Z Robertem Kupieckim o znaczeniu intensyfikacji ćwiczeń NATO w Polsce, kolektywnej obronie i stałej rotacyjnej obecności wojsk sojuszniczych w naszym kraju rozmawiają Anna Dąbrowska i Tadeusz Wróbel.
Jakie znaczenie ma zwiększenie liczby ćwiczeń NATO odbywających się w Polsce i naszym regionie?
Sojusz obronny przeprowadzający regularne ćwiczenia wojskowe to znak normalności. Było przecież anomalią, że przez kilkanaście ostatnich lat przesunął on regularne organizowanie dużych manewrów na drugi, a nawet trzeci plan swojej działalności.
Co było tego powodem?
Prowadzone w tym czasie operacje w Iraku i Afganistanie. To one stały się teatrem działań i miejscem wykuwania interoperacyjności wojsk NATO. Nie zmienia to faktu, że w tym czasie nie odbywały się systematycznie większe ćwiczenia, podczas których trenowano by scenariusze związane z artykułem 5 traktatu waszyngtońskiego. Wiele osób w Europie uważało, że era zagrożeń agresją zbrojną na naszym kontynencie należy do przeszłości, zatem wysiłek wojskowy i finansowy można przesunąć w inne rejony świata i na inny typ zadań, jak misje stabilizacyjne. Teraz pod wpływem wydarzeń rozgrywających się na wschodzie Europy nastąpiła intensyfikacja ćwiczeń, co jest jednocześnie jasnym sygnałem politycznym. NATO pokazuje, że kolektywna obrona jest fundamentem działań sojuszu.
Czyli tegoroczne ćwiczenia są powrotem do podstawowej roli NATO – przygotowań do działań obronnych?
Nie nazwałbym tego powrotem. Misja kolektywnej obrony to bowiem istota NATO. Prawda, że w ostatnich latach przytłumiona innymi zadaniami i może nadmiarem optymizmu co do trwałości zasad dotyczących ładu w Europie. Ot choćby takich, jak nienaruszalność granic państwowych czy zakaz używania siły do rozwiązywania problemów. Obecne zwiększanie liczby ćwiczeń jest odpowiedzią na nowe potrzeby NATO. Po pierwsze, ćwicząc, wysyłamy sygnał, że jako sojusznicy jesteśmy razem i gwarantujemy sobie nawzajem bezpieczeństwo. Po drugie, rozwijamy wspólne zdolności wojskowe. Po trzecie, utrwalamy interoperacyjność naszych wojsk i sztabów wypracowaną w toku działań sojuszniczych ostatnich lat.
Z ćwiczeniami wiąże się stała rotacyjna obecność wojsk sojuszniczych w naszym kraju. Jakie znaczenie ma ona dla Polski i Europy Środkowej?
Jest elementem aktywności sojuszniczej na wschodniej flance. Od 1999 roku, czyli otwarcia się NATO na nowych członków ze wschodu, ta obecność była zaniedbywana. Odzwierciedlało to czasy optymizmu lat dziewięćdziesiątych, kiedy sądzono w sojuszu, że już nic mu nie grozi. Wtedy między innymi obniżano budżety obronne. Wydarzenia kilku ostatnich lat – od czasu wojny rosyjsko-gruzińskiej w 2008 roku – brutalnie jednak rozwiały te złudzenia. Dziś rosnąca stała rotacyjna obecność jest racjonalną finansowo formą zapewnienia sojusznikom gwarancji bezpieczeństwa.
Obecność rotacyjna nie równa się jednak stałym dużym bazom wojskowym...
W razie takiej potrzeby można ją szybko rozbudować do niezbędnego poziomu. Rotacyjna obecność to zresztą tylko jeden z elementów procesu wojskowej adaptacji NATO. Pozostałe to wzmacnianie struktur dowodzenia, w tym roli Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie. Ma on być przygotowany do dowodzenia operacjami sojuszniczymi o dużej skali, a także szpicą NATO, kiedy pojawiłaby się w naszym regionie. Kolejnym elementem tego procesu są jednostki integracyjne, czyli zalążki struktur dowodzenia [NATO Force Integration Units – NFIU] powstające w sześciu–ośmiu państwach wschodniej flanki. Stałe składy sprzętu wojskowego, wzmocnienie planowania obronnego i kryzysowego oraz wiele innych przedsięwzięć. Nie wykluczałbym też, w perspektywie kilku lat, wzmocnienia stałej obecności wojskowej NATO wzdłuż wschodniej granicy, choć prawdopodobnie nie będzie powrotu do dużych baz wojskowych z czasów zimnej wojny. W tle oczywiście są rozważania polityczne i budżetowe naszych sojuszników.
Istotna jest także współpraca z USA.
Owszem. Dlatego zwiększa się obecność amerykańska w natowskich strukturach dowodzenia na polskim terytorium. Amerykanie między innymi wyślą do dowództwa szczecińskiego korpusu kilkunastu oficerów, w tym generała brygady. Swoich oficerów delegują też do polskiego NFIU. W Polsce powstaną składy ciężkiego sprzętu wojskowego. Ponadto na naszym terytorium ciągle są obecne rotacyjnie amerykańskie siły powietrzne w ramach Aviation Detachment. Niemal bez przerwy w naszym kraju ćwiczą też oddziały amerykańskie. W przyszłym roku rozpocznie się budowa bazy obrony przeciwrakietowej w Redzikowie. Spodziewamy się ożywienia współpracy wojskowej i przemysłowej w związku z realizacją programu „Wisła”, opartego na amerykańskim
zestawie przeciwlotniczym i przeciwrakietowym Patriot.
Stałe bazy budzą nadal w wielu krajach NATO większe kontrowersje niż rotacyjna obecność. Rosyjska propaganda działa…
Rosja od miesięcy prowadzi coś na kształt wojny informacyjnej z Zachodem. Niezależnie od tego, co uczynią poszczególne państwa czy NATO jako całość, rosyjska propaganda przedstawi to tak, jak zażyczą sobie czynniki decyzyjne w Moskwie. Dlatego nie przejmowałbym się publicznymi wojskowymi czy politycznymi ocenami Rosji dotyczącymi działań NATO. Sojusz ma robić swoje.
Rosjanie odbierają rotacyjną obecność wojsk amerykańskich jako krok do stworzenia stałych baz, co według nich będzie złamaniem aktu stanowiącego NATO–Rosja z 1997 roku.
Warto przypomnieć, że jest to deklaracja o charakterze politycznym, a nie akt prawa międzynarodowego. Zawiera wzajemne zobowiązania i jego zapisów nie można traktować inaczej niż wyraz intencji poczyniony w określonej sytuacji międzynarodowej. Ponadto zobowiązania podjęte przez Rosję zostały przez nią pogwałcone. Dzisiejsza Rosja jest agresywna, wspiera wojskowo rebeliantów na wschodzie Ukrainy, podejmuje setki prowokacyjnych działań na morzu i w powietrzu blisko granic NATO, narusza zasady prawa międzynarodowego, łamie swoje zobowiązania wobec sojuszu. W takich warunkach trudno oczekiwać, że zrezygnuje on ze wzmacniania wschodniej granicy, co ograniczałoby możliwości kolektywnej obrony lub zmniejszało poczucie bezpieczeństwa części sojuszników. Argumentacja, że byłaby to słuszna polityka, jest absurdalna.
NATO zachęciło do takiego myślenia, ponieważ nie reagowało na wcześniejsze łamanie przez Rosję zobowiązań międzynarodowych. Przykładem jest szybki powrót do normalności w stosunkach NATO–Rosja po jej agresji na Gruzję.
Szybkie przywracanie zawieszonych stosunków z Rosją było tradycją w sojuszu północnoatlantyckim. Przed konfliktem gruzińsko-rosyjskim krótkotrwałe zawieszenie prac Rady NATO–Rosja miało miejsce w związku z interwencją sojuszu w Kosowie. Reakcja NATO na konflikt rosyjsko-ukraiński jest ostrzejsza i nie będzie szybkiego powrotu do normalnych relacji z Moskwą, czyli takich jak sprzed tego konfliktu.
Eksperci zajmujący się Rosją uważają, że tamtejsi politycy inaczej interpretują niektóre gesty niż zachodni. Traktują dążenie do ugody jako przejaw słabości.
Niewątpliwie mamy do czynienia ze zderzeniem dwóch kultur politycznych. W relacjach z Zachodem Rosja reprezentuje taki sposób myślenia – jeśli otrzymujesz wszystko, a druga strona nie oczekuje niczego w zamian, to nie masz dla niej szacunku.
autor zdjęć: MON