Od początku pandemii na pierwszej linii. Pomagają, służą, wypełniają swoją misję. Żołnierze Wojska Polskiego. Są cichymi bohaterami ery COVID-u. Dziękujemy za Waszą służbę! Przyjrzyjmy się osobom, dzięki którym wygrywamy walkę z wirusem. Rozmawiamy z jednym z nich – kpr. Łukaszem Czopkiem z 5 Brygady Obrony Terytorialnej.
Od wielu miesięcy żołnierze wspierają medyków w walce z pandemią. A pan jest i żołnierzem, i ratownikiem medycznym.
Kpr. Łukasz Czopek: Tak. Na studiach poznałem kilku żołnierzy, którzy powiedzieli mi, że w armii mogę z powodzeniem godzić dwie profesje: ratownika medycznego i żołnierza. Zaraz po obronie dyplomu zgłosiłem się więc do wojskowej komendy uzupełnień i złożyłem wniosek o powołanie. W marcu 2019 roku zostałem żołnierzem terytorialnej służby wojskowej w 5 Mazowieckiej Brygadzie Obrony Terytorialnej, a potem ukończyłem kurs podoficerski Sonda i już jako kapral pełnię zawodową służbę wojskową w 5 BOT. Ma pani rację, walka z pandemią to szczególne wyzwanie dla naszej służby zdrowia, dlatego cieszę się, że jako żołnierz i ratownik medyczny pomagam w zwalczaniu rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Pobiera pan wymazy w kierunku SARS-CoV-2?
Tak, ale na froncie walki z COVID-19 liczy się każde wsparcie. Proszę na przykład zwrócić uwagę na żołnierzy bez wykształcenia medycznego, którzy w różnego rodzaju ośrodkach zdrowia zajmują się mierzeniem temperatury. Dzięki ich pracy pielęgniarki i ratownicy mogą działać na innym odcinku, tam gdzie ich specjalistyczna wiedza jest naprawdę potrzebna.
Czy do nowych zadań musiał się pan jakoś szczególnie przygotowywać?
Pod koniec marca wziąłem udział w szkoleniu z pobierania wymazów zorganizowanym przez Wojskowy Ośrodek Medycyny Prewencyjnej. I od razu zostałem skierowany do pracy jako „wymazowiec”. Działałem na terenie całego województwa mazowieckiego, ale najwięcej pracy mieliśmy w Warszawie.
Zatem już ponad pół roku pobiera pan próbki do badań w kierunku COVID-19. To męcząca praca?
Dla osób pobierających wymazy największą uciążliwością jest praca w odzieży ochronnej. Gdy w pierwszej połowie roku działałem w ramach mobilnych zespołów i każdego dnia odwiedzaliśmy 20 lub 30 mieszkań, to za każdym razem musieliśmy założyć kombinezony ochronne, a po wykonaniu badania zdjąć tę odzież i się zdezynfekować. To oczywiście zabiera sporo czasu. No, a kiedy temperatura powietrza sięgała 30 stopni Celsjusza, to po minucie w kombinezonie byłem już mokry. Wymazy pobieraliśmy nie tylko od osób objętych kwarantanną, lecz także od pensjonariuszy ośrodków opiekuńczych. Pamiętam, że w domu spokojnej starości pod Warszawą w ciągu kilku godzin „wymazałem” 80 osób.
Czy dziś też działa pan w terenie?
Nie, dziś pobieram wymazy w jednej ze stołecznych przychodni. Ale i tu musimy pamiętać o zasadach bezpieczeństwa. Przed rozpoczęciem pracy trzeba załatwić wszystkie potrzeby fizjologiczne, tak by po założeniu odzieży ochronnej nie opuścić stanowiska przez cztery godziny. W czasie pracy mam na sobie kombinezon z kapturem, ochraniacze na buty, dwie pary rękawiczek – przy czym ta pierwsza jest przyklejona taśmą do kombinezonu. Zakładam także maskę z filtrem, gogle i przyłbicę. Dbałość o szczegóły jest tu bardzo ważna, bo dzięki temu sami możemy uchronić się przed zakażeniem.
Czy osoby kierowane na test boją się wymazu?
Raczej nie. Pobranie wymazu trwa kilkadziesiąt sekund i dla badanego nie jest ani bolesne, ani uciążliwe. Nieprzyjemne uczucie trwa tylko chwilę, gdy badanemu wkładam patyczek do gardła lub nosogardzieli. To wszystko. Trzeba jednak pamiętać, że test będzie skuteczniejszy, jeśli zastosujemy się do kilku prostych zasad: nie można jeść ani pić na kilka godzin przed wymazem, nie można także palić papierosów.
autor zdjęć: DWOT
komentarze