W nocy z 15 na 16 lutego 1941 roku dwaj pierwsi cichociemni zostali zrzuceni na spadochronach do okupowanego kraju w ramach operacji „Adolphus”. Do 1944 roku do Polski skoczyło 316 cichociemnych. Byli to najlepsi i wszechstronnie wyszkoleni ochotnicy, przerzucani do kraju, aby wzmacniać rozwijające się struktury podziemnej armii.
Żołnierze podczas ćwiczenia strzelania z moździerza. Fot. NAC
Pół godziny po północy, 16 lutego 1941 roku w okolicy wsi Dębowiec, położonej kilka kilometrów od stacji Skoczów na Śląsku Cieszyńskim wylądowali trzej skoczkowie. Byli wśród nich pierwsi cichociemni – spadochroniarze zrzuceni do okupowanej Polski: mjr Stanisław Krzymowski „Kostka” i rtm. Józef Zabielski „Żbik” oraz kurier polityczny Czesław Raczkowski „Orkan”.
Żołnierze w ramach operacji „Adolphus” przylecieli na pokładzie brytyjskiego samolotu bombowego Armstrong Whitworth Whitley Mk V dowodzonego przez kpt. Francisa Keasta. – Załoga zboczyła jednak z kursu i zamiast zrzucić skoczków w pobliżu Włoszczowy w Generalnej Guberni, desantowali ich na teren przyłączony do III Rzeszy, 138 km od planowanego miejsca lądowania – mówi Rafał Bukowski, badacz historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Po wylądowaniu skoczkowie przedzierali się do Generalnego Gubernatorstwa. Mjr Krzymowski i rtm. Zabielski dotarli do Warszawy bez przeszkód. Raczkowski wpadł podczas przekraczania granicy. Przekonał jednak Niemców, że jest zwykłym przemytnikiem. Został wypuszczony po wpłaceniu okupu i także dotarł do Warszawy. – Niestety, w ręce Niemców wpadły cztery zasobniki zrzucone wraz ze skoczkami, zawierające radiostacje, broń, amunicję i sprzęt sygnalizacyjny – podaje historyk.
Załoga brytyjskiej maszyny po 11 godzinach i 45 minutach bezpiecznie wróciła do Anglii. W zbiornikach mieli zaledwie 50 litrów benzyny, która wystarczyłaby im na 15 minut lotu.
W kraju cichociemni wzmocnili rozwijające się struktury polskiej armii podziemnej. Obaj służyli w Okręgu Kielce-Radom Armii Krajowej: „Kostek” w Wydziale Lotniczym, a „Żbik” w Oddziale Operacyjnym. Rtm. Zabielski po aresztowaniu jego rodziny przez Niemców przedostał się w 1942 roku do Wielkiej Brytanii i pozostał tam jako instruktor na kursach cichociemnych. Z Polski musiał też uciekać mjr Krzymowski, gdy po wojnie był prześladowany przez NKWD.
Pomysłodawcami łączności lotniczej z krajem i stworzenia grupy cichociemnych byli dwaj oficerowie: kpt. Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz” i kpt. Jan Górski „Chomik”. Wyszkoleni w Wielkiej Brytanii żołnierze mieli stanowić wykwalifikowaną kadrę dla podziemnej armii w kraju. Doborem i szkoleniem przyszłych cichociemnych zajmował się Oddział VI Sztabu Naczelnego Wodza. Przy akcjach przerzutu do Polski Oddział współpracował z brytyjskim Kierownictwem Operacji Specjalnych (Special Operations Executive, SOE).
Kandydatów na skoczków szkolono w należących do SOE ośrodkach treningowych. Ochotnicy przechodzili tam kursy podstawowe obejmujące m.in. szkolenie spadochronowe, walkę wręcz, strzelanie, walkę w mieście, bytowanie w terenie (tzw. kursy korzonkowe). Dodatkowo na specjalistycznych szkoleniach uczyli się technik wywiadowczych, dywersji, fałszowania dokumentów czy konstruowaniu ładunków wybuchowych. – Poznawali też realia życia w okupowanym kraju i układali tzw. legendę, czyli fałszywy życiorys – wylicza Rafał Bukowski.
To, jak ciężkie było szkolenie i selekcja cichociemnych, pokazują liczby. Na kurs zgłosiło się 2413 kandydatów, ukończyło go 605 osób, do skoku do okupowanej Polski zostało zakwalifikowanych 579, a jedynie 316 przerzucono drogą lotniczą do kraju. Ostatni cichociemny kpt. Antoni Pospieszalski „Łuk” wylądował w Polsce w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 roku.
Samoloty z cichociemnymi początkowo startowały z baz w Wielkiej Brytanii, a po zajęciu przez aliantów południowych Włoch latem 1943 roku – z lotniska Brindisi. Skoczków przyjmowały w kraju specjalnie wyznaczone i przygotowane placówki odbiorcze. – Po aklimatyzacji w okupowanej Polsce cichociemni stanowili doskonale wykształconą kadrę dowódczą i instruktorską Armii Krajowej – mówi historyk. Pracowali m.in. jako radiooperatorzy, oficerowie wywiadu, specjaliści w zakresie dywersji, łączności.
Cichociemnymi byli m.in. gen. Leopold Okulicki „Niedźwiadek”, ostatni Komendant Główny AK, płk Jan Piwnik „Ponury”, dowódca partyzancki AK czy gen. Elżbieta Zawadzka „Zo”, emisariuszka Komendanta Głównego AK gen. Stefana Roweckiego i jedyna kobieta-cichociemna. W czasie wojny oraz podczas komunistycznych represji zginęło 112 cichociemnych. Dziś ich tradycje kontynuuje Jednostka Wojskowa GROM.
autor zdjęć: NAC, Wikipedia
komentarze