W kalendarzu wojskowych imprez mistrzowskich na szczeblu centralnym pojawiła się nowa dyscyplina – walka w bliskim kontakcie.
Najbardziej popularnym sportem walki w naszej armii po II wojnie światowej był boks. Organizowano nawet mistrzostwa szkół oficerskich w tej dyscyplinie. W latach pięćdziesiątych ubiegłego stulecia regularnie odbywały się mecze pomiędzy dywizjami czy pułkami. Dowódcy przywiązywali do tej rywalizacji ogromną wagę i starali się ściągać do swoich jednostek czołowych bokserów. Ale i w halach dobrze wyposażonych w bokserski sprzęt objawiło się wiele sportowych talentów. Nie ma się co dziwić otwarciu ludowego Wojska Polskiego na boks, skoro ta dyscyplina – dzięki takim zawodnikom, jak Aleksy Antkiewicz, Leszek Drogosz, Józef Grudzień, Marian Kasprzyk czy Jerzy Kulej – dostarczała kibicom w całym kraju wiele radości.
Kiedy nasi pięściarze obniżyli loty na światowych arenach, z jednostek powoli zaczęły znikać ringi, a mistrzowskie imprezy w sportach walki odbywały się tylko w dżudo. Ta dyscyplina cieszyła się szczególnym zainteresowaniem młodzieży, zwłaszcza w latach osiemdziesiątych. W wojsku też miała wielu zwolenników i ma ich zresztą do dzisiaj. W tym roku jednak dżudocy już nie wyłonią spośród siebie najlepszych w wojsku. W programie mistrzostw sporty walki na najwyższym wojskowym szczeblu reprezentuje jedynie walka w bliskim kontakcie.
Nowa jakość
„Stworzyliśmy system, nową jakość w wojsku związaną ze sportami walki. To właśnie głównie one kształtują, tak potrzebną żołnierzowi, psychikę wojownika. I dzisiaj z dużą satysfakcją patrzę na osiągnięcia kolegi z Wrocławia, kpt. Macieja Kupryjańczyka, który w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych stworzył pierwszą w Wojsku Polskim sekcję walki w bliskim kontakcie i zorganizował pierwsze zawody, a potem mistrzostwa w tej nowej w armii dyscyplinie”, stwierdził kpt. Włodzimierz Kopeć, laureat Buzdygana z 2010 roku za opracowanie i wprowadzenie do WP systemu walki w bliskim kontakcie.
Podczas pilotażowego turnieju, który odbył się w kwietniu 2014 roku, walczono tylko w ringu. Zawody rozegrano według zasad zbliżonych do obowiązujących w amatorskich mieszanych stylach walki – MMA (Mixed Martial Arts). „Pomysł był odpowiedzią na zainteresowanie w wojsku rozgrywkami w tej formule”, przypomniał kpt. Kupryjańczyk. „Po zamieszczeniu informacji na stronie internetowej dostaliśmy bardzo wiele telefonów od żołnierzy zainteresowanych udziałem w imprezie. Z przykrością musieliśmy odmawiać, gdyż pierwsze zawody chcieliśmy zrobić tylko dla uczestników z naszej uczelni oraz gości z Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych”.
Sierż. pchor. Dawid Suski, zwycięzca pilotażowych zawodów w kategorii open, tuż po ich zakończeniu był przekonany, że za rok impreza zostanie rozegrana już jako mistrzostwa. Wspomniał też o swoim udziale w wojskowym czempionacie w dżudo i przyznał, że reguły rywalizacji w tej dyscyplinie są dosyć skostniałe. Wychwalał natomiast MMA za to, że jest otwarte na wielu żołnierzy uprawiających różne sporty walki.
Tomasz Drwal, pierwszy Polak, który stoczył walkę pod patronatem największej organizacji MMA na świecie, obserwował finałowe potyczki pilotażowego turnieju i miał nadzieję, że to początek czegoś nowego w naszej armii. „Od dawna myślałem o tym, że wojsko powinno u nas robić takie imprezy. Gdy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych, zetknąłem się tam z wewnętrzną wojskową ligą MMA. Uważam, że rywalizacja sportowa w walce wręcz jest jak najbardziej wskazana dla żołnierzy. Mam nadzieję, że te zawody nie były ostatnimi, a w przyszłym roku odbędą się w formule mistrzostw wojska”, mówił wówczas sportowiec. Podkreślał też, że w Stanach Zjednoczonych wielu zawodowych mistrzów MMA wywodzi się z wojska i jest to powód do dumy dla ich dowódców.
Znany sportowiec miał dobre przeczucia. Rok po pilotażowym turnieju udało się zorganizować we Wrocławiu imprezę mistrzowską. Walki eliminacyjne toczyły się na ringu, a finałowe w oktagonie. O medale walczyło aż siedem pań. „Bardzo się cieszę, że kobiety startowały tak licznie, bo zostały obsadzone dwie kategorie wagowe. W zeszłym roku tylko ja się zgłosiłam do zawodów i nie miałam z kim rywalizować”, powiedziała ppor. Beata Grzonkowska, która rok temu była studentką wrocławskiej WSOWL. Kilka miesięcy po skończeniu uczelni zdobyła swój pierwszy medal mistrzostw WP dla reprezentacji sił powietrznych – została wicemistrzynią w dżudo. Przyznała jednak, że bardziej odpowiada jej walka w bliskim kontakcie. „Lepiej czuję się w stójce, chociaż w parterze też potrafię się odnaleźć. Bardzo się cieszę, że rywalizacja w MMA weszła do programu mistrzostw Wojska Polskiego”, dodała złota medalistka wrocławskich mistrzostw. Z rozgrywek w nowej dyscyplinie bardzo zadowolony był też st. szer. Dominik Chmiel, jej kolega z reprezentacji sił powietrznych. „Zainteresowanie sztukami walki w wojsku jest bardzo duże. Pomysł organizacji mistrzostw był jak najbardziej trafiony”, przyznał zawodnik.
Z kolei Sławomir Cypel, prezes Amatorskiej Ligi MMA, który był sędzią ringowym wrocławskich mistrzostw, chwalił organizatorów imprezy. „Niczym nie ustępowała galom cywilnym.
Wojsko mile mnie zaskoczyło. Pełna profeska”, podkreślił. Przyznał też, że trafnie został opracowany regulamin rywalizacji. „Zdecydowano się na wyeliminowanie wszystkich technik, które są najbardziej kontuzjogenne. Ale i tak MMA ma tak szeroki zakres, że to wcale nie wpływało na poziom walk. Jedyna poważniejsza kontuzja, czyli skręcenie łokcia, była spowodowana nieumiejętnością padania przez zawodnika. Obyło się bez ciężkich nokautów. Ten regulamin był naprawdę trafnie dobrany. Było widowisko, piękna sportowa rywalizacja. Poziom sportowy mile mnie zaskoczył”, mówił prezes Cypel.
Pierwsi finaliści
Na I Mistrzostwach Wojska Polskiego w Walce w Bliskim Kontakcie, które odbyły się w marcu we Wrocławiu, wyłoniono dziesięciu mistrzów. W rywalizacji pań w kategorii 55 kg triumfowała ppor. Beata Grzonkowska z 16 Jarocińskiego Batalionu Remontu Lotnisk. Jej ulubionym sportem walki jest karate kyokushin. Pani podporucznik, zwana przez kolegów „Grzana”, w finale pokonała szer. Anetę Karaś, zwiadowcę dozymetrystę z 2 Batalionu Zmechanizowanego 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej. W kategorii powyżej 55 kg w oktagonie ustawionym w hali WSOWL najlepsza była szer. Marzena Michalik z batalionu dowodzenia 12 Brygady Zmechanizowanej. Była zapaśniczka Wojskowego Klubu Sportowego „Grunwald” w Poznaniu, wicemistrzyni Europy kadetek w zapasach z 2007 roku, w finałowej walce pokonała plut. Joannę Świątkiewicz. Srebrna medalistka na co dzień jest dowódcą zespołu ewakuacji medycznej w dywizjonie przeciwlotniczym 10 Brygady Kawalerii Pancernej w Świętoszowie. Od sześciu lat trenuje boks tajski – jest brązową medalistką mistrzostw Europy amatorskiej federacji boksu tajskiego z 2013 roku. W tym samym roku zdobyła też brąz na mistrzostwach Wojska Polskiego w dżudo.
Mężczyźni rywalizowali we Wrocławiu w ośmiu kategoriach wagowych. W najlżejszej – 60 kg – wygrał szer. Rafał Dawid z 15 Sieradzkiej Brygady Wsparcia Dowodzenia. Młodszy radiotelefonista w drużynie zabezpieczenia również specjalizuje się w boksie tajskim. Stoczył 80 walk amatorskich i pięć zawodowych. Jest dwukrotnym mistrzem Polski i krajów nadbałtyckich. W finale pokonał st. szer. Tomasza Petreckiego, zwiadowcę dozymetrystę z 2 Batalionu Zmechanizowanego 15 Giżyckiej Brygady Zmechanizowanej.
W kategorii 65 kg spotkało się dwóch zawodników reprezentujących 11 Lubuską Dywizję Kawalerii Pancernej. Szer. Adrian Maliński z 17 Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza okazał się lepszy od szer. Macieja Zembika z 10 BKPanc. Z kolei w kategorii 70 kg wygrał szer. Tomasz Zawadzki, zwiadowca celowniczy z plutonu rozpoznawczego 15 BZ. W finale reprezentant MMA Team Ełk pokonał kpr. pchor. Filipa Rybczyńskiego z Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Podchorąży jest trenerem zapasów w sekcji funkcjonującej w dęblińskiej uczelni.
W rywalizacji w kategorii 75 kg złoty medal zdobył st. szer. Patryk Siekiera z 12 Dywizji Zmechanizowanej. Jego rywalem w finale był szer. elew Bartłomiej Sapiecho z Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu, którego do mistrzostw przygotowywał st. sierż. Artur Michalkiewicz, mistrz Europy w zapasach w stylu klasycznym w wadze 84 kg z 2006 roku.
St. szer. Dominik Chmiel z 32 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku triumfował w kategorii 80 kg. Zawodnik, specjalizujący się w brazylijskim dżu-dżitsu, w finale trafił na rywala, który również preferuje ten sport. Był nim sierż. pchor. Tomasz Stefaniak z Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. W wyższej kategorii, 85 kg, w finale walczył kolega Stefaniaka z WAT-u kpr. pchor. Mateusz Iwaniuk, także uprawiający dżu-dżitsu. Drugi z zawodników z warszawskiej uczelni również wywalczył srebro. Przegrał z reprezentantem gospodarzy kpr. pchor. Piotrem Zagdańskim, który od pięciu lat trenuje mieszane sztuki walki. Przed pojedynkiem o złoto w mistrzostwach WP miał on już za sobą dwa starcia zawodowe w MMA.
Mistrzem w kategorii 90 kg został szer. Dawid Kotewicz z 2 Ośrodka Radiolelektronicznego w Przasnyszu. Młodszy operator z kompanii rozpoznania radiowego wygrał z sierż. pchor. Nikodemem Ziemeckim z dęblińskiej WSOSP. Z kolei w najcięższej kategorii – powyżej 95 kg – złoty medal wywalczył st. szer. Kamil Minda z 15 BZ. Młodszy radiotelefonista z 1 Batalionu Zmechanizowanego pokonał w finale st. szer. Michała Piwowarskiego, młodszego elektromechanika z Batalionu Logistycznego 12 Brygady Zmechanizowanej.
Sympatycy MMA z radością przyjęli zainteresowanie wojska mieszanymi sztukami walki. Jeden z nich napisał: „Dowódcy w naszym wojsku mają spóźniony refleks! Zorientowali się, że istnieje MMA po kilkunastu latach od jego początków w Polsce! MMA – sposób walki niezmiernie przydatny mundurowym i jednocześnie znakomita forma treningu”. Z kolei jakiś internauta wspomniał, że przed kilkoma laty jego kolega, który jest żołnierzem zawodowym, został wezwany przez dowódcę swojej jednostki na dywanik za to, że wziął udział w zawodach MMA. Po mistrzostwach we Wrocławiu już nie było słychać, by któryś z zawodników był szykanowany za udział w nich. Za to medaliści byli wyróżniani przez dowódców.
autor zdjęć: Łukasz Krzaczkowski/StudioEmotions.pl