Nadrzędny cel

Zanim trafili do Europy, służyli w misjach bojowych w Afganistanie. Niezależnie od miejsca medycy liniowi mają jeden cel – ratować ludzkie życie.

 

Pamiętam, że poranek był rześki, a niebo nieprzyzwoicie błękitne. W powietrzu unosił się zapach spalin i potu, który towarzyszył nam przez większość czasu. Poruszaliśmy się kolumną w sile dwóch drużyn amerykańskiej piechoty i jednej drużyny ANA [Afghan National Army – Armia Afgańska] osłanianej przez trzy, może cztery nasze pojazdy. Mój jechał jako ostatni. Do celu dotarliśmy bez żadnych problemów. W drodze powrotnej byłem już tak zmęczony, że co chwilę zapadałem w niespokojny, przerywany sen. Na każdej nierówności głowa obijała mi się boleśnie o oparcie krzesła. Jechaliśmy drogą przez wieś, która znajdowała się jakieś 500, może 700 m od bazy. Część naszych chłopaków szła po lewej stronie drogi, zachowując rozciągnięty szyk. Po drugiej stronie wioski widać było żołnierzy ANA. Po prawej, może 200 m od nas, znajdowała się kolejna niewielka osada. Nagle w interkomie rozległ się krzyk kierowcy: „Co jest, do cholery!”. W tym samym momencie moją ciężarówkę dosięgła pierwsza seria.

Specjalista Rowdy Reeves sprawia wrażenie ułożonego, pogodnego człowieka. Nawet gdy w skupieniu słucha skarg swoich pacjentów lub przyjmuje raporty od podopiecznych, jego twarz rozjaśnia łagodny uśmiech. Z luźną postawą kontrastują oczy. Zawsze skupione, przenikliwe, wpatrzone w punkt. Można by pomyśleć, że nie ma siły, która zachwiałaby ten wewnętrzny spokój. Podobne opanowanie charakteryzuje sierż. Williama Whisnanta. Precyzję i porządek można dostrzec nie tylko w jego ruchach, lecz także w codziennej rutynie. Sposób, w jaki sprawdza swój zasobnik, porządkuje torbę medyczną czy przygotowuje się do nocnego dyżuru, świadczy o całkowitym oddaniu służbie.

Rowdy Reeves oraz William Whisnant to medycy liniowi (combat medic) 4 Skrzydła 2 Pułku Kawalerii. Każdy z nich pełni odmienną funkcję, jednak łączy ich jeden, nadrzędny cel. Mają ratować życie.

„Wszystko kręci się wokół stabilizacji funkcji życiowych. To nasze główne zadanie, i tak naprawdę niewiele więcej możemy zrobić. Upewniasz się, że zatamowałeś krwotok, przywróciłeś oddech i ładujesz gościa na nosze. W naszym wozie możemy zmieścić do sześciu pacjentów, ale – Bóg mi świadkiem – jeżeli trzeba będzie upchnąć ich więcej, znajdziemy sposób”, tłumaczy sierż. Whisnant, dowódca medycznej wersji transportera piechoty Stryker. Teoretycznie jego cel jest prosty – ma dotrzeć na umówione miejsce, zabrać potrzebujących pomocy i dostarczyć ich do punktu medycznego. Ze wszystkim musi się uporać w godzinę.

„Moja praca przypomina jazdę w cywilnej karetce. Mamy podobne wyposażenie, takie jak tlen czy defibrylator. W terenie trzęsie trochę mocniej niż podczas jazdy po mieście, więc dodatkowo stabilizujemy nosze i pacjentów. Reszta polega na tym samym. Robimy wszystko, żeby poszkodowany przeżył drogę z miejsca zdarzenia do szpitala”.

W przeciwieństwie do Williama Whisnanta, specjalista Rowdy Reeves większość swojej pracy wykonuje jeszcze przed przybyciem MEDEVAC-u. Obecnie nadzoruje pracę sanitariuszy w podległych mu plutonach, ale podczas misji w Afganistanie to właśnie w jego rękach było życie kolegów z oddziału. Obaj medycy podkreślają, że szybka ewakuacja rannych jest bardzo istotna, ale zda na nic się bez czynności wykonywanych już w pierwszych minutach.

„W Afganistanie opiekowałem się oddziałem liczącym 27 żołnierzy. Odpowiedzialność za ich zdrowie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, spoczywała na moich barkach. Towarzyszyłem im za każdym razem, kiedy opuszczali bazę, kiedy walczyli i kiedy odpoczywali po patrolu. Ratowałem również Afgańczyków, wojskowych oraz cywilów, a także pomagałem czeskim lekarzom w ich punkcie medycznym. W prowincji Logar mieliśmy pełne ręce roboty”.

Jako sanitariusz, Reeves nie tylko ratował ludzi pod ostrzałem. Bywało, że w przerwach w zakładaniu opatrunków musiał chwytać za broń i odpierać ataki wroga.

 

Cały czas na służbie

W huku wystrzałów i rykoszetujących kul dowódca plutonu krzyczał na gunnera, który usiłował zlokalizować bojowników. Zamilkł w chwili, w której kula uderzyła w boczną szybę na wysokości jego twarzy. Nie myśląc wiele, zacząłem kierować ogniem naszego wozu. „Zap… ich, Clark!” – darłem się na całe gardło, a gunner kulił się za osłoną swojego stanowiska i raz za razem posyłał wściekłe serie w kierunku wroga. W pewnym momencie usłyszałem swojego kierowcę: „K…, ale zarwał. Doc, stary, ten koleś właśnie oberwał!”. Przed nami, tuż za drogą, leżał żołnierz ANA. Wokół zebrali się jego koledzy, którzy usiłowali zatamować krwotok z jego tułowia. Mój dowódca dał znak, by przetransportowano rannego do naszego wozu. W interkomie zabrzmiał jego głos: „Doc, szykuj się!”. Zacząłem opuszczać rampę. W chwili, w której dotknęła ziemi, ujrzałem dwóch żołnierzy ANA. Jeden z nich zataczał się, mimo że cały jego ciężar spoczywał na towarzyszącym mu koledze. Twarz wykrzywiał mu grymas bólu.

„Kiedy trwa wymiana ognia, naszym głównym zadaniem jest ratowanie rannych. Nie możesz dać się wciągnąć w naparzankę, przez cały czas musisz mieć pewność, że nikt nie potrzebuje twojej pomocy”, podkreśla specjalista Reeves i dodaje, że tak naprawdę służba medyka liniowego trwa przez całą dobę. Ludzie decydujący się na tę profesję muszą się charakteryzować odpowiednią dozą empatii, przedkładać dobro innych nad własne. Cechy tej nie ukształtują ani zdobyta wiedza, ani morderczy trening. Skuteczność pracy medyka tkwi także w szczerym zainteresowaniu stanem swoich podopiecznych oraz w uważnej obserwacji. Dzięki temu poznaje się ich zwyczaje oraz zachowania i można reagować na odstępstwa od normy. Również psychiczne.

Żołnierze, którzy odbyli swoją turę w takich prowincjach, jak Logar czy Wardak, niechętnie mówią o swoich przeżyciach. Były to trudne do kontrolowania miejsca, w których talibowie dysponowali znaczącymi siłami. Specjalista Rowdy Reeves służył w Afganistanie kilkakrotnie, m.in. w FOB (Forward Operating Base) Shank oraz w COP (Combat Outpost) Sultan Kheyl. W odróżnieniu od kolegów, w miarę możliwości dzieli się swoim doświadczeniem. W ten sposób młodsi stażem sanitariusze mogą nie tylko zdobyć praktyczną wiedzę, lecz także chociaż częściowo przygotować się na sytuacje, którym będą musieli stawić czoła.

Nieraz zdarza się, że mimo usilnych starań medyków pacjent umiera na ich rękach. Odczuwają wówczas nie tylko gorycz porażki i bezsilność, lecz także osamotnienie w przeżywanych emocjach. Po powrocie do bazy zderzają się z codziennością, która całkowicie odstaje od przeżywanej przez nich traumy. Pojawia się poczucie pustki.

„Przez wszystko to przechodziłem. Moje doświadczenia mają słodko-gorzki smak, jednak z punktu widzenia medyka trudno je przecenić. Wykorzystuję je nie tylko do tego, by zobrazować mniej doświadczonym medykom to, co mogą zobaczyć. Chcę przygotować ich też na stres oraz emocje, które będą im towarzyszyć”. Rowdy Reeves nie kryje, że nie jest łatwo zachować zimną krew, kiedy wokół latają kule lub odłamki. W wykonywaniu swoich obowiązków pomagają trening i pamięć mięśniowa, jednak nawet świetnie wyszkolony medyk, wystawiony na ostrzał, będzie zmagał się z odruchem ucieczki. Instynkt, który każe skupić się na własnym zdrowiu i życiu, jest silny, ale można go opanować. Według Reevsa, największą motywację daje świadomość, że inny człowiek pokłada w nim całą nadzieję.

„Nieraz łapałem się na tym, że byłem tak pochłonięty udzielaniem pomocy, że nie wiedziałem, co dokładnie dzieje się wokół mnie. Przede mną leżał człowiek, któremu ze wszystkich sił starałem się uratować życie. Słyszałem, jak krzyczy z bólu, wręcz współodczuwałem jego cierpienie. Pochłaniało to moją uwagę tak mocno, że z letargu wyrywał mnie dopiero bezpośredni ostrzał”.

Specjalista Rowdy Reeves i sierż. William Whisnant jednogłośnie stwierdzają, że opanowanie w akcji przyszło dopiero z czasem. Na początku niezwykle trudno było im zapomnieć o zagrożeniu, na jakie się wystawiają. Nauczyli się jednak ufać kolegom z oddziału, którzy chronią ich podczas walki. Wiedzą, że jeżeli sprawy przybiorą zły obrót, zarówno oni, jak i ich pacjenci nie będą musieli radzić sobie sami.

„Jeżeli chcesz być dobrym medykiem, musisz odciąć się od otoczenia i skupić na tym, że ktoś ciebie potrzebuje. Po prostu robisz to, co do ciebie należy”, podsumowuje sierż. Whisnant.

 

Zdany na siebie

Położyłem rannego żołnierza w tyle mojego wozu i zacząłem szukać na jego ciele źródła krwotoku. W chwili, w której stwierdziłem, że żadna z tętnic nie została przerwana i że nie ma ran na klatce piersiowej, rozciąłem ubranie na podbrzuszu i odkryłem niewielką ranę wlotową, o średnicy nie większej niż grubość ołówka. Sączyła się z niej krew, jednak prawdziwy krwotok dostrzegłem na plecach. W tym czasie towarzysz rannego trzymał jego głowę w ramionach, głaskał ją i na zmianę modlił się, szeptał mu coś do ucha, kierował zapłakaną twarz ku górze i znów się modlił. Poszkodowany miał drgawki, a na jego twarzy rysowało się wyłącznie przerażenie.

Każdy medyk, niezależnie od doświadczenia, czuje strach. Rowdy Reeves nie ukrywa, że czuł go podwójnie. Ranny żołnierz ANA był jego pierwszym pacjentem. Po raz pierwszy poczuł również, jaka spoczywa na nim odpowiedzialność. Jednocześnie musiał się liczyć z utrudnioną komunikacją. Przed misją poznał kilka zwrotów w języku dari, w którym teraz powtarzał w kółko, że wszystko będzie dobrze. W chwili, w której przewrócił Afgańczyka na plecy, ujrzał olbrzymią, poszarpaną ranę wylotową. Pomimo krzyków rannego, starał się ją opatrzyć. Kula najprawdopodobniej przebiła wątrobę, pacjenta trzeba było natychmiast ewakuować.

„Byłem przerażony i spełniony jednocześnie. Ratowałem życie żołnierza rannego w walce, do tego robiłem to pod ostrzałem. Byłem sam i mogłem liczyć wyłącznie na siebie oraz na swoje umiejętności. Pamiętam moment, w którym odebrał go MEDEVAC. Czułem, że zrobiłem to, co do mnie należało, cały trząsłem się od adrenaliny. Takich emocji doświadczyłem wyłącznie jako medyk”.

 

Wszystkie zdjęcia zostały wykonane podczas ćwiczeń „Brave Warrior 2016”.

Michał Zieliński

autor zdjęć: Michał Zieliński





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO