Jakie buty zabrać w góry? Ile metrów „folii życia” pozwoli nam bezpiecznie przetrwać kryzys w górach? Jak wezwać pomoc, gdy zawiedzie telefon? Na pytania czytelników portalu polska-zbrojna.pl odpowiada kpt. Marcin Kalita, nasz wojskowy ekspert od przetrwania w warunkach awaryjnych i ekstremalnych, a szczególnie w górach. Kolejny odcinek cyklu „Polska Zbrojna Fit!”.
Pytanie pewnie banalne, ale dla mnie istotne. Jaki ekwipunek typu EDC (ekwipunek dźwigany codziennie – red.) zabrać w góry?
Kapitan Marcin Kalita: Pytanie należałoby doprecyzować: w jakie góry i o jakiej porze roku, a także czy chodzi o przechadzkę doliną do schroniska, czy też całodzienną wyprawę graniową. Nie będę się też zagłębiał w filozofię EDC, bo dla jednych będzie to komórka, a dla drugich plecak wypełniony po brzegi. Jednak odpowiadając na to ogólne pytanie, spróbuję skupić się na najistotniejszych przedmiotach, których nie powinno zabraknąć podczas każdego wyjścia w góry:
1. Kurtka wiatrochronna, wodoodporna: warunki atmosferyczne w górach potrafią zmienić się radykalnie w krótkim czasie, a trzeba też dodatkowo wziąć pod uwagę zmianę wysokości. To, że w Zakopanem świeci słońce, nie oznacza, że na Czerwonych Wierchach będzie równie błogo.
2. Telefon: dzisiaj ma go raczej każdy. Oczywiście pojawią się głosy, że nie wszędzie i nie w każdych górach telefonia komórkowa ma zasięg. Jednak na przykład większość rejonów w polskich górach nie jest wolna od zasięgu globalnej sieci komórkowej. Nie ma zatem bardziej dostępnego systemu wezwania pomocy niż użycie tego, co i tak prawdopodobnie będziemy mieli pod ręką.
3. Latarka: EDC jest zestawem na wypadek zajścia zdarzenia nieprzewidywalnego, czyli jest duże prawdopodobieństwo, że z tego powodu utkniemy gdzieś na noc. Latarka może wtedy okazać się niezastąpionym przedmiotem. Warto ją mieć też zapobiegawczo, bowiem światło może się przydać nie tylko w sytuacji awaryjnej, lecz aby do niej nie doszło. Często planuję trasy całodzienne. Niejednokrotnie bywa, że kończę przejście już po zapadnięciu zmroku. Wiem, że mogę sobie na to pozwolić, mając zabezpieczone światło. Bez tego nietrudno choćby o skręcenie kostki. Nie trzeba dodawać, że unieruchomienie może nieść za sobą dalsze, groźne konsekwencje.
4. Rękawiczki i czapka: nawet latem w wyższe partie zabieram rękawiczki i czapkę. Powody takie same jak zabranie kurtki. Dodatkowo, jako nurek, zawsze dbam o zatoki, więc choćby cienka czapka zwykle chroni moją głowę. I tak samo jak z latarką: awaryjnie może przyjdzie nam spędzić nockę w górach, a chyba każdy zdaje sobie sprawę, że piękna i wręcz nieznośnie upalna pogoda panująca za dnia w nocy prawie zawsze zmienia się na o wiele mniej przyjemną.
5. Poncho: nie na każdą wycieczkę, ale na dłuższe wyjścia często zabieram poncho. Może się nie przyda, zawsze coś tam waży, jednak jest doskonałym przenośnym schronieniem, kiedy leje czy wieje, a my chcemy odpocząć, lub gdy dojdzie do przymusowego pozostania w jednym miejscu na wiele godzin. A jeśli przy okazji mamy ze sobą zapalniczkę i świeczkę, to nasze szanse przetrwania zdecydowanie rosną. U mnie te trzy przedmioty zawsze występują razem: poncho, zapalniczka i świeczka typu tealight. Nauczyłem się doceniać ten zestaw podczas szkolenia z przetrwania zimowego w Norwegii. Norwegowie uczą swoich żołnierzy wyciągania poncha z plecaka i chowania go z powrotem tak jak my rozkładania i składania kałacha na czas. Wyciągasz takie poncho, siadasz na plecaku i się nim okrywasz. Odpalona świeczka podnosi o parę stopni temperaturę w tym doraźnie stworzonym schronieniu. Dodatkowo jesteś osłonięty od wiatru i deszczu. Choć jak mocno wieje, to jest nieco hałasu, bo ponczo łopocze. Gdy zaś wieje już naprawdę mocno, trzeba uważać, aby nie odleciało. Czyli generalnie poncho to dobry patent, tylko trzeba go dostosować i wykorzystać umiejętnie.
6. Okulary przeciwsłoneczne: przydatne i zimą, i latem.
7. Mała apteczka: oczywiście według potrzeb własnych, ale muszą się tam znaleźć przede wszystkim opatrunki na obtarcia oraz gazy i bandaż na zwichnięcia lub inne nadwyrężenia.
Jeśli złapie nas burza podczas wspinaczki, co należy robić? Co z telefonem, ewentualnym zejściem niżej, jeśli jesteśmy na szczycie?
Burza w górach to bardzo słaba opcja. Wspomniane poncho jest w takiej sytuacji przydatne. Ale niezależnie od tego, co posiadamy przy sobie:
– jeśli widzisz, że zaczyna padać deszcz, to nie wchodź na szczyt. Jeśli i tak to zrobiłeś, to zaprzeczyłeś zasadzie przetrwania – odbierasz sobie szansę;
– gdy zaczyna padać lub nawet kiedy już leje, schodź w dół tak długo, jak to tylko możliwe. Pisząc „jak to tylko możliwe”, mam na myśli bezpieczne pod względem możliwości ścieżki, po których się poruszasz i gdy pioruny jeszcze nie biją;
– unikaj wzniesień, chroń się w obniżeniach terenu, ale nie wybieraj na miejsce swojego schronienia cieków czy okolicy cieków wodnych powstałych chociażby na skutek obfitych opadów.
Jeśli w okolicy niebo już błyska, to zastosuj następującą taktykę:
– znajdź miejsce osłonięte od wiatru na tyle, na ile to tylko możliwe. Usiądź na plecaku w odległości co najmniej kilkunastu metrów od ścian skalnych (siedząc bezpośrednio przy skale nadal jesteś narażony na wyładowania elektryczne, które szukając ujścia schodzą po ścianie aż do podnóża);
– przedmioty metalowe (raki, czekan, kije itp.) pozostaw kilkadziesiąt metrów od siebie (nie chcesz, aby zadziałały jak piorunochron);
– telefon komórkowy, o który pytasz, wystarczy jedynie wyłączyć i odłączyć źródło zasilania (baterię). Ale jeśli będziesz zmuszony do wezwania pomocy, to oczywiście zrób to, używając telefonu. Po prostu nie trzymaj włączonego telefonu przez dłuższy czas;
– zachowaj tyle suchości, ile się uda. Woda odbiera ciepło 20 razy szybciej niż powietrze (wie to każdy nurek). Użyj kurtki, poncha, foli NRC (srebrno-złota płachta termiczna, przeciwwstrząsowa, używana w ratownictwie, turystyce, wspinaczce oraz sytuacjach awaryjnych i warunkach ekstremalnych – red.), ostatecznie tego, co masz w plecaku lub nawet samego plecaka. Jesteś mokry – długo nie pociągniesz.
Czasami przy szlakach można spotkać stosy kamieni. Czy są one usypane naturalnie, czy też ustawiają je turyści?
Ustawiają je turyści. W naszych górach raczej dla fanu – na zasadzie dołożenia kamyczka. W innych górach, na przykład w Alpach czy Dolomitach, stosy z kamieni często wyznaczają szlak, są naturalnym wzmocnieniem oznaczeń dla turystów. U nas szlaki są dobrze oznaczone kolorami, ale w niektórych miejscach można spotkać stosy z kamieni i czasem mogą pomóc w nawigacji, czemu nie, chociażby wtedy, gdy oznaczenia umowne przykryje śnieg.
Nie przeżyłem żadnej dalszej podróży, dlatego moje pytanie może wydać się dziwne: czy każdy człowiek w ten sam sposób odczuwa zimno, a przetrwanie w takich warunkach to tylko kwestia silnej psychiki, czy może jednak każde ciało inaczej odbiera niskie temperatury? Czy można się do tego przyzwyczaić? Czy pewnego rodzaju trening, typu częste przebywanie w niskich temperaturach, ma wpływ na późniejsze odczucia?
Silna psychika to podstawa piramidy przetrwania. Jeśli się poddasz zimnu, to skazujesz się na mniej lub bardziej szybką porażkę. Myślę, że odczuwalność zimna jest różna u poszczególnych osób. Czasami ktoś po prostu nie lubi zimna, źle na nie reaguje – wyraźnie marznie szybciej.
Wiem też po sobie, że moja własna odczuwalność zimna jest różna przy względnie stałej temperaturze, w zależności od innych czynników, to jest od zmęczenia albo nastawienia. Czyli może być tak, że raz to ja (przy podobnych warunkach) lepiej znoszę zimno niż mój kolega, z którym idę w góry, a kiedy indziej będzie odwrotnie.
Obserwuję również, że pod koniec zimy – po czasie owocnie spędzonym w terenie i po udanym sezonie morsowym – przyzwyczajam się do zimna, a raczej odczuwalność zimna jest inna niż na początku sezonu. Pewien trening (mądry trening) w tym zakresie ma więc niejako wpływ na ostateczne subiektywne odczucia.
Jak ochronić się przed chorobą ciśnieniową?
Temat długi i dobrze opisany w literaturze przedmiotu. Ale najważniejsze to:
– nie iść zbyt szybko w górę;
– wznosić się w ciągu dnia wysoko, a spać nisko (osiągnąć daną wysokość i wrócić na nocleg w niższe partie);
– przebywać powyżej 5000 – 6000 metrów nad poziomem morza jak najkrócej;
– krótko mówiąc – stosować aklimatyzację.
Jak wezwać pomoc, gdy urządzenia elektryczne zawiodą?
Jest wiele możliwości użycia innych sposobów powiadamiania i wzywania pomocy niż poprzez urządzenia elektryczne. Mogą to być przedmioty specjalnie do tego celu przeznaczone (np. lusterko sygnalizacyjne, tak zwany heliograf), doraźnie przygotowane (np. płachta zrobiona z czerwonej koszulki, sygnały ziemia–powietrze, znaki na ziemi rozłożone z kamieni, gałęzi itp.) lub ostatecznie choćby użycie własnego głosu (nawoływanie).
Nieważne, jakiej metody użyjemy (rozumiem, że każdej dostępnej lub znanej w danej sytuacji). Istotne, aby nasze sygnały dotarły do innych osób, które mogą udzielić nam pomocy albo zawiadomić wyspecjalizowane zespoły ratownicze.
Ważne natomiast, abyś znał międzynarodowe sygnały wzywania pomocy. Najważniejsze z nich to:
– sygnał dźwiękowy lub świetlny powtarzany 6 razy na minutę, następnie minuta przerwy i tak do skutku;
– SOS: trzy sygnały dźwiękowe lub świetlne krótkie, trzy długie i znów trzy krótkie;
– jeśli staniesz z dwoma rękami wzniesionymi ukośnie w górę – sylwetka „Y” – to też będzie oznaczało, że potrzebujesz pomocy.
Opowiem przy okazji historię z życia wziętą. Podczas wejścia na Kilimandżaro zapytałem, w jaki sposób tamtejsi przewodnicy przywołują śmigłowiec, gdy leci do rannego. Sposób jest genialny, bo prosty: machają kurtką lub czymś w tym stylu. Można i tak, ale można też inaczej. 20 czerwca 2015 r. w jednym z kursów ratowniczych prowadzonych w Wojskowym Ośrodku Kondycyjno-Szkoleniowym w Zakopanem uczestniczył st. szer. Grzegorz Staniewski. W weekend wybrał się w góry i na szlaku w Tatrach Wysokich znalazł się w sytuacji, w której musiał udzielić pomocy wycieńczonemu turyście. Wezwano też śmigłowiec TOPR. Grzegorz to człowiek czynu, nie słowa. Na szkoleniu dowiedział się, że nic tak nie ułatwi pilotowi lądowania jak dym, który pokaże kierunek wiatru. Grzegorz wcielił w życie nauki kursowe i użył zabraną przezornie świecę dymną do naprowadzenia śmigłowca. Dodatkowo przygotował lądowisko i zabezpieczył prawidłowe przyjęcie zespołu ratowniczego. Nawet chłopaki z TOPR-u byli mocno zdziwieni, gdyż latają do mnóstwa przypadków, a rzadko zdarza się im tak fachowa niespodzianka.
Nie oznacza to, że każdy ma zabierać środki pirotechniczne na wędrówki w góry. Jednak chcąc być przygotowanym na samoratowanie lub udzielenie pomocy komuś innemu, warto zawczasu coś przygotować i mieć na podorędziu (świecę, płachtę sygnalizacyjną, lusterko). Gdy załoga śmigłowca leci na wezwanie, będzie poszukiwała we wskazanym rejonie oznak wypadku. Jeśli jest szczyt sezonu i na szlaku znajduje się wiele osób, to taka na przykład świeca dymna w oczywisty sposób może skrócić poszukiwania, a jak wiemy, w sytuacji ratowania życia czas jest niesamowicie istotny.
Czy ma znaczenie, ile „folii życia” człowiek wykorzysta do okrycia się?
Tak, oczywiście że ma. Im więcej warstw masz na sobie, tym efekt izolacji będzie większy.
Najlepsze buty?
Wygodne, sprawdzone, rozchodzone, za kostkę i dostosowane do pory roku.
autor zdjęć: Arch. prywatne
komentarze