja 1926. Fot. Wikipedia
Tymczasem minister spraw wojskowych, generał Żeligowski, już działał. Na jego polecenie w Rembertowie skoncentrowano znaczne siły wojskowe, na czele których stali oficerowie wierni Marszałkowi. W nocy z 11 na 12 maja doszło do niewyjaśnionego do dziś incydentu. Ktoś ostrzelał willę Marszałka. Rano Piłsudski wyruszył do prezydenta Wojciechowskiego, by oficjalnie zaprotestować przeciwko nastawaniu na życie jego dzieci. W trosce o jego bezpieczeństwo towarzyszyły mu… oddziały z Rembertowa. Taki był oficjalny powód wkroczenia wojsk marszałka Piłsudskiego do Warszawy. Jego żołnierze szybko opanowali Pragę i stanęli na linii Wisły.
O jeden most za daleko?
W godzinach popołudniowych doszło na moście Poniatowskiego do dramatycznego spotkania Marszałka z prezydentem Wojciechowskim. Nie jest znany dokładny przebieg rozmowy obu polityków. Jedno jest pewne – spolegliwy dotychczas Wojciechowski całkowicie zaskoczył Marszałka. Prezydent zdecydowanie stanął po stronie rządu i konstytucji. Jak celnie zauważył profesor Czesław Brzoza, „wtedy okazało się, że metoda stwarzania faktów dokonanych nie zawsze skutkuje”. Prezydent Wojciechowski wydał do zbuntowanych wojsk odezwę, by natychmiast podporządkowały się legalnym władzom. Natomiast w komunikacie dla zagranicy stwierdzono, że Piłsudski „jest stokroć niebezpieczniejszy dla Państwa od wroga zewnętrznego”.
Most Kierbedzia obsadzony przez żołnierzy. Fot. Wikipedia
Marszałek nie zamierzał się jednak cofnąć po przekroczeniu Rubikonu. Wiedział, że zarówno większość wojska, jak i opinii publicznej jest po jego stronie. PPS wezwał robotników całego kraju do walki z „monarchistyczno-faszystowsko-paskarskim” (z czego najbardziej obelżywe wówczas było to ostatnie określenie) rządem Witosa. Skutkowało to przede wszystkim tym, że robotnicy skutecznie zablokowali linie kolejowe, uniemożliwiając szybkie dotarcie do stolicy wojsk prorządowych. A w Warszawie zaczęły się dziać rzeczy dramatyczne. Wojska Piłsudskiego bez większych przeszkód opanowały most Kierbedzia i przeszły do prawobrzeżnej Warszawy. Tu już napotkały bardziej zdecydowany opór. Mimo to nazajutrz zajęły większość strategicznych punktów miasta: centralę telefoniczną, siedzibę Sztabu Generalnego i lotnisko. Walki stawały się coraz gwałtowniejsze. Niestety po obu stronach ginęli ludzie, zwłaszcza cywile, niezważający na niebezpieczeństwo i „kibicujący” walczącym, zwłaszcza „legunom” Marszałka.
Nieoczekiwany finał
Generał Tadeusz Rozwadowski, głównodowodzący siłami rządowymi w Warszawie, w specjalnym rozkazie nakazał nacierać zdecydowanie na buntowników i „starać się dostać w swe ręce przywódców ruchu, nie oszczędzając ich życia” (tego Piłsudski Rozwadowskiemu nie darował nigdy), a generał Włodzimierz Zagórski, dowódca rządowych wojsk lotniczych, rozkazał bezwzględne bombardowanie pozycji przeciwnika, co w warunkach miejskich równało się dużym stratom wśród mieszkańców i zniszczeniom (tego Zagórskiemu Piłsudski także nie zapomniał).
Żołnierze 7 pułku ułanów w okopach pod Belwederem. Fot. Wikipedia
14 maja rząd wraz z prezydentem ewakuował się z Belwederu do Wilanowa. Tu debatowano nad dalszymi poczynaniami. Część oficerów, w tym pułkownik Władysław Anders, zdecydowanie optowała za dalszą walką. Argumentowali, że z Wielkopolski i Pomorza maszerują już wierne rządowi wojska. W Poznaniu niezawodni generałowie Józef Haller i Józef Dowbor-Muśnicki organizowali Armię Ochotniczą – nazwa formacji nieprzypadkowo nawiązywała do tej z 1920 roku… Wojciechowski i Witos wahali się jednak. Przeważyła w końcu wieść, że PPS ogłosił w kraju strajk generalny. Prezydent postanowił zrezygnować z urzędu. Zgodnie z konstytucją funkcję głowy państwa przejął marszałek Sejmu Maciej Rataj. On też doprowadził do zakończenia walk i zawieszenia broni. Bilans bratobójczego starcia z 12–15 maja 1926 roku wyniósł: 400 zabitych i 900 ciężko rannych. Prawie połowę rannych i zabitych stanowili cywile.
Do dziś historycy spierają się, czy zamach majowy był jedynie puczem wojskowym, czy już wojną domową. Na podział głosów wyraźnie wpływają sympatie polityczne, co oznacza, jak wielkie emocje budzi nadal to wydarzenie w historii Polski. Jedno jest pewne, po walkach marszałek Piłsudski zaskoczył wszystkich – zarówno swych wrogów, jak i zwolenników. Mianowicie, nie przyjął oferowanej mu władzy dyktatorskiej, tylko, jak sam to stwierdził, dał demokracji jeszcze jedną szansę – rozpisano nowe wybory. Ale rozgrywającymi byli już do końca II Rzeczypospolitej piłsudczycy. Karta odwróciła się tragicznego Września’39, kiedy ster władzy uchwycili ich przeciwnicy z generałem Władysławem Sikorskim na czele. Ten, mimo toczącej się wojny, nie zamierzał przepuścić okazji do zemsty…
Bibliografia
Władysław Baranowski, Rozmowy z Piłsudskim, Warszawa 1938
Czesław Brzoza, Polska w czasach niepodległości i drugiej wojny światowej (1918–1945), Kraków 2001
Antoni Czubiński, Historia Polski 1864–2001, Wrocław 2002
Antoni Czubiński, Przewrót majowy 1926 roku, Warszawa 1989
Andrzej Garlicki, Przewrót majowy, Warszawa 1979
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze