Zmiany w wielonarodowym korpusie to reakcja na wydarzenia na Ukrainie.
Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni od 1 czerwca 2015 roku zmienił strukturę. To pierwszy krok do tego, aby stać się dowództwem wysokiej gotowości bojowej. Podwyższenie gotowości oznacza, że czas przewidziany na wykonanie zadania skróci się ze 180 do (maksymalnie) 90 dni. Te zmiany to realizacja postanowień ubiegłorocznego szczytu sojuszu w Walii. „Stawiamy na korpus i zrobimy wszystko, by był realną strukturą służącą NATO i obronie Polski”, zapowiedział minister obrony Tomasz Siemoniak w trakcie wizyty w Szczecinie.
Przypomnijmy, że podczas szczytu w Newport NATO postanowiło odpowiedzieć na agresywne działania Rosji w Europie Wschodniej. Zachodnioeuropejscy członkowie sojuszu nie zgodzili się, aby w państwach tzw. wschodniej flanki (w Estonii, na Łotwie, Litwie, w Polsce, Rumunii i Bułgarii) stacjonowali na stałe żołnierze NATO, co otworzyłoby także drogę do rozbudowy w tych krajach natowskiej infrastruktury.
Szpica po szczycie
Na szczycie przyjęto plan na rzecz wzmocnienia gotowości (Readiness Action Plan), który miał zwiększyć poczucie bezpieczeństwa państw wschodniej flanki. Opiera się on na dwóch filarach. Pierwszym jest ciągła, lecz rotacyjna obecność sojuszu w tych krajach. Drugi to podniesienie gotowości Sił Odpowiedzi NATO (NATO Response Force – NRF). W ich ramach wydzielono połączone zadaniowe siły bardzo wysokiej gotowości (Very High Readiness Joint Task Force – VJTF), czyli tzw. szpicę. W tej części planu znalazło się także podniesienie gotowości bojowej Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego, który będzie odpowiadać za dowodzenie siłami NATO – jeśli zostaną użyte w naszej części Europy. Zgodnie z decyzjami sojuszu, będzie on mógł dowodzić szpicą, gdy w 2016 roku osiągnie pełną gotowość operacyjną do prowadzenia tego typu działań. „Utworzenie sił natychmiastowego reagowania, prowadzenie ćwiczeń rotacyjnych i rozbudowa logistyki natowskiej na terytorium nowych państw członkowskich to dobre posunięcia”, ocenił w jednej z analiz Marcin Zaborowski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Nie zmieni to jednak, według niego, w zasadniczy sposób równowagi sił w regionie.
Szczegóły wdrożenia w życie planu podniesienia gotowości NATO doprecyzowali ministrowie obrony państw wchodzących w skład sojuszu. Podczas spotkania w lutym 2015 roku ustalili, że szpica będzie składać się z wielonarodowej brygady, liczącej 5 tys. żołnierzy podzielonych na pięć batalionów, wspieranych przez siły powietrzne, morskie oraz specjalne. Pierwsza część tych sił ma być gotowa do działania w czasie od 48 do 72 godzin. Wstępną gotowość operacyjną szpica osiągnie na początku roku 2016, pełną – rok później. Państwem ramowym została w tym roku RFN, a dowodzenie operacjami przejął 1 Korpus Niemiecko-Holenderski z Monastyru. W razie potrzeby wsparcie w powietrzu i na morzu zapowiedziały Wielka Brytania, Francja, Hiszpania i Belgia.
„Ministrowie zdecydowali, że w przyszłości nasz korpus mógłby być odpowiedzialny za dowodzenie Siłami Odpowiedzi NATO oraz szpicą, a także siłami do użycia w dalszej kolejności [Initial Follow-On Forces Group – IFFG], tworzonymi przez dwie brygadowe grupy bojowe. Jedna z nich byłaby gotowa do użycia po 30 dniach, druga – po 45”, mówi mjr Zbigniew Garbacz, oficer sekcji prasowej Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego.
