CICHACZEM NA KREML

Z profesorem Mirosławem Nagielskim o ponaddwuletnim pobycie polskich wojsk w Moskwie i konsekwencjach tego wydarzenia rozmawia Andrzej Fąfara.

Czy to prawda, że Polacy jako drudzy w historii – po Mongołach – zdobyli Moskwę?

Nie zdobyli, tylko zostali do niej wpuszczeni 9 października 1610 roku przez bojarów, którzy chcieli, by carem Rosji był Władysław, syn polskiego króla Zygmunta III Wazy. I jeszcze drugie sprostowanie: to nie Polacy wchodzili do Moskwy, ale przedstawiciele Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wojsko dowodzone przez sławnego hetmana Stanisława Żółkiewskiego opanowało Moskwę cichaczem, w nocy, wchodziło do miasta bocznymi bramami, by reszta Rosjan nie zorientowała się, jak nieliczny regiment obsadza ich stolicę.

Jak bardzo nieliczny?

Hetman Żółkiewski trzy miesiące przed wkroczeniem do Moskwy odniósł pod Kłuszynem jedno ze wspanialszych zwycięstw w historii oręża Rzeczypospolitej. Miał tam do dyspozycji około 4 tysięcy jazdy i 200 piechoty. Rozbił w puch 30 tysięcy wojsk moskiewskich wspieranych przez 3,5 tysiąca najemników. Te same polskie siły znalazły się w Moskwie, wzmocnione tylko oddziałem Aleksandra Korwina Gosiewskiego, któremu Żółkiewski oddał w pewnym momencie dowództwo, a sam z Moskwy wyjechał. Było więc tego naszego wojska kilka tysięcy. Proszę pamiętać. że od 1609 roku trwała wojna polsko-moskiewska i że większość naszej armii, dowodzona przez króla Zygmunta III, oblegała w tym samym czasie Smoleńsk.

Nie lepiej było ruszyć wszystkimi siłami na Moskwę, niż tracić czas pod Smoleńskiem?

To miasto było kluczowe dla obu stron. Tak zwana brama smoleńska, położona między górną Dźwiną a górnym Dnieprem, stanowiła główną drogę na wschód i zachód. Król nie mógł więc zrezygnować z oblężenia tego miasta. Proszę wziąć pod uwagę, że to przez nie przeszły 200 lat później idące na Moskwę wojska Napoleona. Drogą przez Smoleńsk atakowali też hitlerowcy podczas II wojny światowej.

Wojska królewskie zdobyły miasto 13 czerwca 1611 roku. Mieliśmy więc w swoich rękach ową bramę na wschód oraz stolicę kraju. Potrafiliśmy to wykorzystać?

To nie było takie proste. Wojska Zygmunta miały jeszcze do Moskwy daleką drogę, na której znajdowały się inne twierdze do zdobycia. A Rosjanie zwarli szeregi, by dać odpór Polakom. Zaczęła się blokada Moskwy, która pogorszyła sytuację kilkutysięcznej polskiej załogi. Głównym problemem stała się aprowizacja. W pewnym momencie głód był tak duży, że doszło do przypadków kanibalizmu. Wielki hetman litewski Jan Karol Chodkiewicz nie zdołał, mimo krwawych walk stoczonych w pierwszych dniach września 1612 roku, przebić się do miasta z odsieczą. W tym przypadku szable miały równie duże znaczenie jak wozy z żywnością. Niechlubną kartą pobytu polskiej załogi w rosyjskiej stolicy było spalenie sporej części miasta. Nie przysporzyło to sympatii stacjonującym w Moskwie Polakom, którymi pod koniec blokady dowodził Mikołaj Struś. Po kapitulacji duża część załogi Rzeczypospolitej została przez Rosjan wyrżnięta. Zostawiono przy życiu dowódców, by móc ich wymienić na rosyjskich jeńców, wśród których był ojciec późniejszego cara, Michała Romanowa.

Powiada Pan Profesor, że nie było łatwo wykorzystać osiągniętą w pewnym momencie przewagę. Czy to znaczy, że nie popełniono żadnych błędów?

Popełniono. Zbyt wiele interesów wchodziło w rachubę, by można było uniknąć nietrafnych decyzji. Weźmy sytuację w momencie wejścia naszych do Moskwy. Żółkiewski obiecał bojarom, że intronizacja królewicza Władysława na cara Rosji odbędzie się w obrządku prawosławnym i Polska odda wszystkie twierdze zdobyte w wojnie rozpoczętej w 1609 roku. Zygmunt III nie akceptował tych warunków, miał pretensje do swojego hetmana, że złożył Rosjanom te obietnice. Król był pragmatyczny, ważne było w tym momencie spełnienie obowiązku rekuperacji, czyli odzyskania ziem utraconych przez Rzeczpospolitą, począwszy od przełomu XV i XVI wieku. Moskwa nie należała do ziem utraconych, więc nie była dla polskiego monarchy priorytetem. Gdy pojawiła się szansa osadzenia na carskim tronie królewicza Władysława, Zygmunt III chciał z niej skorzystać. Zaproponował jednak swoją kandydaturę do czasu przybycia Władysława do Moskwy, na co bojarzy nie chcieli się zgodzić. To było główną przyczyną załamania się negocjacji.

Załoga Rzeczypospolitej nie wycofała się z tego powodu z Moskwy?

Nie było takiej decyzji. Zygmunt III pewnie się wahał. W marcu 1612 roku wysłał ze Smoleńska do senatorów w kraju tak zwane listy deliberatoryjne, w których prosił o radę: czy królewicz Władysław ma wstąpić na tron, czy nie? W podtekście chodziło o pieniądze, które były potrzebne, żeby osadzić mocną załogę na Kremlu. Senatorowie odpowiedzieli, że Zygmunt z Władysławem powinni przebywać w Smoleńsku i czekać na rozwój wydarzeń. Tymczasem determinacja Rosjan chcących wyzwolić stolicę rosła. Gdy armia powstańcza kniazia Dymitra Pożarskiego wycinała polską załogę
w Moskwie, wojska Zygmunta III znajdowały się w Wiaźmie, około 200 kilometrów od stolicy Rosji.

Czy dwuletni pobyt załogi Rzeczypospolitej w Moskwie był wydarzeniem na skalę europejską?

Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. We wszystkich stolicach europejskich wiedziano o toczących się walkach na wschodzie, wyprawie Zygmunta III pod Smoleńsk i wejściu Polaków na Kreml. Dla Szwecji rządzonej przez Karola IX sukcesy sił polsko-litewskich były śmiertelnym zagrożeniem. Wprowadzenie polskiego królewicza na tron moskiewski oznaczało przecież istotną zmianę układu sił. Chodziło przy tym nie tylko o politykę, lecz także o gospodarkę.

Gospodarka miała wtedy tak duże znaczenie?

Oczywiście. To właśnie wzrost gospodarczy, który miał miejsce w Polsce na początku XVII wieku, sprawił, że Rzeczpospolita mogła podjąć wyprawę na wschód, której końcowym efektem był dwuletni pobyt polskiej załogi na Kremlu. Kwitł w tamtym czasie handel zbożem, kraj się bogacił. Szlachtę stać było na finansowanie kosztownych pomysłów władzy. Sprzyjające okoliczności przyczyniły się do wyżu demograficznego i nadmiaru żołnierzy po zakończeniu rokoszu sandomierskiego.

Zbyt liczne wojsko miało stać się  problemem…

Przykładem na to są lisowczycy, którzy podczas wojny polsko-moskiewskiej wsławili się nie tylko bitnością, lecz także łupiestwem. Po wojnie nie bardzo wiedziano, co z nimi zrobić. Po powrocie do kraju dokonywali licznych grabieży, aż w końcu potępił ich sejm i zostali rozwiązani. Ale lisowczycy to tylko drobny negatywny efekt najsłynniejszej w dziejach Rzeczypospolitej wyprawy na wschód. Dużo większym problemem stał się rozrost Kozaczyzny zaporoskiej. Kozacy, bijąc się ofiarnie po stronie Rzeczypospolitej, posmakowali wolności. Po wojnie nie chcieli wracać do pańszczyźnianych obowiązków. Zaczęły się kłopoty. Rozrost Kozaczyzny skutkował powstaniem Bohdana Chmielnickiego i krwawymi bitwami opisanymi przez Henryka Sienkiewicza w „Ogniem i mieczem”. Kozacy, którzy współtworzyli potęgę Rzeczypospolitej, w dużym stopniu przyczynili się do jej upadku.

Szybko to potem poszło. Wejście do Moskwy i pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej dzielą zaledwie 162 lata.

I znów trzeba szukać powodów w gospodarce. Zaczął się w Polsce kryzys, który skutkował między innymi upadkiem husarii. Wyposażenie tej sztandarowej formacji Rzeczypospolitej było bardzo kosztowne. To nie przypadek, że im dalej w XVII wiek, tym mniejsza liczba husarii, co ukazują czasy potopu i nowej wojny z Moskwą w latach 1654–1667. Coraz słabsza armia, coraz słabsza władza i do tego konieczność walki na kilku frontach. Z tym, jak uczy historia, nie potrafiły sobie poradzić dużo większe potęgi niż Rzeczpospolita Obojga Narodów.

Andrzej Fąfara





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO