Zainteresowanie młodych ludzi służbą przygotowawczą nie słabnie. Tylko w latach 2010–2014 odbyło ją ponad 22,5 tys. ochotników.
Turnusy służby przygotowawczej są prowadzone od pięciu lat. Są przeznaczone dla ochotników, którzy nigdy nie pełnili służby wojskowej, ale chcą odbyć przeszkolenie i uzyskać tytuł żołnierza rezerwy. Zainteresowanie młodych ludzi nimi jest bardzo duże. O jedno miejsce na wojskowym przeszkoleniu ubiega się średnio niemal 20 kandydatów. Ze względu na limity nie każdy jednak może liczyć na natychmiastowe wcielenie. Wielu nie rezygnuje i ponawia wnioski o powołanie do służby. W praktyce bramy koszar mogą dla niektórych otworzyć się dopiero za kilka lat.
„Z ochotnikami do służby przygotowawczej spotykamy się co tydzień podczas organizowanych przez nas tzw. obiadów czwartkowych. Odwiedza nas wtedy 30–40 osób. Odpowiadamy na tysiące pytań, doradzamy, jak zwiększyć swoje kwalifikacje. Efektem tych spotkań jest ponad 300 złożonych na każdy turnus wniosków, wśród nich są także dokumenty tych, którzy niezrażeni wcześniejszymi niepowodzeniami ponawiają swoje aplikacje”, tłumaczy mjr Sławomir Roman, szef Wydziału Rekrutacji Wojskowej Komendy Uzupełnień w Poznaniu.
Wojsko może zatem wybierać najlepszych kandydatów do przeszkolenia. Teraz nie wystarczy już spełnienie wymogów podstawowych: wiek co najmniej 18 lat, niekaralność i kategoria zdolności do czynnej służby „A”. Preferowane są znajomość języków obcych, doświadczenie zawodowe, dodatkowe umiejętności. I choć w szkoleniu na szeregowych jest wymagane wykształcenie co najmniej gimnazjalne, tacy kandydaci niemal się już nie zdarzają. „Obecnie wśród 400 ochotników z powiatów administrowanych przez naszą WKU nie ma żadnej osoby z wykształceniem gimnazjalnym. 70% młodzieży to ludzie po studiach, w tym na przykład prawnicy. Zdarzyła się nawet jedna kobieta z doktoratem. Spośród kandydatów z wykształceniem średnim wybieramy tych z technicznym, elektronicznym, mechanicznym, czyli takim, które może się przydać w armii”, mówi mjr Zbigniew Stakun, szef Wydziału Rekrutacji Wojskowej Komendy Uzupełnień w Olsztynie.
Dla wojska liczy się też wiedza związana z takimi dziedzinami, jak obronność czy bezpieczeństwo państwa. Kandydaci są na przykład pytani o urzędującego ministra, o to, z jakich elementów składa się system obronny państwa i jakie rodzaje wojsk wchodzą w skład Sił Zbrojnych RP. „Osoba, która chce włożyć mundur, powinna wiedzieć takie rzeczy”, kwituje major z olsztyńskiej komendy.
O tym, który z kandydatów się zakwalifikuje, decyduje też motywacja. To dla wojska szczególnie ważny aspekt. „Miejsc na turnusach jest bardzo mało. Nasza komenda oferuje rocznie około 50. Bolączką jest więc, kiedy kandydat w trakcie szkolenia rezygnuje. Dlatego zainteresowani muszą nas przekonać, że ich motywacja jest na tyle duża, że się nie wycofają, jeśli nie będą mieli ku temu poważnych powodów. Wtedy możemy w nich zainwestować”, podkreśla mjr Stakun.
Kpt. Jarosław Barczewski, rzecznik prasowy Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie, przyznaje, że na etapie starań o wcielenie chęć odbycia służby przygotowawczej deklarują wszyscy. „Pierwsze dni pobytu w wojsku dość często jednak weryfikują oczekiwania i wyobrażenia młodych ludzi o służbie wojskowej. Wszystko jest zhierarchizowane, ktoś wydaje rozkazy, potem je egzekwuje. Nie każdemu to pasuje”, dodaje.
Najwięcej osób wykrusza się na początku szkolenia. Najtrudniejszy dla ochotników okazuje się pierwszy miesiąc. „Dla nich pobyt w wojsku to zupełna nowość. Muszą przestawić się na zupełnie inny tryb życia, wejść w nieznane dotąd środowisko. Dla wielu z nich to czas próby. Niektórym doskwiera rozłąka z rodziną i przyjaciółmi, inni odczuwają fizyczne trudny służby, gdy na przykład kilkanaście godzin dziennie muszą ćwiczyć elementy musztry. Gdy żołnierz wytrwa miesiąc, jest mu później znacznie łatwiej funkcjonować”, mówi mjr Dariusz Wyrzykowski, komendant Ośrodka Szkolenia Podstawowego w poznańskim Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych.
Powody „wykruszeń” są różne. „Jako ciekawostkę podam, że z osób zarejestrowanych w naszej komendzie nie zrezygnowała nigdy dotąd żadna kobieta. Ostatnio zrobił to jeden mężczyzna, bo okazało się, że jego córka będzie miała przeszczep nerki. Bywają jednak sytuacje, gdy ochotnik rezygnuje niemal od razu, po umundurowaniu i zakwaterowaniu w koszarach”, przyznaje mjr Stakun.
W pierwszym tegorocznym turnusie w Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie z 230 osób rozpoczynających służbę przygotowawczą zrezygnowało 12. „Powody były najczęściej rodzinne, ale zdarzyła się też sytuacja, że ktoś, poszukujący pracy przed przyjściem do nas, właśnie ją znalazł”, mówi mjr Marek Pawłowski, komendant Ośrodka Szkolenia Podstawowego w CSSP w Koszalinie. Oficer prowadzi właśnie 16. turnus służby przygotowawczej do NSR.
W poznańskim Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych z kolei już w pierwszym tygodniu zrezygnowało sześć osób. To dla oczekujących w kolejce sytuacja komfortowa – gdy ochotnik rezygnuje w ciągu pierwszych dziesięciu dni szkolenia, jego miejsce może zająć kolejna osoba zainteresowana służbą przygotowawczą. Przy rezygnacji w późniejszym terminie miejsce pozostaje wolne – szkolenie jest już na tyle zaawansowane, że dana osoba nie byłaby w stanie nadrobić zaległości. „Podczas tego turnusu braki od razu uzupełniliśmy kolejnymi ochotnikami. Na 246 przyjętych osób zrezygnowało w sumie 16 z nich. To normalny odsetek”, tłumaczy mjr Wyrzykowski.
Mundur na dłużej
Powodów, dla których młodzi ludzie chcą odbyć służbę, jest wiele. Dla jednych to kontynuowanie tradycji, dla innych chęć spróbowania czegoś nowego. „Trudno uogólniać, ale chyba najczęstszym powodem, przynajmniej w naszym regionie, jest sytuacja na rynku pracy. W powiecie olsztyńskim bezrobocie wynosi około 10%, w nidzickim 18%, a w szczycieńskim blisko 26%. Robimy zestawienia porównawcze i zazwyczaj zainteresowanie wojskiem niemal idealnie pokrywa się ze strukturą bezrobocia”, mówi oficer z WKU w Olsztynie.
Według danych Sztabu Generalnego WP łącznie w latach 2010–2014 z ponad 22,5 tys. osób, które odbyły szkolenie w ramach służby przygotowawczej, kontrakty na wykonywanie obowiązków w NSR podpisało 19,5 tys. żołnierzy. „Nie każdy marzy o zawodowstwie. Znam osoby, które postawiły na rozwój, będąc właśnie w rezerwie. Ukończyły odpowiednie kursy i teraz w gablotach swoich firm, na biurkach w gabinetach dumnie ustawiają patent podporucznika rezerwy”, mówi mjr Roman.
Wojskowi przyznają jednak, że kariera zawodowca to cel, który przyświeca zdecydowanej większości odbywających służbę przygotowawczą. „Gdybym miał porównać turnus pierwszy, który prowadziłem, i ten, który teraz się kończy, to różnica jest diametralna. W pierwszym nikt do końca nie wiedział, w jakim kierunku służba przygotowawcza pójdzie. Mieliśmy sporo osób, które nie do końca uświadamiały sobie, po co do wojska przyszły. Dziś trafiają do nas ludzie z konkretnymi planami na przyszłość. Nie chcą, aby ich przygoda z mundurem zakończyła się po czterech miesiącach”, przyznaje mjr Pawłowski.
Wojsko nie prowadzi jednak szczegółowych statystyk dotyczących liczby absolwentów służby przygotowawczej, którzy wstąpili do armii zawodowej. „Żołnierze po zakończeniu szkolenia w ramach służby przygotowawczej są przenoszeni do rezerwy i uzyskują status żołnierza rezerwy. Powołanie ich do służby zawodowej odbywa się za zgodą Departamentu Kadr MON na zasadach ogólnych, dotyczących wszystkich żołnierzy rezerwy, czyli takich samych, jak żołnierzy, którzy odbyli inne formy czynnej służby wojskowej”, mówi ppłk Sławomir Ratyński z Biura Prasowego SGWP. Wiadomo natomiast, ilu eneserowców zasiliło szeregi żołnierzy zawodowych – od 2011 roku prawie 13 tys.
Plany włożenia munduru na stałe ma szer. rez. Alina Górska, ratownik medyczny. Pod koniec 2014 roku ukończyła służbę przygotowawczą na potrzeby korpusu podoficerów w koszalińskim Centrum Szkolenia Sił Powietrznych. „O wcielenie starałam się od dwóch lat. To była największa przygoda w moim życiu, ale też czas, który pozwolił mi ostatecznie zweryfikować plany związane z wojskiem. Wiem już na pewno, że chcę służyć w armii. Wcześniej planowałam być ratownikiem w mundurze, teraz, gdy zdobyłam nową specjalność przeciwlotniczą, gdy lepiej poznałam wojsko, wiem, że nic nie jest za trudne, by się tego nauczyć. Na każdym stanowisku w armii może być ciekawie. To tylko kwestia podejścia i determinacji”, mówi szeregowy rezerwy.
Podobne plany ma Andrzej Przybyś z Dęblina, który służbę przygotowawczą na pierwszym tegorocznym turnusie odbywa w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu. „Czekałem na to dwa lata. Wierzę, że sobie poradzę, bo dla mnie to pierwszy krok do zostania zawodowcem. Interesuję się wojskiem, jestem aktywny fizycznie. Liczę, że te cztery miesiące będą efektywne, że zdobędę nowe umiejętności”, mówi ochotnik.
Szansę na odbycie służby przygotowawczej dostali też w tym roku ci, którzy we wnioskach o przyjęcie do wojska wskazywali chęć zostania podoficerem lub oficerem rezerwy. „Bardzo się cieszę, że udało mi się dostać do służby przygotowawczej. Zainteresowanie było bardzo duże – o jedno miejsce ubiegało się kilkanaście osób. Być może przekonałem komisję moim doświadczeniem zawodowym, ogromną determinacją i kwalifikacjami. Mam między innymi uprawienia elektryczne Stowarzyszenia Elektryków Polskich, ukończyłem studia z wyróżnieniem, działałem jako senator Politechniki Koszalińskiej”, mówi Grzegorz Sobolewski z Ustki, absolwent studiów na kierunku elektroniki i telekomunikacji. Razem z 24 innymi osobami przechodzi właśnie służbę przygotowawczą w poznańskim centrum szkolenia. To drugi taki jednolity pięciomiesięczny turnus w historii służby przygotowawczej. W pierwszym, organizowanym w 2011 roku, uczestniczyło ponad 45 osób.
W ostatnich dwóch latach podobne turnusy odbywały się też w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu. Były one jednak organizowane tylko dla studentów i na nieco innych zasadach. W pierwszym roku, w okresie wakacji, studenci przechodzili wyłącznie szkolenie ogólnowojskowe. Umiejętności specjalistyczne zdobywali po roku przerwy – także podczas miesięcy wolnych od nauki.
Po raz pierwszy w pięcioletnim okresie funkcjonowania służby przygotowawczej wojsko uruchomiło też turnus służby przygotowawczej na potrzeby korpusu oficerskiego. W styczniu 2015 roku w Wyższej Szkole Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu szkolenie rozpoczęło 40 ochotników.
Choć wojsko zdaje sobie sprawę z dużego zainteresowania, nie planuje na razie zwiększyć limitów. „Nie możemy brać pod uwagę wyłącznie oczekiwań społecznych. Musimy realnie patrzeć na nasze potrzeby oraz możliwości, zarówno szkoleniowe centrów, jak i finansowe resortu obrony. Obowiązujący limit powołań w kontekście uzupełnień kryzysowych i mobilizacyjnych wynika właśnie z potrzeb sił zbrojnych i został określony rozporządzeniem Rady Ministrów w sprawie liczby osób, które w 2015 roku mogą być powołane do czynnej służby wojskowej”, wyjaśnia płk Lech Matyszczyk, szef Oddziału Uzupełnień Pokojowych i Służby Wojskowej Zarządu Organizacji i Uzupełnień – P1 SGWP. Oficer podkreśla jednak, że wszyscy ochotnicy są rejestrowani w bazach danych właściwych wojskowych komend uzupełnień. Jeśli tylko ich predyspozycje lub szczególne umiejętności spełniają oczekiwania wojska, są zapraszani do WKU, by rozpocząć procedury powołania.
Oficerowie zajmujący się rekrutacją do wojska przyznają, że mimo dużego zainteresowania armia nie może rezygnować z promocji służby przygotowawczej i Narodowych Sił Rezerwowych. „To musi być proces ciągły. Czasem jakieś wydarzenie na arenie międzynarodowej czy zmiana ekonomiczna, jak na przykład spadek bezrobocia, mogą sprawić, że ochotników z dnia na dzień zabraknie. Dlatego cały czas musimy o nich zabiegać”, mówi mjr Stakun.
Kilka miesięcy w mundurze Szeregowi Najwięcej turnusów służby przygotowawczej armia organizuje na potrzeby korpusu szeregowych. To zazwyczaj trzy czteromiesięczne takie szkolenia w roku. W ciągu trzech pierwszych miesięcy ochotnicy przechodzą przygotowanie ogólnowojskowe. Uczestniczą wtedy w zajęciach ze szkolenia ogniowego, uczą się taktyki i obsługi specjalistycznego sprzętu, trenują kondycję. Pod nadzorem instruktorów odbywają też między innymi szkolenie medyczne i saperskie. Po trzech miesiącach elewi zaliczają pierwsze egzaminy – między innymi z regulaminów, zagadnień inżynieryjno-saperskich, strzelania, nawiązywania łączności oraz test sprawnościowy. Dopiero potem przychodzi czas na szkolenie specjalistyczne. W wypadku korpusu szeregowych NSR trwa ono miesiąc. Jego program jest uzależniony od specyficzności danego centrum. Ochotnicy w Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce szkolą się między innymi z obsługi: stacji radiolokacyjnych, artylerii okrętowej, urządzeń nawigacyjnych i hydroakustycznych, elewi z Koszalina zdobywają praktyczne umiejętności na stanowiskach związanych z obroną przeciwlotniczą, a ci szkolący się w Toruniu – z artylerii.
Podoficerowie W wypadku kandydatów na podoficerów rezerwy przygotowanie ogólnowojskowe wygląda tak samo jak szeregowych. Dłuższe o miesiąc jest za to szkolenie specjalistyczne. Ochotnicy z trwającego właśnie turnusu będą się szkolić w trzech specjalnościach: zmechanizowanej, łączności i artylerii. W tym czasie odbędą też tygodniową praktykę dowódczą w jednostkach wojskowych. W ostatnich dwóch latach podobne turnusy miały też miejsce w Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki w Zegrzu. Były one jednak organizowane tylko dla studentów i na nieco innych zasadach. W pierwszym roku, w okresie wakacji, studenci przechodzili wyłącznie szkolenie ogólnowojskowe. Umiejętności specjalistyczne zdobywali po roku przerwy – także podczas miesięcy wolnych od nauki.
Oficerowie Służba przygotowawcza na potrzeby korpusu oficerów NSR trwa pół roku. Szkolenie ogólnowojskowe jest identyczne jak w wypadku dwóch pozostałych korpusów. Kandydatów na oficerów rezerwy czeka trzymiesięczne szkolenie specjalistyczne. 40 ochotników, którzy służbę przygotowawczą odbywają teraz we wrocławskiej szkole oficerskiej (pierwszy taki turnus), będzie się kształcić między innymi w specjalnościach: prawnej, finansowej i logistycznej. Ta część szkolenia obejmie także dwutygodniową praktykę dowódczą w jednostkach wojskowych. Ochotnicy będą tam pełnić funkcję dublerów dowódców plutonów. |
autor zdjęć: Krzysztof Wilewski