Dlaczego Rosji zależy na południowo-wschodniej części Ukrainy?
To było imponujące widowisko. Tegoroczną moskiewską paradę z okazji Dnia Zwycięstwa uświetniła nie tylko defilada 11 tys. żołnierzy, lecz także pokaz sprzętu wojskowego – samolotów, pojazdów i rakiet, także międzykontynentalnych. Władimir Putin prawdopodobnie chciał osiągnąć dwa cele – przekonać Rosjan, że ich kraj jest potęgą militarną, a świat, że trzeba się z tę potęgą liczyć. Zgromadzeni na placu Czerwonym weterani oraz mniej lub bardziej honorowi goście byliby z pewnością jednak zaskoczeni, gdyby się dowiedzieli, że w poważne kłopoty może wpędzić rosyjski potencjał militarny słaba i lekceważona Ukraina, która niedawno praktycznie bez jednego wystrzału oddała Rosji Krym.
Militarny motor
Kłopoty Kremla są związane nie tyle z zapowiadanymi sankcjami zachodnimi, ile z dużym uzależnieniem zbrojeniówki Rosji od ukraińskiej produkcji. Co prawda rosyjski import sprzętu z Kijowa stanowi (lub stanowił, bo nowe ukraińskie władze zerwały współpracę wojskową z Moskwą) zaledwie 4,4%, ale za tą niewielką liczbą kryje się jakość. Od ukraińskich fabryk zależy nie tylko wytwarzanie 80% rosyjskich pocisków balistycznych, lecz także duża część produkcji lotniczej, w tym myśliwców i śmigłowców bojowych najnowszego typu. Z produkcji ukraińskich stoczni korzysta też flota wojenna Federacji Rosyjskiej. Poza tym w grę wchodzi oprócz samej produkcji także serwisowanie wytwarzanego na Ukrainie sprzętu.
Trudno się zatem dziwić, że dodatek wojskowy do „Niezawisimej Gaziety” – „Nowoje Wojennoje Obozrijenie” kilka dni po aneksji Krymu i zapowiedzi zerwania przez rząd w Kijowie ukraińsko-rosyjskiej współpracy wojskowej w ponurych barwach opisywał przyszłość rosyjskich sił nuklearnych. Ukraińcy mają pełną dokumentację istotnych elementów rosyjskich pocisków balistycznych. Niektórzy eksperci przestrzegają, że bez ukraińskiej pomocy, polegającej na dostarczaniu części zamiennych do wybudowanych w Dniepropietrowsku rakiet i ich konserwacji, rosyjski potencjał atomowy może zmienić się w niebezpieczną stertę złomu.
Dla rosyjskiego lotnictwa wojskowego ważniejsze niż Dniepropietrowsk czy Charków jest Zaporoże, a ściślej tamtejszy gigant lotniczy Motor Sicz, czyli strategiczny dostawca dla większości rosyjskich producentów lotniczych. To przedsiębiorstwo robi bowiem silniki do samolotów transportowych typu AN-124/100, czyli słynnych rusłanów, maszyn szkolno-bojowych, a co ważniejsze silników do 70% rosyjskich śmigłowców – poczynając od transportowych Mi-8/17, poprzez morskie Mi-14, szturmowe Mi-24/35, po najnowsze Mi-28, Mi-28N, Ka-50 i Ka-52. Rosjanie co prawda sami także zajęli się produkcją silników, ale – jak podkreślają eksperci – są one o wiele gorsze od ukraińskich; żywotność silników z Zaporoża wynosi 5 tys. godzin lotu, a rosyjskie wytrzymują zaledwie 1,5 tys. godzin. Tymczasem przyjęty przez rosyjskie władze plan rozbudowy armii przewiduje zakup 3 tys. nowych śmigłowców.
Nie lepiej wygląda sytuacja w rosyjskiej marynarce. Potężne turbiny dla rosyjskich okrętów wojennych produkują zakłady w ukraińskim Mikołajowie. Stamtąd pochodzi także 60% przekładni używanych w dużych jednostkach. Mikołajewski „Zoria – Maszprojekt” wytwarza również potrzebne Rosjanom silniki turbinowo-gazowe najnowszej generacji. Wyspecjalizowane w budowie okrętów wojennych są stocznie w Sewastopolu, Kerczu oraz Chersoniu. Dwie z nich, czyli w Sewastopolu i Kerczu, po aneksji Krymu znalazły się na terenie Federacji Rosyjskiej, ale dwie pozostałe, czyli chersońska i mikołajewska, w dalszym ciągu należą do Ukrainy. Może to być problemem, bo rosyjskie władze chcą, by w najbliższych latach powstały 54 nawodne okręty wojenne i 20–40 podwodnych.
Według ekspertów około 400 rosyjskich zakładów kompleksu wojskowo-przemysłowego jest uzależnionych od dostaw części z Ukrainy. Prezydent Władimir Putin co prawda pod koniec kwietnia 2014 roku zapewnił, że rosyjski przemysł zbrojeniowy poradzi sobie bez Ukrainy, ale specjaliści podkreślają, że będzie to wymagało czasu i pieniędzy. I jak zauważa Anna Maria Dyner, ekspert z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, aby zastąpić podzespoły do śmigłowców produkowane w przedsiębiorstwie Motor Sicz, Rosja będzie potrzebowała trzech, czterech lat i znacznych nakładów finansowych na budowę fabryki.
Rosjanie zresztą zdają sobie sprawę z zagrożenia. Dowodem na to jest na przykład wizyta, jeszcze w grudniu 2013 roku, Dmitrija Rogozina, odpowiedzialnego za rosyjski sektor zbrojeniowy, w najważniejszych ukraińskich zakładach zbrojeniowych. W lutym 2014 roku natomiast, trzy tygodnie przed ucieczką Janukowycza, rosyjski wicepremier omawiał ze swoim ówczesnym ukraińskim kolegą Jurijem Bojko kwestię dwustronnej współpracy w przemyśle lotniczym i stoczniowym. Zmiana władz w Kijowie i aneksja Krymu położyły jednak kres tej współpracy. Prawdopodobnie Rosjanie już teraz odczuwają skutki odcięcia od dostaw ukraińskiego przemysłu lotniczego, zbrojeniowego i stoczniowego. I być może to jest jedną z przyczyn prowadzonej w tej chwili akcji destabilizacyjnej na południowym wschodzie Ukrainy, gdzie znajduje się większość ważnych dla rosyjskiej zbrojeniówki zakładów.
Zmiana kierunku
Na zerwaniu współpracy traci nie tylko Moskwa. Do Rosji trafiało 40% eksportu ukraińskiej zbrojeniówki, co przynosiło około miliarda dolarów zysku rocznie, a to jest niebagatelna kwota dla pogrążonego w kryzysie gospodarczym państwa. W dodatku część produkowanego na Ukrainie uzbrojenia ma rosyjskie komponenty, które teraz trzeba będzie jakoś zastąpić. Inna sprawa, że Ukraina nawet bez Rosji pozostaje ważnym graczem na światowym rynku eksporterów broni. W roku 2012, według Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI), zajmowała na nim dziewiątą pozycję, przy czym 47% produkcji trafiało do państw azjatyckich, a 23% do afrykańskich.
Teraz władze w Kijowie szukają nowych rynków zbytu i współpracowników. Interesujące wydają się zatem dwie informacje. Pod koniec kwietnia 2014 roku portal Obserwatorfinansowy.pl cytował członków Ukraińsko-Polskiego Forum Współpracy Przemysłów Obronnych, według których Ukraińcy są zainteresowani współpracą z Polską. Powołano już nawet pięć przemysłowych grup roboczych – śmigłowcową, samolotową, pancerną, obrony powietrznej oraz utylizacji uzbrojenia. W tym samym czasie pojawiła się również wiadomość, że zaporoski Motor Sicz rozmawia z PZL Świdnik w sprawie montażu śmigłowców Mi-2 i Sokół (w perspektywie jest przewidziana też współpraca w innych dziedzinach branży zbrojeniowej). Co prawda zakłady w Świdniku należą do włoskiego koncernu zbrojeniowego AgustaWestland, ale komentatorzy zaczęli napomykać, że Polska może stać się zapleczem wojskowym i kooperantem Ukrainy.
autor zdjęć: Robert Siemaszko/DPI MON