SZACHOWNICA PUTINA

Rozgrywką o Krym Rosja rozpoczęła walkę o powrót do pierwszej ligi.

 

Krym stał się miejscem geopolitycznej konfrontacji między Wschodem a Zachodem. Jak mówił podczas wizyty w Brukseli ukraiński premier Arsenij Jaceniuk, nie ma konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, lecz rosyjsko-europejski o zachowanie ładu międzynarodowego, który ukształtował się po rozpadzie ZSRR. Dla NATO i Unii Europejskiej jest to najważniejszy test od zakończenia zimnej wojny, bo – jak przewiduje prezydent Aleksander Kwaśniewski – Ukrainę czekają miesiące chaosu i destabilizacji.

Wydarzenia na Ukrainie sprawiły, że Europa utraciła poczucie bezpieczeństwa, w jakim żyła przez ostatnie ćwierć wieku. Zajęcie Krymu przez Rosję – w ciągu kilkunastu dni i praktycznie bez jednego wystrzału – zaskoczyło wszystkich. Zakończyła się stabilizacja w naszym regionie Europy, będąca wynikiem przemian politycznych po 1989 roku. „Wraz z rosyjską inwazją na Ukrainie zaczął się kruszyć cały system międzynarodowy, który ukształtował się pod koniec ubiegłego stulecia”, ocenia Lidia Szewcowa, analityk ośrodka Carnegie Europe w Moskwie. Jak mówi, w tłumaczeniach Rosji, że musi bronić rodaków w państwach, gdzie żyje mniejszość rosyjskojęzyczna, powracają upiory przeszłości. Jedno jest pewne: sposób rozwiązania ukraińskiego kryzysu nie pozostanie bez wpływu na relacje Zachodu z Rosją.

 

Powrót do Majdanu

W listopadzie 2013 roku, gdy prezydent Wiktor Janukowycz nie podpisał umowy stowarzyszeniowej z UE, niezadowoleni mieszkańcy Kijowa wyszli na Majdan. Wizja integracji Ukrainy z Europą rozbudziła wielkie nadzieje, szczególnie wśród młodego pokolenia, pierwszego nieskażonego „wirusem homo sovieticus”. Siła protestów w Kijowie oraz w innych miastach Ukrainy zaskoczyła i władze, i opozycję. Nikt się nie spodziewał, że determinacja Ukraińców będzie tak wielka. Po raz pierwszy demonstracje miały charakter obywatelski i były apolityczne. Tamtejszym władzom nie udało się przejąć nad nimi kontroli.

„To był narodowy, szeroki ruch sprzeciwu. Majdan to nasza pokojowa droga do cywilizacji europejskiej”, ocenił prof. Josyf Zisels, przewodniczący Koordynacyjnej Rady Żydowskich Stowarzyszeń Organizacji i Wspólnot, podczas debaty zorganizowanej przez Fundację Batorego. Jak mówił, protesty popierały miliony Ukraińców.

„Wiec na Ukrainie przypomina referendum w Szwajcarii”, tłumaczy Myroslaw Marynowycz, prorektor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, i wyjaśnia, czym w ukraińskiej tradycji jest majdan. Gdy narastają problemy, ludzie zbierają się na placu, bo nie znają innych demokratycznych sposobów rozwiązywania problemów. „Majdan w Kijowie był antyputinowski, ale nie antyrosyjski”, opowiada Marynowycz. „Widziałem transparent z napisem: »Lubię Puszkina, nienawidzę Putina«”. Zisels zapewniał, że wśród ukraińskich nacjonalistów biorących udział w protestach na Majdanie – wbrew propagandzie Moskwy – nie było nazistów i faszystów. Przyznał jednak, że inicjatywę często przejmował Prawy Sektor – koalicja nacjonalistycznych sił, które uznają dziedzictwo Stepana Bandery.

Profesor Zisels porównywał obecne protesty z tymi z 2004 roku. Dziesięć lat temu protestowało około miliona ludzi. Teraz milion zebrał się w ciągu tygodnia w różnych miastach Ukrainy. Pomarańczowa Rewolucja wymieniła rządzących, ale nie zmieniła systemu władzy. W 2004 roku na Ukrainie nie było jeszcze społeczeństwa obywatelskiego, które patrzyłoby politykom na ręce. Do wybuchu protestów na Majdanie doprowadziły wówczas sfałszowane wybory i korupcja władz. Profesor Zisels przekonuje, że dziś powodem wybuchu społecznego niezadowolenia był krach gospodarczy – bogaciła się tylko mała grupa rządzących, 30% PKB skoncentrowała w swoich rękach tak zwana rodzina.

Podobnie uważa Thomas Gomart z Francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych IFRI, uczestnik debaty zorganizowanej przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Na kijowskim Majdanie dostrzega przede wszystkim bunt przeciwko wszechobecnej na Ukrainie korupcji oraz fatalnej sytuacji gospodarczej. Walkę o zbliżenie do Unii Europejskiej stawia dopiero na kolejnym miejscu.

Marynowycz mówi o cenie, jaką zapłacił Majdan za obalenie prezydenta Janukowycza. Była wysoka: około 100 zabitych. „Nikt nie był na to przygotowany. Dlatego obalenie Janukowycza nie wywołało wielkiej radości. Nie jest to zwycięstwo ostateczne, przed nami długa droga”, przewiduje.Tadeusz Olszański analityk OSW, pisał natomiast, że efekt psychologiczny tak wielkiej liczby poległych przyniósł Majdanowi zwycięstwo moralne.

Majdan wygrał. Rada Najwyższa przywróciła konstytucję z 2004 roku, podjęła uchwałę, że prezydent „samowolnie usunął się od pełnienia obowiązków” i rozpisała przedterminowe wybory prezydenckie na 25 maja 2014 roku. Protestujący nie chcieli porozumienia z władzami, żądali dymisji urzędującej głowy państwa. Janukowycz uciekł do Rosji, a w Kijowie powstał rząd, który zyskał międzynarodowe poparcie. Co się jednak stanie, gdy minie entuzjazm i poczucie walki ze wspólnym wrogiem? Czy opozycja znów się podzieli, wrócą różnice ideologiczne i stare animozje?

 

Puszka Pandory

Gdy Majdan świętował zwycięstwo, kilkanaście tysięcy rosyjskich żołnierzy zajęło Krym, który ma strategiczne znaczenie dla bezpieczeństwa w regionie Morza Czarnego. Na terytorium Republiki Autonomicznej Krymu od wieków krzyżują się wpływy Rosji i Ukrainy. Są tam militarne bazy ukraińskie i rosyjskie. W Sewastopolu stacjonuje rosyjska Flota Czarnomorska. Dwa rosyjskie porty, w Odessie i Sewastopolu, gwarantują Rosji dostęp do Morza Śródziemnego.

Pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow, który jest zarazem przewodniczącym parlamentu, zdecydował, że ukraińska armia nie będzie interweniowała na Krymie, by zapobiec aneksji półwyspu przez Rosję. „Nie użyjemy pierwsi broni”, deklarował.

Zachód zastanawiał się, jak zareagować na ten ruch Putina. Dokonując inwazji na Krymie, Rosja złamała gwarancje, jakie dała Ukrainie w 1994 roku w memorandum budapeszteńskim. Ukraina wyrzekła się wówczas broni nuklearnej w zamian za zapewnienie przez sygnatariuszy tego porozumienia – Rosji, USA i Wielkiej Brytanii – respektowania integralności terytorialnej i nienaruszalności jej granic. Dziś okazuje się, że takie gwarancje są niewiele warte. „To jest bardzo niebezpieczny precedens, bo otwiera puszkę Pandory”, zwracał uwagę Jan Piekło, dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Ukraińskiej.

Prorosyjskie władze Krymu, wyłonione pod koniec lutego, gdy uzbrojeni ludzie zajęli budynki lokalnego rządu i parlamentu w Symferopolu, rozpisały referendum w sprawie przyłączenia półwyspu do Rosji. Jego wynik z góry był przesądzony. Po „wygranym” plebiscycie w świetle kamer na Kremlu Putin i promoskiewskie władze półwyspu podpisały umowę o wejściu Krymu w skład Federacji Rosyjskiej, a Duma Państwowa, niższa izba rosyjskiego parlamentu, uchwali ustawę o uproszczeniu procedury przyjmowania do Federacji Rosyjskiej nowych podmiotów. Według Moskwy Krym stał się częścią Rosji. Szef ministerstwa spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow tłumaczył przez telefon sekretarzowi stanu USA Johnemu Kerry’emu, że musi być respektowane prawo mieszkańców Krymu do niezależnego określenia swej przyszłości. A dla Władimira Putina, podobnie jak dla większości Rosjan – o czym świadczą sondaże – Krym to ziemia rosyjska. W federacji wielu osobom bardzo podoba się ten imperializm i dążenia do odzyskania historycznych ziem.

Nikt ze światowych liderów nie poparł działań Putina. Milczą jego sojusznicy na Białorusi czy w Wenezueli. Rosja jest izolowana także w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Podczas głosowania nad zaproponowaną przez USA rezolucją potępiającą krymskie referendum od głosu wstrzymały się Chiny (z uwagi na Tybet Pekin jest ostrożny w popieraniu wszelkich separatyzmów).

Prorosyjskie demonstracje, zajmowanie ukraińskich baz, blokady dróg, rosyjskie manewry – obliczone były na prowokację sił ukraińskich. Rząd w Kijowie nie dał się jednak podpuścić. Moskwie nie udała się powtórka scenariusza z Gruzji, która od ogłoszenia niepodległości w 1991 roku próbuje wyrwać się z rosyjskiej „strefy wpływów”, za jaką Kreml uważa obszar byłego ZSRR.

Najpierw Moskwa próbowała karcić Tbilisi za prozachodnią politykę gospodarczym embargiem. W sierpniu 2008 roku pomogła oderwać się od Gruzji dwóm zbuntowanym prowincjom – Abchazji i Osetii Południowej. Rosjanie dokonali inwazji, powołując się na konieczność obrony obywateli rosyjskich, mieszkających w obu prowincjach, którym wcześniej Kreml rozdawał rosyjskie paszporty. Zachód oburzył się wówczas na działania Rosji, ale zaledwie rok później USA zadeklarowały zresetowanie stosunków, NATO wznowiło kontakty wojskowe z Moskwą, przywrócono także współpracę gospodarczą. „Dzięki wojnie z Gruzją Rosja zorientowała się, że szybko może osiągnąć cele polityki zagranicznej, używając przeciwko sąsiadom siły militarnej, bo zapłaci za to niewielką cenę”, ocenia Keir Giles z think tanku Chatham House.

W jednym z wywiadów były szef polskiej dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz ostrzegał, że jeśli świat odda Rosji Krym, zachęci tym samym Putina do kolejnych podbojów – na Kaukazie czy w Azji Środkowej.

 

Niedźwiedź w mateczniku

Na pytanie „dokąd zmierza Putin?” większość analityków odpowiada, że chce on odbudować supermocarstwo, bo rozpad ZSRR był dla niego największą tragedią XX wieku. A do realizacji tych planów jest mu potrzebna Ukraina. Henry Kissinger na łamach „Washington Post” tłumaczył Amerykanom, że Zachód musi zrozumieć, że historia Rosji zaczęła się na Rusi Kijowskiej, skąd promieniowało prawosławie. O tym, że Ukraina jest integralną częścią rosyjskiej historii, wielokrotnie pisali sławni dysydenci – Aleksander Sołżenicyn i Josef Brodski.

„Bez Ukrainy Rosja wygląda raczej na potęgę azjatycką niż europejską”, pisał „Financial Times”, odnosząc się do planów utworzenia wokół Rosji unii eurazjatyckiej – bloku połączonych politycznie i gospodarczo państw, który miałby być przeciwwagą dla Unii Europejskiej. Były doradca prezydenta Rosji Andriej Iłłarionow, obecnie związany z waszyngtońskim konserwatywnym ośrodkiem Cato Institute, uważa, że Rosja bardzo zmieniła się w ciągu ostatniej dekady. Dziś jest państwem autorytarnym i prowadzi agresywną politykę zagraniczną, której celem jest nakreślenie na nowo granic w Europie.

Interesującą analizę na temat planów Kremla opublikował Stratfor. Przypomniał prognozy sformułowane przez George’a Friedmana, założyciela tego amerykańskiego ośrodka badawczego, w książce „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek”, wydanej w 2009 roku. Friedman postawił tezę, że po okresie chaosu i osłabienia Rosja stara się odbudować imperialną pozycję, choć podyktowane jest to w większym stopniu poczuciem zagrożenia niż wolą ekspansji.

„Pomarańczowa Rewolucja to okres, w którym dla Rosji definitywnie skończył się postzimnowojenny świat. Rosjanie uznali, że Stany Zjednoczone usiłują wciągnąć Ukrainę do NATO, przygotowując tym samym scenę, na której ma się dokonać dezintegracja Rosji”, pisał Friedman. W jego ocenie już wtedy Moskwa zaczęła, powoli i stopniowo, realizować strategię umacniania swoich wpływów na terytoriach należących niegdyś do Związku Radzieckiego. I taki jest plan działania Kremla na następną dekadę”, uważa szef Stratforu. „Punktem zapalnym będzie (w XXI wieku) zachodnia granica Rosji”, ostrzega Friedman, a Stratfor prognozuje, że „Rosja nie jest w stanie w najbliższych dekadach odzyskać statusu globalnego mocarstwa, ale zrobi wszystko, by stać się potęgą regionalną. A to oznacza zderzenie z Europą”.

 

Reakcje Zachodu

Sytuacja na Ukrainie sprawiła, że w wypowiedziach polityków zachodnich pojawiły się odniesienia historyczne (porównania do anszlusu Austrii, zajęcia czeskich Sudetów czy układu monachijskiego), a w rosyjskich oficjalnych mediach ton agresywnej, antyzachodniej propagandy, przypisującej USA i UE wspieranie na Ukrainie „zbrojnych ekstremistów”.

Ukraińcy byli rozczarowani, że Unia nie nałożyła sankcji na Rosję na początku protestów, a na reakcję zdecydowała się dopiero wtedy, gdy na ulicach Kijowa polała się krew. Kryzys ukraiński po raz kolejny pokazał, że w gronie 28 państw nie tak łatwo o jednomyślność, zwłaszcza gdy w grę wchodzą interesy gospodarcze. Przed konfliktem z Rosją ostrzegają głównie przedstawiciele niemieckiej gospodarki. Nic dziwnego, skoro 300 tys. miejsc pracy jest uzależnionych od handlu z tym krajem. Do grona niechętnych sankcjom należą również Wielka Brytania, Francja, Włochy, Hiszpania i Holandia, podczas gdy USA, Polska i kraje skandynawskie oraz bałtyckie od początku są ich zwolennikami.

Unia zawiesiła rozmowy z Rosją o liberalizacji wizowej oraz nowej umowie o partnerstwie i współpracy. Po referendum na Krymie, którego wyników nie uznało żadne państwo oprócz Rosji, dorzuciła sankcje wizowe wobec 21 osób, którym zamrożono też konta. Podobnie postąpił Waszyngton. NATO z kolei zawiesiło z Rosją bieżącą współpracę, ale – jak deklarował sekretarz generalny sojuszu Anders Fogh Rasmussen – chce utrzymać dialog polityczny: „Nie będą odbywały się robocze spotkania, a współpraca zostanie poddana rewizji”, zapowiedział Rasmussen. Utrzymane będą spotkania Rady NATO–Rosja na szczeblu ambasadorów.

Komentatorzy są jednak zgodni, że sankcje nie skłonią Rosji do rezygnacji z planów dotyczących Ukrainy. Moskwa wierzy bowiem, że interesy europejskiego biznesu przeważą nad geopolitycznymi.

 

Trzecia wojna

Stanisław Ciosek, były ambasador Polski w Moskwie, uważa, że nie dojdzie do konfliktu zbrojnego na szerszą skalę i przytacza anegdotę: po wydarzeniach na Majdanie z właściwą sobie gracją Rosja wkroczyła do salonu, w którym siedzą państwa zachodnie, kopnęła w drzwi, położyła pistolet na stole i spytała: rozmawiamy czy będziemy się bić?

Komentatorzy są raczej zgodni, że III wojna światowa nam nie grozi, choć pojawiają się głosy ostrzegające przed militarnym starciem. Co mogłoby powstrzymać militarne zapędy Putina?

Andriej Iłłarionow, były doradca rosyjskiego prezydenta, przypomina, że w 2008 roku dalszej inwazji na Gruzję zapobiegł ówczesny prezydent USA George W. Bush, który wysłał do Turcji i Rumunii jednostki sił powietrznych oraz marynarkę wojenną na Morze Czarne. Gdy rosyjski wywiad wykrył masowy ruch amerykańskich wojsk w kierunku Gruzji, Miedwiediew i Putin wydali rozkaz, aby zatrzymać się 35 mil od Tbilisi. Było to 12 sierpnia 2008 roku. Według Iłłarionowa, dziś nikt nie jest na taki ruch gotowy. „Nie widzę innych instrumentów, by zapobiec agresji i okupacji oraz przekształceniu się tego kryzysu w kryzys europejski z udziałem krajów sąsiadujących, NATO i USA”, mówi były doradca Putina.

Rosyjska interwencja na Krymie powinna przyczynić się do zmiany myślenia o europejskiej polityce bezpieczeństwa. „Trzeba się zastanowić, czy nadal można oszczędzać na potencjale militarnym bez obaw przed konsekwencjami”, radził „Financial Times”, jako przykład podając Wielką Brytanię, która od 2010 roku o 8% obcięła wydatki na obronę. „Rządy muszą również poważniej pomyśleć o ich doktrynie wojskowej, co szczególnie dotyczy Niemiec, pozostających bardzo ostrożnym graczem w sprawach bezpieczeństwa”, pisał dziennik.

Spór o Kijów zdaje się potwierdzać tezę Henry’ego Kissingera sformułowaną w książce „Dyplomacja – jeszcze nie nastał nowy porządek polityczny po zimnej wojnie”. Amerykański polityk pisał, że „nadal trwa okres przejściowy, a ostateczny kształt światowego porządku wyłoni się nie wcześniej niż w przyszłym (XXI) stuleciu, i to nie w pierwszych jego latach”. Dzieje się tak dlatego, że postradziecka Rosja próbuje odbudować rolę „patrona” państw ościennych i nie rezygnuje z wpływów w tak zwanej bliskiej zagranicy. Czy kolejnym pionkiem, który trafi na szachownicę Putina, będzie Naddniestrze?

 

Wydarzenia na Krymie mogą spowodować wzrost nastrojów separatystycznych w regionie.

Ostrzega o takiej możliwości dziennik „Wiedomosti”. „Ciekawe, jak zareaguje Kreml, jeśli Karelia zechce przeprowadzić referendum w sprawie przyłączenia do Finlandii, Buriacja – do Mongolii, Tatarstan zaś przypomni sobie o przyjętej w 1990 roku deklaracji o suwerenności państwowej, która wprowadziła prymat prawa republiki nad prawem ZSRR i uznała bogactwa naturalne republiki za własność narodu Tatarstanu. Prawdopodobna jest też aktywizacja separatystów na Kaukazie Północnym. Przyłączenie Krymu spowoduje ponowienie podobnych żądań ze strony nieuznawanych państw na obszarze poradzieckim – Abchazji, Osetii Południowej i Naddniestrza”.

 

Ciekawe czasy

Według rosyjskiego politologa, szefa moskiewskiego centrum Carnegie Europe Dmitrija Trenina, działania Rosji na Krymie i zgoda parlamentu Rosji na użycie wojsk oznaczają, że „Moskwa wraca do Europy jako aktywny gracz po raz pierwszy od 1989 roku. Zmieni to całą geopolitykę w Europie Wschodniej. Ukraina niemal na pewno pozostanie bez Krymu, Gruzja powróci na szybką ścieżkę planu działań na rzecz członkostwa w NATO”, kraje bałtyckie i Polska będą zabiegać o choćby symboliczną obecność wojsk amerykańskich. Relacje Rosji z NATO, USA i Zachodem się pogorszą. To, co nastąpi, to będą ciekawe czasy – jak mówią Chińczycy – najeżone niebezpieczeństwami”.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: REUTERS/BAZ RATNER/FORUM





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO