DEMONY NIENAWIŚCI

Społeczność międzynarodowa stara się nie dopuścić do wybuchu wojny religijnej w środku Afryki.

 

Krwawe porachunki, które od kilku miesięcy mają miejsce na terenie Republiki Środkowoafrykańskiej, bywają już określane jako trzecia wojna domowa w historii jednego z najuboższych państw świata. Po krwawych zamieszkach na początku grudnia 2013 roku w stolicy kraju, Bangi, społeczność międzynarodowa postanowiła interweniować, by nie doszło do ludobójstwa, jak przed dwudziestu laty w Rwandzie. Do Republiki Środkowoafrykańskiej wysłano dodatkowych żołnierzy z Francji i państw afrykańskich.

 

Przeciw maczetom

Tymczasowy prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej Michel Djotodia 11 stycznia 2014 roku opuścił kraj i udał się na emigrację do Beninu, a dzień wcześniej ogłosił rezygnację z funkcji. 20 stycznia 2014 roku nowym prezydentem wybrana została Catherine Samba-Panza, dotąd burmistrz Bangi.

Odejście prezydenta i tymczasowego premiera, Nicolasa Tiangayego, polityków związanych z rebelianckim sojuszem Séléka, który w marcu 2013 roku obalił rządy prezydenta François Bozizé, jest częścią działań mających doprowadzić do wygaszenia krwawego konfliktu wewnętrznego w republice. W odróżnieniu od wcześniejszych kryzysów bardzo silnie uwidoczniły się teraz podziały religijne, ponieważ bojownicy Séléki w większości byli muzułmanami, a w całym kraju dominuje ludność chrześcijańska.

Przywódcy Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Środkowej, zaniepokojeni rozwojem wypadków w Republice Środkowoafrykańskiej, na szczycie organizacji 9–10 stycznia 2014 roku w Ndżamenie wymusili na obu politykach rezygnację z władzy. Zarzucono im niezdolność do zażegnania konfliktu, który może przerodzić się w wojnę religijną. Jednak wydarzenia, które nastąpiły w Bangi tuż po wyjeździe Djotodii pokazują, że proces stabilizacyjny będzie niezwykle trudny. Już 11 stycznia muzułmanie znowu zostali zaatakowani. Zniszczono ich domy i sklepy, spalono kilka meczetów. Wśród części społeczności chrześcijańskiej silna jest chęć odwetu na muzułmanach za czyny popełnione przez rebeliantów z północy. „Oni mordowali i maltretowali nas. Teraz nadszedł czas zemsty”, zacytowano w depeszy Reutersa opinię Igora Mouminiego, jednego z mieszkańców stolicy.

„Dla niemuzułmańskich mieszkańców muzułmanin jest utożsamiany z Séléką, a Séléka jest równoważna z muzułmaninem”, przyznaje arcybiskup Bangi, Diedonne Nzapalainga, który wraz z duchownymi muzułmańskimi od miesięcy starał się, aby konflikt o podłożu polityczno-ekonomicznym nie stał się religijnym. Przyczyną rewolty był bowiem nierównomierny dostęp do zysków z krajowych bogactw naturalnych. Choć ropa naftowa jest wydobywana na północy, czyli na ziemiach ludu Gula, dochody z jej sprzedaży trafiały na południe, do plemion Gbaja, skąd pochodzi Bozizé.

Przez dziesiątki lat w Republice Środkowoafrykańskiej nie było konfliktów na tle religijnym, a wyznawcy islamu i chrześcijaństwa żyli zgodnie. Dopiero przed rokiem sytuacja zaczęła ewoluować w złym kierunku. W trakcie rebelianckiego marszu na Bangi na początku 2013 roku dochodziło do podpaleń kościołów, gwałtów i mordów na chrześcijanach oraz grabieży ich dobytku. Wpływ na zachowanie bojowników Séléki, których większość wywodziła się z plemienia Gula, podobno mieli ich ziomkowie przybyli z Czadu i Sudanu (czołowym dowódcą rebeliantów był dawny członek ochrony czadyjskiego prezydenta Idrissa Déby’ego).

Akty przemocy nasiliły się po obaleniu w marcu 2013 roku prezydenta François Bozizé. Jego następca Michel Djotodia, który przewodził ruchowi Séléka, nie był w stanie zapanować nad członkami swego ugrupowania, dla których nie znalazł zatrudnienia w strukturach państwowych. Zbrojne grupy zaczęły łupić i prześladować ludność południa republiki.

Z powodu niepokojów wewnętrznych domy musiało porzucić ponad milion spośród około 5,2 miliona mieszkańców Republiki Środkowoafrykańskiej, a liczba ofiar śmiertelnych w tym konflikcie szacowana jest na kilka tysięcy (tylko w grudniu w 2013 roku w starciach zginęło około tysiąca osób). Pod koniec grudnia 2013 roku w rejonie zajmowanego przez rebeliantów obozu wojskowego Roux na obrzeżach Bangi odkryto masowy grób, w którym spoczywało około 30 osób. Na ich ciałach znaleziono ślady po torturach. Zagrożeni napaściami chrześcijanie zaczęli tworzyć grupy samoobrony, które stały się zalążkiem szerszego ruchu, dziś znanego jako Anti-balaka (przeciw maczetom).

 

Operacja Sangaris

5 grudnia 2013 roku w rejonie Bangi doszło do brutalnych walk między członkami milicji Anti-balaka, mającymi wsparcie byłych żołnierzy armii obalonego prezydenta Bozizé, a bojownikami Séléki. Wydarzenia te zmobilizowały społeczność międzynarodową do aktywniejszego działania. Rada Bezpieczeństwa ONZ zgodnie szybko przyjęła rezolucję, która autoryzowała zwiększenie obecnych już w republice afrykańskich sił pokojowych i zgodziła się na interwencję wojsk francuskich.

Początkowo władze w Paryżu chciały powiększyć stacjonujący w Bangi 400-osobowy kontyngent wojskowy tylko do 1200 żołnierzy. Gdy 6 grudnia 2013 roku minister obrony Jean-Yves Le Drian ogłaszał rozpoczęcie operacji „Sangaris” (kryptonim pochodzi od nazwy środkowoafrykańskiego gatunku motyla), Francja miała już w Bangi 650 wojskowych, dlatego że dodatkowych 250 przysłano z Francji już w listopadzie, przed przyjęciem rezolucji przez Radę Bezpieczeństwa ONZ. Łącznościowcy, logistycy oraz saperzy z 25 Pułku Inżynieryjnego Lotnictwa mieli przygotować miejsce na przybycie sił głównych operacji „Sangaris”. Do przerzutu wojsk Francuzi wykorzystali wojskowy Airbus 340 z 3/60 Eskadry Transportowej i wyczarterowany samolot transportowy Antonow An-124.

Zaraz po rozpoczęciu operacji „Sangaris” do Republiki Środkowoafrykańskiej wkroczyło z Kamerunu 350-osobowe zgrupowanie z 11 Brygady Spadochronowej, w którym byli między innymi żołnierze z 1 Pułku Huzarów Spadochroniarzy (lekka jednostka pancerna) z Tarbes. Wcześniej przybyli oni do kameruńskiego portu Duala na pokładzie desantowca śmigłowcowego „Dixmude”. Na okręcie przewieziono również pojazdy pancerne VAB i VBL oraz śmigłowce Gazelle. W operację „Sangaris” zaangażowano też pododdziały 6 Batalionu Piechoty Morskiej, który stacjonuje w Libreville w Gabonie. W sumie francuski kontyngent ma osiem śmigłowców (po dwa typu

Gazelle i Fennec oraz cztery Pumy) i bezzałogowce. Nad głównymi miastami środkowoafrykańskiej republiki pojawiły się natomiast, w ramach demonstracji siły, myśliwce Rafale.

Władze Francji po przeanalizowaniu sytuacji wysłały do Republiki Środkowoafrykańskiej jeszcze 400 wojskowych. W operacji „Sangaris” uczestniczy zatem łącznie 1600 żołnierzy francuskich, którymi dowodzi generał brygady Francisco Soriano. Większość stacjonuje w stolicy, a niewielkie jednostki rozmieszczono w głębi kraju, w regionach Bossangoa i Bozoum.

Francuzi współdziałają z regionalnymi afrykańskimi siłami pokojowymi. 19 grudnia 2013 roku operacja pokojowa MICOPAX przekształciła się w regionalną misję wsparcia MISCA. W rezolucji ONZ określono jej liczebność na cztery tysiące żołnierzy, ale podobnie jak w wypadku wojsk francuskich szybko uznano, że muszą to być większe siły. W Republice Środkowoafrykańskiej ma być zatem sześć tysięcy wojskowych z Afryki.

 

Wielka nieufność

Sytuacja w Republice Środkowoafrykańskiej mimo obecności sił międzynarodowych pozostaje napięta. Nadal dochodzi do krwawych porachunków między bojownikami z sojuszu Séléka a członkami milicji Anti-balaka. Głównym miejscem konfrontacji jest rejon Bangi. Mieszkańcy stolicy, którzy w większości są wyznawcami chrześcijaństwa, występują nie tylko przeciwko ruchowi Séléka, lecz także przeciwko innym muzułmanom, czyli również wchodzącym w skład afrykańskiej misji pokojowej żołnierzom z Czadu. Chrześcijanie z Bangi zarzucili im współpracę z rebeliantami i przekazywanie broni stołecznym wyznawcom islamu. Niektórzy twierdzą, że środkowoafrykański ruch rebeliancki jest kontrolowany przez władze w Ndżamenie. Jeden wręcz stwierdził: „Czad jest panem Séléki, a ona jest jego psem bojowym”.

W grudniu 2013 roku w starciach w pobliżu międzynarodowego portu lotniczego M’Poko zastrzelono sześciu czadyjskich wojskowych, a 15 innych raniono. Zarzuty o stronniczość wobec żołnierzy z Czadu wysunęło również dowództwo jednego z kontyngentów z afrykańskich sił pokojowych. Otóż ludzie w mundurach armii czadyjskiej mieli zaatakować 23 grudnia 2013 roku w Bangi wojskowych z Burundi, gdy ci zamierzali rozbroić kilku byłych rebeliantów Séléki.

Władze w Ndżamenie zaprzeczają tym oskarżeniom i zapewniają, że ich żołnierze są neutralni. Aby jednak rozładować napięcie, dowódca afrykańskich sił pokojowych, kameruński generał brygady Martin Tumenta Chomu, zapowiedział, że oddziały czadyjskie opuszczą Bangi i zostaną rozmieszczone na północy kraju, a rząd w Ndżamenie postanowił ewakuować ze stolicy republiki swych obywateli. Podobnie postąpiło kilka innych krajów, w tym Mali, Senegal i Niger. Szacuje się, że do połowy stycznia 2014 roku Republikę Środkowoafrykańską opuściło około 30 tysięcy cudzoziemców, a kolejne 60 tysięcy chce to zrobić.

 

Niepewna przyszłość

Kiedy François Hollande obejmował urząd prezydenta Francji, deklarował, że chce zakończyć z interwencjami wojskowymi, które pozwalają utrzymać władzę różnym afrykańskim politykom. I tak też postąpił, gdy w grudniu 2012 roku w Republice Środkowoafrykańskiej wybuchła nowa rebelia przeciwko rządom prezydenta François Bozizé, który bez wsparcia byłej metropolii kolonialnej utracił władzę i salwował się ucieczką z kraju. Jednak późniejszy rozwój wypadków zmusił prezydenta Hollande’a do odejścia od polityki nieinterwencji. Z pewnością wziął pod uwagę to, że dalsze nakręcanie spirali przemocy może doprowadzić do otwartej wojny wyznaniowej w środku Czarnego Lądu, a nawet do ludobójstwa, jak to miało miejsce przed laty w Rwandzie. Sytuacja jest o tyle groźna, że zbrojne bandy zaczęły też zapuszczać się na terytoria sąsiednich państw – Kamerunu i Demokratycznej Republiki Konga.

Ustabilizowanie sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej może być jednak niezwykle trudne, choćby ze względu na otoczenie zewnętrzne. Konflikty na terenach Sudanu i Demokratycznej Republiki Konga od lat mają negatywny wpływ na ten kraj. Sama republika nie ma natomiast sprawnej administracji państwowej, a czujący się bezkarnie urzędnicy są skorumpowani. Do tego dochodzi nieufność między grupami ludności. Po roku kryzysu środkowoafrykańscy chrześcijanie nie wierzą w bezstronność Czadyjczyków, dlatego że ci są wyznawcami islamu. Ich muzułmańscy sąsiedzi mają podobne zastrzeżenia wobec Francuzów, ponieważ pamiętają ucisk w czasach kolonialnych i późniejsze poparcie dla niechętnych im rządów w Bangi. Wszak to francuska interwencja w 2006 roku pozwoliła Bozizé zdusić poprzednią rewoltę mieszkańców północy.

Innym zagrożeniem jest to, że ten konflikt mogą zechcieć wykorzystać ekstremiści, głoszący hasła „świętej wojny”. Jeśli siły pokojowe nie zapobiegną kolejnym pogromom, to pogłębią się, już i tak silnie zarysowane, podziały etniczno-wyznaniowe. Wraz z liczbą ofiar będzie następować radykalizacja stron konfliktu.

 

Sojusznicze wsparcie

Amerykańskie transportowce C-17 przewiozły do Bangi 850-osobowy batalion piechoty z Burundi. Tego samego typu brytyjska maszyna przetransportowała tam z Francji pojazdy pancerne. Niemcy zaoferowali również samolot transportowy, a Belgia – dwa transportowce, A330 i C-130. Wśród państw, które postanowiły wesprzeć francuską operację, są też Hiszpania i Polska. Francja chce jednak, by zamiast koalicji chętnych, udzielającej jej tylko ograniczonego wsparcia logistycznego, na trenie Republiki Środkowoafrykańskiej pojawiła się misja pod auspicjami Unii Europejskiej. Szefowie dyplomacji państw członkowskich Unii, którzy spotkali się 20 stycznia 2014 roku w Brukseli, porozumieli się w sprawie wysłania misji wojskowej do Republiki Środkowoafrykańskiej. Do 500 żołnierzy (choć wcześniej pojawiały się informacje o tysiącu) państw unijnych zostanie rozmieszczonych wokół Bangi przed końcem lutego. Jednocześnie Paryż zabiega o to, aby w przyszłości MISCA została zastąpiona misją pokojową ONZ, co z pewnością zapewniłoby jej stabilne finansowanie. Jak pokazały wcześniejsze doświadczenia, między innymi z Mali, Unia Afrykańska może dostarczyć żołnierzy, ale ma ogromne trudności z funduszami na utrzymanie misji i ze sprzętem potrzebnym siłom pokojowym.

Tadeusz Wróbel

autor zdjęć: UN - Stuart Price





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO