Jesień Arabskiej Wiosny

Z Januszem Mrowcem o skutkach arabskiego przebudzenia, renesansie islamu i błędach Zachodu rozmawia Małgorzata Schwarzgruber.

 

Pięć lat temu w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej wybuchła Arabska Wiosna. Cały świat wierzył, że dla tego regionu może to oznaczać czas pokoju i demokratyzacji. Obalono władców – Hosniego Mubaraka w Egipcie, Muammara Kaddafiego w Libii czy Zajn al-Abidin ibn Alego w Tunezji. Dziś tymi krajami targają konflikty wewnętrzne i wojny. Niektórzy eksperci twierdzą, że może być jeszcze gorzej.

Od początku uważałem, że Arabska Wiosna będzie poważnym problemem dla Europy, że spowoduje wzrost fundamentalizmu i terroryzmu oraz pogłębi konflikt między cywilizacją islamską a zachodnią. I tak się stało. Byłem w mniejszości, która nie zachłystywała się przemianami i nie porównywała Arabskiej Wiosny do tego, co wydarzyło się w Europie Wschodniej po 1989 roku. To są dwa różne światy.

 

Inne były też przyczyny obu tych wydarzeń.

W Europie postrzegano Arabską Wiosnę jako proces demokratyzacji. Faktyczną przyczyną jej wybuchu było jednak bezrobocie młodych, trudne warunki życia, przepaść między bogactwem elit władzy a nędzą przeciętnych obywateli. Z czasem w poszczególnych państwach dały także o sobie znać inne problemy wewnętrzne – autokratyzm przywódców, nepotyzm, korupcja, pogłębiające się różnice w poziomie życia między krajami Unii Europejskiej a światem arabskim, jak również brak perspektywy rozwiązania nabrzmiałych problemów. Wzrastała też niechęć do Zachodu.

 

Z czego wynika ta niechęć?

Zachód narzuca światu arabskiemu swoje rozwiązania polityczne, społeczne i ekonomiczne. Nie twierdzę, że są one niesłuszne, uważam jednak, że ich wprowadzenie jest możliwe na określonym etapie rozwoju społecznego. Bezkrytyczne ich przyjmowanie koliduje z cywilizacją islamską. Ideolodzy muzułmańscy krytycznie odnoszą się do naszych wartości. Uważają, że ich rezultatem są patologie prowadzące do zmierzchu Zachodu.

 

Arabska Wiosna to nie monolit. Co sprawiło, że w jednych krajach, jak w Egipcie i Tunezji, obalono autorytarnych przywódców, podczas gdy w innych masowe protesty i antysystemowe ruchy społeczne nie miały szans powodzenia?

Świat arabski jest zróżnicowany pod wieloma względami. 85% tej społeczności to sunnici, pozostali – szyici. Są kraje bogate, które mają surowce – 70% światowych zasobów ropy naftowej i 40% gazu ziemnego – oraz biedne. Podział dochodu jest bardzo zróżnicowany: w Emiratach Arabskich wynosi np. 44 tys. dolarów PKB na głowę, a w Mauretanii – 1100. W poszczególnych państwach mamy różne systemy społeczno-polityczne: od monarchii konstytucyjnej w Maroku, po republikę w Tunezji; trudno zakwalifikować Libię. Kolejna różnica dotyczy edukacji. Tunezja ma najwięcej dobrze wykształconych ludzi, a Jemen – 60% analfabetów. Różna też droga doprowadziła kraje arabskie do uzyskania niepodległości – po II wojnie światowej trafiły one albo do zachodniej, albo rosyjskiej sfery wpływów. Różnic jest tak dużo, że pomimo podobnych cech, takich jak religia, język czy kultura, każdy z tych krajów jest inny.

 

Dlaczego niektóre państwa, takie jak Maroko czy Algieria, uniknęły rewolucji?

Maroko jest królestwem, ma parlament, do którego odbywają się wybory. Król Muhammad VI jest doktorem prawa, ma swoją wizję kraju. W przeddzień wybuchu Arabskiej Wiosny zapowiedział pakiet reform. Co więcej, zrealizował je i nie utracił kontroli nad państwem. W ten sposób wytrącił opozycji argumenty. Algieria zaś przeżyła wojnę domową w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Zginęło wówczas ponad 100 tys. ludzi, 30 tys. uznano za zaginionych. Prezydent Abd al-Aziz Bouteflika wdrożył jednak w życie program pojednania narodowego. I w ten sposób zneutralizował fundamentalistów. Algierczycy to pamiętają, pozostał w nich silny lęk przed powtórką z historii.

 

Arabska Wiosna zaczęła się w styczniu 2011 roku od Tunezji. Do dziś była ona uważana za modelowy kraj sukcesu Arabskiej Wiosny. Czy słusznie?

Tunezja jest jedynym krajem, o których można powiedzieć, że Arabska Wiosna posunęła go do przodu. Rezultatem są demokratyczne wybory i pewne cechy społeczeństwa obywatelskiego. Tunezyjczycy uwierzyli, że mogą kontrolować elity, przeciwstawić się negatywnym zjawiskom społecznym. Wybrali nowego prezydenta, bardzo doświadczonego polityka. Jest on gwarantem ewolucyjnych reform, stabilizacji i rozwiązania wielu wewnętrznych problemów. Niemniej koszty ekonomiczne operacji Arabska Wiosna są wysokie. Należy życzyć Tunezyjczykom, aby przemiany były trwałym elementem systemu politycznego. Aby udało im się uniknąć błędów poprzednich elit krajów arabskich.

 

O jakich błędach Pan myśli?

Elity polityczne krajów arabskich wiedziały, że terminowe dostawy ropy, walka z fundamentalizmem i terroryzmem to cena, którą świat zachodni zapłaci za nieprzestrzeganie praw człowieka czy niewdrażanie systemów demokratycznych. Błędem USA i Europy było akceptowanie tej polityki. Należało popierać reżimy krajów arabskich, bo z większością mieliśmy dobre relacje, ale pod warunkiem, że będą one rozwiązywać konflikty wewnętrzne, konsekwentnie wdrażać struktury demokratyzujące i kształtujące społeczeństwa obywatelskie. Niezadowolenie społeczne było głównym czynnikiem umacniającym ugrupowania fundamentalistyczne. Pod przykrywką organizacji charytatywnych realizowały one zadania społeczne, wyręczając rządy. Docierały do przeciętnego obywatela, podejmowały inicjatywy edukacyjne, organizowały akcje opieki społecznej i zdrowotnej. Meczety przekształcały w ośrodek kultu, wsparcia i opieki dla najbardziej potrzebujących. Rezultatem była aktywizacja sił fundamentalistycznych, kształtowanie nastrojów niechęci do Zachodu.

 

Czy wygrywający wybory islamiści są jedyną alternatywą dla rządów autorytarnych w Afryce Północnej?

Mam wrażenie, że niestety tak. Dzisiaj nie pozostaje nam nic innego, jak wspierać reżimy wojskowe, pomagając im we wprowadzaniu reform i wyrównywaniu różnic ekonomicznych między bogatym Zachodem a światem arabskim. Ten, kto opracuje i wdroży w życie plan Marshalla dla świata arabskiego, zostanie kandydatem do Nagrody Nobla.

Islam przeżywa renesans, nie tylko w krajach arabskich. Muzułmanie są zatem coraz bardziej widoczni w Europie, USA i Australii. Islam też staje się coraz bardziej radykalny. Pobożność często przekształca się w fanatyzm religijny. Islam powstał w VII wieku i jest jednocześnie i religią, i ideologią. Wielu muzułmanów twierdzi, że tylko powrót do źródeł jest gwarantem sukcesu, a problemem tych postępowych jest dostosowanie wartości islamu do wymogów XXI wieku. Co zrobić, aby zniwelować konflikt cywilizacyjny? Jak przekonać muzułmanów, że współpraca może być czynnikiem rozwojowym dla obu cywilizacji?

