Lwy Rożawy

Śmierć ochotnika odbija się w mediach o wiele większym echem niż codzienny dramat setek tysięcy mieszkańców regionu.

 

Jest ich najprawdopodobniej kilkuset. Pochodzą z różnych państw – USA, Kanady, krajów Unii Europejskiej, Australii, Rosji, a nawet Chin. Do Syrii (rzadziej Iraku) przyjechali na własną rękę, często ryzykując aresztowanie, jeśli nie przy wyjeździe, to podczas późniejszej próby powrotu. Nie dostają żołdu, nie są więc najemnikami, jednak porzucili swoje dotychczasowe życie, aby walczyć z najbardziej barbarzyńskim tworem naszych czasów – Państwem Islamskim. Lwy Rożawy to najbardziej znana grupa ochotników, którzy dołączyli do oddziałów Kurdów syryjskich (Ludowe Jednostki Obrony/Kobiece Jednostki Obrony – YPG/YPJ).

 

Symbol Kobane

Jesienią 2014 roku położone w północnej Syrii miasto Kobane, stolica kurdyjskiego kantonu o tej samej nazwie, urosło do rangi symbolu wojny z Państwem Islamskim. Trwająca od połowy września 2014 roku do końca stycznia 2015 roku obrona miasta przed dżihadystami, kurdyjskie apele o pomoc i dostawy uzbrojenia w połączeniu z kolejnymi doniesieniami o bestialstwach oddziałów Abu Bakra al-Baghdadiego, kalifa Ibrahima, przyczyniły się do rozpropagowania problemu trwającej w Syrii i Iraku wojny. Zwróciły także uwagę na los mniejszości etnicznych i religijnych w obu krajach – Kurdów, jazydów, chrześcijan, Asyryjczyków…

Podczas gdy państwa utworzonej przez Stany Zjednoczone koalicji ograniczały się do niezbyt intensywnych nalotów i symbolicznych zrzutów zaopatrzenia i broni, czego przyczyną było m.in. skrajnie nieprzychylne Kurdom stanowisko Turcji, do Rożawy, autonomicznego regionu syryjskiego Kurdystanu, zaczęli napływać pierwsi ochotnicy z Zachodu. Jednym z nich był Amerykanin Jordan Matson, były spadochroniarz bez wcześniejszego doświadczenia bojowego, który decyzję o pomocy Kurdom podjął z powodu bierności, jak to sam określił, rządu Stanów Zjednoczonych wobec wojny, którą oddziały YPG/YPJ toczą z dżihadystami. Matson jest dziś chyba najbardziej rozpoznawalnym „lwem” Rożawy, w sieci często pojawiają się filmy z jego udziałem, a w lipcu funpage Kurdów i Lwów obiegły zdjęcia z jego ślubu z Rozą Yıldırım, Kurdyjką z Istambułu. W wywiadach dla zachodnich mediów Matson podkreśla, że czuje się „adoptowanym synem Kurdystanu, przynależnym do tutejszej wspólnoty”.

Powody, które kierowały Matsonem, są wspólne dla większości ochotników, niezależnie od kraju pochodzenia czy ich przeszłości. Niemal wszyscy oni podkreślają, że ze względu na okrucieństwa Państwa Islamskiego nie mogli pozostać bezczynni. Dwudziestopięciolatka Samanta Johnston, inżynier i weteranka US Army, zdecydowała się zostawić dzieci w Stanach Zjednoczonych. Sama zaś pojechała do Syrii, bo czuła, że to jej obowiązek „wobec [tutejszych] dzieci, które są bezdomne i osierocone, matek i sióstr, które zostały zgwałcone i sprzedane, ojców, którzy zostali zabici […] wróciłam, bo nie mogę po prostu siedzieć i nic nie robić. Jestem chrześcijanką, ale bronię człowieczeństwa, niezależnie od rasy i religii”. Jeden z brytyjskich ochotników jeszcze przed wyjazdem mówił z kolei: „Nie jestem szczęśliwy w tym kraju. Mam dwoje dzieci, ale tu nie ma niczego, z czego mógłbym być dumny. Jedynym powodem ku temu jest to, że byłem kiedyś częścią brytyjskiej armii, najlepszej armii na świecie, dlaczego więc nie miałbym wykorzystać tej wiedzy i nie przekazać jej innym”.

 

Droga ochotników

Pierwszy kontakt z rekruterami ochotnicy nawiązują najczęściej poprzez witryny internetowe i portale społecznościowe. Na Facebooku są chociażby takie profile jak: The Lions of Rojava, Support the Kurds, Kurdish Peshmerga Forces i wiele innych, dzięki którym można zarówno uzyskać poradę na temat tego, jakiego typu osoby są chętnie widziane w oddziałach YPG/YPJ, jak i skontaktować się z ludźmi gotowymi pokierować ochotnikiem, tak by ten dotarł do Syrii, nie wpadłwszy wcześniej w ręce organów ścigania. W wielu bowiem państwach (jednym z wyjątków są Stany Zjednoczone) wyjazd i służba w oddziałach kurdyjskich są traktowane tak samo, jak zaciągnięcie się w szeregi Państwa Islamskiego. Dlatego też ochotnicy europejscy (ale też australijscy) mniej chętnie ujawniają swoje nazwiska niż ich amerykańscy towarzysze. W wypadku tych ostatnich wystarczy bowiem, że nie są w szeregach organizacji, która walczyłaby z USA, by po powrocie nie czekały ich oskarżenia o terroryzm lub, w najlepszym razie, bycie najemnikiem.

Aby prześledzić drogę ochotników do Rożawy, warto poznać historię Ashleya Johnstona, 28-letniego Australijczyka. W październiku 2014 roku mężczyzna opuścił kraj, by przez Szwecję i Irak dotrzeć do Syrii. W skontaktowaniu się z YPG pomogła mu Kader Kadanir (wojenny pseudonim jednej z administratorek grupy Lwy Rożawy), kiedy dowiedziała się, kim on jest. Sam Johnston tak opisywał się w jednej z wysłanych do niej wiadomości „Nazywam się Ashley Johnston, urodzony 15 kwietnia 1986 roku w Maryborough w Australii, mam obywatelstwo australijskie. Nie jestem notowany ani nie handlowałem narkotykami. Nie byłem w więzieniu. Nie zabiłem człowieka. Tak, mam doświadczenie wojskowe (siedem lat w siłach rezerwy jako strzelec oraz sanitariusz)”. Zaznaczył także, że pełnił służbę na Wyspach Salomona i potrafi posługiwać się kilkoma typami broni strzeleckiej oraz granatników. Johnston walczył w szeregach YPG najprawdopodobniej od początku stycznia do 23 lutego 2015 roku, czyli do dnia swej śmierci.

Trasa wiodąca z Australii do Syrii poprzez Szwecję może na pierwszy rzut oka zaskakiwać. Warto jednak wziąć pod uwagę, że w tym skandynawskim państwie działa prężna i dobrze zorganizowana diaspora kurdyjska, zatem uzyskanie pomocy akurat tam nie jest niczym niezwykłym. Co więcej, według szacunków SÄPO, szwedzkiej służby bezpieczeństwa, do Syrii i Iraku wyjechało stąd około 300 (!) osób. Nie oznacza to oczywiście, że wojna z kalifatem cieszy się wyjątkową popularnością wśród etnicznych Szwedów – częściowo były to bez wątpienia osoby pochodzenia kurdyjskiego, częściowo zaś, tak jak w wypadku Johnstona, osoby, dla których Szwecja była tylko państwem tranzytowym, choć zarówno w oddziałach YPG/YPJ, jak i kurdyjskich peszmergów służyli i służą również Szwedzi.

 

Męczennicy i bohaterowie

Johnston to niejedyny z poległych „lwów”. Pierwszym Europejczykiem, który tam zginął, był Brytyjczyk Konstandinos Erik Scurfield, były żołnierz Royal Marines Corps. W 2015 roku polegli także: Ivana Hoffman, obywatelka RFN i członkini tureckiej Marksistowsko-Leninowskiej Partii Komunistycznej, Keith Broomfield z USA, John Gallager z Kanady, Reece Harding z Australii, czy Niemiec Kevin Jochim, który według oświadczenia YPG miał walczyć w szeregach Kurdów od trzech lat. Do tej pory nie zdarzyło się jednak (na szczęście), by ochotnik został schwytany lub zabity dla pieniędzy. Według doniesień z pierwszej połowy tego roku cena, jaką oferuje za taki czyn Państwo

Islamskie, wzrosła z około 100 do 150 tys. dolarów.

W sierpniu 2015 roku jeden z przedstawicieli Partii Unii Demokratycznej (PYD), głównej siły politycznej Kurdów syryjskich, oświadczył, że w szeregach YPG/YPJ walczy około 500 Europejczyków. Wydaje się, że jest to zawyżone – media amerykańskie i zachodnioeuropejskie podawały, że liczba ochotników ze wszystkich kontynentów oscyluje w granicach 100–200 osób. Wypowiedź przedstawiciela PYD mogła być więc elementem wojny medialnej i kampanii dezinformacyjnej, mogła również odnosić się do wszystkich ochotników, którzy przybyli tu z Europy, tzn. również etnicznych Kurdów, co korespondowałoby z informacjami podanymi przez SÄPO, lub mogła dotyczyć osób, które po kilku tygodniach czy miesiącach pobytu opuściły już Rożawę.

Jak podkreślają sami ochotnicy, część z przyjeżdżających szybko wraca do domów, bo ich wyobrażenie o toczącej się tu wojnie znacznie odbiega od rzeczywistości. Część jest także zawiedziona zbyt małym zaangażowaniem w walkę. Jeden z obywateli USA mówił, że ochotnicy są wykorzystywani głównie na potrzeby mediów i nie są angażowani w realne działania, jednocześnie jednak nie chciał się wypowiadać na temat swojego doświadczenia wojskowego. Trudno dziwić się dowódcom kurdyjskim, że nie chcą ryzykować prowadzenia działań z nieprzygotowanymi do tego ochotnikami, którzy nie tylko nie mają przeszkolenia wojskowego, lecz także, ze względu na barierę językową, nie mogą swobodnie porozumiewać się z resztą oddziału.

Należy także pamiętać, że nie wszyscy spośród ochotników przybywają do Syrii po to, aby tam walczyć. Niewielka część z nich angażuje się np. w działalność humanitarną. Również na stronie Lwów Rożawy można znaleźć teksty zachęcające do przyjazdu wielu specjalistów cywilnych: architektów, artystów, biznesmenów, rolników, inżynierów, pracowników służby zdrowia, dziennikarzy, naukowców, tłumaczy, którzy chcieliby odbudowywać Rożawę i tworzyć jej przyszłe społeczeństwo.

W październiku wśród Lwów Rożawy miała się pojawić pierwsza Polka – zamieszkała w RFN, a pochodząca z Białegostoku Joanna M.-F., teraz znana pod wojennym imieniem Heval Dêstina, która, podobnie jak Samanta Johnston, zostawiła dzieci i wyjechała do Syrii. W jednej ze swych wypowiedzi podkreślała: „Tworzymy tutaj historię. Wszyscy ludzie, których tu spotkałam, są niezwykli. Kocham Rożawę. Dla większości Europejczyków życie to tylko seks, pieniądze i sława”. Zdjęcie drobnej trzydziestolatki, w mundurze i z kałasznikowem w dłoniach, przez kilka dni królowało na funpage’u Lwów.

Zachodni ochotnicy są obecni także wśród oddziałów irackich Kurdów – peszmergów, ale tutaj zdecydowaną większość stanowią byli amerykańscy (w mniejszym stopniu brytyjscy) wojskowi, którzy służyli w Iraku bądź Afganistanie i po zakończeniu kariery zdecydowali się na powrót. Częstym ich motywem jest żal, rozgoryczenie powodowane brakiem trwałej stabilizacji w Iraku, poczucie niewypełnionej misji. Choć nie jest to oczywiście jedyna motywacja. Pewien weteran stwierdził w wywiadzie, że chce wziąć urlop i po prostu „pojechać zastrzelić kilku terrorystów”. Peszmergowie są bardziej wymagający wobec kandydatów i w zasadzie nie przyjmują osób bez doświadczenia wojskowego. Niechętnie także potwierdzają, że służą u nich obcokrajowcy, chcą uniknąć w ten sposób zadrażnień z rządami zaprzyjaźnionych państw, szczególnie Stanów Zjednoczonych.

Kilkuset ochotników, którzy dotarli do Syrii i Iraku, by walczyć z Państwem Islamskim, nie jest oczywiście w stanie wpłynąć w znaczący sposób na przebieg wojny z islamistami, jednak dzięki nim ten konflikt częściej gości w zachodnich serwisach informacyjnych. Jakkolwiek cynicznie by to zabrzmiało, śmierć ochotnika odbija się wielokrotnie większym echem, niźli codzienny dramat setek tysięcy mieszkańców regionu. Lwy Rożawy i inne tego typu grupy przyczyniły się także do popularyzowania kwestii kurdyjskiej, co nie pozostanie bez znaczenia w momencie poszukiwania rozwiązań politycznych dla Syrii i regionu.

Rafał Ciastoń

autor zdjęć: Leg Zabielin/Fotolia.com





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO