Jedynie zakrojona na szerszą skalę współpraca państw Bliskiego Wschodu może zmienić sytuację w Palestynie.
Obecna odsłona konfliktu izraelsko-palestyńskiego wydaje się jedynym stałym i cyklicznym elementem w najnowszej historii Bliskiego Wschodu. Powtarzalność wydarzeń, dających się zamknąć w schemacie: atak Hamasu, kontratak Izraela, wzrost napięcia, zawieszenie walk, wywołuje pytania – zadawane już wielokrotnie – o możliwość osiągnięcia kompromisu. Tym razem jednak uwarunkowania geopolityczne i dynamika zmian w regionie zdają się nieco marginalizować te wydarzenia.
Ogłoszenie Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie, pierwsze bezpośrednie wybory prezydenckie w Turcji oraz coraz bardziej realna możliwość utworzenia kurdyjskiego państwa każą w odmienny niż dotychczas sposób spojrzeć na konflikt między Hamasem a Izraelem. Okazuje się bowiem, że staje się on wskaźnikiem przemian zachodzących w społeczeństwach bliskowschodnich, zawierania nowych porozumień oraz sojuszy, którym sprzyja dające się zauważyć zmęczenie świata arabskiego daremnymi próbami osiągnięcia porozumienia między Palestyńczykami a Izraelem. Pojawia się tu zatem istotna kwestia dotycząca tego, w jakim stopniu relacje izraelsko-palestyńskie i reakcje, które one wywołują, odpowiadają nowej sytuacji na Bliskim Wschodzie i czy faktycznie dowodzą zmiany układu sił. A zatem, jak odnoszą się do niego najważniejsi gracze w regionie, w tym Egipt, Arabia Saudyjska oraz Iran, i jakie znaczenie ma dziś ów konflikt?
Statystyczne wsparcie
Określenie „konflikt izraelsko-palestyński” zdaje się sugerować, że mamy do czynienia z dwiema walczącymi ze sobą stronami, które jednak zachowują spójność i jednorodność w obrębie własnej wspólnoty. W istocie jednak obie są mocno podzielone i realizują odmienne, partykularne cele. Dotyczy to oczywiście w większym stopniu Palestyńczyków, których sympatie polityczne oscylują co najmniej między Hamasem a Fatahem. Te zaś mają odmienne wizje kontaktów, relacji oraz walki z Izraelem.
Jeden z założycieli Hamasu, Mahmoud al-Zahar, będący później ministrem spraw zagranicznych w rządzie utworzonym przez tę organizację, miał swego czasu powiedzieć, że marzy o tym, by zawiesić na ścianie mapę, na której nie będzie Izraela. Tel Awiw-Jafa zaś od przejęcia władzy przez Hamas dąży do usunięcia tej organizacji z politycznej mapy Palestyńczyków. Premier Izraela Beniamin Netanjahu wielokrotnie podkreślał konieczność likwidacji przywódców tej organizacji, co w praktyce nie jest jednak możliwe. Niemożność osiągnięcia zakładanych celów w kolejnych odsłonach konfliktu sprawia, że każda akcja zbrojna uruchamia machinę propagandową po obu stronach. Hamas wydaje się lepiej przygotowany do podejmowania takich akcji, a sprzyja temu coraz większa liczba ofiar po stronie palestyńskiej, będących wynikiem działań wojsk izraelskich. Nie ma to, bynajmniej, bezpośredniego przełożenia na wzrost sympatii okazywanych Hamasowi. Problem poparcia tej organizacji wydaje się jednak istotny dla zrozumienia uwarunkowań, w jakich konflikt izraelsko-palestyński się rozwija.
Przeprowadzone wiosną 2014 roku przez Pew Research Center badania wśród społeczeństw krajów muzułmańskich, dotyczące stosunku do różnych form ekstremizmu muzułmańskiego, pokazują niemal powszechne negatywne podejście mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki do wszelkich skrajnych ugrupowań, począwszy od Al-Kaidy, a skończywszy na Boko Haram.
W tych badaniach uwzględniono również Hamas. Nieprzychylnie wypowiadali się o tej organizacji sami Palestyńczycy – ogólnie ponad 50% respondentów wyraziło swój sprzeciw, w Strefie Gazy zaś poziom negatywnych opinii osiągnął 63%.
Spotykane często stwierdzenie o całkowitym braku poparcia dla Hamasu wydaje się jednak niewłaściwe. Nawet badania przeprowadzone w czerwcu 2014 roku, które – jak dowodzi amerykański ekspert David Pollock – wskazały, że przywódcy Hamasu Ismail Hanije i Chaled Meszal cieszą się zaledwie 15-procentowym poparciem w Gazie, nie uwzględniają wszelkich zmiennych warunkujących stosunek Palestyńczyków do tej organizacji. Jedną z nich są właśnie ataki dokonywane przez Izrael i ich cywilne ofiary.
Atrakcyjność Hamasu zasadza się przede wszystkim na jego zdolności do artykułowania niezadowolenia i piętnowania niesprawiedliwości ze strony Izraela oraz na dążeniu do zniesienia blokady Strefy Gazy, która trwa już od siedmiu lat. Radykalne, a przy tym jasne poglądy mogą trafiać na podatny grunt wśród młodych mieszkańców tego terytorium (ponad 75% populacji to ludzie poniżej 29. roku życia). Znaczny przyrost naturalny – Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że liczba ludności Strefy Gazy w 2020 roku wyniesie 2,1 mln – ogromne zagęszczenie ludności oraz wysoki stopień zurbanizowania regionu przy bardzo wysokim bezrobociu stanowią mieszankę wybuchową, którą działania Izraela jedynie rozpalają, popychając ludność – nawet przy deklarowanej często niechęci wobec ekstremalnych zachowań – właśnie w kierunku rozwiązań o charakterze radykalnym. Wspomniany Mahmoud al-Zahar znacznie jednak częściej niż o Izraelu wypowiada się o islamie, dowodząc konieczności budowania państwa muzułmańskiego. Jakim zatem poparciem cieszy się Hamas w świecie muzułmańskim?
Zadziwiające jest to, że obecny konflikt nie spotkał się z silną reakcją ze strony państw arabskich, które już wielokrotnie sceptycznie wyrażały się o działalności Hamasu. W przeciwieństwie jednak do Arabii Saudyjskiej czy Egiptu, których obawy dotyczą związków Hamasu z organizacją Braci Muzułmanów, Iran bywa traktowany jako największy jego sojusznik. Czy tak jest rzeczywiście?
Irańskie wsparcie
Tuż po rewolucji w 1979 roku zmianę orientacji w polityce zagranicznej Iranu doskonale wyraziło zamknięcie ambasady Izraela, a na jej miejscu utworzenie ambasady Palestyny. Symboliczna zmiana zaszła również w nazewnictwie. Oto bowiem ulica, na której znajduje się ambasada, została nazwana ulicą Palestyny. Chomejni
w swoimi poparciu dla sprawy palestyńskiej posunął się jeszcze dalej, ustanawiając w ostatni piątek ramadanu święto Jerozolimy, które ma być obchodzone do czasu, gdy Jerozolima stanie się muzułmańska. Nie dziwi zatem, że częstym gościem w Teheranie był przewodniczący Organizacji Wyzwolenia Palestyny Jaser Arafat. Nie oznacza to oczywiście, że Iran ze wszystkimi palestyńskimi organizacjami utrzymuje pozytywne stosunki – historia relacji z Hamsem pełna jest napięć. Wojna domowa w Syrii znacznie jednak poróżniła strony. Hamas opowiedział się za syryjską opozycją, Iran zaś za swoim sojusznikiem prezydentem Assadem.
Oczywiście każdy kolejny konflikt Hamasu z Izraelem stanowi dla Teheranu doskonałą okazję do wyrażenia poparcia dla sprawy palestyńskiej, a przy tym również napiętnowania zbytniej uległości państw arabskich wobec Zachodu. Pomimo jednak deklarowanego w lipcu wsparcia, w tym zaopatrzenia Hamasu w technologie oraz rakiety Fadżr-5, o czym zgodnie mówili Mohsen Rezaei, Ali Laridżani, przewodniczący irańskiego parlamentu, oraz najwyższy przywódca Ali Chamenei, daje się zauważyć próbę wykorzystania konfliktu głównie
w promocji irańskich ambicji regionalnych. Zwrócił na to uwagę Majid Rafizadeh na stronach serwisu Al-Arabija. Ekspert zastanawiał się, dlaczego Iran stwarza pozory, że jest jedynym krajem wspierającym Palestyńczyków. Jego zdaniem, wynika to przede wszystkim z chęci dominowania w regionie, a nie z czynników humanitarnych oraz traktowania Hamasu jako środka do wzmacniania pozycji w świecie arabskim. Wydaje się jednak, że drugi z przytoczonych argumentów nie ma większego zastosowania, zważywszy na faktyczne marginalizowanie tej organizacji w świecie arabskim.
Iran dąży do osiągnięcia swoich celów na trzech płaszczyznach: strategicznej, geopolitycznej i ideologicznej. Analityk Trita Parsi dostrzega dodatkowo wpływ sytuacji międzynarodowej na stosunek polityków irańskich wobec Hamasu. Istotne są tutaj rozmowy dotyczące programu nuklearnego Iranu, a także bardziej koncyliacyjne działania podejmowane przez prezydenta Hassana Ruhaniego względem Zachodu oraz przez ministra spraw zagranicznych Dżawada Zarifa, który zaraz po atakach na World Trade Center w 2001 roku optował za poprawą kontaktów z Waszyngtonem.
Sprawa palestyńska ma zatem istotne znaczenie dla polityki irańskiej, nie tylko w wymiarze międzynarodowym, lecz także wewnętrznym. Oczywiście na poziomie ideologicznym nic się nie zmieniło od 1979 roku, wszak sprzeciw wobec działań Izraela oraz wsparcie Palestyńczyków należą do fundamentów Islamskiej Republiki Iranu. Zmienia się jednak rozkład akcentów, a przy tym również irańska retoryka – od negacji Holocaustu, przez Mahmuda Ahmadineżada, po życzenia z okazji żydowskiego nowego roku – Rosz Haszana – wysłane przez Ruhaniego. Zmienia się również nastawienie samych Irańczyków. Jest to istotne, ukazuje bowiem oprócz stosunku Irańczyków do problemów Palestyny, również wykorzystanie motywu palestyńskiego przy manifestowaniu niezadowolenia wobec władzy. Problematyka Gazy, Palestyńczyków oraz Hamasu musi zatem pojawiać się nie tylko w czasie świąt, lecz także protestów.
W 2009 roku zwolennicy Musawiego i reformiści w czasie antyrządowej manifestacji skandowali: „na Ghaza, na Lebnan, dżan-am feda-je Iran” (nie dla Gazy, nie dla Libanu, życie moje dla Iranu), co nie oznaczało bynajmniej zamknięcia się na problemy międzynarodowe, lecz raczej było wyrazem niechęci wobec cynicznego wykorzystywania kwestii międzynarodowych przez władzę i pominięcia wewnętrznych problemów kraju.
Całkiem inaczej wyglądała sytuacja w lipcu i sierpniu 2014 roku, gdy irańscy opozycjoniści, dystansując się od oficjalnej retoryki państwa, okazali wsparcie dla ludności palestyńskiej w Strefie Gazy. Ponad 500 dziennikarzy i studentów wysłało do sekretarza generalnego ONZ Ban Ki-moona list, w którym jako mieszkańcy Bliskiego Wschodu domagali się pokoju i sprawiedliwości dla Palestyny – faktycznego środka stabilizacji w całym regionie. Istotne jest to, że konflikt izraelsko-palestyński staje się przedmiotem różnych dyskursów, a przestaje być jedynie częścią oficjalno-propagandowych działań, obliczonych na wzmocnienie pozycji danego państwa. Choć oczywiście ten element wydaje się, mimo wszystko, dominować. To zdecydowanie przypadek Egiptu.
Szansa na mediacje
Egipt graniczy ze Strefą Gazy i Izraelem i jest zainteresowany przede wszystkim zapewnieniem bezpieczeństwa w regionach przygranicznych, czyli musi zminimalizować możliwość przenikania radykalnych idei, bojowników na półwysep Synaj. Niemniej oficjalne stanowisko Egiptu wobec toczącego się konfliktu było od początku mocno krytykowane, padł nawet zarzut, że w interesie Kairu leży usunięcie Hamasu, postrzeganego jako część Braci Muzułmanów. Faktycznie bowiem odsunięcie prezydenta Muhammada Mursiego od władzy w lipcu 2013 roku oznaczało powrót do polityki wobec Hamasu z czasów prezydentury Husniego Mubaraka.
Minister obrony i wicepremier Abd al-Fattah as-Sisi świadomy tego, że jak do tej pory jedynymi beneficjentami konfliktu izraelsko-palestyńskiego były ugrupowania radykalne, rozpoczął akcję mediacyjną, próbując zaprosić strony konfliktu do Kairu. Rozmowy, odbywające się w obecności przedstawicieli USA, sprawiają, że istotnie wzrasta międzynarodowe znaczenie Egiptu jako kraju-mediatora, a tym samym nieco zmniejszają znaczenie pod tym względem Kataru. Nathan Thrall z International Crisis Group podkreślał, że Egipt jest niezbędny do porozumienia między Izraelem a Palestyńczykami.
Oczywiście nie tylko Egipt może odegrać istotną rolę w stabilizacji regionu. Nie bez znaczenia jest sytuacja w Turcji – wybór Recepa Tayyipa Erdoğana na prezydenta i pojawiające się sugestie, że turecki model może być powielany w innych krajach regionu.
Konflikt palestyńsko-izraelski ukazał zatem nowe możliwości układów i sojuszy, które z pewnością będą wykorzystywane w przyszłości. Tym bardziej że faktycznie jedynie zakrojona na szerszą skalę współpraca może zmienić wyraźnie sytuację w regionie. Poza podmiotami państwowymi nie należy jednak pomijać jednostek, które angażują się w sprawę relacji palestyńsko-izraelskich.
autor zdjęć: Michał Zieliński