To muzeum to mekka dla miłośników najnowszej historii wojskowości.
Uniejowice to wieś położona nieopodal Złotoryi. W internecie znajdziemy informację, iż „Miejscowość znana jest z tego, że w jednym z gospodarstw znajduje się jedyne na ziemiach polskich Muzeum Armii Czerwonej. Prowadzi je Michał Sabadach”.
Do muzeum nie kierują żadne drogowskazy, łatwo więc przegapić odpowiedni zjazd. Trzeba minąć Uniejowice i za wsią skręcić w polną drogę, która wiedzie do poniemieckiego folwarku. Kiedyś był tu szpital polowy Armii Czerwonej, dziś mieści się prywatne muzeum tej formacji. Właściciel i kustosz tego przybytku Michał Sabadach swoje zbiory zawdzięcza Rosjanom, którzy niegdyś stacjonowali w Legnicy.
Przyjaźń z Rosjanami
Kiedy Rosjanie przebywali w Legnicy, Michał Sabadach utrzymywał z nimi bliskie kontakty. „To byli serdeczni ludzie. Mieszkańcy wsi dobrze ich wspominają. Żołnierze kupowali u chłopów kapustę i ziemniaki. Na zamówienie przywozili słodycze i owoce dla dzieci oraz materiały budowlane”, wspomina.
Sabadach zapewnia, że nie jest komunistą ani sympatykiem ZSRR. Zaprzyjaźnił się z Rosjanami, gdy był kustoszem zamku w Grodźcu. Świetnie mówił po rosyjsku (urodził się na Kresach Wschodnich, a w 1956 roku rodzina wróciła do Polski), miał duży księgozbiór rosyjskiej literatury, a jego żona, Lidia, była wnuczką wysokiego rangą oficera.
Mijały lata, a przyjaźń z Rosjanami trwała. W kwietniu 1991 roku rozpoczęło się oficjalne wycofywanie wojsk radzieckich z Polski. Oficerowie, którzy kończyli służbę i wracali do swego kraju, zostawiali Sabadachowi pamiątki – jeden oddał mundur, drugi medal. Takie były początki kolekcji. W gromadzeniu eksponatów pomogły dobre kontakty z dowództwem stacjonującego w Legnicy sztabu Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej. Pożegnalne upominki otrzymał od kilkuset osób, a ktoś nawet zaoferował mu czołg. Dziś Sabadach żałuje, że go wówczas nie przyjął.
Muzeum założył z przekory. Gdy po 1989 roku socjalistyczne pomniki zaczęły trafiać na złom, postanowił, że znajdzie dla nich miejsce w swoim sadzie. Uważa, że nie da się wymazać pół wieku historii. „Nie da się o niej zapomnieć przez niszczenie pomników”, tłumaczy.
Zapomniane obchody
Muzeum Armii Radzieckiej otwarto w maju 1997 roku. Wstęgę przecinali weterani: starszy kapral Weronika Skoracka, starszy sierżant Tadeusz Bagiński i pułkownik rezerwy Eugeniusz Uciński. Regularnie są tu obchodzone święta i rocznice: 1 i 9 maja, 22 lipca oraz 1 września. Michał Sabadach wystawia wówczas do sadu stoły i krzesła, a z gramofonu płyną wojskowe pieśni. Do Uniejowic przyjeżdżają mieszkający na Dolnym Śląsku żołnierze ludowego Wojska Polskiego, akowcy, partyzanci Armii Ludowej i Batalionów Chłopskich. Przybywają także rosyjscy oficjele i członkowie grup rekonstrukcyjnych w mundurach z epoki, między innymi Stowarzyszenia Miłośników Pojazdów Militarnych i Historii „Twierdza Wrocław”. Niektórzy zostają na noc w pokojach gościnnych na piętrze. Wieczorami słuchają opowieści gospodarza – przy wódeczce, piwie i kiełbaskach z grilla, a także przy tradycyjnych daniach kuchni rosyjskiej: ormiańskich szaszłykach i solance.
Gospodarstwo Michała Sabadacha otaczają lasy i łąki, łącznie 25 ha ziemi. Na polu za domem znajduje się pas do lądowania dla messerschmittów. Zbudowali go dawniejsi niemieccy właściciele gospodarstwa – rodzina von Duemichen – dla jednego z kuzynów, lotnika Luftwaffe.
Bogate zbiory
W sadzie stoi trzymetrowy posąg marszałka Konstantego Rokossowskiego, który wcześniej znajdował się w Legnicy przed dawnym Domem Oficera Armii Radzieckiej. „Gdy Rosjanie wycofywali się z Polski, zaczęliśmy niszczyć pomniki. Pomyślałem, że tak nie można”, opowiada Sabadach. Zabrał popiersie Rokossowskiego do Uniejowic. Marszałek „obojga narodów” ma towarzystwo – generała Karola Świerczewskiego „Waltera”. O ścianę domu opierają się kamienne twarze żołnierzy polskich i radzieckich, które kiedyś były częścią pomnika poświęconego Układowi Warszawskiemu na radzieckim lotnisku w Legnicy.
Na wystawę Michał Sabadach przeznaczył część liczącego 1800 m2 domu, w którym znajdują się setki przedmiotów związanych z pobytem Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej w Polsce. Zbiory zostały zgromadzone w bocznym skrzydle domu – są wyeksponowane, uporządkowane i oświetlone. Zwiedzający mogą tu zobaczyć między innymi kilkanaście radzieckich i polskich mundurów różnych rodzajów wojsk – paradne, wyjściowe i polowe, letnie i zimowe. Znajdują się tu także dziesiątki dokumentów i odznaczeń wojskowych (między innymi medal, wraz z legitymacją, „Za Zdobycie Berlina” i „Za Wyzwolenie Warszawy”, a także Order Sławy II klasy, znaleziony przez Sabadacha przy szczątkach radzieckiego czołgisty), sprzęt łącznościowy, ekwipunek żołnierski oraz modele czołgów i samolotów, a także mapy, zdjęcia, dokumenty i materiały propagandowe.
Na uwagę zasługują dwa mundury z naramiennikami obszytymi złotą nicią, podarowane Sabadachowi przez generała Wiktora Dubynina, dowódcę Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej stacjonującej w Legnicy. Właściciel kolekcji najbardziej ceni sobie drewnianą kopię Orderu Zwycięstwa, gwiazdę, która zdobiła legnicki gabinet generała. Ma półtora metra średnicy i waży 20 kg. Po śmierci Dubynina przywieźli ją do Uniejowic jego adiutanci. Wśród pamiątek jest także inna rzecz z tego gabinetu – portret Lenina.
W rogu największej sali wystawowej Sabadach odtworzył gabinet oficera KGB. Częścią zbioru jest także kolekcja popiersi Lenina: w drewnie, z brązu i mosiądzu, z gipsu i plastiku. Jedno z nich nosi ślady po kuli. Kiedyś stało w pokoju oficerskim garnizonu Krzywa. Wojciech Kondusza, autor książki „Sabadach i jego Muzeum Armii Radzieckiej”, którą wydał i bogato zilustrował zdjęciami Franciszek Grzywacz, przytacza trzy anegdoty o tym popiersiu, opowiada Sabadach. Z właściwym sobie poczuciem humoru wyjaśnia: „To ślad po kuli, którą wystrzelił w oblicze Władimira Iljicza adiutant generała Dubynina. Kiedyś w pijanym widzie wydawało mu się, że pomnik Lenina do niego przemawia. Wyciągnął tetetkę i strzelił. Kiedy wytrzeźwiał, oświadczył, że to tylko kawał tynku spadł na głowę wodzowi rewolucji”. Czasem tłumaczy inaczej: „Kto tu przychodzi, to pac Lenina po głowie, więc jest uszkodzony”. Niekiedy natomiast opowiada: „Chciałem mieć Lenina, bo wiedziałem, że kiedyś będzie atrakcją. Tylko w moim domu ludzie zobaczą mordercę milionów. Postawię go sobie w ogrodzie i powieszę tabliczkę: można pluć”.
Niezwykły człowiek
Najciekawszym „eksponatem” jest jednak sam właściciel. Gawędziarz, biesiadnik, kawalarz, serdeczny, otwarty, kresowiak, repatriant, sierżant LWP, społecznik, rolnik, artysta, znawca literatury i poezji rosyjskiej. Słowem – człowiek niezwykły, jak pisze o nim Wojciech Kondusza. Dla każdego ma czas, dla każdego jest interesującym rozmówcą.
Z czasem Michał Sabadach wzbogacił swoje zbiory o pamiątki po ludowym Wojsku Polskim: zebrał niechciane po 1989 roku tablice pamiątkowe, sztandary i mundury. Żołnierze spod Monte Cassino przekazali mu między innymi łyżkę i widelec, a wnuczka żołnierza 2 Armii przysłała z Republiki Południowej Afryki hełm swego dziadka. Sabadach podsumowuje: „Przyjeżdżają do mnie studenci, którzy piszą prace magisterskie o czasach Polski ludowej, a nie mogą dotrzeć do pamiątek i ówczesnej literatury, bo wiele rzeczy zostało bezmyślnie zniszczonych”.
autor zdjęć: Muzeum Armii Radzieckiej