Seria ćwiczeń „Allied Shield” to tylko jeden z elementów szerszego planu wzmacniania militarnej obecności NATO na wschodniej flance.
Niedawno w Polsce przeprowadzono największe od czasu naszego przystąpienia do NATO wielonarodowe ćwiczenia wojskowe. Ale „Allied Shield” to nie jedne manewry, lecz cała seria ćwiczeń, ściśle ze sobą powiązanych, które się odbywały na różnych poligonach i na wodach Bałtyku. Co więcej, nie ograniczały się one do obszaru naszego kraju, lecz objęły także terytorium Rumunii, Litwy, Łowy i Estonii. Takie kompleksowe ćwiczenia, o tak szerokim zasięgu, stanowią potwierdzenie, że strategia, którą przyjęto we wrześniu 2014 roku podczas szczytu NATO w Newport, jest wdrażana w życie zgodnie z tym, co przewiduje plan na rzecz gotowości do działań. Skala tej operacji to też jasny sygnał polityczny dla władz Rosji, że Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego poważnie traktuje sprawy bezpieczeństwa wszystkich swych członków.
Sytuacja na wschodnich rubieżach sojuszu północnoatlantyckiego w związku z coraz agresywniejszymi zachowaniami Rosji spowodowała, że znowu musi on przykładać większą wagę do działań związanych z artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego i tak szkolić swe siły zbrojne, by były przygotowane jak najlepiej do działań obronnych o charakterze połączonym. Dlatego podczas „Allied Shield” jednocześnie szkolili się żołnierze wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Ze względu na niepokojącą sytuację na wschód od granic państw NATO, od 2014 roku w Polsce, Rumunii, na Litwie, Łotwie i w Estonii stale są obecne rotacyjnie wojska sojusznicze. Z tego samego powodu NATO zdecydowało się też na inne posunięcia, takie jak stworzenie połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF) i znaczące powiększenie liczebności Sił Odpowiedzi NATO (NATO Response Force – NRF), a także utworzenie komórek dowódczo-łącznikowych w państwach wschodniej flanki. „NATO musiało zareagować… i reaguje, wdrażając projekt największego wzmocnienia wspólnych sił sojuszu od czasów zimnej wojny”, powiedział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg w czasie wizyty u uczestników ćwiczeń „Noble Jump” na poligonie w Żaganiu.
Trzy w jednym
Doroczne ćwiczenia natowskie na Bałtyku mają długą historię. „»Baltops« jest organizowany już po raz 43. Tegoroczne ćwiczenia są jednak jednymi z największych”, podkreślał wiceadm. James Foggo, dowódca Morskich Sił Uderzeniowych i Wsparcia NATO (Naval Striking and
Support Forces NATO – STRIKFORNATO). W morskich manewrach uczestniczyło 17 państw – oprócz członków sojuszu trzy kraje partnerskie: Finlandia, Szwecja i Gruzja. Pojawili się też nieproszeni goście… Już pierwszego dnia uczestników ćwiczeń obserwowały rosyjskie samoloty, a ich śladem podążały trzy okręty Floty Bałtyckiej.
„W tym roku na »Baltopsie« będziemy skoncentrowani na tym, by rozwijać mobilność oraz interoperacyjność, a także, by w stanowczy sposób zademonstrować jedność i gwarancje bezpieczeństwa wobec naszych partnerów”, zapowiedział na początku ćwiczeń wiceadm. Foggo. Dodał też, że organizatorom manewrów przyświecają intencje pokojowe.
W ramach „Baltopsu” ćwiczono zintegrowaną operację usankcjonowaną przez rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ. Siły międzynarodowe miały za zadanie przywrócić pokój i stabilizację w regionie. Scenariusz manewrów przewidywał ustanowienie wyłącznej strefy bezpieczeństwa, która była niedostępna dla żeglugi. A potem nastąpiły działania na lądzie. Przećwiczono zatem szerokie spektrum operacji morskich i desantowych. „W tym roku udało się nam rozszerzyć formułę: współpracowaliśmy w dziedzinach, w których od dawna tego nie robiliśmy. Ze względu na liczbę uczestników ćwiczenia były też bardziej złożone niż zwykle”, przyznawał na specjalnej telekonferencji zorganizowanej na pokładzie USS „San Antonio” kadm. Tim Lowe z Royal Navy, zastępca dowódcy STRIKFORNATO. Choć scenariusz „Baltopsu” dotyczył operacji przywrócenia pokoju, to ćwiczone tam elementy działań mogą być przydatne także w trakcie działań wojennych. Manewry były zatem okazją do lepszego zgrania we wspólnych operacjach okrętów różnych marynarek wojennych.
Równolegle z „Baltopsem” na terenie czterech państw – Litwy, Łotwy, Estonii oraz Polski – odbywały się ćwiczenia „Saber Strike”, których organizatorem było Dowództwo Amerykańskich Wojsk Lądowych w Europie (United State Army Europe – USAREUR). Według klasyfikacji Sojuszniczego Dowództwa Operacyjnego (Allied Command Opetrations – ACO) były to poligonowe ćwiczenia wojsk na szczeblu kompanii i dowódczo-sztabowe szczebla brygadowego. Uczestniczyło w nich ponad 6 tys. żołnierzy z 13 państw NATO. W Polsce, na poligonie w Drawsku Pomorskim, ćwiczyło 2,5 tys. z nich. Scenariusz „Saber Strike” zakładał prowadzenie międzynarodowej operacji lądowej na mocy artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego.
„Wspólny trening jest doskonałą okazją do wymiany doświadczeń między jednostkami reprezentującymi różne kraje NATO”, podsumował płk Piotr Bieniek, kierownik polskiej części ćwiczeń, na co dzień zastępca dowódcy 15 Brygady Zmechanizowanej. „Ponadto, dzięki zaangażowaniu w »Saber Strike«, nie tylko poznajemy procedury obowiązujące u naszych zagranicznych partnerów, lecz także sprawdzamy możliwości naszych pododdziałów oraz testujemy wyposażenie”.
Niezwykłą wagę miały też ćwiczenia na poligonie w Żaganiu, które były sprawdzianem połączonych sił zadaniowych bardzo wysokiej gotowości, znanych jako szpica NATO. „Noble Jump” było okazją do skontrolowania ich zdolności do szybkiego przemieszczenia się we wskazany rejon działań. „Po raz pierwszy równie ważne jak działania operacyjne i taktyczne są sprawność oraz terminowość dotarcia wojsk sojuszniczych z kilku państw na teren działań”, mówił płk Artur Kępczyński, szef zespołu koordynacyjnego wsparcia przez państwo gospodarza (Host Nations Support). W Żaganiu żołnierze z dziewięciu państw ćwiczyli według scenariusza zakładającego konflikt z udziałem kilku krajów. Zarówno same manewry, jak i rosnące zainteresowanie państw udziałem w VJTF, rozwiało wyrażane w przeszłości obawy, że projekt ten pozostanie tylko na papierze.
W czerwcu 2015 roku w Europie Środkowej odbył się nie tylko cykl ćwiczeń „Allied Shield”, lecz także innego rodzaju manewry, w tym związane z certyfikacją nowej zmiany NRF. W Wałczu na ćwiczeniach „Steadfast Cobalt” szkoliło się około tysiąca łącznościowców z ponad 20 państw. W Drawsku Pomorskim z kolei ponad 1300 żołnierzy wojsk chemicznych. Oprócz Polaków byli tam Słoweńcy i Węgrzy. Co ciekawe, pierwszy raz w Polsce prowadzono ćwiczenia z użyciem prawdziwych środków bojowych – biologicznych, chemicznych i radioaktywnych (live agents). Na Węgrzech odbyły się w czerwcu ćwiczenia logistyków sił zbrojnych Grupy Wyszehradzkiej.
Rozwijanie nowych zdolności
Manewry „Allied Shield” stanowią tylko jedno z wielu posunięć NATO w reakcji na agresywną politykę Rosji, której najdobitniejszym przejawem jest konflikt we wschodniej Ukrainie i aneksja Krymu. Jednym z pierwszych było rozmieszczenie wojsk, jeszcze przed szczytem sojuszu w Walii, w tym jednostek lotniczych, w państwach członkowskich leżących na wschodniej flance. Będzie to stała obecność rotacyjna, czyli wojska będą w danym miejscu cały czas, ale zmieniają się jednostki wojskowe. I tak w Łasku na takiej zasadzie wylądowały amerykańskie F-16. Ze względów politycznych, ale też ekonomicznych, nie zdecydowano się na budowę stałych baz. W Polsce jednak wkrótce powstanie pierwsza instalacja – amerykańska baza obrony przeciwrakietowej w Redzikowie.
Od pewnego czasu trwa też wzmacnianie kadrowe struktur dowódczych Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie, co pozwoli podnieść kategorię jego poziomu gotowości. „Miejmy nadzieję, że nigdy nie będzie to potrzebne, ale jeśli doszłoby do konfliktu, to korpus mógłby przejąć misję, dowodząc formacjami, takimi jak połączone siły zadaniowe bardzo wysokiej gotowości, i wchodziłby w szerszy program obrony zbiorowej”, stwierdził przed kilkoma miesiącami podczas wizyty w jego siedzibie naczelny dowódca sił zbrojnych NATO w Europie gen. Philip Breedlove.
W czasie pobytu w Polsce na początku czerwca kanadyjski premier Stephen Harper zapowiedział, że do Szczecina trafią wojskowi z jego kraju. Minister obrony Jason Kenney ujawnił też, że Kanada rozważa włączenie się do szpicy NATO. Już w trakcie ćwiczeń w Żaganiu pojawiła się z kolei informacja, że Wielka Brytania zwiększy swój udział w VJTF, wydzielając jeszcze 500 żołnierzy. Tym samym w tzw. szpicy będzie 3 tys. Brytyjczyków. Sojusz podjął też decyzję o rozbudowie NRF z 13 tys. do 30 tys. żołnierzy. Przedsięwzięcia te są elementami przyjętego w Newport planu działań na rzecz wzmocnienia gotowości (Readiness
Action Plan – RAP).
Innym przykładem zwiększającej się obecności wojskowej sojuszu we wschodnich państwach członkowskich są jednostki integracyjne NATO (NATO Force Integration Units – NFIU), których powołanie w styczniu 2015 roku zapowiedział Jens Stoltenberg. W Polsce postanowiono ulokować je w Bydgoszczy. Liczące 40–50 wojskowych NFIU, mają być zalążkami dowództw i pełnić funkcje łącznikowe między strukturami NATO a siłami zbrojnymi państw, w których powstaną. Amerykanie zadeklarowali, że oddelegują oficerów do wszystkich takich jednostek. Początkowo zapowiedziano, że powstaną one nie tylko w Polsce, ale także w Bułgarii, Rumunii, na Litwie, Łotwie i w Estonii. Niebawem zainteresowanie utworzeniem NFIU zasygnalizowały Węgry i Słowacja.
W czerwcu 2015 roku pojawiła się też informacja, że Stany Zjednoczone zamierzają rozmieścić ciężki sprzęt wojskowy w państwach Europy Środkowej. W dzienniku „New York Times” podano, że chodzi o wyposażenie dla brygady w sile od 3 tys. do 5 tys. żołnierzy. Oznacza to około 1200 pojazdów, w tym prawie 250 czołgów M1A2, bojowych wozów piechoty Bradley i samobieżnych haubic. W gazecie przypomniano, że będzie to podobne rozwiązanie, jakie przyjęto w wypadku Kuwejtu po pierwszej wojnie z Irakiem. „Wojskowi amerykańscy kontynuują przegląd najlepszych miejsc na składowanie tych materiałów, konsultując się z naszymi sojusznikami”, zacytowano w dzienniku rzecznika Pentagonu płk. Stevena H. Warrena. Zastrzegł on jednocześnie, że nie podjęto jeszcze żadnej decyzji w tej sprawie. „Rozmowy o zlokalizowaniu w naszym kraju magazynów ze sprzętem amerykańskiego wojska trwają. Decyzja wkrótce zapadnie”, potwierdził informacje z „New York Timesa” wicepremier, minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak.
Według tej gazety w każdym z państw nadbałtyckich, na Litwie, Łotwie i w Estonii, ma być składowany sprzęt dla kompanii liczącej 150 żołnierzy, w Bułgarii, Polsce, Rumunii i być może na Węgrzech dla kompanii lub 750-osobowego batalionu. Rozmieszczenie ciężkiego sprzętu w sześciu lub siedmiu krajach Europy Środkowej to nie tylko gest polityczny. Będzie ono miało też wymiar praktyczny. Ułatwi wspólne szkolenia wojsk amerykańskich z ich armiami, gdyż teraz przy okazji każdych manewrów trzeba przerzucać ciężkie uzbrojenie do naszego regionu.
Zapowiedź rozmieszczenia amerykańskiego sprzętu wojskowego w Europie Środkowej spotkała się z krytyką ze strony Rosji, która twierdzi, że byłoby to złamanie przez NATO porozumień dwustronnych zawartych przed przyjęciem do sojuszu Polski, Czech i Węgier. Moskwa krytykuje też rotacyjną obecność wojsk sojuszniczych na wschodniej flance oraz tworzenie baz obrony przeciwrakietowej w Polsce i Rumunii. Politycy rosyjscy grożą kontrposunięciami. Z drugiej strony kpią z obaw, że ich kraj mógłby zaatakować któregoś z członków NATO. Sekretarz stanu w MON Czesław
Mroczek nie jest zaskoczony reakcją Moskwy na wdrażanie ustaleń ubiegłorocznego szczytu NATO, które uważa za dobrą odpowiedź na zagrożenia w naszej części Europy. „Musimy przyzwyczaić się do sytuacji, w której aktywniejsza działalność NATO w naszym regionie będzie coraz częściej spotykała się z niezadowoleniem Rosji i jakimiś próbami kontrreakcji. Wdrożenie postanowień z Newport jest sposobem realizacji zapewnienia bezpieczeństwa w naszym regionie i dlatego nie przejmowałbym się każdym przejawem rosyjskiego niezadowolenia”, uważa wiceszef MON.
autor zdjęć: Arkadiusz Dwulatek/Combat Camera DORSZ