Trudno wskazać bardziej pechowy program związany z modernizacją naszej armii. Ministerstwo Obrony Narodowej jest jednak zdeterminowane, aby szczęśliwie doprowadzić go do końca.
O programie dywizjonowego modułu ogniowego o kryptonimie „Regina” znów zrobiło się głośno. Nie uda się pozyskać w 2015 roku kompletnego, liczącego 24 armatohaubice Krab, dywizjonu. Producent, Huta Stalowa Wola SA, jeszcze pod koniec lata 2014 roku poinformował wojsko, że nie będzie w stanie zrealizować umowy w takiej formie.
Przyczyną okazał się brak możliwości usunięcia stwierdzonych wcześniej wad materiałowych podwozi krabów, wykrytych w czasie badań zdawczo-odbiorczych w samobieżnych podwoziach gąsienicowych UPG-NG. Zostały one opracowane w OBRUM Gliwice Sp. z o.o., a wyprodukowane przez ZM Bumar-Łabędy SA. Tę wiadomość upubliczniono jesienią 2014 roku. 17 grudnia pojawiła się natomiast informacja, że HSW SA kupi nowe podwozia do krabów wraz z licencją w koreańskiej firmie Samsung Techwin. Zdecydowano się zatem na sprawdzoną konstrukcję, czyli nośnik dla samobieżnej armatohaubicy K9 Thunder (także kalibru 155 mm).
Ale o co chodzi?
Dla osób postronnych takie informacje mogą być co najmniej zdumiewające. Przecież mowa o dywizjonowym module ogniowym Regina, tym samym, który w 2012 roku na MSPO w Kielcach dostał wyróżnienie ministra obrony narodowej. 30 listopada 2012 roku w Toruniu, w czasie uroczystego odbioru pierwszej partii ośmiu armatohaubic, minister Tomasz Siemoniak podkreślał, że armatohaubica to „owoc wieloletnich wysiłków wojska, Huty Stalowa Wola oraz innych przedsiębiorstw. Dziś możemy mieć satysfakcję, że rozpoczynamy wieloletni program wyposażania artylerii, tego rodzaju wojsk, który w wielu najlepszych armiach świata jest otoczony wielką atencją i szczególnym wsparciem”. Jednak już wówczas zdawano sobie sprawę, że kraby wymagają określonych poprawek i przeróbek. Ministerstwo było jednak zdeterminowane, żeby program „Regina” doprowadzić do szczęśliwego końca. To bowiem bardzo nowoczesny system rażenia, jeden z najbadziej zaawansowanych na świecie. W 2012 roku sądzono, że uda się to jeszcze zrobić z wykorzystaniem podwozi krajowych.
Dziś z punktu widzenia armii kluczowe jest to, że umowa nie zostanie zrealizowana w pierwotnej formie. Jest to duży problem. Jeśli testy nowego podwozia, na którym będzie osadzona sprawdzona wieża kraba, zakończą się sukcesem, kompletny dywizjon 24 wozów ogniowych zostanie przekazany siłom zbrojnym w 2017 roku, czyli z dwuletnim opóźnieniem.
Badania eksploatacyjno-wojskowe partii wdrożeniowej krabów w 11 Mazurskim Pułku Artylerii w Węgorzewie ujawniły wiele dodatkowych problemów technicznych. Dodatkowych, gdyż zanim jeszcze partię próbną ośmiu dział samobieżnych przekazano wojsku, wiedziano już o tak zwanych mikropęknięciach blach pancernych używanych do budowy podwozi. Zamierzano je stopniowo usunąć. Okazało się jednak, że problemów z podwoziem, zwłaszcza silnikiem, jest więcej. Co gorsze, podwykonawcy producenta nie potrafili usunąć ich w zadowalającym zakresie.
Decyzja HSW z jesieni 2014 roku, aby ostatecznie nie walczyć dalej o poprawę jakości gliwickich podwozi UPG-NG, ale kupić inne za granicą, została zaakceptowana przez MON. Sama Huta, chcąc bronić się przed zarzutami, że tym samym odbiera chleb swym polskim podwykonawcom, wydała w tej sprawie oświadczenie, w którym między innymi można było przeczytać: „Ocena dotychczas wykorzystanych podwozi produkcji ZM Bumar-Łabędy S.A. jednoznacznie wskazuje zasadność działań służących pozyskaniu licencji zagranicznej. Badania eksploatacyjno-wojskowe wyprodukowanych 8 sztuk armatohaubicy Krab wykazały szereg wad podwozia produkowanego w ZM Bumar-Łabędy S.A. Te wady to m.in. [mikro]pęknięcia kadłubów, niewydolny układ chłodzenia skutkujący przegrzewaniem się silnika, niewydolny układ napędowy z wyciekami z silnika i przekładni bocznych, nieszczelny układ paliwowy, nieszczelności układu wydechowego skutkujące przedostawaniem się spalin do środka przedziału układu napędowego, niedokładny pomiar poziomu paliwa, zbyt długi okres zalewania układu paliwowego paliwem, niestabilna praca układu zasilania elektrycznego”. Słowem… klapa.
Plany przewidują, że w przez najbliższe dwa lata zostaną przeprowadzone testy wież na dwóch podwoziach sprowadzonych z Korei, które w 2016 roku przekazano by wojsku. Większa partia podwozi K9 wyprodukowana przez firmę Samsung Techwin byłaby dostępna w 2017 roku i wówczas armia ma odebrać cały dywizjon – 24 działa. Zgodnie z planami modernizacji technicznej, siły zbrojne są zainteresowane aż pięcioma dywizjonami krabów, razem 120 wozami w jednostkach liniowych. A to oznacza, że i tak ich produkcję należy kontynuować, opierając się na podmiotach krajowych.
Najpierw, w 2018 roku, pozyskano by kolejnych 12 wozów jeszcze z Korei, niemniej w tym samym roku ich produkcja ruszyłaby już w kraju. HSW nie wyklucza, że nośniki od K9 mogłyby licencyjnie wykonywać ZM Bumar-Łabędy, pod warunkiem jednak zapewnienia odpowiedniej jakości wyrobu. W Polsce w latach 2018–2022 można wyprodukować 84 podwozia.
W Polskiej Grupie Zbrojeniowej na umowę z Samsungiem patrzy się z nadzieją. Takie podwozie może bowiem w przyszłości stać się nośnikiem także pod inne zabudowy, w tym dla UPMG. Z punktu widzenia MON kluczowe jest natomiast, aby zrealizować program „Regina”, nawet jeśli oznacza to kolejne opóźnienia i wzrost kosztów. Wiceminister Czesław Mroczek przyznał, że cena jednostkowa kraba na importowanym podwoziu będzie wyższa niż pierwotnie zakładana z użyciem UPG-NG. Dokładnie oznacza to 32 mln zł za kompletny wóz, a zatem o 6 mln zł więcej. Część kosztów ma zostać przeniesiona na producenta. W zamian wojsko dostanie jednak nowoczesny i sprawdzony sprzęt, który pozwoli artylerii na osiągnięcie nowych zdolności operacyjnych.
Kto jest winien?
Być może w innych okolicznościach MON nie dawałoby wykonawcom kolejnej szansy, lecz poszukało innej armatohaubicy, ale kwestie związane z krabem są bardziej skomplikowane i wariant radykalny nie byłby dobrym rozwiązaniem. HSW SA jest własnością państwa (należy w 88% do holdingu PGZ) i w ostatnich latach poczyniono w niej duże inwestycje właśnie pod kątem rozwoju produkcji systemów artyleryjskich. Dziś to zakład z nowoczesnymi liniami produkcyjnymi. Wykonano w nim już wszystkie 24 wieże dla pierwszego dywizjonu, co jednak – z braku podwozi – nie może przełożyć się na wyrób finalny.
Należy pamiętać, że wieża od kraba jest spolonizowaną brytyjską armatohaubicą AS-90 Braveheart. Pierwsze dwie wieże, wraz z działami, dostarczył BAE Systems, kolejnych sześć luf wykonano ze wsparciem francuskiego koncernu Nexter, a 16 następnych luf z pomocą niemieckiego Rheinmetalla (wieże kompletując już w HSW). Teraz ten „przekładaniec” ma się skończyć i działa będą produkowane z wykorzystaniem nowych technologii wdrożonych w HSW.
Wieża z działem kalibru 155 mm i długości lufy 52 kalibry, w odróżnieniu od podwozia, jest sprawdzonym i dobrze działającym elementem kraba. To najnowocześniejszy system artyleryjski w Wojsku Polskim. Został przetestowany i wdrożony, prowadzi się prace nad nowymi rodzajami amunicji do niego. Zamknięcie programu „Regina” uderzyłoby w związku z tym w plany modernizacji artylerii, już dziś przecież opóźnione. Na to MON nie może sobie pozwolić. Alternatywa w postaci kupna za granicą używanych armatohaubic lub fabrycznie nowych oznaczałaby konieczność rozpoczęcia wprowadzania wielu systemów i procedur od początku.
Dlaczego krab z polskim podwoziem nie przeszedł pomyślnie testów? Realizacja tego programu dawno temu została wstrzymana i kilka lat stanu zawieszenia uczyniło w nim ogromne szkody. Tak duże, że potem nie udało się ich wszystkich naprawić.
Należy zatem przypomnieć, że program pozyskania samobieżnej armatohaubicy kalibru 155 mm ruszył jeszcze w 1994 roku, a formalny przetarg wystartował trzy lata później. Ostatecznie w 1999 roku wybrano ofertę brytyjską – działo AS-90 (przyjęte do uzbrojenia British Army jeszcze w 1992 roku, później zmodyfikowane przez zmianę długości lufy). Licencyjna produkcja tego sprzętu miała się odbywać w Polsce. Nie kupiliśmy jednak wówczas oryginalnego podwozia, bo zdecydowaliśmy się na własne. Umowę w lipcu 1999 roku podpisano w obecności premiera Jerzego Buzka i brytyjskiego sekretarza obrony George’a Robertsona. To był czas, gdy wchodziliśmy do NATO. Zobowiązaliśmy się wówczas na przejście w artylerii na kaliber standardowy dla sojuszu, czyli właśnie 155 mm. Nowy był zresztą nie tylko kaliber, ale przede wszystkim system kierowania ogniem.
W 2000 roku Departament Polityki Zbrojeniowej podpisał z HSW umowę na dostawy dwóch prototypów. W 2001 roku powstał pierwszy kompletny krab, w następnym roku kolejny. Produkcja seryjna była oczekiwana od 2003 roku i pierwszy kompletny dywizjon wojsko miało mieć w 2008 roku. Równolegle miały powstać wozy dowodzenia i kierowania ogniem oraz pojazdy logistyczne.
Zanotowano wówczas pierwsze opóźnienia, a wkrótce program został zastopowany. W efekcie plany modernizacji artylerii sparaliżowano na kilka lat. Brytyjczycy nie mogli się doczekać zamówień, więc zlikwidowali linię produkcyjną i nie było skąd brać kolejnych dział. Także w Polsce zakłady produkujące silniki S-12U, serce podwozia dla UPG-NG, zaprzestały produkcji (inna sprawa, że silnik ten od początku nie nadawał się dla ważącego 50 t działa samobieżnego). Modernizacji wymagał również system kierowania ogniem. Ponadto zakończono produkcję ciężarówek Star (przewidziane jako wozy logistyczne). Nie wszedł też do produkcji seryjnej transporter Ryś, przewidziany jako nośnik dla systemów dowodzenia.
I tak, gdy krabem znów zainteresowano się w 2008 roku, jego sytuacja wydawała się bardzo trudna. Wiedziano, że oryginalny projekt będzie wymagać znalezienia nowego wytwórcy luf, silnika, a w związku z tym także układów przeniesienia mocy. Słowem, z oryginalnego pojazdu niewiele zostanie.
Wiosną 2008 roku podpisano z HSW umowę na wdrożenie do końca 2011 roku dywizjonowego modułu ogniowego Regina (w jego skład wchodzą też wozy wspominanego systemu dowodzenia i kierowania ogniem Azalia i pojazdy logistyczne systemu Waran). Na początek z ośmioma krabami. Znaleziono nowych wykonawców luf, ale kwestię silnika i układu przeniesienia mocy przełożono na później.
W 2012 roku podpisano umowę na cały, liczący 24 działa, dywizjon, wiedząc, że serce kraba będzie wymagać transplantacji. Nie chciano jednak, aby ta kwestia hamowała cały program. Dlatego najpierw postanowiono kupić dywizjon w pierwotnej konfiguracji, tak aby żołnierze dostali wreszcie do ręki potężne działa i zaczęli się szkolić w strzelaniu, a kolejne dywizjony zamierzano zamawiać już ze zmodernizowanymi podwoziami, czyli z lepszymi silnikami oraz układem przeniesienia mocy.
Opóźnienia Kraba to problem, ale to właśnie dzięki wytężonej pracy artylerzystów, ostro testujących sprzęt i nieidących na kompromisy, oraz zdecydowanej postawie MON sprawy nie zamieciono pod dywan. Ten przypadek to przede wszystkim blamaż części firm polskiego przemysłu zbrojeniowego. Ci, którzy obecnie pragną wyłącznie na jego bazie pozyskać nowe wozy bojowe dla polskiej armii, zwłaszcza te najbardziej zaawansowane techniczne, czyli właśnie gąsienicowe, powinni wyciągnąć z tego wnioski.
autor zdjęć: Andrzej Kiński, HSW