Nie planuję założenia munduru na stałe, a jedynie jako podoficer chciałbym podpisać kontrakt na służbę w Narodowych Siłach Rezerwowych. Wiem, że gdybym zmienił zdanie, służba przygotowawcza stanie się dla mnie furtką do zostania zawodowcem – mówi Krzysztof Berg. Jest jednym z 214 ochotników, którzy w Zegrzu przechodzą szkolenie wojskowe.
Zamiast wakacji na plaży czy w górach wybrał Pan naukę wojskowych regulaminów i musztry. Dlaczego zdecydował się Pan na służbę przygotowującą do pracy jako żołnierz Narodowych Sił Rezerwowych?
Krzysztof Berg: Status przeniesionego do rezerwy bez przeszkolenia wojskowego zdecydowanie mi nie odpowiadał. Ponadto jestem człowiekiem ciekawym świata – traktuje służbę jako możliwość poznania nowych ludzi i przekonania się, czym w praktyce jest NSR, o którym tyle ostatnio się mówi. Jest to też szansa na spełnienie moich marzeń o mundurze, a przy okazji trochę inny, oryginalny sposób na spędzenie wakacji.
Studiuję bezpieczeństwo narodowe na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz ratownictwo medyczne na poznańskim Uniwersytecie Medycznym. Mam nadzieję, że moja wiedza okaże się przydatna w wojsku i w razie ewentualnego zagrożenia państwa będę mógł wykorzystać ją efektywniej jako podoficer.
To drugi taki turnus dla studentów. I po raz kolejny rywalizacja o „studenckie wakacje w mundurze” była duża. Swoje szansę na karty powołania zwiększały osoby np. z dodatkowymi umiejętnościami. Czym Pan „zaplusował”?
Myślę, że WKU Poznań wybrało mnie ze względu na kierunek, który studiuję – ratownictwo medyczne, a także na szerokie zainteresowanie sprawami ogólnowojskowymi. Jeszcze przed rekrutacją zorganizowałem na moim wydziale kurs z taktyki czerwonej oraz spotkanie z Andrzejem Kisielem – autorem książki „Trzynaście moich lat w JW GROM”. Mam jednak wrażenie, że najistotniejsza była motywacja – załatwienie formalności i wielokrotne potwierdzanie chęci uczestnictwa w służbie przygotowawczej.
Przed przyjazdem do Zegrza mówił pan, że spodziewa się trzech miesięcy ciekawego i efektywnego szkolenia. Jak po ponad miesiącu w mundurze ocenia Pan swój pobyt w wojsku?
Faktycznie, od kolegi, który podobne szkolenie odbył w ubiegłym roku, wiedziałem, co mnie czeka. Mieliśmy naukę musztry, regulaminów, podstaw obsługi broni, sprzętu i uzbrojenia wojskowego oraz przygotowania do przysięgi. Nie będę z pewnością odosobniony, jeśli powiem, że zajęcia praktyczne są dużo atrakcyjniejsze. Na przykład terenoznawstwo nauczane w sali wykładowej nigdy nie będzie tak ciekawe i zapadające w pamięć jak zajęcia w terenie. Podobnie jak czym innym jest nauka o broni, a czym innym praktyczne jej wykorzystanie. Jestem również bardzo pozytywnie zaskoczony warunkami bytowymi, w niczym nie przypominają traumatycznych historii opowiadanych przez osoby po zasadniczej służbie wojskowej.
Kilka razy „teren” już jednak zaliczyliście. Jak wspomina Pan pierwsze takie zajęcia?
Mówi się, że im więcej potu na poligonie, tym mniej krwi na polu walki. I tak właśnie było. Trzeba sobie zdać sprawę, że na poligon nie szliśmy jedynie w mundurach z bronią u boku. Każdy z nas miał jeszcze hełm i dodatkowe wyposażenie: maskę przeciwgazową, łopatkę piechoty i odzież ochronną. Już samo dopasowanie sprzętu było wyzwaniem. Potem w tym wszystkich maszerowaliśmy, czołgaliśmy się, ćwiczyliśmy. Przy pogodzie, jaką mieliśmy, w niedługim czasie mundury kleiły nam się do ciał, na twarzach mieliśmy kurz, w butach piasek, a pot lał się nam z czoła. Wbrew pozorom można się do tego przyzwyczaić, endorfiny wydzielające się podczas ćwiczeń skutecznie zagłuszają dyskomfort związany z przejściowym brakiem higieny.
Co w ciągu tego miesiąca było dla Pana najtrudniejsze?
Wbrew pozorom wcale nie jest tak trudno. Z tego co słyszałem, tym którzy dopiero przychodzą do wojska, zazwyczaj najwięcej kłopotów sprawia przestawienie się na tryb życia w koszarach, poranne zaprawy, wykonywanie wszystkiego na rozkaz. Ja zupełnie nie miałem z tym problemów, po kilku dniach stało się to dla mnie normą. Nie mam także kłopotów z działaniem w trudnych warunkach. Przez długi czas byłem harcerzem i niemal co roku jeden miesiąc spędzałem w lesie. Tu w wojsku bardzo przydaje mi się moja dobra organizacja i właśnie umiejętność działania pod presją czasu. Moją jedyną zmorą wciąż pozostaje golenie. To czynność, której nie znoszę. Przekonałem się też, że bywam łakomy. Jem takie rzeczy, których dotąd nie jadłem, i w dodatku jem za trzech. Jednak przy obecnym wysiłku fizycznymi i aktywności czuję się usprawiedliwiony.
Czy fakt, że jesteście ochotnikami ułatwia wam codzienne funkcjonowanie w grupie i wśród dowódców?
Na pewno tak. To przecież nam zależy i to my musimy się starać. Przełożeni traktują nas jako sprzymierzeńców, pomagają, motywują do działania. Jest dyscyplina, ale jest też autorytet i wzajemny szacunek. Mam wrażenie, że 80–90 procent moich współtowarzyszy wiąże swoje dalsze plany zawodowe z armią. Mają pełną świadomość, że to, jak wypadną podczas tych trzech miesięcy szkolenia, będzie miało znaczenie potem, gdy będą chcieli na stałe założyć mundur. Jest wielu pasjonatów, widać ich ogromną determinację i motywację do służby wojskowej.
Kilka dni temu mieliście przysięgę. Ważny to był dla Pana moment?
Oczywiście. Jestem takim człowiekiem, że jeśli coś sobie postanowię i coś zacznę, to staram się doprowadzić to do końca. Przysięga jest dla mnie potwierdzeniem mojej chęci służenia ojczyźnie. Adnotacja w książeczce wojskowej od teraz na zawsze będzie mi przypominała o celu, jaki obrałem jako żołnierz i jako obywatel.
Zamierza Pan związać się z wojskiem na stałe?
Na razie nie. Mam jednak świadomość, że gdybym zmienił zdanie, ukończenie służby przygotowawczej otworzy mi furtkę do zawodowstwa. Teraz czekają mnie jeszcze dwa miesiące szkolenia ogólnego, a za rok powrót do wojska na szkolenie specjalistyczne z ratownictwa medycznego. Potem chciałbym podpisać kontrakt na służbę w NSR. Jakkolwiek by się jednak stało, odbyte szkolenie na pewno mi nie zaszkodzi, a wręcz przeciwnie, pozwoli zdobyć nowe doświadczenia i umiejętności.
Razem z koleżanką piszecie „Pamiętnik kadeta”, który jest zapisem waszej codziennej służby. Skąd taki pomysł?
Razem z szer. kadetem Katarzyną Zientarą z własnej perspektywy opisujemy szkolenie, to jak ćwiczymy, co robimy. Opisujemy nie tylko siebie, ale też tych, którzy w Zegrzu służą razem z nami. Chcemy przedstawić życie w jednostce od kuchni, być może kogoś zachęcimy tym do służby. Mamy również świadomość, że pobyt w koszarach w czasie wakacji jest dla naszych rówieśników zupełną abstrakcją. Zależy nam na tym, by dzięki naszym tekstom zobaczyli oni prawdziwy obraz wojska, pozbawiony stereotypów dawnych lat.
W trzymiesięcznym przeszkoleniu wojskowym w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu udział bierze 214 cywilnych studentów z całego kraju. Jako ochotnicy zostali oni przyjęci do służby przygotowawczej na potrzeby korpusu podoficerskiego.
Szkolenie rozpoczęło się w lipcu i potrwa do końca września. Kadeci uczą się podstaw wojskowego rzemiosła, w tym m.in. regulaminów, musztry, taktyki, strzelania oraz podstaw obsługi broni, sprzętu i uzbrojenia wojskowego. W październiku wszyscy wrócą na swoje uczelnie, a za rok – do wojska na szkolenie specjalistyczne.
To drugie takie szkolenie cywilnych studentów. W ubiegłym roku służbę przygotowawczą w Zegrzu odbyło około 220 osób. Teraz wrócili do wojska, gdzie szkolą się w różnych specjalnościach wojskowych, np. eksploatacji systemów łączności, rakietowej i artylerii lub ogólnologistycznej.
Studenci, którzy ukończą pięciomiesięczną służbę przygotowawczą, zostaną przeniesieni do rezerwy jako starsi szeregowi. Jeśli będą zainteresowani związaniem się z armią na dłużej, będą musieli odbyć ćwiczenia rotacyjne w ramach NSR. Dopiero wtedy otrzymają szansę na mianowanie do stopnia kaprala.
autor zdjęć: arch. Krzysztofa Berga
komentarze