SZTUKA PRZETRWANIA

Dzięki wojsku odnalazł swoje miejsce w życiu. Wypadek zniweczył jednak jego marzenia o dalszej służbie. Dwa lata po zdarzeniu nie poddaje się i walczy, żeby spełniły się kolejne pragnienia.

 

Piszę wiadomość do Sebastiana, by umówić się na rozmowę. Niedługo po wysłaniu e-maila dzwoni telefon. Były żołnierz Formozy chętnie się zgadza. Przeprasza jednocześnie za to, że niewyraźnie mówi. „Wie pani, cały czas się uczę. Staram się jak mogę, bo dość już mam odzywek: «Niech pan zadzwoni, jak pan wytrzeźwieje»”.

Spełnione marzenia

W 2007 rok Sebastian Łukacki zdobył licencjat na kierunku informatyka i ekonometria. O związaniu się z wojskiem na dłużej pomyślał w 2008 roku, gdy jako marynarz kończył służbę zasadniczą w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce. „Przekonałem się co do mojego wyboru, gdy na pływalni usteckiego centrum zobaczyłem ćwiczenia kandydatów do Formozy. Uznałem, że poradziłbym sobie na selekcji do tej jednostki. W międzyczasie odbyłem przeszkolenie rezerwy w Centrum Szkolenia Wojskowych Służb Medycznych w Łodzi, gdzie uzyskałem stopień kaprala.

Potem, po pomyślnej selekcji, rozpocząłem służbę w Formozie jako starszy mat na stanowisku starszego nurka, a później operatora”.

Spodobało mu się wojsko „na wysokim poziomie”: szkolenie w środowisku wodnym, perfekcja działania, konieczność dbania o kondycję psychofizyczną. Chciał się szkolić, doskonalić, być coraz lepszy. Planował iść na studia uzupełniające.

W 2010 roku, dokładnie 4 lipca zmieniło się jednak całe jego życie. Efekty motocyklowego wypadku, któremu uległ Sebastian, były przerażające: stłuczenie mózgu, krwiak w pniu mózgu, złamanie kręgosłupa w kilku miejscach. W kołobrzeskim szpitalu przez miesiąc utrzymywany był w stanie śpiączki farmakologicznej. Kilka tygodni trwała walka o jego życie. Dzięki pomocy między innymi dowódcy Formozy komandora Dariusza Wichniarka trafił do 10 Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy. Wygrał walkę o życie, ale przez pięć kolejnych miesięcy nie było z nim kontaktu.

„Pierwsze przebłyski tego, co się wydarzyło, miałem pół roku po wypadku, przed Wigilią 2010 roku. Chciałem wstać, pójść do toalety, ale moje ciało mnie nie słuchało. Byłem przerażony”, wspomina Sebastian.

Nie wie, jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie wsparcie najbliższych. Jego mama od samego początku, od pobytu w szpitalu była przy nim. Na rok przerwała pracę, by zająć się synem.

„Bez pomocy rodziny, a przede wszystkim mojej mamy i dziadka, nie dałbym sobie rady. Byłem jak dziecko i potrzebowałem pomocy we wszystkim. Na nowo uczyłem się przewracać na bok, połykać, pić, czytać i pisać”.

Każda nowa umiejętność, każdy nowy grymas twarzy przywracał Sebastianowi nadzieję, że wcześniej czy później odzyska sprawność.



Wsparcie kolegów

Oparcie w najtrudniejszych momentach miał jednak nie tylko w najbliższych. „Jako siły zbrojne zrobiliśmy dla Sebastiana wszystko, co było w naszej mocy. Teraz przyszedł czas, żeby pokazać, jak silną, zwartą i lojalną względem siebie jesteśmy społecznością. Ogromnie się cieszę z tego, że – jak widać – jest w nas siła i kreatywność. Potrafimy sobie pomóc nawet wtedy, kiedy nie jest to formalnie wymagane. Dbamy o wszystkich w naszej społeczności, bo przyjaźń to coś, czego nie da się kupić. Myślę, że Sebastian ma wszelkie powody do tego, aby nawet w tej sytuacji być szczęśliwym człowiekiem. Ma wokół ludzi, na których może polegać”, mówi komandor Dariusz Wichniarek, dowódca Formozy.

Sebastian potwierdza słowa dowódcy. „Koledzy z wojska starali się pomóc, jak tylko mogli, i ani przez chwilę nie miałem poczucia, że zostałem sam ze swoimi problemami. Dzwonili, wspominali wspólnie spędzone chwile, potem zaczęli zabierać na różne ważniejsze imprezy. Zawsze cierpliwie słuchali tego, co mało wyraźnie próbowałem im powiedzieć. Kiedy tylko nadarzała się okazja, staraliśmy się spotkać. Bardzo ważne było i wciąż jest dla mnie to, że są ludzie, którym na mnie zależy”, mówi Sebastian.

Docenia to, co koledzy w mundurach dla niego robią, zwłaszcza ich ostatnią inicjatywę: „By pozyskać środki na moją rehabilitację, postanowili opłynąć kajakami wyspę Bornholm. To ekstremalna wyprawa. Wiem, co mówię, bo znam specyfikę morza, a przede wszystkim działań w zimnej i niespokojnej wodzie. Koledzy chcieli w ten sposób pokazać, że solidaryzują się ze mną w moich codziennych zmaganiach. Nasze motto: «Nigdy nie zostawiamy swoich», sprawdziło się i w tym przypadku. Jestem pełen wdzięczności za ten wyczyn”.

Komandosi, którzy przepłynęli kajakami 400 mil morskich, chcieli nadać rozgłos sprawie Sebastiana, żeby więcej ludzi chciało pomóc.

„Podczas wyprawy zdarzały się chwile słabości, w których tylko myśl o Sebastianie pozwalała nam dalej zmagać się z wyziębieniem i zmęczeniem. Często mówiliśmy sobie, że nikt z nas nie ma gorzej, nawet w najtrudniejszych sytuacjach tutaj, niż Sebastian w domu czy w szpitalu. Dlatego wszystko wydawało się do wykonania i traktowaliśmy tę wyprawę jak kolejne zadanie służbowe. Wiedzieliśmy, że wierzą w nas Sebastian, sponsorzy i wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób zaangażowali się w «Milę dla Sebastiana». Nie mogliśmy zawieść. 25 sierpnia, w dniu zakończenia wyprawy, kwota zebrana na subkoncie Sebastiana w fundacji Nadzieja przekroczyła 20 tysięcy złotych. Ekspedycja się zakończyła, ale akcja trwa dalej”, mówi Darek, żołnierz Formozy i kolega Sebastiana, organizator oraz uczestnik wyprawy.

Oprócz wsparcia psychicznego ważna jest też pomoc finansowa. Wojsko doskonale zdaje sobie z tego sprawę, dlatego Sebastian nie miał problemu z otrzymaniem zapomogi czy organizacją transportu do i ze szpitali. Ważne były także inicjatywy kolegów, jak choćby przekazanie połowy dochodu z Biegu Morskiego Komandosa na leczenie Sebastiana. Podobnie ma być i w tym roku.

O Sebastianie napisały regionalne media. Jego historią przez jakiś czas „żyli” internauci kołobrzeskiego forum motocyklowego. Ludzie chcieli pomagać. Akcję pomocy „Sportowcy niepełnosprawni – gwiazdy sportu i polityki” przeprowadzono w Kołobrzegu w listopadzie 2011 roku. Podczas meczu koszykówki z udziałem między innymi władz miasta zbierane były pieniądze na rehabilitację żołnierza Formozy.

„Nobilitujące było dla mnie to, że wiele osób, w tym prezydent Kołobrzegu, mój były dyrektor i nauczyciel z liceum, zasiadło na wózkach, by w pocie czoła walczyć pod koszem. Pokazali tym samym, że każdy sposób jest dobry, by pomóc”.

Godziny ćwiczeń

Nadzieję, że będzie jak kiedyś, daje też Sebastianowi przeszłość. Nie dzieli życia na czas przed wypadkiem i po nim. Dobrze wie i chce zapamiętać, jak smakuje życie, gdy człowiek jest w pełni sprawny, niezależny od nikogo i gdy może robić to, na co ma ochotę. Sam przed tym nieszczęśliwym zdarzeniem żył bardzo aktywnie: biegał, jeździł na rowerze, na nartach, chodził po górach, pływał we wzburzonym morzu. Tego mu dziś brakuje. Tęskni też za normalnym, zwykłym życiem, za samodzielnością, za pracą. Stąd jego niezwykła wręcz determinacja. Stale ćwiczy. I ciało, i umysł. Walczy z niepełnosprawnością, bólem, zmusza swój organizm do ogromnego wysiłku.

„Moje ćwiczenia są elementem specjalistycznej rehabilitacji neurologicznej, odbywają się pod nadzorem rehabilitanta. Polegają na uczeniu się i ciągłym powtarzaniu wyuczonych ruchów, tak by stały się automatyczne”.

Co drugi dzień jest u niego terapeuta, w pozostałe dni w ćwiczeniach pomaga mu mama. Dwa razy w tygodniu chodzi na basen, próbuje pływać i ćwiczyć w wodzie. W domu jeździ na rowerze stacjonarnym.

Stałym punktem dnia jest nauka chodzenia – wciąż jeszcze z pomocą i asekuracją terapeuty, ale coraz częściej zdarzają się pierwsze samodzielne kroki. „Wymaga to ode mnie maksymalnej koncentracji. Nie wiedziałem dotychczas, że utrzymanie równowagi to taka skomplikowana czynność”.

Z uporem w przyszłość

Podczas turnusów rehabilitacyjnych ćwiczy do pięciu godzin dziennie. W powrocie do sprawności pomagają neurologopeda i neuropsycholog. Nie może jednak korzystać z ich pomocy w takim stopniu, w jakim potrzebuje. Aby wziąć udział w turnusie, trzeba wydać od 10 do 18 tysięcy złotych. Początkowo koszty te udawało się częściowo pokryć dzięki pomocy wojska, organizowanym akcjom, pomocy znajomych, rodziny, a także pieniądzom zgromadzonym na koncie Sebastiana w Fundacji „Nadzieja” Osób Poszkodowanych w Wypadkach Drogowych. „Kiedy człowiek osobiście doświadczy tragedii, otrze się o brutalne realia i czasem nierealną rzeczywistość, zaczyna myśleć w zupełnie inny sposób, wszystko przewartościowuje. Tak było i u nas. Dla naszej rodziny priorytetem stała się walka o zdrowie Sebastiana i próba powrotu do normalności. Leczenie syna pochłania wszystkie oszczędności, jakie mamy. Sebastian wciąż walczy, jego młody wiek, upór, determinacja są jego sprzymierzeńcami, przeciwnikami zaś upływający czas oraz wysokie koszty leczenia i rehabilitacji. Walka trwa, jest powolna, ale najważniejsze, że przynosi wymierne efekty”, mówi mama Sebastiana Ewa Łukacka.

Sebastian cieszy się ze swoich własnych małych-dużych sukcesów. Ogromną radość sprawia mu jego coraz większa samodzielność. Ze względu na siebie, ale też na najbliższych, których może w ten sposób nieco odciążyć. Dziś Sebastian jest w stanie wykonać wiele czynności, świetnie radzi sobie z pracą przy komputerze. Wie, że to dzięki dokładności, uporowi i konsekwencji. Bo te trzy cechy, zdaniem Sebastiana, najlepiej określają to, jaki jest. Pozwoliły mu spełnić marzenia o zostaniu żołnierzem, a teraz przydają się, gdy walczy o powrót do pełnej sprawności. Nauczyć się chodzić, stać się jak najbardziej samodzielnym, wrócić do pracy w wojsku, uzupełnić wykształcenie i założyć rodzinę – to plany Sebastiana na najbliższą przyszłość. Wierzy, że wszystkie uda mu się zrealizować. Zresztą nie może być inaczej. Jest zbyt uparty, by sobie odpuścić.

Paulina Glińska

autor zdjęć: Archiwum Sebastiana Łukackiego





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO