NIE BYŁEM TWARDZIELEM

Z Iraku i Afganistanu przywiózł ponad 8 tys. zdjęć. Dziś pokazuje je na wystawach i spotkaniach z młodzieżą. Opowieści o misji to także rodzaj terapii.

Przejechane kilkaset kilometrów czuć w kościach. Sierż. rez. Szymon Mutwicki jest zmęczony, ale zadowolony, bo wie, że najbliższe kilkadziesiąt godzin spędzi z kolegami z misji. „Służyłem tam z ludźmi, na których do dziś mogę liczyć. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, mówi z przekonaniem.

Sześć lat temu Szymon przeszedł do rezerwy, ale w sercu nadal jest żołnierzem. „I tak pozostanie”, zapewnia. 29 maja tacy jak on obchodzą swoje święto – wprowadzony w 2012 roku ustawą Dzień Weterana Działań poza Granicami Państwa. Jako żołnierz 11 Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej Szymon służył dwukrotnie poza granicami kraju. Pierwszy raz w Iraku w 2004 roku, trzy lata później w Afganistanie. Na obu misjach był kierowcą. Dziś jest członkiem Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju i ma nadany przez MON status weterana poszkodowanego.

To jest jego święto

Pierwsze obchody Dnia Weterana odbyły się w 2012 roku we Wrocławiu, rok później gospodarzem uroczystości był Szczecin. W tym roku kilkuset weteranów z Iraku i Afganistanu, ale także z wcześniejszych misji, tych pod błękitną flagą ONZ-u, oraz funkcjonariuszy służb mundurowych zjechało do Bydgoszczy. Szymon uważa, że to ważne, aby podczas takich uroczystości pokazywać społeczeństwu, kim są weterani misji zagranicznych i co robili w trakcie operacji z dala od kraju. „Pokazujemy, że weteran nie pojechał na wojnę zabijać, ale pomagać i walczyć o czyjąś wolność”, podkreśla. Dlatego 29 maja zaznaczył w swoim kalendarzu na czerwono. To jego święto. Był zatem na obchodach Dnia Weterana we Wrocławiu i w Szczecinie, w tym roku pojechał do Bydgoszczy, a w przyszłym wybierze się do Krakowa, bo tam odbędą się centralne uroczystości związane z tym świętem.

Już na pierwszym spotkaniu we Wrocławiu poczuł, że jest wśród swoich. „Poznałem wtedy Janka Koczara, weterana misji z Bośni w 1996 roku. Normalny facet. Byłem zaskoczony, gdy następnego dnia zobaczyłem go w krótkich spodenkach i z protezą zamiast nogi. „»Stary, nie przejmuj się«!, klepnął mnie po plecach”, wspomina Szymon. Z Wrocławia wrócił naładowany pozytywnymi emocjami. Wtedy pomyślał, że żołnierze tak poszkodowani jak Janek są lepszymi ludźmi, bo potrafili dać mu emocjonalnego kopa. Znów chciało mu się żyć, postanowił więcej się nad sobą nie użalać. Dlatego, gdy dojeżdżał do Bydgoszczy, cieszył się, że znowu spotka się z kumplami. Z Tomaszem Rożniatowskim, któremu w Afganistanie przewrócony transporter zmiażdżył lewą rękę, z Jackiem Żebrykiem, który podjął walkę z hejterami w sieci obrażającymi żołnierzy na misjach, z Januszem Raczym, któremu 100-procentowy uszczerbek na zdrowiu nie przeszkadza w działalności społecznej.

Co roku scenariusz obchodów Dnia Weterana jest podobny: msza w intencji żołnierzy na misjach, apel pamięci, wręczenie odznaczeń. W tym roku miejscem głównej ceremonii był bydgoski Stary Rynek, a żołnierskiego pikniku – Wyspa Młyńska. Ze spotkania ministra Tomasza Siemoniaka z weteranami, które odbyło się w gmachu bydgoskiej opery, Szymon zapamiętał zapewnienie, że „mamy wasze sprawy w centrum uwagi przez cały rok” oraz słowa o „wsparciu państwa, wdzięcznego za to, że dla niego narażali życie i zdrowie”.

Na zawodach bliżej wojska

Odbywające się w przeddzień Dnia Weterana zawody strzeleckie są dla wielu okazją nie tylko do spotkania dawno niewidzianego kumpla. W tym roku w trzech konkurencjach: strzelanie z broni długiej, z pistoletu wojskowego kalibru 9 mm oraz z beryla, startowało 130 zawodników. „Organizujemy zawody strzeleckie, aby podtrzymać koleżeńskie więzi wśród weteranów, jak również między środowiskiem weteranów a armią, którą z powodu odniesionych ran wielu z nas musiało opuścić”, wyjaśnia ideę tej rywalizacji Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych w Misjach poza Granicami Kraju.

