moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Chciałem walczyć z Niemcami

Ruszyliśmy do ataku na Dworzec Gdański oddzielający Stare Miasto od Żoliborza. To było piekło, znaleźliśmy się pod ostrzałem z broni maszynowej, artylerii i niemieckiego pociągu pancernego. Po dwóch godzinach bitwy poległo prawie dwie trzecie atakujących – mówi ppłk Ignacy Felczak „Wicek”. Podczas Powstania Warszawskiego żołnierz Grupy AK „Kampinos”.

Gdzie zastał Pana początek wojny?

Mieszkałem z rodzicami w Sochaczewie. Miałem czterech braci, wszyscy służyli w wojsku. Ja też, już jako dziesięciolatek marzyłem o korpusie kadetów. Należałem do harcerstwa, gdy 1 września 1939 roku Niemcy zaczęli bombardować stację kolejową w Sochaczewie. Pomagałem kopać rowy przeciwlotnicze. Rodzice postanowili uciekać przed Niemcami na wschód, do Grodna, gdzie służył mój brat Bolesław. Dotarliśmy jednak tylko do Warszawy i dowiedzieliśmy się, że Rosjanie napadli na Polskę od wschodu. Podczas obrony stolicy pomagałem m.in. w gaszeniu pożarów, a po kapitulacji Warszawy wróciliśmy do Sochaczewa. Skończyłem tam szkołę powszechną i przyjechałem do Warszawy, aby uczyć się w szkole mechanicznej i elektrycznej.

Działał Pan w konspiracji?

W 1942 roku wstąpiłem do Szarych Szeregów. Marzyłem, żeby walczyć w oddziałach bojowych lub szturmowych, ale byłem na to za młody. Moim zadaniem było roznoszenie konspiracyjnej prasy, doręczanie gazetek i ostrzeganie tych, których poszukiwało gestapo, aby zdążyli się ukryć. Byłem też w obstawie podczas przewożenia broni.

Wiedział Pan o zbliżającym się powstaniu w Warszawie?

Nie, latem 1944 roku byłem na wakacjach u rodziców w Sochaczewie. Kiedy dowiedziałem się o mobilizacji oddziałów, starałem się dostać na miejsce zbiórki, jednak wszystkie drogi prowadzące do stolicy były obstawione przez Niemców. Zostałem więc u rodziców, u których mieszkał też mój brat Kazimierz, ciężko ranny w bitwie nad Bzurą. W czasie powstania dowodził miejscowym plutonem AK. Ja zostałem łącznikiem por. Jerzego Dyakowskiego „Irysa”, komendanta jednego z rejonów Obwodu Sochaczew Armii Krajowej. Po kilku dniach razem z kpt. Wilhelmem Kosińskim „Mścisławem”, dowódcą kompanii sformowanej z żołnierzy obwodu „Sochaczew”, dotarliśmy do Puszczy Kampinoskiej. Zostałem tam łącznikiem kpt. „Mścisława”.

Jakie było Pana zadanie?

Chciałem walczyć z Niemcami, bić się, ale zamiast broni dostałem rakietnice, aby w razie potrzeby dać znać, gdzie są Niemcy. Przemykałem się pomiędzy wsiami i niemieckimi kordonami, roznosząc meldunki między dowódcami. Pamiętam, że w czasie jednego z pierwszych zadań jechałem rowerem do Leszna z meldunkiem ukrytym w pasku od spodni. Po drodze zatrzymał mnie niemiecki patrol. Przypomniałem sobie trochę języka niemieckiego ze szkoły i wytłumaczyłem im, że jadę na urodziny ciotki. Podebatowali co ze mną zrobić, ale w końcu mnie przepuścili. Szczęście, że nie zostałem zrewidowany.

Pierwsze wspomnienia z Puszczy Kampinoskiej?

Dotarłem do lasu i w pewnym momencie spośród drzew wyjechało na mnie konno dwóch kawalerzystów w pełnym polskim umundurowaniu i z bronią. To było niesamowite przeżycie zobaczyć po tylu latach polskie wojsko. Okazało się, że byli to żołnierze ze Zgrupowania Stołpecko-Nalibockiego AK, którzy walczyli wcześniej na Kresach Wschodnich. W grudniu 1943 roku Rosjanie, z którymi współpracowali, zaprosili oficerów na odprawę, podstępnie ich aresztowali i przystąpili do likwidacji oddziałów. Por. Adolf Pilch „Góra”, „Dolina” zebrał pozostałych partyzantów i za zgodą dowództwa AK zawarł chwilowe zawieszenie broni z Niemcami, aby odtworzyć jednostkę. Latem 1944 roku ruszył na pomoc Warszawie. Tutaj jednak Komenda Główna AK przyjęła oddział z nieufnością.

Dlaczego?

Oskarżano ich o kolaborację z Niemcami. Pod koniec lipca 1944 roku „Góra” dostał rozkaz wymarszu w żołnierzami w Bory Tucholskie, dowództwo AK zapowiedziało też, że por. Pilch stanie przed sądem wojennym za współpracę z Niemcami. Porucznik oznajmił wówczas kpt. Józefowi Krzyczkowskiemu „Szymonowi”, który dowodził oddziałami AK na terenie puszczy, że nie jest w stanie wykonać tego rozkazu, bo po drodze jego oddział zdziesiątkują Niemcy. Zaproponował, że wraz ze zgrupowaniem liczącym ok. 850 żołnierzy odda się pod komendę „Szymona”. I tak się stało.

Jak wyglądały walki w Kampinosie?

Zgodnie z rozkazem KG AK kpt. „Szymon” zorganizował batalion do walki na Żoliborzu, który miał pomóc powstańcom w przebiciu się do Starego Miasta. Pierwsza grupa wyruszyła do Warszawy w nocy z 15 na 16 sierpnia. Część z nich pozostała na Żoliborzu, część wróciła do Puszczy. Kiedy do lasu trafił mjr Alfons Kotowski „Okoń”, zorganizował trzy bataliony, w tym sochaczewski, w którym ja służyłem. Około 2. nad ranem 20 sierpnia poszliśmy do ataku, aby przełamać niemiecką barierę oddzielającą Stare Miasto od Żoliborza. Mieliśmy uderzyć na Dworzec Gdański, z drugiej strony mieli atakować powstańcy. Niestety bataliony stołpeckie nie miały przygotowania do walki w mieście, partyzanci nie znali też terenu. Okazało się, że dworzec i tory są silnie bronione przez Niemców. Kiedy ruszyliśmy do ataku, znaleźliśmy się pod ostrzałem z broni maszynowej i artylerii, natknęliśmy się też na zasieki z drutu kolczastego. Natarcie się załamało. W walce zginęło ok. 100 naszych żołnierzy. Niemcy nie pozwalali sanitariuszkom udzielać im pomocy, przez co wielu zmarło w polu.

Potem przyszedł rozkaz do ponownego ataku…

Kolejnej nocy nasze oddziały wzmocniono, ale też Niemcy byli przygotowani na polskie natarcie. To było piekło. Strzelano do nas nie tylko z artylerii i broni maszynowej, ale też z niemieckiego pociągu pancernego. Po dwóch godzinach bitwy poległo około 400 naszych żołnierzy, czyli prawie dwie trzecie atakujących. Części udało się przebić na drugą stronę torów, gdzie zostali w większości wybici. Po tej klęsce mjr „Okoń” zarządził powrót z resztkami batalionu do Puszczy i tam zostaliśmy do końca powstania. Żołnierze Grupy „Kampinos” stoczyli w tych lasach 47 bitew i potyczek.

Powstała nawet niepodległa Rzeczpospolita Kampinoska…

Na dwa miesiące nasze oddziały wyzwoliły spod niemieckiej okupacji znaczną część puszczy. To było takie małe polskie państwo. Niemcy nie mogli się tam dostać. Nasze oddziały, a szczególnie kawaleria, organizowały wypady w różne miejsca i Niemcy myśleli, że w puszczy walczy ok. 5 tys. Polaków, a było nas 1,5-2 tys. Jednak pod koniec września niemieckie lotnictwo zaczęło intensywnie bombardować puszczę i trzeba było podjąć decyzję, co robić dalej. Dowódca Grupy „Kampinos” mjr Okoń zdemobilizował część oddziałów, a z resztą żołnierzy zamierzał przebić się w Góry Świętokrzyskie.

Co Pan postanowił zrobić?

Mój batalion sochaczewski był zdemobilizowany, więc wróciłem do rodziców i ponowne przeszedłem do konspiracji. Trafiłem do por. „Irysa”, znów nosiłem meldunki i przewoziłem broń. Jakiś czas potem w Sochaczewie zjawił się jeden z żołnierzy z Kampinosu i opowiedział o rozbiciu zgrupowania pod Jaktorowem. Por. „Dolina” zdołał zebrać ok. 50 ludzi i wyrwać się z nimi z niemieckiego okrążenia. Wielu innych zginęło lub trafiło do niewoli.

Jak długo został Pan w konspiracji?

Do 17 stycznia 1945 roku, czyli wejścia Sowietów. Po wojnie miałem nieprzyjemności w związku z tym, że należałem do AK. Dostałem się do Szkoły Morskiej w Gdyni. Końcowe egzaminy poszły mi dobrze, ale mimo to nie zdałem. W mojej grupie było 45 osób, w tym 17 miało przeszłość w AK lub w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie. Wszystkich nas oblali. Nie udało się też dostać na Politechnikę Gdańską. Przyjechałem do Warszawy, gdzie zacząłem naukę na wydziale mechaniczno-konstrukcyjnym w Szkole Inżynierskiej im. Hipolita Wawelberga i Stanisława Rotwanda. Potem połączono tę szkołę z Politechniką Warszawską. Po jej ukończeniu pracowałem m.in. w Stoczni w Gdyni. W 1956 roku, na fali odwilży, dostałem dyplom ukończenia Szkoły Morskiej. Dzięki temu mogłem pływać. Wraz z kilkoma statkami zamówionymi ze stoczni popłynąłem do Brazylii jako inżynier gwarancyjny i już tam zostałem. Pracowałem, działam też w środowisku kombatanckim, aby także w tym dalekim kraju wiedziano o udziale Polaków w II wojnie.

Ppłk Ignacy Felczak „Wicek”, prezes Stowarzyszenia Polskich Kombatantów w Brazylii, w czasie wojny walczył w Szarych Szeregach, podczas Powstania Warszawskiego był łącznikiem w Grupie Armii Krajowej „Kampinos” w Puszczy Kampinoskiej.

Rozmawiała: Anna Dąbrowska

autor zdjęć: Anna Dąbrowska

dodaj komentarz

komentarze

~Marek
1582036140
Zaskakująca postać, o której nic nie można znaleść w żadnej publikacji o polskim ruchu oporu. Zaskakująca jest ranga tego Pana. Jest pułkownikiem, to znaczy że jest osoba zasłużoną dla .... Nawet ma w klapie order Polonia Restituta. Może mógłby podać jakieś informacje o publikacjach gdzie można cos o nim przeczytać. Jedyna informacja dostępna na temat osoby o tym samym nazwisku znajduje się w IPN sygnatura akt IPN BU 00170/517 ale dotyczy personaliów tajnego współpracownika pseudonim "Marek": Ignacy Felczak, imię ojca: Zygmunt, ur. 02-12-1928 r., ale to chyba nie ta sama osoba. Bo przecież III RP nie honorowała by takiego człowieka odznaczeniami i awansami.
27-6E-B9-6E
~Jozef
1581989400
Ppor Jozef Barski walczył na Żoliborzu i miał ten sam pseudonim. Braku udział w walkach o dworzec Gdański i zginął. Czy to ta sama osoba czy tez było dwóch „Wickow” atakujących w tym samym czasie to samo miejsce w Warszawie. Chcialbym również wiedzieć, jeśli jest to możliwe, czy p. Ignacy to ten jedyny ocalały z kompani Mscislawa żołnierz, który schronił się na terenie Warszawakiego Getta wraz z rannym Mscislawem. Jak do tej pory nie spotkałem się z ta postacią w publikacjach powstańczych dlatego ta informacja może być dla mnie bardzo cenna. Wydaje się mało prawdopodobne by p. Ignacy mógł uczyć się w Szkole Morskiej zaraz po wojnie i zdążyć do Szkoły Inzynierskiej Hipolita Wawelberga. WW. Nie wspomina, ze uczył się na tajnych kompletach w czasie okupacji, Mówi o sobie jak o nastolatku, tak wiec musiał skończyć najpierw szkole średnia i zdać maturę. A to w tamtym okresie trwało 4 lata dwa lata gimnazjum i dwa lata liceum, matura, bo w tamtym okresie przyjmowano tylko po maturze do szkoły morskiej w Gdyni. Tak wiec p. Ignacy dostał się tam najwcześniej w 1948. Wtedy nauka w szkole morskiej trwała 3 lata, jeśli się tam dostał w 1949 roku to już dwa, ale to oznacz ze ukończył szkole najwcześniej w 1951 roku. Później jeszcze startował na Politechnikę Gdańska. Tak wiec nie mógł rozpocząć nauki w Szkole Inzynierskiej Hipolita Wawelberga i Stanislawa Rotwalda. Ponieważ ta zakończyła swoją działalność. Została włączona do Politechniki Warszawskiej. Dziwne. Te informacje jakoś się rozchodzą.
27-6E-B9-6E

Odliczanie do misji na Łotwie
 
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Uwaga, transformacja!
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Daglezje poszukiwane
Czarne oliwki dla sojuszników
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Prezydent chce wzmocnienia odporności państwa
Pierwszy polski technik AH-64
Zmiany w dodatkach stażowych
Skrzydła IT dla cyberwojsk
Desant pod osłoną nocy
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Pytania o europejską tarczę
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Więcej hełmów dla żołnierzy
Nowe boiska i hala dla podchorążych AWL-u
Marynarka pilnuje gospodarczego krwiobiegu
Ameryka daje wsparcie
O bezpieczeństwie na PGE Narodowym
„Steadfast Defender ’24”. Kolejne uderzenie
Wojna w świętym mieście, epilog
Medyczne wnioski z pola walki
Sojuszniczy ogień z HIMARS-ów
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Polsko-australijskie rozmowy o bezpieczeństwie
Ta broń przebija obronę przeciwlotniczą
Dzień zwycięstwa. Na wolność Polska musiała czekać
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Prezydent mianował dowódców DGRSZ i DWOT
Husarz na straży nieba
Polskie czołgi w „najgroźniejszym z portów”
Debata o bezpieczeństwie pod szyldem Defence24
Po pierwsze: bezpieczeństwo!
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Posłowie dyskutowali o WOT
Pierwsi na oceanie
Tragiczne zdarzenie na służbie
NATO na północnym szlaku
O bezpieczeństwie Europy w Katowicach
Wiedza na czas kryzysu
Jak Ślązacy stali się panami własnego domu
Wojskowi medycy niosą pomoc w Iraku
Trening szturmanów w warunkach miejskich
Pływacy i maratończycy na medal
Wioślarze i triatlonistka na podium
Pilecki ucieka z Auschwitz
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Wojna w świętym mieście, część trzecia
„Widziałem wolną Polskę. Jechała saniami”
W obronie wschodniej flanki NATO
Polki pobiegły po srebro!
Awanse na Trzeciego Maja
Akcja „Bielany”, czyli Junkersy w ogniu
MON o bezpieczeństwie szkoleń na poligonach
NATO on Northern Track
MON przedstawiło w Senacie plany rozwoju sił zbrojnych
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Pierwszy polski F-35 na linii produkcyjnej

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO