Dzięki drugiemu dywizjonowi rakiet NSM Morska Jednostka Rakietowa w Siemirowicach stanie się w najbliższych latach jedną z najnowocześniejszych w całej armii.
Przymiarki do rozbudowy Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego (NDR) trwały już od kilku lat. W kwietniu 2014 roku, kiedy minister Tomasz Siemoniak podpisał decyzję o sformowaniu Morskiej Jednostki Rakietowej (MJR) podległej 3 Flotylli Okrętów w Gdyni, prace nabrały tempa. W połowie lipca 2014 roku Inspektorat Uzbrojenia ogłosił uruchomienie procedury zakupowej. Negocjacje prowadzono w trybie zamkniętym; rozmawiano tylko z firmą Kongsberg, czyli producentem rakiet Naval Strike Missile (NSM). Było to oczywiste – potrzebna była broń tego samego typu, który kupiono wcześniej.
Pierwszy kontrakt na tę broń zawarto pod koniec 2008 roku. Formalnie została ona wprowadzona do uzbrojenia Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej rozkazem szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego 26 listopada 2013 roku. Rakiety NSM są podstawowym uzbrojeniem NDR, który funkcjonuje od stycznia 2011 roku. W połowie roku 2013, po zakończeniu testów poligonowych, jednostka osiągnęła gotowość techniczną do działań, ale wszystkie rakiety otrzyma do 2016 roku.
Drugie zamówienie
9 grudnia 2014 roku zakończono negocjacje z Norwegami, a dziesięć dni później została zawarta umowa na dostawy kolejnego NDR-u dla marynarki wojennej. Podpisali ją zastępca szefa Inspektoratu Uzbrojenia Jan Woźniak oraz prezes norweskiej firmy Kongsberg Defence Systems Harald Ånnestad. Rangę tej uroczystości podkreślała obecność wicepremiera, ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka, sekretarza stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Czesława Mroczka oraz ambasadora Norwegii w Polsce Karstena Klepsvika.
Wartość kontraktu to około 800 mln zł. Głównym beneficjentem offsetu będą Wojskowe Zakłady Elektroniczne SA (w Zielonce pod Warszawą powstanie centrum serwisowania rakiet). Skorzystają z niego także inne polskie firmy, które dostarczyły sprzęt dla pierwszego NDR-u. Tym razem MON kupiło 24 rakiety dla tylko jednej baterii, ale i tak oznacza to pełną jednostkę ognia. Dotychczas pozyskano, choć na raty, 48 rakiet, ale też sześć wyrzutni, każda z czterema pociskami (razem dwie baterie). Siła salwy NDR-u wynosi więc 24 rakiety, a z powtórnym przeładowaniem daje to właśnie jednostkę ognia. Teraz nowe wyrzutnie będą tylko trzy, co daje siłę salwy 12 rakiet.
Umowa obejmuje też wyposażenie dywizjonu w zasadniczy sprzęt, czyli 23 specjalistyczne pojazdy, między innymi: wozy dowodzenia, wozy kierowania środkami walki, wyrzutnie rakietowe, mobilne centra łączności, samochody transportowo-załadowcze oraz ruchome warsztaty remontowe. Dostawy rakiet są przewidziane w latach 2017–2018, czyli zaraz po dostarczeniu pocisków z pierwszego kontraktu. Termin realizacji zamówienia to 29 maja 2018 roku. Oznacza to, że dopiero po tym czasie MJR osiągnie pełną gotowość bojową. Docelowo oprócz zestawów z bateriami pocisków ziemia–woda w jej wyposażeniu mogłyby się znaleźć jeszcze przeciwlotnicze zestawy rakietowe Narew w autonomicznej baterii przeciwlotniczej.
Anatomia systemu
Sam pocisk NSM jest bronią przeciwokrętową typu „wystrzel i zapomnij” (po wcześniejszym wprowadzeniu lokalizacji celu). Zaprojektowano go tak, aby był trudno wykrywalny przez radary. Startuje z wyrzutni z pomocą silnika rakietowego, a następnie porusza się dzięki silnikowi odrzutowemu. Rakieta w czasie lotu poddźwiękowego z prędkością do 0,9 Ma może manewrować (także na niewielkiej wysokości), a w końcowej fazie ataku na cel jest sterowana przez pasywny, termiczny układ samonaprowadzania. Pocisk, o masie całkowitej 400 kg, ma głowicę bojową o wadze 120 kg. Nie jest ona zbyt wielka, ale w zupełności wystarczająca w wojnie morskiej. Używane do rażenia stacjonarnych celów lądowych kierowane bomby lotnicze czy pociski manewrujące mają na ogół cztery razy cięższe głowice bojowe. Traktowanie NSM jako czegoś więcej niż broń przeciw okrętom jest zatem do pewnego stopnia nieporozumieniem.
Na system bojowy NDR-u składają się wozy dowodzenia (Command Vehicle – CV). Jeden jest na szczeblu dywizjonu (Squadron Command Vehicle – SCV), dwa – baterii (Battery Command Vehicle – BCV) i sześć Combat Command Vehicle – CCV. Ponadto są w nim trzy ruchome węzły łączności (Mobile Communication Centre – MCC), sześć wozów rakietowych (Missile Launch Vehicle – MLV) oraz dwa pojazdy ze stacjami radiolokacyjnymi TRS-15C. Wszystkie jako nośniki wykorzystują ciężarówki Jelcz, co umożliwia jednostce szybką zmianę miejsca dyslokacji. Służą także jako pojazdy załadowcze, przewożące zapasowe pociski.
Kluczowym elementem NDR-u są trzy wozy łączności cyfrowej MCC, które zapewniają komunikację dla dowództwa dywizjonu i obu baterii ogniowych oraz utrzymują łączność zewnętrzną (zautomatyzowany system dowodzenia Łeba, system teleinformatyczny MIL-WAN, podsystem cyfrowej łączności utajnionej Storczyk, łączność HF, UHF), w tym w ramach sieci sojuszniczej Tactical Data Link 11 A/B, a docelowo Link 16. System łączności, oczywiście szyfrowanej, jest wielokrotnie dublowany. Pojazdy MCC pracują na rzecz wozów dowodzenia SCV i BCV (wspomniane pojazdy dowodzenia mają takie same charakterystyki), do których i poprzez które przesyła się wiele informacji oraz komend.
Dzięki temu w NDR-ze funkcjonuje sieć wymiany danych: jedna nadrzędna na rzecz dywizjonu i dwie dla baterii ogniowych. W razie zniszczenia jednej z nich, jej rolę może przejąć inna, a i po jej unieszkodliwieniu, kolejna. Ponadto w każdej baterii, oprócz wozów MCC i BCV, są jeszcze trzy wozy dowodzenia (CCV), które wraz z trzema MLV tworzą trzy zespoły ogniowe. Ponieważ obecnie są dwie baterie, łącznie NDR składa się z sześciu wyrzutni MLV, z których każda jest uzbrojona w cztery pociski rakietowe. Razem daje to 24 rakiety NSM, czyli potężną siłę ognia. Do każdej baterii jest przypisany również jeden radar TRS-15C. Pomimo posiadania dwóch takich stacji radiolokacyjnych oraz radaru mobilnego Nur-22 dla baterii przeciwlotniczej (uzbrojonej w armaty ZU-23-2 i ręczne przenośne zestawy rakietowe Grom), NDR jest uzależniony w dziedzinie rozpoznania i określania celów na morzu od informacji otrzymywanych z zewnątrz. Wynika to z tego, że w śledzeniu celów morskich TRS-15C ma ograniczony zasięg do około 50 km, podczas gdy sam pocisk rakietowy NSM może razić cele oddalone o 18–200 km od wyrzutni. Aby zatem zdobyć informacje o lokalizacji dalszych celów, do dywizjonu muszą spływać dane na przykład z samolotów, śmigłowców, aparatów bezzałogowych czy okrętów. Przekazane w ten sposób do SCV, są kierowane do BCV, a następnie do CCV.
Należy zatem pamiętać, że NDR ma wartość przede wszystkim jako część większego systemu, dysponującego na poziomie operacyjnym skutecznymi środkami rozpoznania, najlepiej lotniczymi. W wariancie idealnym mógłby natomiast działać pod parasolem rakietowego systemu obrony przeciwlotniczej, współpracując z lotnictwem rozpoznawczym i uderzeniowym, w tym z aparatami bezzałogowymi. W razie braku takiego systemu dywizjon nie pozostaje bezbronny, bo nawet oderwane od sił głównych pojedyncze zespoły mogą prowadzić ogień. Będą to jednak strzelania wyłącznie do celów bliskich.
Po zakończeniu zimnej wojny większość państw europejskich zrezygnowała z rozmieszczonych na lądzie zestawów rakietowych typu ziemia–woda. Spośród członków NATO utrzymują je, oprócz Polski, Bułgaria i Chorwacja. Niemniej jednak należy brać pod uwagę to, że najważniejsze państwa sojuszu mają bardzo silne siły morskie i lotnictwo, które przy zupełnie innym położeniu geopolitycznym niż nasze zapewniają bezpieczeństwo wybrzeży. Nie można wykluczać, że zmieniająca się sytuacja w dziedzinie bezpieczeństwa w Europie spowoduje, że niektóre z państw mających długie wybrzeża morskie przywrócą ten rodzaj uzbrojenia. Rozmieszczone na lądzie pociski przeciwokrętowe są szczególnie groźne nad małymi, zamkniętymi akwenami; te o zasięgu kilkuset kilometrów mogą sparaliżować ruchy sił nawodnych przeciwnika (NSM z polskiego wybrzeża może sięgnąć niemal brzegów Szwecji, a to oznacza faktyczną blokadę ruchów flot i statków na Bałtyku). Przykładem państwa, które rozwija nadbrzeżne jednostki rakiet, jest Iran. Stara się w ten sposób zniwelować przewagę sił morskich potencjalnych przeciwników. Rozmieszczone w pobliżu cieśniny Ormuz pociski przeciwokrętowe mogą w razie konfliktu doprowadzić do zablokowania Zatoki Perskiej, przez którą przechodzi większość tankowców z ropą naftową z Bliskiego Wschodu. Największymi producentami i użytkownikami przeciwokrętowych pocisków bazowanych na lądzie są Rosja i Chiny. Moskwa kilka lat temu zapowiedziała rozmieszczenie na Wyspach Kurylskich systemu Bastion z rakietami naddźwiękowymi P-800 Oniks o zasięgu do 300 km. Dla Pekinu groźną bronią są z kolei manewrujące rakiety YJ-85 (C-805), które wyeksportowano do kilku państw, w tym Iranu. Ich operacyjny zasięg wynosi około 500 km. Także Japonia, choć ma bardzo silne siły morskie, w ramach wzmocnienia obrony swych wybrzeży przed niespodziewanym atakiem w ostatnich latach zamawia nowe wyrzutnie. Obecnie w strukturze Japońskich Lądowych Sił Samoobrony jest pięć pułków z pociskami typu 88 (na zdjęciu). W tym wypadku na samochodowej wyrzutni znajduje się sześć rakiet o zasięgu do 180 km. |
autor zdjęć: Kongsberg Defence