Polscy żołnierze przymierali głodem, w wojskowych obozach, gdzie przebywali szalały choroby. W dodatku Sowieci, wbrew uzgodnieniom, nie wywiązywali się z dostaw uzbrojenia. Gen. Władysław Anders chciał, by dowodzona przez niego armia została ewakuowana do Iranu. 18 marca 1942 roku pojawił się na Kremlu, aby rozmawiać o tym ze Stalinem.
„Niewielkiego wzrostu, krępy, dość szeroki w barach, robi wrażenie silnie zbudowanego mężczyzny” – tak o Józefie Stalinie pisał w swoich wspomnieniach gen. Władysław Anders. Dodawał, że z każdego gestu dyktatora przebija olbrzymie poczucie władzy. I że nawet kiedy się uśmiecha, jego oczy nie śmieją się nigdy. Pozostają czarne, matowe i zimne. Anders znał Stalina osobiście. Już raz rozmawiał z nim na Kremlu. Cztery miesiące wcześniej złożył mu wizytę w towarzystwie naczelnego wodza, gen. Władysława Sikorskiego oraz Stanisława Kota, ambasadora RP w Moskwie. Rozmowa była trudna, bo Polacy dopytywali między innymi o los oficerów wziętych do niewoli we wrześniu 1939 roku i przetrzymywanych w obozach jenieckich na terenach ZSRR. Stalin wzruszył wówczas ramionami i rzucił: „Pewnie uciekli”, a dociskany przez Andersa uściślił: „Do Mandżurii”.
W marcu 1942 roku zanosiło się na to, że spotkanie będzie jeszcze trudniejsze. Anders zamierzał bowiem omówić kwestię przyszłości polskiej armii w ZSRR. 18 marca przyjechał na Kreml w towarzystwie płk Leopolda Okulickiego, szefa sztabu armii. Idąc długimi korytarzami milczeli. Kilka minut po 17:30 drzwi do gabinetu generalissimusa stanęły otworem. „Towarzysz Stalin oczekuje panów” – rzuciła sekretarka.
Limuzyna od dyktatora
– Anders potrafił ze Stalinem rozmawiać – twierdzi prof. Bogusław Polak, historyk z Politechniki Koszalińskiej. – Przede wszystkim znał biegle język rosyjski. Wojskową karierę zaczynał jeszcze w carskiej armii, znał wschodnie obyczaje i tamtejszy sposób myślenia. Tego wszystkiego brakowało choćby Sikorskiemu – dodaje. Dlatego sowiecki przywódca miał do Andersa pewną słabość. – Podarował mu dwa konie i luksusowego chevroleta – mówi prof. Polak. – Oczywiście trudno traktować te gesty jako przejaw wielkiej zażyłości. Stalin był cynicznym, wyrachowanym graczem. Z jednej strony dawał prezenty, z drugiej, gdyby przyszło mu Andersa zniszczyć, nie zawahałby się nawet przez moment. Sam Anders też pozostawał czujny. Gesty Stalina stawiały go w niezbyt komfortowym położeniu, ale wiedział, że lepiej dla Polaków będzie, jeśli podarki przyjmie. Co do Sowietów nie miał większych złudzeń. Zasady funkcjonowania stworzonego przez nich systemu dotkliwie odczuł na własnej skórze – podkreśla historyk.
Podczas wojny obronnej 1939 roku dowodził brygadą wchodzącą w skład Armii „Modlin”, a potem grupą operacyjną kawalerii. Podczas walk z Sowietami został ranny i dostał się do niewoli. Trafił do szpitala, a potem więzienia we Lwowie. Tylko dzięki nadzwyczajnemu zbiegowi okoliczności zdołał uniknąć wywózki do jednego z obozów jenieckich. W ten sposób uniknął niechybnej egzekucji. Nie zdołał jednak uniknąć brutalnego śledztwa. Podczas przesłuchań oficerowie NKWD krzyczeli, że jest klasowym wrogiem, który marnie skończy. Z drugiej strony, składali propozycje przejścia na żołd Armii Czerwonej. Chory i wycieńczony Anders trzymany był w lodowatej celi, w której podłogę pokrywała zamarzająca woda. Na początku 1940 roku trafił do Moskwy. Przeszedł przez więzienia na Butyrkach i Łubiance. Właśnie tam zastał go wybuch wojny niemiecko-sowieckiej.
4 sierpnia 1941 roku Anders odzyskał wolność. Zanim dowiedział się – dlaczego, ze zdziwieniem skonstatował, że strażnicy zaczęli go traktować nad wyraz grzecznie i z szacunkiem. Wkrótce stanął przed obliczem samego Ławrientija Berii, ludowego komisarza spraw wewnętrznych. – Waszych obywateli obejmie amnestia. Powstanie u nas polska armia – tłumaczy pojednawczym tonem Beria i dorzuca, jak bardzo cieszy się, że to właśnie Anders zostanie jej dowódcą.
