moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

System szkolenia rezerw do reformy

Trwająca od trzech lat wojna w Ukrainie, pomimo całego jej tragizmu, jest dla nas o tyle korzystna, że pozwala obserwować, jak wyglądać może przyszły konflikt, i dostosowywać nasze siły zbrojne do stojących przed nimi wyzwań. Jedną z lekcji, które powinniśmy przyswoić, jest to, że nawet postulowana 300-tysięczna armia nie jest wystarczająca do prowadzenia długotrwałej wojny z silniejszym przeciwnikiem, a najnowocześniejsze czołgi, transportery opancerzone czy systemy artyleryjskie nie na wiele się zdadzą, jeśli nie będzie komu obsadzić ich załóg. Tym, czego potrzebujemy, są więc liczne i dobrze przeszkolone rezerwy. Tymczasem jednak system szkolenia rezerwistów pozostawia wiele do życzenia i wymaga pilnej reformy.

Według najnowszych badań przeprowadzonych przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” niecałe 11% respondentów deklaruje, że w razie wojny wstąpi na ochotnika do wojska. Pomijając to, że jest to spadek o kilka punktów procentowych w stosunku do podobnych badań przeprowadzonych rok wcześniej, oraz biorąc poprawkę na to, że o prawdziwości takich deklaracji przekonamy się dopiero wtedy, gdy rzeczywiście wybuchnie wojna, oznacza to i tak o wiele więcej potencjalnych ochotników, niż potrzebujemy w razie pełnoskalowego konfliktu podobnego do wojny w Ukrainie. A jednocześnie zdecydowanie zbyt wielu, by nasze siły zbrojne były w stanie szybko ich przeszkolić w przypadku masowej mobilizacji lub już po wybuchu wojny. Jako państwo powinniśmy więc wykorzystać czas pokoju, by ludzi gotowych do obrony ojczyzny stopniowo i kompleksowo przygotować do udziału w konflikcie.

Szkolenie żołnierzy rezerwy w 10 Opolskiej Brygadzie Logistycznej.

Temu celowi ma służyć ogłoszony niedawno program powszechnych dobrowolnych szkoleń wojskowych. Szczegółów jeszcze nie znamy, trudno więc na ślepo krytykować lub chwalić tę inicjatywę, jednak nasuwa się pytanie, czym będzie się ona różnić od już teraz dostępnych form ochotniczego szkolenia wojskowego. Od zawieszenia obowiązkowego poboru w 2009 roku istniały przecież rozmaite możliwości dobrowolnej służby wojskowej – od Narodowych Sił Rezerwowych przez Legię Akademicką aż po wojska obrony terytorialnej i dobrowolną zasadniczą służbę wojskową. Każdy chętny mógł odbyć szkolenie – i choć oczywiście ochotników było wielu, to ich liczba nijak nie przystaje do czteromilionowej rzeszy ludzi deklarujących chęć obrony ojczyzny z bronią w ręku i zdecydowanie nie wypełnia naszego zapotrzebowania na rezerwy osobowe. Czy więc wprowadzenie kolejnych propozycji, jak właśnie dobrowolne szkolenia „dla każdego dorosłego mężczyzny”, cokolwiek zmieni?

REKLAMA

Jako były żołnierz zawodowy oraz wielokrotny uczestnik ćwiczeń i kursów rezerwy sądzę, że problem nie leży w braku odpowiedniego programu, ale w dostosowaniu szkolenia do współczesnych realiów, planowanych potrzeb sił zbrojnych i oczekiwań ochotników. Obecnie szeroko pojmowany system szkolenia rezerw jest najbardziej po macoszemu traktowanym elementem obronności państwa. Ma on również tę wadę, że poprzez swoje – delikatnie rzecz ujmując – anachroniczne i mało wydajne założenia skutecznie zniechęca do służby wojskowej nie tylko osoby, które i tak chciałyby jej unikać, lecz także obywateli autentycznie gotowych stanąć w obronie kraju w razie wojny.

Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że wynika to z tego, iż zdjęcia polityka na tle lśniących nowością czołgów i haubic wyglądają ładniej i mocniej przemawiają do potencjalnego wyborcy niż zdjęcie z najbardziej nawet zmotywowanym i świetnie wyszkolonym rezerwistą. Niezależnie jednak, jakie byłyby rzeczywiste przyczyny tego stanu rzeczy, nasz system pozyskiwania i szkolenia rezerw potrzebuje pilnej reformy. Reformy, która będzie korzystna nie tylko dla indywidualnego rezerwisty, lecz także dla szkolącej go jednostki wojskowej, a w końcu całego państwa. Dobra wiadomość jest taka, że nie trzeba tu wyważać otwartych drzwi, ale sięgnąć po doświadczenia krajów, w których system ten działa lepiej niż u nas.

Jedną z bolączek obecnego systemu jest absolutny brak przewidywalności. Odbycie dobrowolnego szkolenia w jakiejkolwiek formie powoduje, że trafia się na listę żołnierzy rezerwy, spośród których potem w niejasny sposób wyznaczani są ludzie wzywani na obowiązkowe ćwiczenia. Zgodnie z prawem rezerwista powinien zostać powiadomiony o szkoleniu nie później niż 14 dni przed jego rozpoczęciem. Nawet jeśli ten termin zostałby wydłużony dwu- lub trzykrotnie, to dla wielu ludzi prowadzących własną działalność gospodarczą lub pracujących na podstawie bardziej elastycznych form zatrudnienia niż umowa o pracę niespodziewane wezwanie do jednostki na kilka tygodni może – bez żadnej przesady – zrujnować karierę zawodową. Nie wspominając już nawet o komplikacji prywatnego życia.

Oczywiste jest, że zdarzają się sytuacje wymagające pilnego wezwania rezerwistów do jednostek, choćby związane z zaostrzającą się sytuacją międzynarodową czy klęskami żywiołowymi. Jednak co do zasady nic nie stoi na przeszkodzie, by każdy żołnierz rezerwy szkolony był według ściśle określonego planu i z wyprzedzeniem wiedział, ile odbędzie szkoleń, ćwiczeń i kursów oraz w jakich okresach to nastąpi.

Rozwiązanie takie nie tylko pozwoliłoby rezerwiście na odpowiednie dostosowanie życia zawodowego i prywatnego do kalendarza szkoleń, lecz także gwarantowałoby regularność szkolenia. Najlepiej nawet zorganizowane ćwiczenia nie na wiele się zdadzą, jeśli zdobyte na nich umiejętności nie będą cyklicznie trenowane. Pewne podstawowe kompetencje – jak np. obsługa broni strzeleckiej – mogą być przyswojone raz i nawet po latach w mniejszym lub większym stopniu przez rezerwistę pamiętane, ale w przypadku bardziej specjalistycznych umiejętności kilkuletnia przerwa sprawia, że trzeba żołnierza szkolić od początku. Duża część naszych rezerw to właśnie tego typu przypadki: ludzie, którzy formalnie są wyszkoleni i przygotowani do objęcia stanowiska w jednostce wojskowej, ale w rzeczywistości ostatni raz nosili mundur kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu.

Ściśle określony harmonogram regularnych ćwiczeń pozwala też unikać sytuacji – obecnie będących normą – w których niektórzy z rezerwistów powoływani są na szkolenie wielokrotnie, inni bardzo rzadko, a są i tacy, którzy nie zostali wezwani ani razu, w jednostkach wojskowych zaś spotykają się na tych samych ćwiczeniach ludzie o krańcowo odmiennych umiejętnościach i doświadczeniu. To przekłada się na konieczność dostosowania programu szkolenia do najsłabiej wyszkolonych, co sprawia, że wszyscy wciąż i wciąż uczeni są absolutnych podstaw.

Konkretne stanowisko, w konkretnej jednostce, szkolenia zgodne z etatem na czas wojny, według z góry określonego planu, z mniej więcej tymi samymi ludźmi – to nie tylko umożliwiłoby rezerwiście rozwój, ale przełożyłoby się na jego pewność siebie i poczucie bycia kompetentnym w swojej dziedzinie, co z kolei zwiększa morale i gotowość do udziału w konflikcie. Jednocześnie taki system pozwoliłby przełożonym i instruktorom lepiej poznać szkolonych, wyłonić z nich tych, którzy się wyróżniają, i skierować ich na dodatkowe, bardziej specjalistyczne kursy albo odwrotnie – tych, którzy odstają i wymagają większej uwagi albo przeniesienia gdzie indziej.

Kolejną zmianą, która poprawiłaby atrakcyjność służby wojskowej w rezerwie, byłoby wyznaczanie na stanowiska zgodnie z predyspozycjami, doświadczeniem, a w miarę możliwości nawet – bo dlaczego nie? – aspiracjami i preferencjami ochotnika. Truizmem byłoby stwierdzenie, że każdy człowiek ma inne umiejętności, talenty i ambicje, jednak ta banalna prawda często pomijana jest przy nadawaniu specjalności wojskowych i przydziałów mobilizacyjnych. Doprowadza to do sytuacji, w których zawodowy ratownik medyczny zostaje saperem, 50-letni logistyk z wadą kręgosłupa przydzielony zostaje do załogi haubicy, gdzie musi dźwigać ciężkie pociski, a młody, wysportowany ochotnik marzący o służbie w wojskach specjalnych albo powietrznodesantowych otrzymuje stanowisko rachmistrza czy operatora koparki. I ponownie: uwzględnianie osobistych talentów i ambicji korzystne jest nie tylko dla danego rezerwisty, który może podczas służby wojskowej rozwijać się w pożądanym przez siebie kierunku i zdobywać kwalifikacje przydatne również w cywilnej karierze, lecz także dla sił zbrojnych, które korzystają z fachowej wiedzy przynoszonej przez ochotnika albo chociażby tylko z jego zaangażowania.

Kolejno: dostosowanie szkolenia do realiów współczesnego pola walki. Wojna w Ukrainie trwa już ponad trzy lata i każdy, choćby nawet nie chciał, napatrzył się na obrazki z tego konfliktu. Kontrast między tym, jak wygląda realna wojna, jakie umiejętności są na niej potrzebne i z jakimi wyzwaniami mierzą się walczący w niej żołnierze, a tym, jak wygląda szkolenie w jednostce wojskowej, jest czynnikiem bardzo mocno wpływającym negatywnie na morale rezerwisty. Szybkie absorbowanie doświadczeń z Ukrainy i przekształcanie tychże doświadczeń na konspekty szkoleń powinno być priorytetem.

Jedną z najczęściej podnoszonych przez uczestników szkoleń rezerwy kwestii jest jakość umundurowania i sprzętu wydawanego na czas ćwiczeń. Używane mundury czy buty są normą, podobnie jak wyposażenie z poprzedniej epoki: słynne bechatki, parciane ładownice czy stalowe hełmy. Oczywiście, wojsko ma swoje ograniczenia i trudno oczekiwać, by każdy żołnierz przychodzący do jednostki na kilka dni czy tygodni dostawał najnowocześniejszy sprzęt prosto z linii produkcyjnej. Ale z drugiej strony, jeśli komuś się wydaje, że takie rzeczy nie mają znaczenia, to jest w błędzie. Przekonanie o byciu potrzebnym, szanowanym, traktowanym poważnie to ważne elementy budowania etosu służby, które przekładają się na morale i gotowość do udziału w kolejnych szkoleniach, a w dalszej perspektywie – konflikcie zbrojnym.

Kolejnym elementem reformy systemu szkolenia rezerw byłoby sprawienie, by służba wojskowa nie była postrzegana jako strata czasu, ale jako element budowania swojej kariery, pozycji społecznej czy nawet jako elitarna służba publiczna. Nie jesteśmy w stanie w krótkim czasie przeszkolić całego społeczeństwa – ograniczają nas nie tylko koszty takiego przedsięwzięcia, lecz także liczebność kadry instruktorskiej czy nawet tak banalne rzeczy, jak możliwości zakwaterowania i wyżywienia szkolonych w jednostkach wojskowych. Nie ma jednak potrzeby z każdego obywatela tworzyć żołnierza ani przymusowo wcielać do wojska całych roczników. Można oprzeć się na zaciągu ochotniczym. By jednak przyciągnąć odpowiednią liczbę ochotników, należy zaoferować im w zamian coś więcej niż perspektywę pójścia w bój w pierwszym szeregu. Innymi słowy: odbycie służby – czy choćby deklarowana gotowość do jej odbycia – powinno wiązać się z pewnymi przywilejami.

Na czym miałyby owe przywileje polegać – rzecz do dyskusji, ale istnieje bardzo szerokie spektrum możliwości: od dofinansowań do edukacji przez możliwość pozyskania rozmaitych kwalifikacji aż po najbardziej chyba kontrowersyjną propozycję, jaką jest uzależnienie pewnych praw obywatelskich i politycznych – obejmowania stanowisk w administracji państwowej czy praw wyborczych chociażby – od przejścia szkolenia wojskowego.

A dla tych, którzy takiego szkolenia przechodzić nie chcą: równie profesjonalne i dobrze zorganizowane szkolenia z obrony cywilnej. Bo kolejną lekcją, jaką powinniśmy wyciągnąć z ukraińskiego konfliktu, jest to, że wojna nie dotyka tylko tych w czynnej służbie i nie tylko od nich zależy jej wynik. Oprócz żołnierzy w okopach państwo potrzebuje też zaplecza, działającej gospodarki, ludzi, którzy po prostu zostaną w kraju, nadal będą pracować i płacić podatki pozwalające finansować działania wojenne. I tym ludziom, nawet jeśli z różnych powodów nie chcą lub nie mogą stanąć z bronią w ręku w obronie ojczyzny, państwo również winne jest zapewnić możliwość jak najlepszego przygotowania się do konfliktu zbrojnego.

Jakkolwiek cynicznie by to brzmiało, każdy dzień wojny w Ukrainie, każdy zniszczony rosyjski czołg i poległy rosyjski żołnierz kupują nam trochę czasu na przygotowanie do ewentualnego przyszłego konfliktu. Ważne jest, byśmy tego czasu nie zmarnowali i oprócz zakupów uzbrojenia i sprzętu wojskowego poświęcili trochę uwagi również ludziom, którzy będą je obsługiwać podczas wojny.

Stanisław Sadkiewicz , były żołnierz 6 Brygady Powietrznodesantowej, specjalista ds. bezpieczeństwa i zarządzania ryzykiem

autor zdjęć: 10 Opolska Brygada Logistyczna

dodaj komentarz

komentarze


Historyczna umowa z Francją
 
Więcej na mieszkanie za granicą
Bezzałogowce w Wojsku Polskim – serwis specjalny
Pracowity dyżur Typhoonów
Ustawa bliżej żołnierzy
Pod siatką o medale mistrzostw WP
Zjednoczeni pod Biało-Czerwoną
Mamy pierwszych pilotów F-35
Początek „Burzy”
Zmiany w organizacji bazy logistycznej w Jasionce
Polskie Siły Zbrojne – wciąż nieopowiedziana historia
Pegaz nad Europą
Podniebny Pegaz
Zostań cyberlegionistą! Wojsko rusza z nowym programem
Kierunki rozwoju polskiego przemysłu obronnego
Ukwiał z Gdańska
Jeszcze więcej OPW w roku 2025
Wiedza na trudne czasy
Więcej polskiego trotylu dla USA
Jak Ślązacy stali się panami własnego domu
Zarzuty w sprawie ujawnienia fragmentów planu „Warta”
Promujemy polski sprzęt wojskowy
Polskie F-16 w służbie NATO
Koniec wojny, którego nie znamy
Ogień z nabrzeża
Gdy sekundy decydują o życiu
Henry Szymanski na tropie prawdy
Składy wysokiego ryzyka
Trzy wymiary „Tarczy Wschód”
Poznajcie Głuptaka – polskiego kamikadze
Historyczne zwycięstwo Ukraińców w potyczce morsko-powietrznej
Misja PKW „Olimp” doceniona
Pierwsza misja Gripenów
PKW Łotwa – sojusznicze zaangażowanie
Międzynarodowe manewry pod polskim dowództwem
Gra o kapitulację
Podniebne wsparcie sojuszników
Walka pod napięciem
Polska 1 Dywizja Pancerna zajęła Wilhelmshaven
Obierki z błotem
Zapraszamy na „Wakacje z wojskiem”
Tarcza Wschód. Porozumienia z Lasami i KOWR-em
Nowa partia Abramsów już w Polsce
Polska i Norwegia zacieśniają stosunki
DriX – towarzysz okrętu
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Nowa siła uderzeniowa
Więcej amunicji do Rosomaków
Pod żaglami – niepokonani z AMW
Nowy prezes PGZ-etu
Tuzin rekordów Wojska Polskiego w pływaniu
Apache’e na horyzoncie
Spartakiadowe zmagania w Łasku
Narodowy Dzień Zwycięstwa z żołnierzami
Na pomoc po katastrofie
Konstytucja – fundament dla pokoleń
USA wycofają się z działań na rzecz pokoju w Ukrainie?
Szef MSZ do Rosji: Nigdy więcej nie będziecie tu rządzić
Wspólna wola obrony
Nasi czołgiści najlepsi
Polska zwiększa produkcję amunicji 155 mm
Rodzina na wagę złota
Sport kształtuje mentalność
Szabla hubalczyków
„Widziałem wolną Polskę. Jechała saniami”
Typhoony i Gripeny nad Bałtykiem
Mistrzyni olimpijska najszybsza na Bali
Kontrakty dla firm produkujących na rzecz obronności

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO