DEFILADA OD KUCHNI

Godzinną paradę wojskową poprzedziły miesiące przygotowań.

Na świątecznej paradzie 1300 żołnierzy, ponad 120 sztuk różnego sprzętu wojskowego i 52 statki powietrzne pokazały się z jak najlepszej strony. Przemarsz, który trwał ponad godzinę, imponował rozmachem.

Próby pod niebem

W czasie przygotowań do defilady dla lotników Warszawą była 23 Baza Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim, a umowną trybuną honorową – domek pilota. Gen. bryg. pil. Tomasz Drewniak, szef Zarządu Wojsk Lotniczych, dyrektor pokazów lotniczych, już od 4 sierpnia wraz z kilkudziesięcioosobową grupą żołnierzy ćwiczyli świąteczny przelot.

„W ponaddziewięciominutowym pokazie widzowie zobaczą 52 statki powietrzne, stacjonujące na co dzień w Mińsku, Malborku, Dęblinie i Krzesinach. Zaczną Biało-Czerwone Iskry położeniem dymnych smug w kolorach flagi narodowej, po nich polecą śmigłowce, w tym dwa amerykańskie black hawki, a potem samoloty”, opisuje w czasie prób scenariusz gen. Drewniak. Najważniejsze, aby wszyscy punktualnie, zgodnie z ustalonymi czasami przelecieli nad trybuną honorową.

„Dla pilotów to atrakcja i duże przeżycie, bo przecież nie latają na co dzień nad miastami. Na pokaz 15 sierpnia była potrzebna zgoda prezydent Warszawy oraz Urzędu Lotnictwa Cywilnego. Widzowie zgromadzeni wzdłuż trasy defilady na pewno poczują zapach lotniczej nafty”, przewiduje płk Artur Kałko, szef Oddziału Bezpieczeństwa Lotów Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Na jednej z odpraw po treningu gen. Drewniak pochwalił pilotów za precyzję kolejnego przelotu. Tym, którym zabrakło kilku sekund do zameldowania się nad domkiem pilota w Mińsku, powiedział pół żartem: „Panowie, było dobrze. Belwederem jest domek pilota. Jakby co, to trzeba głowę z kabiny wystawić, trochę tradycyjnie nawigować i dogiąć”.

Dla dowódców poszczególnych ugrupowań, ppłk. Piotra Kurzyka, który prowadzi szyk szturmowych Su-22 z 21 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Świdwinie, i mjr. Grzegorza Czubskiego z 23 Bazy w Mińsku, który leci na czele maszyn MiG-29, defilada to wyróżnienie i powód do dumy.

Ppłk Kurzyk jest doświadczonym pilotem, który brał udział w radomskich pokazach Air Show, a mjr Czubski uczestniczył w świątecznym przelocie nad Warszawą w 2007 roku.

Czołgi na platformach

Pierwsze prace koncepcyjne przed defiladą podjęto w czerwcu, zanim pojawiły się formalne rozkazy. Na początku 1 Brygada Pancerna z Wesołej nawiązała kontakty z Dowództwem Garnizonu Warszawa, wojskową komendą transportu, Żandarmerią Wojskową, jednostką GROM, regionalną bazą logistyczną oraz wojskowym oddziałem gospodarczym. Uzgadniano różne szczegóły związane z defiladą. Ważnym aspektem było bezpieczne wyprowadzenie wielkogabarytowych wozów na ulice miasta. „Bezpieczeństwo” – to słowo często padało we wszystkich rozmowach. Wojskowi musieli znać nośność mostów i wiaduktów czy szerokość dróg, którymi miały pojechać kolumny pojazdów. W Warszawie ważnym ograniczeniem była wysokość trakcji tramwajowej.

„Gdy nasi przełożeni określili, jaki sprzęt zostanie pokazany na defiladzie, dowódcy jednostek wojskowych wytypowali poszczególne egzemplarze, które trafiły do zgrupowania defiladowego Wesoła”, opowiada ppłk Waldemar Pawelec, dowódca batalionu logistycznego 1 Brygady Pancernej. Większość jej komórek była zaangażowana w przygotowania do defilady. Również w poprzednich latach próby do parady wojskowej i zgrywanie pododdziałów odbywały się w tej jednostce.

Rozkaz dowódcy generalnego sił zbrojnych o tym, że brygada z Wesołej będzie zabezpieczała zgrupowanie defiladowe, trafił do dowódcy 16 Dywizji Zmechanizowanej, który wydał go podległej mu 1 BPanc. Brygada dostała go trzy tygodnie przed uroczystością. Określono w nim na przykład liczbę żołnierzy, którym należy zapewnić zakwaterowanie. Dla 650 wojskowych trzeba było przygotować obozowisko z 80 namiotami oraz zapleczem sanitarnym, a także miejsce dla sprzętu, między innymi kołowych transporterów opancerzonych Rosomak, armatohaubic Dana, wyrzutni rakietowych Langusta, czołgów Leopard 2 w wersji A5, samobieżnych armatohaubic Krab.

„Biwakowanie pod namiotami mieści się w programie szkolenia”, wtrąca ppłk Pawelec. Żołnierze intensywnie ćwiczyli, ale mieli także czas wolny. Gospodarze zaproponowali między innymi zwiedzanie warszawskich muzeów. Dowódca batalionu logistycznego z Wesołej zwraca uwagę, że to, co dla mieszkańców Warszawy jest powszedniością, stanowi atrakcję dla żołnierzy służących setki kilometrów od stolicy.

Ppłk Pawelec był już zaangażowany w przygotowania do defilady w 2013 roku, ale tegoroczna jest o wiele większa. Oprócz 120 pojazdów, które jechały w paradzie, przez Wesołą przewinęło się też 40 takich, które można było zobaczyć na wystawie statycznej na Agrykoli. Trzeba było znaleźć dla nich miejsce, bo brygada ma też kilkaset egzemplarzy własnego sprzętu. Pierwsi uczestnicy defilady pojawili się w Wesołej 1 sierpnia. Przetransportowanie do stolicy sprzętu z odległych o setki kilometrów garnizonów było wielką operacją logistyczną. „Wykorzystaliśmy transport kombinowany”, wyjaśnia ppłk Pawelec. Czołgi Leopard 2 i KTO Rosomak z 11 Dywizji

Kawalerii Pancernej przyjechały do Warszawy na platformach kolejowych. Większość pojazdów kołowych dotarła samodzielnie w rejon zgrupowania. „Przygotowanie do defilady to także forma szkolenia programowego. Chociażby przegrupowanie ludzi i sprzętu na odległość kilkuset kilometrów. Żołnierze nabierają też nawyków podczas przemieszczania się swymi pojazdami po drogach publicznych, bo zwykle jeżdżą po przykoszarowych placach i poligonach. W przypadku czołgistów niełatwą sprawą jest wprowadzenie leoparda na platformę kolejową, a potem zjechanie z niej”, tłumaczy ppłk Pawelec.

W Wesołej nie tylko ćwiczono jazdę w szyku, lecz także przeprowadzono kosmetykę niektórych pojazdów. Na przykład czasami trzeba było usunąć ogniska korozji i uzupełnić powłokę lakierniczą.

Belweder na podeście

Gdy w parku sprzętu technicznego w Wesołej pododdziały trenowały przed defiladą, z oddali dobiegały odgłosy wystrzałów. „Pododdziały niezaangażowane w zgrupowanie Wesoła realizują normalny program szkolenia”, wyjaśnia ppłk

Pawelec. Zanim jednak rozpoczęły się ćwiczenia, trzeba było opracować ich trasy, a także plany przemieszczenia, rozmieszczenia i ustawienia sprzętu. Droga przejazdu na terenie 1 Brygady została zabezpieczona specjalnymi gumami, żeby gąsienice ważącego blisko 60 t kraba nie zniszczyły świeżo położonego asfaltu. „Podczas prób każdy pojazd pokona wyznaczoną trasę co najmniej 20 razy”, szacuje ppłk Pawelec.

Na środku asfaltowej drogi namalowano białe linie. „Po lewej stronie mamy Belweder, a tam, gdzie na podeście stoi z megafonem szef szkolenia ppłk Piotr Terebus, znajduje się trybuna honorowa”, wyjaśnia topografię terenu ppłk Pawelec. Rusza kolumna rosomaków z 17 Brygady Zmechanizowanej, 14 bojowych i na końcu dwa medyczne. „Jedziemy metr od środkowej linii”, instruuje przez megafon ppłk Terebus. Przejazd obserwuje dowódca brygady płk Stanisław Czosnek. Za kilka minut omówi z żołnierzami błędy, zwróci uwagę na zachowanie stałej prędkości, odległości od pojazdów i od krawężnika.

Następni w kolejce do przejazdu są żołnierze 11 Mazurskiego Pułku Artylerii z Węgorzewa. Przywieźli do Warszawy sześć langust, sześć krabów, sześć armatohałbic Dana, dwa radary rozpoznania artyleryjskiego Liwiec. St. sierż. Paweł Flank, dowódca radiolokacyjnego zestawu rozpoznania artyleryjskiego Liwiec, będzie jechał jako pierwszy, poprowadzi jednostkę artylerii, za nim pojadą dany i langusty. „Jazdę i musztrę ćwiczyliśmy wcześniej przez kilkanaście dni w jednostce”, mówi kpr. Łukasz Kamiński, dowódca działa 152 mm AHS Dana. Kpt. Krzysztof Kauwa, dowódca 3 Baterii AHS Dana, dodaje: „Na poligonach wykonujemy podobne zadania, ale dzieje się to w innych warunkach”. Logistycznym wyzwaniem był 11 sierpnia, gdy na zestawy niskopodwoziowe ładowano sprzęt na nocną próbę defilady, a na teren brygady wjeżdżały pojazdy przewidziane na wystawę statyczną.

Marsz na lotnisku

Każdy z 800 żołnierzy pododdziałów reprezentacyjnych i kompanii honorowych, którzy 15 sierpnia przemaszerowali z placu Trzech Krzyży pod Belweder, miał za sobą kilkanaście dni musztry na warszawskim lotnisku na Bemowie. Nikt nie liczył kilometrów, które przeszli, ale płk Andrzej Śmietana, zastępca dowódcy Garnizonu Warszawa, oszacował, że każdego dnia było to nawet 20 km.

Maszerują czwórkami w ustalonym szyku: na początku Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego, potem pododdziały piesze, reprezentujące wszystkie rodzaje sił zbrojnych oraz wojskowe uczelnie. Każdy składa się z 48 żołnierzy i dwóch rezerwowych, trzyosobowego pocztu sztandarowego oraz dowódcy. Gra orkiestra wojskowa z Siedlec. Ostatniego dnia do ćwiczących dołączają dwie grupy rekonstruktorów w umundurowaniu z 1920 i 1939 roku oraz 90 żołnierzy z USA i Kanady, reprezentujących szkolące się w Polsce oddziały. Na defiladzie pieszą kolumnę zamyka Szwadron Kawalerii Wojska Polskiego.

Płk Andrzej Śmietana opowiada o przygotowaniach, które rozpoczęły się kilka miesięcy temu w macierzystych jednostkach przeglądem i przygotowaniem umundurowania, o większej intensywności szkoleń z musztry. Ocenia, że żołnierze są dobrze wyszkoleni, ale podkreśla, że „zawsze należy dążyć do perfekcji, dlatego zwracamy uwagę na trzymanie karabinka oraz elegancki i równy zwrot głowy w lewo”.

Do Warszawy żołnierze przyjechali na początku sierpnia. Zostali zakwaterowani w jednostkach wojskowych w Warszawie i okolicach. Rozpoczęło się szkolenie zgrywające na terenie lotniska na Bemowie. Codziennie sześć godzin, od 8.00 do 14.00. Dowódcą defiladowym na Bemowie (a także podczas uroczystości 15 sierpnia) jest ppłk Tomasz Bieniak. To pod jego komendą żołnierze ćwiczą elementy musztry indywidualnej i zespołowej, i to jego głos słychać przez megafon: „Marsz na całą stopę, podtrzymujemy tempo, równamy szeregi, sylwetka wyciągnięta do góry, wydłużyć krok, patrzymy na trybunę, pogodne spojrzenie, lekki uśmiech”.

Odrębną musztrę – szkolenie jednego żołnierza – prowadzą dowódcy poszczególnych pododdziałów. Pomagają im w tym żołnierze z Batalionu Reprezentacyjnego WP. „Ma ona poprawić umiejętności żołnierzy przy wymachu ręką, podniesieniu nogi, równaniu w szyku, ładnym zwrocie głowy po komendzie »na lewo patrz«”, tłumaczy płk Śmietana.

St. kpr. Rafał Ochnik z Batalionu Reprezentacyjnego WP zdradza dziennikarzom, którzy obserwują ćwiczenia przed defiladą, że każdy żołnierz przed uroczystym przemarszem sam przygotowuje swoje umundurowanie. A także dba o buty, które muszą być odpowiednio podkute. W każdym są 32 gwoździe. Jeśli wypadną, trzeba je uzupełnić, bo to one sprawiają, że po postawieniu stopy wydobywa się charakterystyczny dźwięk.

Bez biżuterii

St. kpr. pchor. Agata Pietrosiak z Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu pierwszy raz bierze udział w defiladzie. „Ciężko trenujemy, aby wypaść jak najlepiej, szkolimy się pod okiem żołnierzy z Batalionu Reprezentacyjnego WP”, mówi. Kobiety, które biorą udział w uroczystych przemarszach (w szkolnej reprezentacji są jeszcze trzy studentki), nie mogą nosić biżuterii ani malować paznokci na jaskrawe kolory. Regulamin dopuszcza natomiast lekki makijaż.

Małgorzata Schwarzgruber, Tadeusz Wróbel

autor zdjęć: Krzysztof Wojciewski





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO