Chcemy skrócić proces rekrutacji do armii, zsynchronizować działalność projektów adresowanych do ochotników oraz podnieść jakość szkolenia kandydatów – mówi gen. bryg. Artur Dębczak, dyrektor Biura do spraw Programu „Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej”. Szef Biura zapowiada też zmiany w programach szkoleń.
Biuro do spraw Programu „Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej” powstało pod koniec stycznia. Czym się Państwo zajmują?
Gen. bryg. Artur Dębczak: Jednym z naszych głównych zadań jest stworzenie nowego, kompleksowego systemu rekrutacji, który przyczyni się do zwiększenia liczebności armii oraz wzmocnienia rezerw. Obecny system jest dysfunkcyjny i na pewno nie jest przyjazny dla kandydatów do służby. Konieczność wielokrotnego stawiennictwa w Wojskowej Komisji Uzupełnień, organizacja pracy Rejonowej Wojskowej Komisji Lekarskiej, wreszcie przepływ dokumentów. To wszystko znacznie wydłuża rekrutację. Dochodzi jeszcze wszechobecna biurokracja i traktowanie kandydata przedmiotowo, a nie podmiotowo. Badania wykazują, iż w tym procesie tracimy ok. 40 proc. kandydatów. Nie możemy tego akceptować. Sprawdzamy więc informacje uzyskane od osób biorących udział w rekrutacji, analizujemy i zastanawiamy się, jak systemowo rozwiązać problem w skali całych SZ RP. Wyzwanie jest więc duże.
To priorytetowe zadanie Biura, ale nie jedyne...
Będziemy kontynuować projekt Certyfikowanych Wojskowych Klas Mundurowych (CWKM), którymi dotychczas zajmowało się Biuro do Spraw Proobronnych, Legię Akademicką oraz nowy projekt „cyber.mil z klasą”, realizowane dotąd przez Departament Nauki i Szkolnictwa Wojskowego. Część zadań przejęliśmy także z Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa, takich chociażby jak "Strzelnica w Powiecie". Do tego dochodzi także kolejny nowy projekt –oddziały przygotowania wojskowego (OPW) – opracowany we współpracy z resortem edukacji narodowej. Te wszystkie działania chcemy skoordynować tak, aby wszyscy uczestnicy mieli prostą i ułatwioną drogę w szeregi wojska.
W jaki sposób to zrobicie, skoro adresatami tych programów są różne grupy, inne są też założenia programowe szkolenia?
Oczywiście nie chodzi o to, by studenci Legii czy uczniowie klas mundurowych, a od tego roku – oddziałów przygotowania wojskowego, mieli ten sam program szkolenia. Dążymy do tego, by programy się uzupełniały, aby uczeń nie musiał powtarzać pewnych treści w procesie szkolenia. Chcemy po prostu, by absolwent klasy wojskowej z określonymi już umiejętnościami miał możliwość przejścia dobrowolnego szkolenia podstawowego, złożenia przysięgi i zdobycia stopnia szeregowego rezerwy, a potem by mógł – będąc już na studiach – kontynuować szkolenie w module podoficerskim lub oficerskim w ramach Legii Akademickiej. Odbycie takiego podstawowego szkolenia, czy to na etapie szkoły średniej, czy studiów, da kandydatowi szansę na kolejne kroki: zostanie żołnierzem zawodowym lub terytorialsem. Choć oczywiście może też pozostać przeszkolonym rezerwistą.
Planujecie zmiany w programach szkoleń?
Rewolucji na pewno nie będzie, choć zmiany są nieuniknione. Wsłuchujemy się w słowa uczniów oraz studentów i wiemy, że szkolenie musi być bardziej atrakcyjne. Sądzę, że zintegrowane szkolenie podstawowe powinno być ograniczone do niezbędnego minimum. To, które dziś oferujemy np. kandydatom do służby przygotowawczej do NSR, a które trwa trzy miesiące jest zdecydowanie za długie. Wiele jego elementów można skrócić, część zagadnień poprowadzić w formie e-learningu lub zwiększyć intensywność zajęć. Chcemy też szkolenie ustandaryzować. Choć obecnie programy są takie same dla wszystkich uczniów czy studentów, to różnie bywa z ich realizacją. Planujemy również, by w szkoleniu w większym niż dotąd stopniu wykorzystać potencjał byłych żołnierzy, członków organizacji proobronych i weteranów. Mogliby oni prowadzić zajęcia z kandydatami do służby w wojsku, dzięki czemu młodzi ludzie poznawaliby doświadczonych żołnierzy, takich którzy uczestniczyli w misjach, którzy potrafią interesująco opowiadać o swojej służbie i pokazać, że to zawód pełen ciekawych wyzwań. W szkoleniu chcemy też skorzystać ze wsparcia członków organizacji proobronnych. Często są to osoby z wysokimi kwalifikacjami i specyficznymi umiejętnościami. Po przejściu szkolenia sprawdzającego, jako instruktorzy dzieliliby się swoją wiedzą. Mamy też zamiar wykorzystać Mobilny Zespół Szkoleniowy, który będzie monitorował zarówno poziom szkolenia, jak i poziom przygotowania instruktorów. To ważne, by mieć pewność, że kandydaci szkolący się załóżmy w Koszalinie mieli taką samą wiedzę i umiejętności, jak ci, którzy szkolili się w na przykład Rzeszowie.
A co z oddziałami przygotowania wojskowego (OPW), czy zastąpią one klasy wojskowe?
OPW to projekt przygotowany wspólnie z MEN. Decyzję o przystąpieniu do programu podejmuje organ prowadzący szkołę. Po uzyskaniu pozytywnej opinii kuratora oświaty i szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego należy zwrócić się z wnioskiem do MON o uzyskanie zgody na utworzenie OPW.
Wprowadzenie OPW daje możliwość realizowania w szkole ujednoliconego programu przy wsparciu MON. Uczniowie mają szansę uzyskać nie tylko umiejętności wojskowe, ale także kwalifikacje przydatne w życiu cywilnym. Będą mieli możliwość, według własnej decyzji, odbycia skróconej służby przygotowawczej, a tym samym ułatwioną drogę do zawodowej służby wojskowej, terytorialnej czy też pozostanie żołnierzem rezerwy. W tym roku może powstać do 130 OPW. Zainteresowanie jest spore, zwłaszcza, że MON daje duże wsparcie na działalność takich klas, zarówno finansowe jak i merytoryczne. Program Certyfikowanych Wojskowych Klas Mundurowych będzie kontynuowany, choć liczymy się z tym, że część szkół będzie chciało przejść do programu OPW.
Zajmujecie się też programem cyber.mil z klasą. Na razie działa tylko jedna taka klasa, w Łowiczu.
Tak, została ona uruchomiona w ramach programu pilotażowego. Ale docelowo, w każdym z 16 województw ma powstać jedna cyberklasa. Szkoły otrzymają ramowy program, opracowany we współpracy z WAT oraz Narodowym Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni (NCBC), który będą realizowały. Dostaną także wsparcie finansowe.
Już wkrótce rozpocznie się nabór szkół chętnych do udziału w programie. Wszyscy jego uczestnicy będą mogli kontynuować naukę np. w WAT i zostać w przyszłości cyberżołnierzem, czy też w inny sposób zasilić szeregi formowanych Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni.
Jaki ma Pan pomysł na zachęcenie młodych ludzi do wstępowania do armii?
Proszę zwrócić uwagę, kim są nasi potencjalni kandydaci. Z reguły to ludzie urodzeni już w XXI wieku – osiemnasto-dwudziestolatkowie. Większość z nich nie czyta prasy drukowanej, nie ogląda TV. Ich głównym źródłem informacji są przede wszystkim media społecznościowe. Nasze społeczeństwo żyje w świecie obrazkowym, w świecie krótkiej, zwartej informacji. Zatem narzędzie i sposób przekazu jest bardzo istotny. Do ludzi trzeba wyjść, rozmawiać z nimi, wzbudzić zainteresowanie, a nie czekać aż sami przyjdą.
Co zatem Państwo planują?
Chcemy odejść od schematu, biernego oczekiwania na kandydata i skupieniu się na przekazywaniu stosu ulotek do poczytania. Planujemy w ramach kampanii rekrutacyjnych organizować spotkania z żołnierzami, którzy będą opowiadać o swojej służbie, pokazywać ścieżki rozwoju, mówić o możliwościach jakie daje wojsko, o tym, że w armii można być i nurkiem, i psychologiem, i ratownikiem medycznym, czyli uzyskać umiejętności przydatne także poza mundurem. Będziemy także wskazać możliwości uzyskania nowych umiejętności czy uprawnień. Służba w wojsku to także możliwość pracy z najnowocześniejszym sprzętem, takim jak na przykład F-35, i technologią. Ważnym wydaje się także to, aby pokazać, że miejsce w wojsku może znaleźć praktycznie każdy, kto spełnia warunki ustawowe, nie tylko ci najbardziej sprawni.
Jak już wspomniałem, chcemy ujednolicić i uprościć proces rekrutacji. Dziś problem polega na tym, że istnieje kilka podmiotów, które są w nią zaangażowane, a ich działania nie są ze sobą zsynchronizowane. Często, od złożenia deklaracji do momentu otrzymania powołania mijają nawet 3-4 miesiące. To bardzo długa ścieżka i trzeba być naprawdę zdeterminowanym, by ją przejść. Chcemy ten czas skrócić, a bardzo istotnym elementem w tym procesie są badania lekarskie. Wspólnie z Departamentem Wojskowej Służby Zdrowia chcemy zasadniczo zmienić organizację, być może także zakres badań lekarskich oraz psychologicznych. Intensywne prace już prowadzimy.
To znaczy?
Zasadnicze pytanie brzmi, czy kandydatów do pełnienia wszystkich rodzajów służby wojskowej, a obecnie mamy ich kilka, musimy kierować na tak szczegółowe badania jak do służby zawodowej? Wydaje się, że nie. Pewne jest, że kandydat na pilota F-16 czy żołnierza wojsk specjalnych musi posiadać inne predyspozycje zdrowotne niż kandydat na szeregowego czy to w wojskach lądowych czy też WOT. Jestem zwolennikiem zróżnicowania tych badań i określenia pewnego minimalnego standardu zdrowia fizycznego i psychicznego, które da gwarancję, że dany kandydat-ochotnik podoła zwiększonemu wysiłkowi w trakcie szkolenia podstawowego. Czas na bardziej szczegółowe badania, w tym specjalistyczne czy profilowane psychologiczne byłby wtedy, gdyby kandydat decydował się na służbę zawodową. Takie rozwiązanie nie tylko udrożniłoby system rekrutacji, ale dałoby także korzyści finansowe.
Zwiększeniu liczebności armii miała też służyć kampania „Zostań Żołnierzem Rzeczypospolitej”. Czy będzie kontynuowana?
Oczywiście. Zwiększenie liczebności sił zbrojnych to priorytet MON. Ściśle koordynujemy działania z Centrum Operacyjnym MON, analizujemy działania i wyciągamy wnioski, a pewne zmiany wprowadzamy na bieżąco.
A co, jeśli młodzi ludzie zakończą swoją przygodę z armią jako rezerwiści?
Nie każdy może czy też chce być żołnierzem zawodowym. Dla nas wartością dodaną są także ci, którzy zasilą szeregi WOT lub zostaną przeszkolonymi rezerwistami. Bycie rezerwistą oznacza, że otrzymało się przygotowanie wojskowe, opanowało podstawowe umiejętności. Od czasu zawieszenia zasadniczej służby wojskowej minęło już ponad 10 lat. Stanęliśmy przed dużym wyzwaniem: jak przeorganizować system szkolenia rezerw, jak zrobić go bardziej efektywnym? Zadanie jest trudne i w realizacji długotrwałe, ale pewne jest, że trzeba podjąć pilne działania.
Pod Pana „opiekę” trafił też program „Strzelnica w powiecie”. Jakie są jego losy?
Konkurs trwa i wkrótce nastąpi ogłoszenie wyników. Ale nie ukrywam, że będziemy się zastanawiali się nad modyfikacją programu. W rozmowach z samorządami zainteresowanymi projektem pojawiają się głosy, że wymagania określone przez MON są za wysokie, że stawiamy takie warunki jak dla strzelnic wojskowych łącznie z certyfikacją prowadzoną przez WAT czy WITU. Czy to jest właściwa droga? Czy nie można wykorzystać tu doświadczeń WOT, Wojsk Specjalnych czy też innych armii, które korzystają ze strzelnic cywilnych? Powinniśmy zmienić trochę mentalność. Skoro oczekujemy nowej jakości to nie realizujmy zadań starymi metodami.
autor zdjęć: WOT
komentarze