Formowanie polskich oddziałów rozpoczyna się w Buzułuku nad rzeką Samarą. Do obozów ściągają tysiące jeńców – obdartych, wyniszczonych chorobami i katorżniczą pracą. Wraz z nimi przybywają cywile. Wkrótce obóz zaczyna pękać w szwach. Brakuje żywności, wśród Polaków wybucha epidemia tyfusu. W dodatku Sowieci nie wywiązują się z umów na dostawy broni. Formujące się oddziały nie dostają ciężkiego sprzętu. Tymczasem dowództwo Armii Czerwonej naciska: „poślijcie na front dywizję piechoty!”. „Nie” – odpowiada Anders. Generał zdaje sobie sprawę, że jego żołnierze nie są jeszcze gotowi, by walczyć. Trwa szkolenie i rozbudowa oddziałów. Sowieci obcinają więc i tak skromne racje żywnościowe. Sytuacja staje się coraz bardziej napięta. Niewiele zmienia przeniesienie polskiej armii do Taszkientu, gdzie cieplej. W marcu Anders pisze więc list do Stalina. Osobiście prosi o pomoc. Pocztą zwrotną dostaje zaproszenie na Kreml.
W stronę Iranu
Kiedy 18 marca 1942 roku, Anders i Okulicki wchodzą do gabinetu Stalina, ten wita ich serdecznie. Rozmowa szybko schodzi na braki w zaopatrzeniu polskiej armii.
- Nasze położenie jest tragiczne. Ludzie umierają z głodu – podkreśla Anders.
- Ale co my możemy zrobić? – odparowuje Stalin. – Sami mamy tyle co kot napłakał, a racji dla żołnierzy walczących na froncie zmniejszyć nie możemy...
Generalissimus dodaje jednak, że on sam ma czyste ręce. Winni są Amerykanie, którzy wbrew obietnicom nie dosłali walczącym Sowietom zaopatrzenia. Podczas spotkania po raz kolejny wypływa też temat zaginionych bez wieści polskich jeńców.
- Do tego czasu nie zjawili się oficerowie z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa. Powinni być na pewno u was – zagaduje Anders.
- Wydałem już wszystkie rozkazy, by ich zwolnić (…). Nie wiem, gdzie są. Na co mamy ich trzymać? Być może, że znajdując się w obozach na terenach, które zajęli Niemcy rozbiegli się... – kłamie Stalin.
Na wyjaśnienie zagadki Anders poczeka jeszcze rok. Tego popołudnia na Kremlu przede wszystkim chce rozwiązać inny problem – za wszelką cenę ratować żołnierzy, których ma pod swoją komendą. A żeby to zrobić, musi wyprowadzić, jak najwięcej oddziałów do Iranu. Temat ten został już poruszony podczas spotkania w grudniu 1941. O ewakuacji głodujących oddziałów wspomniał wówczas gen. Sikorski. Stalin nie chciał jednak o tym słyszeć, a sprawa rozeszła się po kościach. Teraz na ustępstwa nie ma już czasu. Anders jest jednak ostrożny. Pyta sowieckiego przywódcę, jak ten problem rozwiązać. A Stalin temat gładko podchwytuje i niespodziewanie zgadza się na wyprowadzenie polskich żołnierzy. Na razie 44 tysiące. – Sowieci przystali na takie rozwiązanie, ponieważ wszystkim było ono na rękę – podkreśla prof. Polak. – Brytyjczycy od dłuższego czasu toczyli z Sowietami zakulisowe rozmowy o ewakuacji armii Andersa. Pilnie potrzebowali żołnierzy, którzy strzegliby pól naftowych na Bliskim Wschodzie. Z kolei Stalin zrozumiał, że tego wojska nie zdoła poddać skutecznej sowietyzacji. Nawet oddane pod rozkazy Armii Czerwonej pozostanie ono elementem obcym, a zatem niebezpiecznym – dodaje. W praktyce więc, jak tłumaczy historyk, decyzja o wycofaniu oddziałów Andersa z ZSRR, zapadła ponad głowami Polaków. Ale była dla nich korzystna. – Oczywiście komunistyczna propaganda oskarżała później Andersa, że nie chciał wspólnie z bratnią Armią Czerwoną wypędzać Niemców z okupowanej Polski, ale w tym miejscu wypada zapytać, ilu jego żołnierzy dotarłoby do jej granic, a potem Berlina? Wiele wskazuje na to, że większość z nich mogłaby podzielić los żołnierzy posłanych w straceńczy bój pod Lenino. Dla Stalina marsz na zachód stanowiłby świetną okazję, by w dogodnym momencie pozbyć się niewygodnych sojuszników – przekonuje prof. Polak.
Łącznie, do listopada 1942 roku, z terytorium ZSRR zostało ewakuowanych do Iranu 115 tysięcy Polaków. 78,5 tysiąca z nich stanowili żołnierze, którzy potem walczyli między innymi we Włoszech. Pozostali to cywile. Wśród nich było kilkanaście tysięcy dzieci. Spora ich część znalazła schronienie w Indiach.
Bibliografia
W. Anders Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Warszawa 2007
Korzystałem z książki autorstwa Władysława Andersa, Bez ostatniego rozdziału. Wspomnienia z lat 1939-1946, Warszawa 2007
autor zdjęć: Wikipedia
komentarze