Żeby nauczyć się walki w bliskim kontakcie, nie wystarczy jedno szkolenie. Trzeba się doskonalić systematycznie.
Oficer czy podoficer program walki w bliskim kontakcie (WWBK) poznaje w szkole lub na uczelni. Wyposażony w tę groźną broń rozpoczyna służbę w jednostce. Gdyby chciał na tym poprzestać, po paru miesiącach objawiłby się wtórny „analfabetyzm”. Podobnie jest z wiedzą instruktora, który od kilku lat nikogo nie szkoli. To jednak, czy żołnierze wykorzystują swoje umiejętności w walce i szkoleniu, zależy od wielu czynników, na przykład od priorytetów dowódcy, ich entuzjazmu i przygotowania odpowiedniej liczby instruktorów.
Sprawa wydaje się w zasadzie prosta. Kompania ma w planie tygodniowym sześć godzin wychowania fizycznego. To jej dowódca ustala, jak będą wykorzystane – czy na atletykę terenową, sporty zespołowe, czy walkę wręcz. Do poprowadzenia zajęć powinien mieć specjalistę. Jeśli, przykładowo, nie ma instruktora WWBK, może skorzystać ze wsparcia żołnierzy, czasem również cywilów, z uprawieniami w innych dziedzinach, w sportach czy sztukach walki. Nie ma tego szkolenia w oficjalnym, zatwierdzonym systemie bojowym, przygotowującym do walki. Tyle że na przykład dla saperów, łącznościowców czy logistyków być może nie ma to większego znaczenia. Niewielkie jest prawdopodobieństwo, by w ich wypadku doszło do takiej konfrontacji z przeciwnikiem, by wykorzystali WWBK jako narzędzie. Co innego żołnierze wojsk aeromobilnych, zwiadowcy czy z pododdziałów zmechanizowanych…
Realna walka
Jak wygląda takie szkolenie w praktyce? W wojsku nie ma sprawdzianów czy zaliczeń z walki wręcz, nie ma więc rozwiązań systemowych i w każdej jednostce trzeba przyjąć podejście indywidualne. Okazją do przyjrzenia się szkoleniu z walki wręcz w konkretnym miejscu była prezentacja dorobku 9 Warmińskiego Pułku Rozpoznawczego podczas letniego zgrupowania jednostek rozpoznawczych i walki elektronicznej na poligonie w Wędrzynie. Zespół zwiadowców, prowadzony przez st. sierż. Tomasza Godlewskiego, przygotowywał, a następnie zaprezentował przy okazji swojego święta pokaz walki, w którym połączył elementy systemu WWBK z walką z użyciem broni palnej (BLOS) i wplótł w to elementy karate.
Tomasz Godlewski jest w jednostce głównym specjalistą w walce wręcz oraz instruktorem oficjalnego systemu WWBK. Szkolił się w tej dziedzinie pod okiem kpt. Włodzimierza Kopcia i mjr. rez. Piotra Tarnawskiego w Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. Po zdobyciu uprawnień przez dwa lata prowadził intensywnie zajęcia, po czym wrócił do swych nauczycieli, by poszerzyć umiejętności w systemie bojowym do drugiego poziomu. Dwójka była szybkim przypomnieniem zasad z poprzedniego etapu, następnie rozwinięciem umiejętności z dołączeniem systemu BLOS, uczącego, jak bezpiecznie posługiwać się bronią.
Takie połączenie sierż. Godlewski uważa za konieczność w przygotowaniu instruktorskim. „Walka w bliskim kontakcie okazała się fantastycznym narzędziem, bo zajęcia prowadzi się w realnych warunkach, w umundurowaniu, z bronią”, wyjaśnia. „Mogłem łączyć ją ze strzelaniem, ćwiczyć następnie z żołnierzami zachowanie się w różnych sytuacjach bojowych”.
Sierż. Godlewski nie ograniczył się do WWBK, lecz uzupełniał swą wiedzę i umiejętności, uczestnicząc w stażach pozwalających poznać inne bojowe systemy walki oraz szukając w nich przydatnych w szkoleniu elementów. Systemy bojowe, łącznie z krav magą i wywodzącym się z niej WWBK, w których się specjalizuje, łączy prostota i łatwość nauczania. Równocześnie doświadczony instruktor ostrzega przed pułapką: „Nie można się tego nauczyć raz na zawsze. By wypracować pamięć mięśniową, odruchy zapewniające skuteczność, należy długo i systematycznie ćwiczyć. Konsekwentny trening pozwala stopniować trudność technik, a także pokonywać próg bólu w taki sposób, aby nie zniechęcić szkolonych”. Tego niestety brakuje. W kompanii dalekiego rozpoznania, gdzie poprzednio służył, szkolenie w walce było oczywistością. Nie brakowało również zapału, ale przeszkodą w systematycznych ćwiczeniach był natłok obowiązków.
Mistrzowskie wsparcie
Dla instruktorów prowadzących zajęcia w systemie bojowym w jednostce wsparciem są amatorzy sztuk i sportów walki. W pułku rozpoznawczym siłą cywilną, ale związaną z wojskiem, jest Jolanta Rosolińska-Mazur, instruktorka kulturalno-oświatowa w wojskowym klubie. Ponadto prowadzi dla dzieci i młodzieży ze środowiska wojskowego zajęcia z karate kyokushin. Tą sztuką walki wspiera coraz aktywniej również żołnierzy, głównie podczas popołudniowych zajęć dla chętnych. W czasie pokazów na poligonie zaprezentowała między innymi wysokie kopnięcia, bardzo trudne do wykonania w umundurowaniu i butach wojskowych.
Reprezentantem sportów walki w pułku jest ppor. Przemysław Roczek. Absolwent Wojskowej Akademii Technicznej, a w jednostce dowódca plutonu zaopatrzenia. Od ósmego roku życia trenuje oyama karate. W uprawianej przez niego formule knock-down jest to sport kontaktowy, a walka ostra i, mimo stosowania ochraniaczy, bolesna. Po kilkuletniej przerwie w karierze zawodniczej, dzięki wsparciu dowódcy wrócił do specjalistycznego treningu i startów, wkrótce odniósł kilka znaczących sukcesów, z trzecim miejscem w mistrzostwach kraju włącznie.
Zdobył dzięki temu popularność, a to działa jak magnes, więc zaoferował żołnierzom zajęcia z oyama karate. Pewną przeszkodą w realizacji tego pomysłu były jednak wyjazdy ludzi na kursy, szkolenia, poligony… Jak twierdzi, w wolnych chwilach koledzy nadal ćwiczą, ale trudno o systematyczność.
Brak fachowców
Trudność z konsekwentnym i systematycznym szlifowaniem narzędzia, jakim jest WWBK, nie wynika jedynie z braku czasu. Zapaleńcy wykorzystają bowiem każdą okazję na rozwijanie umiejętności. W trakcie poligonowego zgrupowania wielu żołnierzy po zajęciach biegało, a inni przeprowadzali w lesie trening MMA (Mixed Martial Arts, czyli mieszane sztuki walki). Sierż. Godlewski, który pełni dziś w jednostce funkcję podoficera–wuefisty (kończy też studia wychowania fizycznego), ma swoją teorię na ten temat. W jednostce, mimo sprzyjającego klimatu i wyraźnej potrzeby, na przeszkodzie w rozwijaniu sztuk walki stoi przede wszystkim brak odpowiedniej liczby instruktorów WWBK. W całym pułku jest ich zaledwie kilku, a na dodatek nie wszyscy są aktywni. Entuzjasta swojego fachu może mówić tylko za siebie, więc nie odpowie na pytanie: „Skąd wziąć fachowców?”. Przed kilku laty wyszkolono około tysiąca instruktorów, ale – jak widać – w tej dziedzinie nie można zrobić czegoś raz na zawsze.
autor zdjęć: Piotr Bernabiuk