To jednak przyszłość. Zadanie na dziś, a raczej na jutro, gdy korpus osiągnie podwyższony stopień gotowości bojowej, polega na synchronizacji działań jednostek integracji sił sojuszu (NATO Force Integration Units – NFIU), czyli jednostek łącznikowych, które mają wspierać VJTF, na przykład pomagając w przerzucie żołnierzy i przygotowaniu baz. Dowództwa NFIU (liczące około 40 oficerów, połowa z państwa gospodarza, druga połowa z innych krajów), które będą pod komendą korpusu, przewidziano w czterech krajach NATO: w Estonii, na Litwie i Łotwie oraz w Polsce (taka jednostka powstaje w Bydgoszczy). „Obecnie kładzie się nacisk na dowodzenie jednostkami NFIU”, mówi płk Frank Ennen, szef sekcji politycznej Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego.
Wielka rozbudowa
Aby Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni sprostał zadaniom, które przed nim postawiono, musi zostać rozbudowany. W Szczecinie, gdzie mieści się dowództwo, stacjonują żołnierze z 15 krajów. W najbliższych miesiącach liczba służących tu osób zwiększy się z prawie 200 do około 400 i będą one pochodzić z ponad 20 krajów (polskich oficerów jest dziś 80, a będzie 200). Jak mówi mjr Garbacz, „napływ żołnierzy powinien się zakończyć w grudniu 2015 roku”.
W grudniu 2014 roku odbyła się konferencja planistyczna, na której dyskutowano o nowych stanowiskach. Zaproponowano je nie tylko państwom wchodzącym dziś w skład korpusu, lecz także innym. Pozytywnie odpowiedziały Wielka Brytania, Francja, Holandia, Grecja i Turcja. Do Szczecina przybyli już Brytyjczycy (od kwietnia nad koszarami powiewa ich flaga). Oczekiwani są żołnierze z kolejnych państw. Zainteresowanie zadeklarowały Finlandia i Kanada.
Zwiększony zakres obowiązków korpusu wymaga zmiany jego struktury. Dotychczas funkcjonowały grupa dowódcza (dowódca, zastępca, szef sztabu) oraz dziewięć dywizji (czyli oddziałów), zajmujących się między innymi rozpoznaniem, planowaniem, treningami, współpracą cywilno-wojskową, finansami, łącznością oraz obsadą stanowisk w jednostce. Od 1 czerwca 2015 roku szef sztabu zyskał trzech zastępców – generałów, którzy będą odpowiedzialni za kierowanie poszczególnymi pionami: operacyjnym, planowania i zabezpieczenia.
„Żeby dowodzić operacją połączoną, czyli kilkudziesięcioma tysiącami żołnierzy, musimy mieć do tego ludzi. Konieczne jest zatem powiększenie i rozbudowanie istniejących komórek”, tłumaczy mjr Garbacz. Podwojenie liczby personelu to także konieczność rozbudowy infrastruktury. Do 2018 roku na terenie koszar bałtyckich powstanie nowy budynek oraz centrum komputerowe wyposażone w nowoczesny sprzęt.
Obecnie korpus może być wykorzystywany w ramach obrony kolektywnej krajów sojuszu północnoatlantyckiego, operacjach reagowania kryzysowego, wspierania pokoju i usuwania skutków klęsk żywiołowych. „Dzięki nowej strukturze będziemy mogli wykonywać zadania podczas operacji połączonych sił NATO, a także jako dowództwo połączone dla mniejszych operacji połączonych”, podkreśla szef sztabu korpusu, niemiecki gen. Lutz Niemann, który jest odpowiedzialny za jego rozbudowę i restrukturyzację. Generał nie ukrywa, że to spore wyzwanie dla szczecińskiej jednostki. Korpus może dowodzić wojskami o różnej liczebności. „Na podstawie analizy tego, jakie siły powinny być użyte w danym regionie, zostaną nam przydzielone jednostki, z którymi będziemy musieli w określonym czasie osiągnąć zdolność do działania”, tłumaczy gen. Niemann.
W czasie pokoju zadaniem korpusu (wykonywanym od połowy tego roku) jest także monitorowanie sytuacji na wschodniej flance NATO. „Wstępną gotowość chcemy osiągnąć w lipcu. Będziemy obserwować, co się tam dzieje, analizować, jakie mogą być zagrożenia dla sojuszu, i te informacje przekazywać do dowództwa NATO”, mówi płk Frank Ennen.
Egzamin w praktyce
Aby żołnierze szpicy, którzy mają przybyć przed większymi siłami z sojuszu, zdołali dotrzeć do zaatakowanego kraju w 48 godzin, konieczne jest zgranie oddziałów, a to jest możliwe dzięki ćwiczeniom. Po szczycie w Newport pojawiły się spekulacje, czy NATO zdoła zareagować w ciągu 48 godzin od pojawienia się kryzysu w jednym z państw członkowskich. O takich wątpliwościach pisano między innymi w niemieckim tygodniku „Der Spiegel”, powołując się na przewodniczącego Kolegium Szefów Sztabów, gen. Martina Dempseya, który miał powiedzieć, że „żołnierze byliby gotowi do akcji w 48 godzin tylko wtedy, gdy spaliby w mundurach”.
Wątpliwości zostały jednak rozwiane po przeprowadzeniu pierwszych manewrów. Odbyły się one wiosną, pod kryptonimem „Noble Jump” (Szlachetny skok). Pozwoliły ocenić przygotowanie sił szybkiego reagowania. Pierwszy etap przeprowadzono w Niemczech, drugi, w czerwcu, na terytorium Polski, w Żaganiu. W pierwszej fazie sprawdzano, jak szybko jednostki mogą się przemieścić w rejon działań, w drugiej – zdolność do szybkiego rozlokowania elementów szpicy.
„Sojusznicze oddziały są w stanie szybko przygotować się do działania w miejscu ewentualnego kryzysu”, ocenił na łamach „Wall Street Journal” płk Mariusz Lewicki, który w ramach szpicy odpowiadał za planowanie. Ćwiczeniom z uwagą przyglądali się także oficerowie szczecińskiego korpusu, bo to oni w przyszłości mogą być odpowiedzialni za dowodzenie tymi jednostkami.
Testem dla Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego przed podwyższeniem gotowości bojowej będą jedne z największych w historii tej jednostki ćwiczenia „Compact Eagle 2015”. Te wspomagane komputerowo dowódczo-sztabowe manewry odbędą się w listopadzie w Warszawie i okolicach. Według służb prasowych korpusu, wezmą w nich udział sztaby dwóch dywizji, pięciu brygad i dwóch batalionów, a także ponad 1500 żołnierzy z kilku państw. Podczas manewrów żołnierze sprawdzą w praktyce nową strukturę jednostki i procedury.
Scenariusz przewiduje, że fikcyjny kraj zaatakował jednego z członków NATO. Na pomoc spieszą natychmiast siły reagowania NATO, które inicjują obronę, a Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni, wraz z podległymi jednostkami, przygotowuje się do przeprowadzenia kontrataku.
W gotowości
Na początku lipca 2016 roku w Warszawie odbędzie się szczyt NATO. „Do tego czasu osiągniemy pełną gotowość operacyjną do dowodzenia siłami NFIU i VJTF”, zapewnia płk Frank Ennen. „Potem będziemy się dalej rozwijać, do końca 2017 roku, jako korpus wysokiej gotowości”. Minister Tomasz Siemoniak zapowiadał (m.in. podczas wizyty w Waszyngtonie), że chcemy takiej struktury sojuszu północnoatlantyckiego, żeby można było szybko reagować na potencjalne zagrożenia. Zmiany zachodzące w korpusie są zgodne z naszymi oczekiwaniami. W 2017 roku ma się on stać głównym ośrodkiem koordynacji działań polityczno-wojskowych, dotyczących obrony terytorium północno-wschodniej flanki NATO.
autor zdjęć: Karol Sito / WKPW