Weterani zwolnieni do rezerwy mogą znowu poczuć się żołnierzami. „Gdy na zawodach dotykam beryla, przypomina mi się misja w Afganistanie. Zapominam na chwilę, że jestem byłym żołnierzem”, mówi Szymon.

W czasie spotkań na strzelnicy nigdy nie wspominają „tamtego dnia”, gdy wybuchał ajdik, gdy dostali się pod ostrzał. „Rozmawiamy o tym, co się dzieje dziś”, mówi Szymon. O kłopotach w pracy, kłótni z żoną. Te spotkania i rozmowy z kolegami są tak samo ważne jak strzelanie. To także okazja do rozmowy o swoich problemach – z urzędnikami Ministerstwa Obrony Narodowej, oficerami Dowództwa Generalnego czy dowódcami jednostek.

W tym roku zawody strzeleckie zostały poświęcone pamięci mjr. Jacka Kosteckiego, lekarza, który zginął podczas służby na III zmianie w Iraku. „To przecież medycy wojskowi ratowali życie żołnierzy na misjach oraz dbali o nasze zdrowie”, mówi Szymon.

Dwa razy na wojnie

Do Iraku Szymon pojechał 29 stycznia 2004 roku. 14 lutego zamachowiec samobójca próbował wtargnąć samochodem na teren bazy Charlie w Al-Hilli. Zanim wartownik przy bramie zdążył zareagować, 800 kg materiałów wybuchowych wyleciało w powietrze. „Takie zdarzenie na początku misji sprawia, że stajesz się czujny”, uważa Szymon. Wierzył jednak, że polskim żołnierzom nic się stać nie może, bo przecież przybyli tu, aby pomagać, a nie zabijać. Jednak śmierć była blisko, między innymi 7 maja zginął dziennikarz telewizyjny Waldemar Milewicz.

Kiedy wrócił z Iraku, żona zapytała: „Pojedziesz jeszcze raz?”. Odpowiedział, że tak, do Afganistanu. Gdy dowódca ogłosił, że są zapisy na tę misję, zgłosił się, ale żony nie uprzedził. Miała żal. Dziś wie, że słusznie. Stara się odbudować relacje z żoną. „Chyba czas wracać do domu”, taką dedykację napisał w książce o weteranach misji, którą jej podarował. Dziś się zastanawia: „Może gdybym nie pojechał do Afganistanu, ona nie wyjechałaby do Holandii? Może musieliśmy się rozwieść, aby znowu ze sobą być?”.

Gdy powraca we wspomnieniach do misji afgańskiej, pierwszym obrazem, jaki widzi, są wysokie góry. Zobaczył je z lądującej casy. Na ich ośnieżone groźne szczyty patrzył potem także z bazy. Oszałamiał huk przelatujących F-16. Wiedział już, że nie będzie to łatwa misja.

Był kierowcą hummera w grupie OMLT, czyli takiej, która zajmuje się szkoleniem armii afgańskiej. Jeździł wąskimi górskimi drogami, które wiły się wokół szczytów jak serpentyny. Razem z afgańskimi żołnierzami spędzali czasami w górach kilka dni, po drodze odwiedzali wioski, przekazywali ich mieszkańcom pomoc humanitarną.

Szczęście dopisywało im do 14 sierpnia 2007 roku. Wtedy podczas patrolu zginął pierwszy polski żołnierz w Afganistanie – por. Łukasz Kurowski. Dla Szymona była to pierwsza śmierć kolegi na misji. Walące w kolumnę samochodów pociski, krew wsiąkająca w pustynny piasek – te obrazy powracały potem w snach. Kiedyś pomyślał, że gdyby miał tam wrócić, to tylko w to miejsce, gdzie zginął Łukasz. Wówczas postanowił, że zostaje w Afganistanie do końca misji, choć niektórzy koledzy z patrolu wrócili do kraju. Dziś wie, że to była zła decyzja. Każdy nadjeżdżający samochód był zagrożeniem. „Nie znałem wcześniej takiego strachu”, przyznaje. Półtora roku po powrocie z Afganistanu odszedł z wojska.

Trudna diagnoza

„Wojna rozwaliła mi życie”, uważa Szymon. Problemy zaczęły się już po powrocie z Iraku, ale wtedy ich nie dostrzegł. „Przecież żołnierze to twardziele”, myślał. Dziś wie, że każdy wraca z wojny z ranami, ale u niektórych ich nie widać. Żołnierze po traumatycznych przeżyciach często nie chcą przyznać, że potrzebują wsparcia psychologicznego, a czasami nie zdają sobie z tego sprawy. Po powrocie z Afganistanu sam już dostrzegł, że stał się nerwowy, łatwo wyprowadzić go z równowagi. Nie mógł spać, a gdy już zasnął, śniły mu się ataki na patrol. Patrzył w okno i milczał. Nie słyszał, że żona coś do niego mówi. Lekarz, do którego się zgłosił, postawił diagnozę: PTSD.

Ponad rok spędził w Klinice Psychiatrii i Stresu Bojowego w Wojskowym Instytucie Medycznym. Tam nauczył się opowiadać o swoich przeżyciach. Koszmary jeszcze czasem powracają. Szymon się budzi, wstaje, sen odpływa. Za chwilę spokój. Pod koniec 2014 roku, gdy w Warszawie rozpoczęło działalność Centrum Weterana Działań poza Granicami Państwa, Szymon powiedział dziennikarzom, że ma nadzieję, że „będzie on służyć wszystkim tym, którzy na misjach zostali ranni nie tylko fizycznie, ale i psychicznie”.

Kto je pokocha

Po misji w Iraku i Afganistanie w fotograficznym archiwum Szymona zebrało się ponad 8 tys. zdjęć związanych z wojskiem, krajobrazów, portretów. Dzieci natomiast na misji były dla Szymona drogowskazem. Tam, gdzie się bawiły, mniejsze było prawdopodobieństwo wybuchu miny pułapki czy ostrzału. Gdy kolumna samochodów wjeżdżała do wioski i kierowca widział gromadkę dzieciaków, czuł się pewniej. Kiedy na jednym z portali społecznościowych zamieścił kilka fotografii afgańskich dzieci, kolega namówił go na szerszą prezentację. I tak doszło do wystawy na ten temat „Afganistan, kto je pokocha”. W selekcji materiału pomogli specjaliści ze Zbąszyńskiego Centrum Kultury – wybrali 40 najlepszych ujęć. „Mnie samemu trudno było dokonać wyboru. Każde zdjęcie wiąże się z jakąś historią, wzbudza emocje”, przyznaje Szymon. Gdy przegląda fotografie, stara się omijać te, na których widzi uśmiechniętego Łukasza, albo te, które zrobił w dniu ataku rebeliantów.

Swoje najlepsze zdjęcie zrobił przypadkowo podczas patrolu w okolicach bazy Gardez. Przy drodze bawiły się dzieci, a Szymon skierował obiektyw aparatu w stronę stojącej na poboczu dziewczynki. Nacisnął migawkę, nie spodziewał się, że wyjdzie fotografia podobna do tej, jaką opublikowano w „National Geographic”. Ilekroć na nią patrzy, zastanawia się, czy mała Afganka ma oczy smutne, czy wesołe. Wzrok przyciąga jej tajemnicze spojrzenie. Dotychczas zdjęcia były prezentowane na kilku wystawach, w tym w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Szymon planuje kolejne ekspozycje.

Temat afgańskich dzieci przewija się także podczas spotkań z młodzieżą. Weteran opowiada uczniom o Afganistanie i Iraku. Tłumaczy, po co jeździmy na misje, co to jest ajdik, co oznaczają skróty ISAF i QRF. Pokazuje zdjęcia, opowiada o życiu w bazie, także o śmierci Łukasza Kurowskiego, bo uważa, że jest mu to winny. Tak wyraża szacunek do kolegi, który nie wrócił z Afganistanu. „Uczniowie pytają o wszystko: co jadłem, ile zarobiłem, jak bawią się afgańskie dzieci”, mówi Szymon.

Medal z zaskoczenia

Społeczną aktywność Szymona dostrzegli koledzy. Gdy po zakończeniu zawodów na strzelnicy garnizonowej zwycięzcy poszczególnych konkurencji odebrali puchary i dyplomy, Tomasz Kloc, prezes Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych poza Granicami Kraju, wyczytał jego nazwisko. Szymon Mutwicki dostał pamiątkowy medal za zaangażowanie w prace tej organizacji. „Byłem totalnie zaskoczony”, przyznał. Z jednej strony docenia piękny gest – „uhonorowanie tego, co robię”. Z drugiej jednak uważa, że robi za mało, że mógłby więcej.

29 maja, po zakończeniu uroczystych obchodów Dnia Weterana, Szymon wsiada do samochodu, aby wrócić do domu. Czeka na niego ośmioletnia Talibka, kotka przygarnięta po powrocie z Afganistanu. Gdy jej pan zjawi się po dwóch dniach nieobecności, obrażona fuknie na powitanie. Tego dnia wieczorem Szymon zaczyna też tęsknić już za kolejnym spotkaniem z weteranami.

Małgorzata Schwarzgruber

autor zdjęć: Małgorzata Schwarzgruber





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO