Z gen. bryg. Cezarym Podlasińskim o formowaniu dowództwa operacyjnego Unii Europejskiej i obowiązkach Centrum Operacji Lądowych – Dowództwa Komponentu Lądowego rozmawia Magdalena Kowalska-Sendek.
Centrum Operacji Lądowych – Dowództwo Komponentu Lądowego istnieje pół roku. Co się udało zrobić w tak krótkim czasie?
Z końcem 2014 roku osiągnęliśmy wstępną gotowość do działań. Skompletowaliśmy skład i teraz rozpoczynamy ostatnią fazę przygotowań. Pod koniec grudnia 2015 roku zamelduję dowódcy operacyjnemu pełną gotowość. Choć pół roku to czasu niewiele, już dziś mamy pewne obserwacje dotyczące rozwiązań systemowych, w tym naszej struktury. Pracujemy nad różnymi propozycjami, także nad zmianami etatowymi.
Czego miałyby one dotyczyć?
W składzie Centrum są dziś trzy piony: operacyjny, planowania i wsparcia. Chcielibyśmy rozbudować dwa pierwsze. Mamy też zamiar na bazie obecnie istniejących komórek wydzielić osobny pion rozpoznania.
A czym zajmuje się Centrum Operacji Lądowych?
Jest ostatnim elementem spinającym wszystkie rodzaje wojsk lądowych, którymi w czasie kryzysu i wojny dowodzi dowódca operacyjny lub naczelny dowódca wyznaczony przez prezydenta. Obecnie centra operacji morskich, powietrznych, specjalnych i lądowych tworzą jedną całość. Naszym głównym zadaniem jest zatem utrzymywanie gotowości do dowodzenia siłami lądowymi.
Jak to wygląda w praktyce?
W zależności od zagrożenia tworzy się plan i wyznacza odpowiednią liczbę jednostek lądowych. Następnie dowódca generalny przekazuje wskazane siły i środki w podległość dowódcy operacyjnego. Ten z kolei dowodzenie nimi ceduje na mnie, jako dowódcę komponentu lądowego. To jednak nie wszystko. Docelowo Centrum ma też osiągnąć zdolność do kierowania misjami wojsk lądowych poza granicami kraju, a także pododdziałami wydzielanymi do Sił Odpowiedzi NATO i grup bojowych Unii Europejskiej. Będziemy także uczestniczyć w określaniu wymogów dla kontyngentów wojskowych wojsk lądowych wyjeżdżających na misje.
A jak to będzie wyglądało w razie kryzysu niemilitarnego?
W czasie jakieś dużej sytuacji kryzysowej, na przykład związanej z klęskami żywiołowymi, Centrum Operacji Lądowych pokieruje wszystkimi zgrupowaniami wydzielanymi do tych zadań. Oczywiście dotyczy to wyłącznie działania na obszarze lądowym.
Jakie zadania w wymiarze sojuszniczym wypełnia Centrum Operacji Lądowych?
Pracujemy nad tym, żebyśmy osiągnęli zdolności jako dowództwo strategiczno-operacyjne Unii Europejskiej. Od stycznia 2016 roku będziemy bowiem pełnić półroczny dyżur jako najwyższe dowództwo poziomu operacyjno-strategicznego Unii, które może dowodzić każdą operacją wojskową przez nią prowadzoną. Oczywiście decyzja o jego aktywowaniu zapada na szczeblu politycznym.
Kiedy może dojść do aktywacji takiego dowództwa?
Dyżury są pełnione przez pół roku i nie częściej niż co dwa lata. Jeżeli wybucha konflikt humanitarny lub militarny, to Sztab Wojskowy Unii Europejskiej decyduje o wyznaczeniu dowództwa, być może tego, które akurat ma dyżur. Zasada jest też taka, że podczas półrocznej misji może ono kierować maksymalnie trzema operacjami równocześnie, przy czym działania te mogą mieć charakter połączony: powietrzny, lądowy i morski.
Czy to, że Polacy tworzą dowództwo na szczeblu Unii Europejskiej, wpłynie na zdolności obronne naszego kraju?
Posiadanie dowództwa kompatybilnego z Unią Europejską to niewątpliwie ogromny prestiż. Naszym zwierzchnikiem będzie tylko jej sztab wojskowy. Będziemy współuczestniczyć w kreowaniu głównej strategii prowadzenia misji, jeśli taka zostanie aktywowana. Polska awansuje do nielicznej grupy państw, które mają takie zdolności. W Europie dotąd tylko kilka krajów stworzyło tego typu struktury, między innymi Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Grecja. Teraz dołączy do nich Polska.
Dlaczego polskie dowództwo operacyjne Unii Europejskiej rozpocznie dyżur właśnie od stycznia 2016 roku?
Praca dowództwa opiera się na idei grup bojowych Unii. Właśnie od stycznia przyszłego roku sześciomiesięczny dyżur rozpocznie Wyszehradzka Grupa Bojowa, którą stworzą Polacy, Węgrzy, Czesi i Słowacy. Przy czym Polska jest państwem ramowym i deleguje największą liczbę żołnierzy. To naturalne, że obejmujemy dyżur z naszą grupą bojową. Nie chcemy jednak być dowództwem jednorazowym. Za dużo wysiłków i pieniędzy kosztuje stworzenie takiej struktury, by rozwiązać ją po jednym półroczu.
Jak wygląda praca takiego dowództwa? Czy to struktura mobilna?
Swoją siedzibę dowództwo będzie miało w Krakowie na terenie Centrum Operacji Lądowych. Nie będzie to instytucja mobilna. Już za kilka tygodni rozpoczniemy potrzebne remonty i rozbudowę niektórych obiektów. Dowództwo zostanie wyposażone w nowoczesne systemy informatyczne i łączności. Umożliwią one kontakt ze sztabem Unii Europejskiej w Brukseli oraz z dowództwem grupy bojowej, jeśli ta rozpocznie jakąś operację. Oprócz tego musimy mieć stałą łączność ze wszystkimi państwami Grupy Wyszehradzkiej. Środki na budowę dowództwa przeznaczyło Ministerstwo Obrony Narodowej. Być może docelowo w części kosztów będzie partycypować także Unia Europejska.
Kto stworzy nowe dowództwo Unii Europejskiej?
Odpowiadam za stworzenie, przygotowanie i wyszkolenie międzynarodowego dowództwa. W jego skład wejdzie około 300 osób. Będzie ono zbudowane głównie na bazie Centrum Operacji Lądowych, ale dodatkowo swoje siły na potrzeby nowej struktury będą delegować Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, Dowództwo Generalne RSZ i MON oraz kraje członkowskie Grupy Wyszehradzkiej, czyli Czechy, Słowacja i Węgry. To wcale nie oznacza, że wspomniani specjaliści będą służyć w Krakowie od stycznia do czerwca 2016 roku. Przez cały najbliższy rok będziemy się spotykać na różnego rodzaju szkoleniach, kursach i warsztatach. Kluczowy personel dowództwa liczy około 40 osób. To kadra Centrum Operacji Lądowych. To że są na miejscu w Krakowie, ułatwi nam pracę. Jeżeli zapadną stosowne decyzje, to całe dowództwo będzie aktywowane w ciągu kilku dni.
W jaki sposób przygotowujecie się do dyżuru?
Skorzystamy z doświadczeń Niemców i Francuzów, będziemy czerpać też z wiedzy Greków, którzy niebawem kończą dowodzenie operacją w Republice Środkowoafrykańskiej. Spotkamy się między innymi z fachowcami ze sztabu Unii Europejskiej, by rozszerzać swoją wiedzę o prawie humanitarnym oraz rozmawiać o finansowych i logistycznych aspektach misji. Utrzymuję stały kontakt między innymi z gen. bryg. Rajmundem Andrzejczakiem, który dwa lata pełnił dyżur w ramach grupy bojowej Unii Europejskiej, a teraz jako zastępca dowódcy 12 Dywizji Zmechanizowanej współodpowiada za formowanie kolejnej grupy bojowej, którą wystawia 12 Brygada Zmechanizowana. Pod koniec 2015 roku pojedziemy także do Brukseli, by tam przygotowywać potencjalne scenariusze naszego działania, analizować zagrożenia bez wskazywania konkretnych obszarów i zaangażowanych sił. Jestem spokojny o nasze kwalifikacje. Mamy jeszcze sporo czasu, by uzupełnić niezbędną wiedzę. Poza tym w Polsce mamy doświadczoną kadrę po misjach na Bałkanach, w Czadzie, Iraku, Afganistanie, a teraz w Republice Środkowoafrykańskiej. Ja byłem szefem sztabu dywizji w Iraku, dowodziłem kontyngentem w Afganistanie. Trzeba tylko sięgnąć po swoje doświadczenia, bo cel mamy jasno wyznaczony.
À propos doświadczeń z misji. W 2014 roku obronił Pan rozprawę doktorską o wpływie struktury Polskich Sił Zadaniowych w Afganistanie na prowadzenie zadań niemilitarnych. Jak to zagadnienie przekłada się na Pana dzisiejsze obowiązki służbowe?
Istotne jest podejście do misji. Do tej pory przeważało myślenie o sile pododdziałów bojowych, o działaniach typowo kinetycznych, czyli o obronie i natarciu. Z moich doświadczeń wynika natomiast, że to nie zawsze się sprawdza. Czasami dobre kontakty, ulotka, audycje radiowe, opracowane w odpowiednim czasie, mogą więcej zdziałać niż batalion czy brygada. Trzeba umieć wychwycić jednak te momenty, w których niezwykle istotne jest podjęcie działań niemilitarnych. Przed konfliktem, żeby do niego nie dopuścić, lub po jego zakończeniu, przy odzyskiwaniu terenu. Jeśli przyjdzie mi dowodzić misją Unii Europejskiej, na pewno tę wiedzę wykorzystam w praktyce, tak jak to robiłem w Afganistanie.
Wróćmy do dyżuru w Unii Europejskiej. Jakiego rodzaju misje mogą Was czekać?
Trudno dziś powiedzieć, co się wydarzy w Europie za rok czy dwa lata. Ciężko też mówić o potencjalnych obszarach misji czy jej charakterze. Dziś mamy natowską misję w Kosowie. Poza tym wojska są w Afryce i na Litwie. Jedno jest pewne. Musimy być gotowi do kierowania operacją stabilizacyjną, pokojową, humanitarną i bojową. Możemy dowodzić wojskami w operacji, która odbędzie się w promieniu 6 tysięcy kilometrów od Brukseli.
Zanim jednak zameldujecie w Brukseli pełną gotowość do dyżuru, czeka Was certyfikacja.
Rzeczywiście, choć teraz jeszcze nie mogę powiedzieć, czy będzie to certyfikacja na poziomie narodowym, czy unijnym. Czekamy w tej sprawie na wskazówki z Brukseli.
A co jeśli grupa bojowa nie będzie aktywowana? Przygotowania pójdą na marne?
Absolutnie nie. Oczywiście może się zdarzyć, że nie zostanie ona aktywowana. To jednak niczego nie przekreśla. Umiejętności nigdy się nie marnują. Osiągamy unikatowe zdolności i uprawnienia. Być może w przyszłości będziemy mogli wykorzystać swoją wiedzę. Oprócz tego trzeba pamiętać, że jeśli dowództwa i jednostki są gotowe do użycia, jest to wartościowe z kilku powodów. Przede wszystkim może to być element odstraszania dla potencjalnego przeciwnika. Inna rzecz, że lepiej mieć jednostki gotowe w kilka dni do akcji, niż tworzyć na poczekaniu pododdziały i się zastanawiać, kto nimi pokieruje w walce.
Obowiązki związane z formowaniem nowego dowództwa pokrywają się w czasie z pracą Centrum Operacji Lądowych. Jak to pogodzicie?
Działamy wielotorowo: zajmujemy się pracą zmierzającą do osiągnięcia pełnej gotowości Centrum Operacji Lądowych – Dowództwa Komponentu Lądowego, ale także ciągle utrzymujemy gotowość do działania w razie sytuacji kryzysowych w aspekcie pozamilitarnym. I ostatnie zadanie to tworzenie dowództwa operacyjnego Unii Europejskiej. Część ludzi ma tak rozłożone obowiązki, by się zajmować kilkoma sprawami jednocześnie. Zajęć mamy naprawdę dużo. Nie pamiętam już, kiedy wyszedłem z pracy przed godziną 16. Może w sobotę? Absolutnie jednak nie narzekam, bowiem wyzwania mobilizują do jeszcze większego wysiłku.
Ale i to nie wszystko. Przed Centrum Operacji Lądowych dwa duże poligony.
Kursy, szkolenia w kraju i za granicą, warsztaty eksperckie to nie wszystko. Będziemy ćwiczyć także na poligonach. Już w kwietniu odbędą się ćwiczenia dowódczo-sztabowe, w których razem z pozostałymi dowództwami komponentów będziemy głównymi uczestnikami. Jesienią weźmiemy udział w ćwiczeniach Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych „Dragon”. To dla nas doskonała okazja, żeby sprawdzić się w działaniu. W kolejnym roku z kolei będziemy na ćwiczeniach Dowództwa Operacyjnego „Anakonda”, gdzie, podobnie jak wcześniej, COL będzie dowodzić komponentem lądowym. To novum w dowodzeniu. Dotychczas dowódca operacyjny kierował działaniami komponentów morskich i powietrznych oraz całością wojsk lądowych. Teraz będzie dowodził czterema dowódcami komponentów.
Gen. bryg. dr Cezary Podlasiński od 1 lipca 2014 roku jest dowódcą Centrum Operacji Lądowych – Dowództwa Komponentu Lądowego. Wcześniej służył w Sztabie Generalnym WP i Dowództwie Wojsk Lądowych. W lipcu 2006 roku na VII zmianie PKW Irak (2006–2007) objął stanowisko szefa sztabu w Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe. Po powrocie do kraju pełnił obowiązki szefa Centrum Dowodzenia w Dowództwie Operacyjnym. Od lipca 2011 roku dowodził 10 Brygadą Kawalerii Pancernej w Świętoszowie, z którą dwa lata później wyjechał do Afganistanu – był dowódcą XIV zmiany PKW.
autor zdjęć: Justyna Balik / 10 BKPanc, Magdalena Kowalska-Sendek