 

To są chyba pytania retoryczne.

Nie. Jednym z pierwszych myślicieli arabskich, którzy zastanawiali się nad kompromisem między wzorcami europejskimi a islamem, był Chajr ad-Din, który w połowie XIX wieku odbył podróż po Europie. Jego dzieło kontynuują liczni intelektualiści, np. Tariq Ramadan czy Amin Maalouf. Niestety ich wykładnie trafiają tylko do elit intelektualnych.

 

Rządy islamistów to skutek Arabskiej Wiosny. Jakie są inne?

Systemy polityczne poszczególnych krajów arabskich bardzo się różniły, ale nie dopuszczały do rozkwitu fundamentalizmu lub też mocno go kontrolowały. Od wybuchu Arabskiej Wiosny nastąpiło osłabienie struktur poszczególnych państw. Rezultatem jest zwiększona liczba aktów terrorystycznych, wzrost fundamentalizmu, aktywizacja różnych struktur religijnych. Arabska Wiosna nie zlikwidowała starych problemów, dorzuciła zaś nowe. W większości krajów nastąpiło zahamowanie rozwoju ekonomicznego, wstrzymanie napływu obcego kapitału, doszło do spadku ich pozycji na arenie międzynarodowej. Rewolucja jest zmianą, ale niekoniecznie na lepsze. W tym wypadku okazała się czynnikiem hamującym ewolucyjny tryb rozwoju.

 

A Państwo Islamskie?

Jest ono quasi-państwem, jest strukturą terrorystyczną, samozwańczym kalifatem. Jego przedstawiciele głoszą konieczność powrotu do źródeł religii, do przestrzegania norm określonych przez Boga. Siły zbrojne Państwa Islamskiego liczą ponad 80 tys. bojowników. Dowódcy to oficerowie zbiegli z armii irackiej i syryjskiej, czeczeńskiej oraz różnych krajów arabskich. Państwo Islamskie rozkwitło po 2010 roku, gdy doszło do destabilizacji w krajach arabskich. Szefom służb tych państw sen z oczu spędza myśl, co się stanie z niedobitkami islamskich bojowników po stłamszeniu tej terrorystycznej struktury. W pierwszej kolejności mogą być zaatakowane kraje, które względnie dobrze uporały się z Arabską Wiosną – Tunezja, Algieria czy Maroko, a stąd to już krok do Europy.

 

Dlaczego NATO zdecydowało się interweniować w Libii, a w Syrii już nie?

Muammar Kaddafi był przywódcą ekscentrycznym, któremu udało się upokorzyć elity zachodnie. Choć w ostatnim okresie relacje Zachodu z Libią układały się poprawnie, to nikt nie był w stanie przewidzieć reakcji Kaddafiego. Jego śmierć nie była opłakiwana ani w Libii, ani w świecie arabskim, ani na Zachodzie. Libia była i pozostała ogromnym problemem. Podstawą interwencji NATO była uchwała Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zlikwidowano Kaddafiego i kraj się rozpadł. Dziś mamy w Libii dwa rządy, kraj jest podzielony na regiony rządzone przez poszczególnych przywódców. Nie ma koncepcji, jak wyjść z tej sytuacji. Państwo Islamskie planuje aneksję terytorium Libii, co dla Europy miałoby skutki katastrofalne. Wstrzemięźliwość Zachodu wobec Syrii jest uwarunkowana lękiem, aby historia się nie powtórzyła, aby nie stało się to, co w Libii. Prezydent Asad jest nie do zaakceptowania, ale jego usunięcie to jeszcze gorsze rozwiązanie.

 

W Egipcie po Arabskiej Wiośnie najpierw zwyciężyło Bractwo Muzułmańskie, a potem w wyniku zamachu stanu władzę przejęła junta wojskowa pod przewodnictwem As-Sisiego. Czy historia Egiptu zatoczyła koło?

Faktycznie historia zatoczyła koło, co przy błędach popełnionych przez Zachód oraz Kair było nieuniknione. Egipt ma dla świata arabskiego znaczenie kluczowe. Jest największym, prawie 90-milionowym państwem. W przekonaniu Arabów bardzo dobrze zorganizowanym, z liczącymi się na świecie ośrodkami naukowymi. W „złotym wieku” Nasera – od lipca 1956 roku, czyli od nacjonalizacji Kanału Sueskiego, do czerwca 1970 roku, czyli do wojny sześciodniowej – Arabom została przywrócona godność. Dlatego sytuacja w dzisiejszym Egipcie jest tak ważna także dla przemian społecznych w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Jest wiele symptomów świadczących o tym, że reformy prezydenta Abd al-Fattah as-Sisiego przyniosą pożądane skutki. Jako wojskowy ma wsparcie armii, co w Egipcie jest bardzo ważne.

 

Jaką rolę podczas Arabskiej Wiosny odgrywało wojsko?

Misja armii w krajach Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu jest szersza od tej w krajach europejskich. Zadania wojska wynikają m.in. z etapu rozwoju społeczeństwa, jego wykształcenia, świadomości oraz zdolności uczestnictwa w procesach demokratycznych. W krajach arabskich armia w porównaniu z innymi strukturami państwa jest najlepiej zorganizowana. Dysponuje nowoczesną kadrą. Szersze zadania armii nie są wymysłem generalicji, lecz potrzebą podyktowaną przez życie. Dlatego przewrót wojskowy często jest jedynym sposobem na uniknięcie przelewu krwi, wojny domowej. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że wojsko odgrywało w czasie Wiosny Arabskiej pozytywną rolę. Często jednak jest zmuszone do wyboru mniejszego zła.

 

Bez uporządkowania sytuacji w swoim najbliższym sąsiedztwie Europa nie będzie bezpieczna. Tymczasem nie dość, że w żadnym z krajów arabskich sytuacja się nie ustabilizowała, to dodatkowym problemem dla Europy stali się uchodźcy.

Fala uchodźców jest konsekwencją braku stabilności w regionie. Część osób zmierza do Europy, ale miliony pozostały w ościennych państwach – w Jordanii 800 tys., w Libanie 1,4 mln. Unia Europejska musi uszczelnić granice, a także oddzielić migrantów ekonomicznych od uchodźców. W Europie – oprócz Francji i Włoch – społeczeństwa są nieprzygotowane na przyjęcie uchodźców islamskich. Trzeba głośno mówić o tym, że nigdy nie uda się laicyzacja muzułmanów. Możemy co najwyżej sprawić, aby przyjęli oni islam pierwotny, który nie był agresywny.

 

Czy w obecnej sytuacji powinniśmy rozwijać współpracę z krajami arabskimi?

Zdecydowanie tak. Izolacja do niczego nie prowadzi. Im większe zbliżenie Zachodu do krajów arabskich, tym mniej tamta społeczność będzie się od nas różniła i tym większa będzie szansa na uniknięcie konfliktu. Jesteśmy na siebie skazani. Wzajemne relacje powinny być tak ułożone, aby korzyści odnosiły obie strony. Wymaga to obopólnego szacunku. Perspektywicznym zadaniem jest budowa podstaw wspólnej nowej cywilizacji, z którą – bez względu na rasę, wyznanie czy narodowość – każdy się będzie utożsamiał.

 

Jak Pan uważa, czy jest to możliwe?

Historia potwierdziła, że tak. Mam na myśli dwunastowieczną Hiszpanię, czyli czasy przed rekonkwistą.

 

Dr Janusz Mrowiec jest ambasadorem tytularnym, wykładowcą Akademii Finansów i Biznesu Vistula.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Jarosław Wiśniewski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO