ODCIENIE SZAROŚCI

Z Agnieszką Pakułą o różnych obliczach historii, okaleczonych ludziach i ranach, których nie widać rozmawia Małgorzata Schwarzgruber.

 

W Pani pracach często pojawia się temat wojny. Skąd u młodej osoby takie zainteresowania?

Żyjemy w stosunkowo bezpiecznej epoce. Od ostatniej wojny upłynęło kilkadziesiąt lat. Interesuje mnie ekstremalność tamtej sytuacji. Szukam odpowiedzi na pytanie: jak ja bym się wówczas zachowała? W dzieciństwie słuchałam opowieści dziadka o wojnie oraz nagrań z powstańczymi piosenkami. To był ostry podział: Polacy i Niemcy, dobro i zło, czarne i białe. Potem, gdy w swojej twórczości zaczęłam się skupiać na człowieku i jego psychice, ten podział przestał być taki klarowny, bo historia ma różne oblicza.

 

Na przykład niemieckiego feldmarszałka Erwina Rommla pokazała Pani jako człowieka rozdartego między dobrem a złem – na jego mundurze zapisała Pani jego wojskowe wypowiedzi, a w tle umieściła fragmenty czułych listów do żony.

Generał Rommel fascynuje mnie jako postać. Z jednej strony był karierowiczem, który bratał się z nazistowskim reżimem, a z drugiej – przez długi okres symbolem tak zwanego rycerskiego Wehrmachtu, formacji, której nie przypisywano takich zbrodni jak SS. Był dowódcą oddanym nie tylko Führerowi, lecz także swoim żołnierzom. Świetnym strategiem i jednocześnie kochającym mężem i ojcem.

 

Należał jednak do narodu sprawców. Czy przedstawiając go w taki sposób nie rozgrzesza Pani zbrodni?

Nie oceniam. Na Rommla patrzę jak na człowieka i zastanawiam się, jakie kierowały nim motywacje. Staram się nie wartościować „dobry” czy „zły”, lecz pokazać człowieka. Im bardziej zagłębiałam się w jego historię, tym bardziej wydawała mi się interesująca i pełna sprzeczności. Sposobem przedstawienia Rommla chciałam zaintrygować widzów, skłonić ich do refleksji, aby spojrzeli na obraz nie jednotorowo.

 

Nie czarne ani białe, lecz...

…dużo odcieni szarości.

 

Z naszą narodową wizją wojenną bardziej współgra obraz pokazujący Janusza Korczaka.

Na moim obrazie postać Korczaka jest pokryta dziecięcymi imionami. Symbolizują one jego oddanie podopiecznym oraz zaangażowanie w walkę o prawa dziecka. Obraz powstał, gdy zostałam zaproszona na wystawę z okazji roku korczakowskiego – „Artysto, przytul dzieciaka”. Namalowałam tryptyk: portret Korczaka, żydowskiego chłopca i niemieckiego żołnierza z fragmentami obwieszczeń. Każda część tryptyku była więc inspirowana inną stroną konfliktu II wojny światowej.

 

Z wojną jest związany także cykl „Alte Kameraden”, pokazujący zniszczone twarze weteranów.

Pokazuję ludzi fizycznie okaleczonych przez wojnę. Bezpośrednią inspiracją były zdjęcia i materiały filmowe z czasów I i II wojny światowej. W internecie trafiłam na szokującą dokumentację z archiwum medycznego z początku XX wieku. Na jednym zdjęciu było na przykład widać elegancko ubranego pana w smokingu, który nie miał połowy twarzy. Ten kontrast mnie zainspirował. Inne fotografie pokazywały poszczególne stadia gojenia się ran czy próby rekonstrukcji – robiono odlew zniekształconej twarzy i na nim budowano na przykład szczękę, nos czy kawałek policzka. Te elementy później „trzymały się” na okaleczonym dzięki zamocowaniu ich na okularach czy gumce. Oglądałam zdjęcia ludzi bez twarzy i potem z protezą twarzy. Obrazy te kontrastują mocno z dzisiejszym kanonem piękna. Przeniesienie się ze współczesnego świata estetycznych bilbordów w świat kalekich ofiar wojny byłoby szokiem dla każdego współczesnego Polaka. Malowanie było dla mnie oswajaniem się z brzydotą. Zastanawiałam się, jak czułby się współczesny człowiek tracąc – dosłownie – twarz? Ona jest przecież najbardziej integralną częścią każdego z nas, z którą się bezpośrednio identyfikujemy. Moja twarz to ja.

 

Temat wojennych okaleczeń kontynuowała Pani w pracach cyklu „Shell shock”. Terminem tym po I wojnie światowej nazywano psychiczne schorzenia wywołane udziałem w bitwie.

W serii „Shell shock” skupiam się na okaleczeniach psychicznych. To bardziej „subtelne” rany, niewidoczne na pierwszy rzut oka. Znalazłam wiele zdjęć żołnierzy, na których twarzach odmalowywała się kompletna pustka, brak jakichkolwiek emocji. Amerykanie nazwali ten stan „thousand-yard stare”. Ludzie ci wyglądali, jakby byli pozbawieni duszy wskutek grozy, którą przeżyli. Termin „thousand-yard stare” pochodzi z czasów II wojny światowej. Magazyn „Life” opublikował wówczas obraz autorstwa Thomasa Lea – portret żołnierza walczącego w bitwie o Peleliu. Żołnierz ten miał właśnie ów charakterystyczny wyraz twarzy. Od tamtej pory nazwa ta zaczęła funkcjonować w języku potocznym jako określenie tego stanu u innych weteranów. Przy okazji widać, w jaki sposób wojna może przenikać się ze sztuką.

 

Taki stan pustki i rany, których nie widać, trudniej namalować.

Spektrum objawów shell shock [dziś: zespół stresu pourazowego] było szerokie: od czasowej utraty słuchu czy wzroku po zesztywnienie stawów, czasowy paraliż, depresję czy bezsenność. W internecie oglądałam filmy z okresu I wojny światowej pokazujące, jak silny mógł być szok: dwóch zdrowych mężczyzn nie zdołało zgiąć ręki trzeciemu, który zapadł na shell shock.

 

Na obrazach widać, że wojna, nawet po zakończeniu działań, nadal rozgrywa się w głowach weteranów.

Nie mają fizycznych obrażeń, ale w oczach mają ciężar, z jakim przyszło im się zmierzyć. Po powrocie do domu nie potrafią odnaleźć się w normalnym świecie. Chcą wracać do swoich towarzyszy.

 

Proszę opowiedzieć o obrazie „Shell shock Analgesia”.

Przedstawia zamgloną twarz weterana, wspominającego przeszłość, choć jest ona niewyraźna. Widzimy litery i symbole – to międzynarodowe oznaczenia zaburzeń dysocjacyjnych. Jednym z nich jest analgesia. Oznacza brak wrażliwości na ból. Pod wpływem stresu można nie odczuwać bólu. To inny rodzaj cierpienia niż ten, który był udziałem żołnierzy mających thousand-yard stare.

 

Dlaczego twarz weterana jest przekreślona?

Może to symbol skreślenia tego człowieka? A może chce on wykreślić z głowy wspomnienia z wojny? Podobne linie malowano także na czołgach i samolotach – mówiły o liczbie zestrzelonych przeciwników. Nie chcę narzucać interpretacji. Każdy odbiorca ma prawo postrzegać ten obraz inaczej.

 

Po II wojnie światowej termin „shell shock” zastąpiło określenie „combat stress reaction”. Czy interesowała się Pani współczesnymi weteranami, którzy po misjach w Iraku i Afganistanie zapadają na zespół stresu pourazowego?

Oglądałam ich zdjęcia. Nie dostrzegłam różnicy: twarze weteranów z 1944 roku wyglądają tak, jak te współczesne. Widać, że cierpią podobnie. Żołnierze, którzy walczyli w Iraku, mają takie same puste oczy, jak ci z Wietnamu czy spod Stalingradu.

 

Czy przekaz Pani obrazów nie jest zbyt pesymistyczny? Rany się goją...

Często spotykam się z podobną opinią: „Pani prace są smutne i straszne”. Uważam, że są pełne nadziei. Dla mnie najważniejsze jest człowieczeństwo, a ono niesie ze sobą nadzieję. Chcę poruszyć odbiorcę. Okaleczeni weterani musieli funkcjonować w społeczeństwie. To wielkie bohaterstwo żyć bez twarzy. Może to nawet trudniejsze niż sama walka. Ktoś stracił twarz, ale nadal żyje. To staram się pokazać w swoich pracach.

 

Gdy patrzę na Pani obrazy, mam wrażenie, że mówią nam: „w każdym drzemie bestia”.

Jest jasna i mroczna strona moich prac. Ja poruszam tę ciemną, bo z jasną lepiej sobie radzimy – umiemy celebrować radość. Od ciemnej staramy się odcinać i udawać, że nie istnieje. Moim zdaniem trzeba mieć jej świadomość i umieć się z nią obchodzić, bo inaczej bestia na pewno dojdzie do głosu.

 

Maluje Pani silne, ekspresyjne obrazy, kontrastujące ze współczesnym kanonem piękna i pozostające w opozycji do wygładzonych obrazów w reklamie i w mediach.

Wcześniej pracowałam w reklamie, więc wiem, jakie cuda może zdziałać Photoshop. Teraz szukam prawdziwych emocji.

 

Jakie techniki Pani stosuje?

Maluję akrylem na płótnie. Przy typografii kaligrafuję litery ręcznie lub korzystam z gotowych szablonów, którymi posługiwałam się na przykład przy tryptyku o Korczaku.

 

Czy cytaty z literatury lub wypowiedzi portretowanych osób mają nadać obrazom szerszy kontekst i wzmocnić przesłanie?

Na zastosowanie liternictwa wpadłam po pracy w reklamie. Wcześniej nie zajmowałam się grafiką. Pierwszym cytatem, jaki wplotłam w obraz, były słowa Charlesa Bukowskiego. Mówił o tym, że niektórym ludziom w życiu nigdy nie odbija i to musi być strasznie smutne życie. Czasem cytat był humorystyczny, kiedy indziej miał widza skłonić do refleksji. Na jednym z obrazów dodałam międzynarodowe symbole chorób medycznych, na innym wymieniam kalibry dział artyleryjskich z różnych epok. Zawsze staram się znaleźć równowagę między formą a treścią.

 

Nad czym Pani obecnie pracuje?

Jestem na etapie przemyśleń. Maluję szybko, ale długi jest proces opracowania koncepcji. Pozostaję jeszcze pod wrażeniem polsko-niemieckiej wystawy „Interferencje”, którą zorganizowałam razem z Agatą Czeremuszkin-Chrut. Miałam okazję zobaczyć, jak pracują inni artyści, którzy bardziej skupiają się na formie i materiale.

 

Nie opowiadają historii?

Jak najbardziej, ale w innej formie. Na przykład niemiecka artystka, z którą pracowałam podczas wystawy „Interferencje”, Edith Kollath, wykorzystuje w swoich pracach różne materiały, m.in. papier, tworzy instalacje, np. „Oddychające książki”. Jej prace zainspirowały mnie swoim pięknem i brakiem dosłowności.

 

Forma musi być ciekawa, aby przyciągnęła odbiorcę.

Owszem, tylko wtedy odbiorca zechce zgłębić przekaz twórcy. Bardzo ważna jest dla mnie praca z innymi artystami, możliwość wymiany poglądów i inspiracji. To zawsze rozwija.

 

Pani pierwsza samodzielna wystawa „Think different” zebrała dobre recenzje. Złożyły się na nią portrety – nietypowe i prowokujące, na których sacrum miesza się z profanum. Zachęca Pani widza, żeby myślał inaczej. Inaczej, czyli jak?

Warto dostrzec innych i wyjść poza schematy.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Archiwum Agnieszki Pakuły





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO