Polskie władze na uchodźstwie były uznawane na arenie międzynarodowej w czasie II wojny światowej za legalną kontynuację władzy II Rzeczypospolitej – mówi prof. Zbigniew Girzyński, historyk z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Po wojnie natomiast władze te starały się być dla Polonii symbolem nadziei na wyzwolenie kraju spod władzy komunistów.
Izba Pamięci Mauzoleum Prezydentów RP na Uchodźstwie w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie. Fot. www.misjawolnapolska.pl
Jakie były okoliczności powstania władz RP na emigracji?
Twórcy polskiej konstytucji kwietniowej z 1935 roku przewidzieli unikatowe rozwiązanie, które pozwalało w przypadku wojny kontynuować funkcjonowanie legalnych polskich władz poza granicami kraju. Bardzo prawdopodobne jest to, że wzorowali się na przykładzie Belgii. Podczas I wojny światowej, kiedy terytorium tego kraju było nieomal w całości okupowane przez wojska niemieckie, tamtejszy rząd znalazły schronienie w sojuszniczej Francji. We wrześniu 1939 roku, po ataku III Rzeszy i Związku Sowieckiego na Polskę, nasze władze opuściły tereny Rzeczypospolitej. Politycy chcieli dotrzeć do Francji, zostali jednak internowani w Rumunii. Wówczas zgodnie z konstytucją prezydent Ignacy Mościcki wyznaczył swojego następcę, który znajdował się poza zasięgiem agresorów. Został nim po pewnych perturbacjach politycznych Władysław Raczkiewicz, w II RP m.in. minister spraw wewnętrznych i marszałek senatu. On z kolei powołał rząd na emigracji.
Co należało do głównych zadań tych władz?
Przede wszystkim doprowadzenie do wygaszenia wewnętrznych sporów politycznych. Przed wojną istniał silny konflikt między obozem sanacyjnym a opozycją skupioną w kilku ośrodkach. Teraz udało się porozumieć w kluczowych kwestiach, a wyrazem tego był wywodzący się z sanacji Raczkiewicz jako prezydent i opozycyjny gen. Władysław Sikorski jako premier. Drugim zadaniem było utworzenie struktur polskiego państwa we Francji, a trzecim – stworzenie na emigracji polskiej armii, która miała walczyć u boku aliantów. Zrealizowano to niezwykle sprawnie, bo do momentu ataku w maju 1940 roku Niemiec na Francję udało się sformować polskie oddziały liczące 83 tys. żołnierzy. Niestety po kapitulacji Francji zaledwie 21 tys. z nich zdołało się przedostać na Wyspy Brytyjskie, reszta dostała się do niewoli, poległa lub została internowana w Szwajcarii. Także nasze władze przeniosły się do Londynu. Na mocy ich umowy z angielskim rządem powstały polskie jednostki – m.in. Samodzielna Brygada Spadochronowa i 1 Dywizja Pancerna, a nasi lotnicy odegrali rozstrzygającą rolę w bitwie o Anglię.
Rządowi polskiemu w Londynie podlegało także cywilne i wojskowe podziemie w okupowanej Polsce…
Tak, działała Delegatura Rządu na Kraj będąca tajnym naczelnym organem cywilnej władzy administracyjnej, a także zakonspirowane siły zbrojne Polskiego Państwa Podziemnego. Dzięki zabiegom władz na emigracji udało się doprowadzić do scalenia wysiłku zbrojnego w ramach Armii Krajowej, która wspólnie z polskim siłami zbrojnymi na Zachodzie uzupełniała wysiłek wojenny aliantów. Polski rząd emigracyjny stał się swego rodzaju fenomenem okresu II wojny światowej i traktowany był na arenie międzynarodowej jako legalna kontynuacja władzy II RP.
Sytuacja zmieniła się po ataku w czerwcu 1941 roku Niemiec na ZSRS?
W pierwszym okresie była to zmiana na korzyść. Rosja ponosiła porażki na froncie i zależało jej na wsparciu aliantów. Zaowocowało to podpisaniem układu Sikorski–Majski między Polską a ZSRS. Na jego mocy władze sowieckie ogłosiły amnestię dla polskich więźniów i zezwoliły na tworzenie armii polskiej na terenie ZSRS. Kiedy jednak Armia Czerwona okrzepła i zaczęła odnosić sukcesy na polu walki m.in. dzięki dostawom sprzętu z Zachodu, relacje między polskimi władzami a Kremlem zaczęły się pogarszać. Do zerwania stosunków doprowadziło odkrycie wiosną 1943 roku grobów polskich oficerów w Katyniu. Kolejnym ciosem dla władz emigracyjnych była śmierć gen. Sikorskiego w katastrofie gibraltarskiej w lipcu 1943 roku. Generał miał bowiem silną pozycję międzynarodową, w przeciwieństwie do kolejnego premiera Stanisława Mikołajczyka.
Co doprowadziło do wycofania poparcia aliantów dla rządu w Londynie?
Kiedy powstał rząd Mikołajczyka, jednocześnie w Rosji polscy komuniści zaczęli tworzyć pod sowiecką egidą konkurencyjny ośrodek władzy. Doszło do negocjacji między aliantami dotyczących Polski i Zachód namówił premiera Mikołajczyka, aby spróbował utworzyć wspólny rząd z komunistami. Tak się stało. W czerwcu 1945 roku powstał Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej, w którym dominowali komuniści na czele z premierem Edwardem Osóbką-Morawskim. Emigrację reprezentował Mikołajczyk jako wicepremier. Potem politycy emigracyjni zostali szybko z tego rządu wyeliminowani. Dotychczasowi sojusznicy: Wielka Brytania, Stany Zjednoczone i Francja uznały TRJN i jednocześnie wycofały uznanie dyplomatyczne dla rządu RP na uchodźstwie.
Spotkanie władz RP na uchodźstwie z ambasadorem USA przy rządzie RP Anthony Biddle-Drexelem. Widoczni m.in. w pierwszym rzędzie od lewej: ambasador Anthony Drexel-Biddle, prezydent RP Władysław Raczkiewicz, premier RP i Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski. W drugim rzędzie od lewej: wicepremier Stanisław Mikołajczyk, minister bez teki, gen. Józef Haller i in., dalej ambasador RP w Wielkiej Brytanii Edward Raczyński, Londyn, 20 marca 1941 r. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Mimo to władze emigracyjne kontynuowały misję. Dlaczego?
Mikołajczyk przed wyjazdem do Polski podał się do dymisji, a na czele kolejnego emigracyjnego gabinetu stanął trzeci premier powołany przez prezydenta Władysława Raczkiewicza – Tomasz Arciszewski. Głównym celem władz emigracyjnych było zadbanie o pozostałych na Zachodzie Polaków: żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, osób zwolnionych z obozów jenieckich i koncentracyjnych, którzy nie chcieli wracać do komunistycznej Polski. Władze emigracyjne starały się być dla nich ośrodkiem politycznym i symbolem nadziei, że niedługo przyjdzie wyzwolenie kraju. Nadzieje te okazały się złudne, ale dawały siłę w trudnych powojennych latach.
Rząd i prezydent na uchodźstwie zapewniali też prawnomiędzynarodową ciągłość państwa polskiego?
Rzeczywiście tak było w myśl konstytucji kwietniowej, niestety z punktu widzenia prawa międzynarodowego miało to znaczenie bardziej symboliczne. W 1989 roku w Polsce kontraktowy sejm i senat wybrały na prezydenta PRL Wojciecha Jaruzelskiego. Stało się to dokładnie tego samego dnia, w którym zmarł Kazimierz Sabbat, przedostatni prezydent RP urzędujący na emigracji. Emigracja nie uznała wyboru Jaruzelskiego ponieważ Zgromadzenie Narodowego, które go powołało na urząd, nie pochodziło w całości z wolnych i demokratycznych wyborów (demokratyczny mandat posiadało jedynie 261 na 560 członków Zgromadzenia). Dlatego wskazany zgodnie z konstytucją kwietniową przez poprzedniego prezydenta jego następca, którym był Ryszard Kaczorowski, objął jak miało się okazać urząd ostatniego Prezydenta RP, któremu przyszło przebywać na emigracji. Zgodnie z deklaracjami emigracyjnych polityków sytuacja miała ulec zmianie dopiero po wolnych wyborach prezydenckich w Polsce.
Tak się stało jesienią 1990 roku, kiedy na prezydenta wybrano Lecha Wałęsę…
Tak. 22 grudnia po zaprzysiężeniu Wałęsy prezydent Kaczorowski symbolicznie przekazał mu insygnia władzy II RP. Wskazał w ten sposób, że Wałęsa nie tylko ma mandat wynikający z powszechnych wyborów w Polsce, lecz także jest kontynuatorem ciągłości tradycji międzywojennej oraz dorobku polskiej emigracji. Ten moment był też końcem rządu emigracyjnego. Natomiast Rada Narodowa, będąca namiastką emigracyjnego parlamentu, rozwiązała się dopiero po demokratycznych wyborach do Sejmu i Senatu, do których doszło w 1991 roku.
Od września 1939 roku do grudnia 1990 roku urząd prezydenta na uchodźstwie sprawowało sześciu mężów stanu. Czym charakteryzowały się kolejne kadencje?
Władysław Raczkiewicz, prezydent okresu wojny, stał się symbolem nieprzerwanego wysiłku zbrojnego Polski o odzyskanie niepodległości. Prezydentura jego następcy, polityka i dyplomaty Augusta Zaleskiego, to okres sporów politycznych i podziałów w środowisku emigracyjnych elit. Powstała Rada Trzech, czyli opozycyjny ośrodek władzy przypisujący sobie uprawnienia głowy państwa. Przeciwieństwem Zaleskiego okazał się Stanisław Ostrowski, który doprowadził do pogodzenia się różnych ośrodków politycznych we wspólnym wysiłku przypominania na świecie o sprawie polskiej.
Kolejny prezydent, Edward Raczyński, w czasie II wojny światowej był ambasadorem Polski w Londynie i cieszył się w środowisku emigracyjnym ogromnym autorytetem. Przywrócił urzędowi prezydenta rangę i znaczenie. Z kolei kadencja Kazimierza Sabbata, czyli lata 1986–1989, to czas zmierzchu ośrodków emigracyjnych. Do głosu doszło pokolenie polityków, którzy tak jak prezydent całe dorosłe życie spędzili poza Polską. Mimo to Sabbat starał się przypomina o tym, że władze w Londynie mają pieczęć II RP i mogą stać się fundamentem odbudowy polskiej państwowości. Ostatni prezydent Ryszard Kaczorowski był łącznikiem starych i nowych czasów. Wrócił do kraju i związał się z nim, budując swoją postawą autorytet dorobku emigracji. Jego śmierć w katastrofie smoleńskiej to klamra zamykająca epopeję wielkiej polskiej powojennej emigracji.
Prof. Zbigniew Girzyński jest historykiem, wykładowcą w Instytucie Historii i Archiwistyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Zajmuje się dziejami XX wieku ze szczególnym uwzględnieniem rządów na uchodźstwie, polskiej polityki zagranicznej, dziejów Polonii i emigracji politycznej po 1945 roku. Jest członkiem m.in. Polskiego Towarzystwa Historycznego.
autor zdjęć: www.misjawolnapolska.pl; Adrian Grycuk/commons.wikimedia.org; NAC
komentarze