moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Z wojny secesyjnej do powstania styczniowego

Ludwik Żychliński był jednym z wielu młodych Polaków, którzy w drugiej połowie XIX wieku służyli pod obcymi sztandarami i zdobywali doświadczenie bojowe w licznych konfliktach zbrojnych targających ówczesny świat. Ale na tym tle Żychliński okazał się postacią wyjątkową. Na wieść o wybuchu powstania styczniowego, w jednej chwili potrafił przekreślić błyskotliwą karierę w armii amerykańskiej i ruszyć do Warszawy, gdzie okazał się jednym z najzdolniejszych dowódców.

Ten urodzony w 1837 roku Wielkopolanin zanim przypłynął do Stanów Zjednoczonych, służył krótko w oddziałach słynnego Giuseppe Garibaldiego. W 1860 roku Żychliński wziął udział w wyprawie włoskiego wodza na Sycylię, ale niedługo potem postanowił szukać szczęścia za oceanem, gdzie wybuchła krwawa wojna domowa między stanami Północy i Południa. W kwietniu 1861 roku Żychliński dopłynął do Nowego Jorku i bez większych problemów został przyjęty w stopniu porucznika do armii Unii. Jak sam zapisał w pamiętniku: „W Stanach Zjednoczonych widziano chętnie polskiego żołnierza i chętnie też przyjmowano nasze usługi z pełnym zaufaniem, bo poczucie wdzięczności dla Kościuszki i Pułaskiego głęboko już zostało zakorzenione w sercach wolnych obywateli republiki. Polacy też uważani tam byli jako bohaterowie i bojownicy za wolność i przez to byli lubiani i szanowani nawet i w kołach rządowych, a o czym wiedząc, stanąłem z najszczerszą chęcią kształcenia się praktycznego na polach bitew”.

Co warto podkreślić, jankesi do swej armii przyjmowali bardzo chętnie nie tylko Polaków, ale wszystkich przypływających do Nowego Jorku emigrantów z Europy. Armia Unii na początku wojny ponosiła klęskę za klęską z rąk Konfederatów i dramatycznie potrzebowała rekrutów, a przede wszystkim specjalistów wojskowych – inżynierów, artylerzystów i oficerów z doświadczeniem wojennym. Ochotników do wojska szukano nawet na pokładach statków, zanim wyokrętowano je w porcie. Wielu pasażerów, schodziło więc na ląd już jako żołnierze Unii, co dobitnie pokazał między innymi Martin Scorsese w „Gangach Nowego Jorku”.

 

Krwawa szkoła pod Richmond

Z tychże powodów Żychliński jako „człowiek wojenny” został w Nowym Jorku przywitany z otwartymi rękoma. Po tym, jak jego włoski patent oficerski bezproblemowo zweryfikowano, trafił jako porucznik do Armii Potomaku generała George’a B. McClellana. Był to jeden z najzdolniejszych dowódców Północy, a jego armia akurat wówczas oblegała Yorktown, który blokował jankesom dostęp do Richmond — stolicy skonfederowanych stanów Południa.

W kilka dni po zameldowaniu się Żychlińskiego w sztabie generała McClellana, Yorktown zostało zdobyte. Następnie doszło do kolejnego zwycięstwa pod Williamsburgiem, a pobici konfederaci wycofali się do Richmond. Nie zamierzali jednak kapitulować, gdyż odsłonięte skrzydła jankesów maszerujących na stolicę Południa zaczęła szarpać podjazdami świetnie wyszkolona konfederacka kawaleria. A kiedy Armia Potomaku wreszcie stanęła pod murami Richmond i przystąpiła do oblężenia, zaczęły ją dziesiątkować epidemie. Kilka tygodni obozowania i walki w bagnistej i dzikiej okolicy, która otaczała stolicę Konfederacji, doprowadziło do tego, że z 96 tysięcy McClellanowi pozostało 46 tysięcy zdatnych do walki żołnierzy. Ofensywa uderzająca w samo centrum Południa zmieniła się w przewlekłą i pełną zwrotów kampanię.

Porucznik Żychliński, zgodnie ze swymi oczekiwaniami, nabrał wówczas wiele doświadczeń, które — czego wówczas nawet się nie domyślał — przydały mu się jako dowódcy powstańczych oddziałów w Królestwie Polskim. Tak Polak oceniał początkowo jakość wojsk Północy, pisząc o przybywających do armii ochotnikach: „nie byli wyćwiczeni i musieli być nieraz wysyłani na linię bojową, nie będąc należycie obeznani nawet z użyciem broni i stawali się nieraz w armii balastem, którego zresztą nie oszczędzano w bitwach i prowadzono z prawdziwym lekceważeniem amerykańskim w ogień morderczy. Dowódcy wojskowo niewykształceni umieli tylko z odwagą prowadzić kolumny, nieraz i w nieładzie, do ataku i nie znali, ani umieli cenić życia swych podkomendnych”.

Opis ten uderzająco zbieżny jest z tym, co Żychliński zastał po wstąpieniu do polskich wojsk powstańczych wiosną 1863 roku. Jak dalej wspominał porucznik mimo marnego przygotowania żołnierzy i fatalnego zaopatrzenia medycznego, armia z każdym dniem rosła i stawała się silniejsza. Tak, że w końcu wojny Amerykanie mogli już obyć się bez oficerów europejskich, a nawet ich wojskowym kunsztem przewyższali.

Skąd brała swe źródła ta pozytywna zmiana w armii Północy, nie zapominając oczywiście o jej wielkich możliwościach w wysyłaniu na front wciąż nowych rekrutów i dostarczaniu zaopatrzenia z pracujących pełną parą fabryk (za czym nie mogło nadążyć pozbawione przemysłu i większych zasobów ludzkich Południe)? Żychliński wskazywał trzy główne powody. Pierwszy to republikański duch, jakim przepojone było wojsko Unii. „Poza służbą byliśmy wszyscy równymi i wolnymi obywatelami, którzy z dobrej woli własnej zaciągnęli się do szeregów i poddawali się pod rygor, aby zwalczyć wroga zagrażającego całości republikańskiej i wolności”. Drugim czynnikiem było panujące w armii prawo, równe wobec wszystkich – od szeregowca po generała: „Rygor i subordynacja wzorowe były w całej armii, a zwłaszcza w szeregach wobec nieprzyjaciela odczytywane zostawały żołnierzom i oficerom kary za każde przewinienie, a które to kary oznaczył Kongres w Waszyngtonie i pod takowe dobrowolnie raz się poddawszy żołnierze i oficerowie musieli ślepo się poddać. […] Za dziesięć wykroczeń na linii bojowej była wyznaczana kara śmierci. Sąd wojenny trwał zaledwie kilka godzin”. Wreszcie trzecim powodem, dzięki któremu Północ stała się stroną zwycięską, było jej główne hasło wypisane na sztandarach, czyli zniesienie niewolnictwa. Po wkroczeniu jankesów na Południe, do ich armii powszechnie wstępowali wyzwoleni niewolnicy, tworząc „czarne bataliony” – niezwykle bitne i skuteczne w walce z „rebeliantami i plantatorami”.
Żychliński wierzył, że i w Królestwie, jeśli daruje się chłopom ziemie i wolność na wzór Afroamerykanów, to będą bić się z carską armią. Pisał już jako powstańczy dowódca: „W oddziałach przeze mnie dowodzonych bili się głównie ochotnicy z mieszczan i ludu wiejskiego, i sumiennie mogę to wyznać, że lud mógł być wciągnięty do powstania, bo moralnie sprzyjał powstaniu, a nienawidził Moskali”.

Za wszelką cenę służyć Ojczyźnie

Na początku 1863 roku na wieść o wybuchu powstania w Królestwie Polskim porucznik Żychliński z kilkoma innymi rodakami służącymi w Armii Potomaku poprosił o zwolnienie ze służby. Chcieli jechać do walczącej o niepodległość ojczyzny. W sztabie rozumiano te powody, ale okazało się, że zwolnienie żołnierzy nie jest rzeczą prostą. Po pierwsze, Rosja była największym i jedynym mocarstwem otwarcie popierającym Północ (Francja i Anglia stały po stronie Południa), więc oficjalne zwalnianie Polaków do walki z carską armią nie wchodziło w grę. Po drugie, akurat wiosną 1863 roku sztab generalny Unii szykował wielką ofensywę na Południe. W Wirginii zebrano potężne siły liczące 180 tysięcy żołnierzy, by ostatecznie zdobyć Richmond i zawojować skonfederowane stany. W takim momencie nie mogło być mowy o pozbywaniu się większej liczby doświadczonych oficerów z armii.

Jednak Żychliński był tak zdeterminowany, że znalazł sposób, by dołączyć do powstania. Pod pozorem leczenia się z ran, wystarał się o urlop zdrowotny i pozwolenie na rekonwalescencję w Europie. Ze swym dowództwem zagrał w otwarte karty, więc otrzymawszy w kwietniu 1863 roku urlop, musiał dać oficerskie słowo, że nie będzie nosił munduru Stanów Zjednoczonych. A gdyby dostał się do niewoli w powstaniu, nie mógł się powoływać się na to, że jest urlopowanym oficerem US Army. Ponadto, kiedy już walczył w powstańczych szeregach, został wykreślony z rejestru armii Unii, stracił prawo do awansu, wynagrodzenia za doznane rany i wszelkie prawa przysługujące mu jako obywatelowi Stanów Zjednoczonych. Wobec takiego obrotu sprawy, kilku Polaków, którzy chcieli iść w ślady Żychlińskiego, zmieniło zdanie i pozostało w szeregach armii amerykańskiej. Żychliński jednak nigdy nie żałował swej decyzji.

Ze Stanów Zjednoczonych wrócił najpierw do Anglii, gdzie załatwiwszy sobie fałszywy paszport, jako „rodowity Anglik” przez Berlin i Wrocław przyjechał do Krakowa. Stamtąd, nawiązawszy kontakty z emisariuszami Rządu Narodowego, udał się do Warszawy. W stolicy Królestwa otrzymał najpierw nominację na dowódcę oddziału powstańczego zwanego „Dziećmi Warszawskimi”. Następnie został naczelnikiem wojskowym powiatów: warszawskiego i radomskiego.

W powstaniu okazał się jednym z najzdolniejszych dowódców i starał się — na ile to było możliwe — przeszczepić wiele swych doświadczeń z wojny secesyjnej na grunt powstańczy. W jego oddziałach istotnie panowała żelazna dyscyplina, ale też sprawiedliwość i duch republikański.

Jednak z powodu długiego pobytu poza ojczyzną, miał jeden problem. Tak o tym pisał jego podkomendny z „Dzieci Warszawskich”, Wacław Horodyński: „Baliśmy się go ogromnie. Za najmniejszą niesubordynację karcił. Naczelnik lubił poważny nastrój w szeregach, a tymczasem nieraz dawał mimowolnie powód do wesołości, z którą trzeba było się kryć, gdyż […] bardzo słabo mówił po polsku; gdy więc przemawiał do nas – popełniał często śmieszne omyłki językowe. Zwłaszcza, gdy był w gniewie, co mu się często trafiało, wygadywał niestworzone dziwolągi. Paniczny strach przejmował nas z obawy, aby nie wybuchnąć śmiechem”.

Był też Żychliński twardym przeciwnikiem dla Rosjan, o czym świadczą jego zwycięskie starcia pod Ossą w lipcu i Żelazną w sierpniu 1863 roku. Nie poddał się również, gdy trafił do rosyjskiej niewoli i został zesłany na Syberię. Był jednym z inicjatorów wszczęcia walki nad Bajkałem w 1866 roku, które przeszło do historii jako powstanie zabajkalskie.

Ludwik Żychliński przeżył zesłanie i powrócił do swej rodzinnej Wielkopolski. Tam zmarł w 1891 roku, pozostawiając po sobie świetne pamiętniki z wojny secesyjnej i powstania styczniowego.

Bibliografia
L. Żychliński, Pamiętniki z wojny amerykańskiej 1862 r., Poznań 1892; Pamiętniki byłego dowódcy Dzieci Warszawskich, Poznań 1885; Przygody Wielkopolanina w Azji i Ameryce Północnej, Poznań 1892

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze

~bohun
1581251400
Pan Piotr ma dar wyciągania ciekawych, a nieznanych historii!
04-0B-47-82

Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
 
Charge of Dragon
Wojna w świętym mieście, część druga
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
25 lat w NATO – serwis specjalny
Głos z katyńskich mogił
NATO on Northern Track
Koreańska firma planuje inwestycje w Polsce
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Przygotowania czas zacząć
Wojna w świętym mieście, część trzecia
Rakiety dla Jastrzębi
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Front przy biurku
Barwy walki
Sprawa katyńska à la española
Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
Optyka dla żołnierzy
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
V Korpus z nowym dowódcą
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
Cyberprzestrzeń na pierwszej linii
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zbrodnia made in ZSRS
Zachować właściwą kolejność działań
Kadisz za bohaterów
Święto stołecznego garnizonu
NATO na północnym szlaku
Prawda o zbrodni katyńskiej
Kolejne FlyEle dla wojska
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
WIM: nowoczesna klinika ginekologii otwarta
Ramię w ramię z aliantami
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
Szpej na miarę potrzeb
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Marcin Gortat z wizytą u sojuszników
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Wieczna pamięć ofiarom zbrodni katyńskiej!
Bezpieczeństwo ważniejsze dla młodych niż rozrywka
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Wojna w świętym mieście, epilog
Szarża „Dragona”
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
SOR w Legionowie
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Mundury w linii... produkcyjnej
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Sandhurst: końcowe odliczanie
Potężny atak rakietowy na Ukrainę
Zmiany w dodatkach stażowych
Strażacy ruszają do akcji
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Ocalały z transportu do Katynia
Odstraszanie i obrona
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Na straży wschodniej flanki NATO
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO