Manewrowanie w szykach, wymiana danych poprzez zautomatyzowane systemy, odpieranie symulowanych ataków z morza i powietrza – takie zadania realizowały okręty z Polski i USA podczas wspólnych ćwiczeń na Bałtyku. Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę marynarki państw NATO są bardziej widoczne w tym rejonie Europy.
Na Bałtyku od ponad tygodnia operują dwa niszczyciele rakietowe typu Arleigh Burke – USS „Donald Cook” i USS „Forrest Sherman”. Ich główne uzbrojenie stanowią pociski manewrujące Tomahawk. W ostatnich dniach okręty ćwiczyły z niemiecką fregatą FGS „Sachsen”. Potem przyszła kolej na jednostki z Polski.
Na spotkanie Amerykanów zostały wysłane korweta patrolowa ORP „Ślązak” oraz fregata ORP „Gen. K. Pułaski”. – Zadania realizowaliśmy przez cały dzień: od wczesnych godzin porannych do wieczora – informuje kmdr ppor. Wojciech Ostalski, dowódca „Ślązaka”. Na początek okręty przećwiczyły manewrowanie w szykach i prowadzenie łączności. Jednocześnie załogi przygotowywały się do kolejnych zadań, zestrajając zautomatyzowane systemy transmisji danych. – Głównym celem ćwiczeń było budowanie świadomości sytuacyjnej w rejonie. Dzięki szybkiej wymianie danych załogi pozyskiwały informacje na temat ewentualnych zagrożeń na morzu czy w powietrzu – wyjaśnia kmdr ppor. Ostalski. Marynarze trenowali też procedury związane z odpieraniem symulowanych uderzeń rakietowych. W ćwiczenia zostało włączone także lotnictwo morskie. Śmigłowiec SH-2G, który na co dzień współdziała z naszą fregatą, lądował na pokładzie USS „Forrest Sherman”, śmigłowiec amerykański zaś został przyjęty przez załogę „Pułaskiego”.
Jak podkreśla kmdr Radosław Hurbańczuk, dowódca Dywizjonu Okrętów Bojowych 3 Flotylli Okrętów, sprawdzian wypadł dla polskich marynarzy pomyślnie. – Tego typu ćwiczenia pozwalają nam doskonalić umiejętności w oparciu o procedury NATO. Dlatego też staramy się współdziałać z okrętami Sojuszu tak często, jak to tylko możliwe, i wykorzystywać każdy ich pobyt na naszych wodach – zaznacza kmdr Hurbańczuk. Pod koniec stycznia na przykład „Pułaski” i „Ślązak” ćwiczyły w ramach „Passexu” z holenderskim desantowcem HNLMS „Rotterdam”.
Tymczasem Amerykanie podkreślają, że wizyta na Bałtyku także dla nich ma duże znaczenie. – Ćwiczenia z naszymi natowskimi partnerami to kwestia kluczowa. Pokazujemy determinację i nieustającą gotowość, jeśli chodzi o wypełnianie sojuszniczych zobowiązań – mówił po szkoleniu z Niemcami kmdr Matthew Curnen, dowódca USS „Donald Cook”. W podobnym tonie wypowiadał się kmdr Greg Page, dowódca USS „Forrest Sherman”. – Wspólne ćwiczenia na Bałtyku to doskonała okazja, by rozwijać morską siłę Sojuszu – podkreślał.
Od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę NATO wzmocniło aktywność na wschodniej flance, dotyczy to także Morza Bałtyckiego. Kilka dni temu na przykład rozpoczęły się ćwiczenia pod szyldem JEF, czyli Połączonych Sił Ekspedycyjnych dowodzonych przez Wielką Brytanię. Na Bałtyku zadania realizują m.in. należąca do Royal Navy fregata HMS „Northumberland” oraz duński okręt tej klasy – HDMS „Niels Juel”. Wraz z członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego ćwiczą też okręty szwedzkiej marynarki wojennej.
autor zdjęć: bsmt Michał Pietrzak
komentarze