Przez niemiecki obóz i więzienie na Radogoszczu w Łodzi przeszło około 40 tys. mężczyzn. Pod koniec II wojny światowej strażnicy spalili budynek razem z więźniami. Zginęło do 1,5 tys. osób. Dziś pamięć o nich podtrzymuje tamtejsze muzeum, jest też miejscem spotkań i integracji rodzin byłych więźniów.
Na zdjęciu symboliczna, trójwymiarowa elewacja muzeum na Radogoszczu, która przypomina sylwetki ludzi. Fot. Katarzyna Pietraszek
„Imiona i ciała zabrał nam ogień, żyjemy tylko w waszej pamięci. Niech śmierć tak nieludzka nie powtórzy się więcej”, taka inskrypcja widnieje na czarnym, marmurowym sarkofagu, który skrywa zgliszcza byłego hitlerowskiego Rozszerzonego Więzienia Policyjnego Radogoszcz w Łodzi i szczątki ponad tysiąca więźniów spalonych tam pod koniec II wojny światowej.
Bici i szczuci psami
W budynku dawnej fabryki włókienniczej Samuela Abbego na Radogoszczu już pod koniec 1939 roku Niemcy założyli obóz przesiedleńczy dla cywilów. – Przetrzymywano tam mieszkańców miasta i okolicznych miejscowości, zanim przetransportowano ich do Generalnego Gubernatorstwa w ramach wielkiej akcji wysiedlania – mówi dr Ludwika Majewska, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi – Oddziału Martyrologii Radogoszcz.
Przez ten obóz przeszedł m.in. dziewięcioletni wówczas Lechosław Siejka, który do Radogoszcza trafił w grudniu 1939 roku razem z rodzicami i młodszym bratem. – Teść niechętnie opowiadał o obozie, mówił tylko, że było tam bardzo ciężko, więźniów nieustannie bito i szczuto psami – opowiada Tomasz Lech, zięć Siejki. Lechosław z obozu został przewieziony na roboty do Schwarzwaldu w Niemczech, a po wojnie wrócił do kraju. – Więzienie pozostawiło w nim ślady do końca życia, m.in. panicznie bał się owczarków niemieckich, bo takimi psami szczuli ich w obozie niemieccy wachmani – dodaje Lech.
Obóz przesiedleńczy istniał do połowy 1940 roku. W tym samym czasie kilkaset metrów dalej, w dawnej fabryce włókienniczej Michała Glazera, jesienią 1939 roku gestapo stworzyło obóz przejściowy dla mężczyzn aresztowanych w ramach akcji „Inteligencja”. Jej celem była eksterminacja przedstawicieli polskich elit. – Na podstawie przygotowanych przed wojną list proskrypcyjnych Niemcy aresztowali około 1,5 tys. osób i jedną trzecią z nich rozstrzelali w okolicznych lasach – podaje dr Majewska.
Wśród tych ofiar był mjr rez. Modest Słoniowski, prawnik i żołnierz I Kompanii Kadrowej, a potem Legionów Polskich. – Po I wojnie światowej organizował w Łodzi Związek Oficerów Rezerwy – mówi Wiesław Demianiuk, daleki kuzyn mjr. Słoniowskiego, a jednocześnie miłośnik genealogii, który prześledził losy oficera. Major został aresztowany przez Niemców 9 listopada, a dwa dni później rozstrzelany na podłódzkim poligonie „Brus” razem z innymi więźniami. Szczątki pomordowanych odnaleźli i ekshumowali kilka lat temu pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej. Ofiary niemieckiego terroru pochowano z honorami na Cmentarzu Komunalnym „Doły” w Łodzi.
Stoją od lewej: Aleksandra Derdoń, dr Ludwika Majewska i Józef Kowara. Fot. Anna Dąbrowska
W styczniu 1940 roku obóz przejściowy w dawnej fabryce włókienniczej Michała Glazera przeniesiono do fabryki Abbego i przez pół roku funkcjonowały tam oba obozy. Potem w tym miejscu powstało Rozszerzone Więzienie Policyjne Radogoszcz, a jego komendantem został por. Walter Pelzhausen. W dawnej trzypiętrowej przędzalni utworzono zbiorowe cele, po jednej na każdym piętrze, a w parterowym budynku tkalni były m.in. izba chorych i kotłownia. – To było więzienie przejściowe dla mężczyzn. Więźniowie czekali w nim na wyroki i transport do docelowego miejsca osadzenia: innego więzienia, obozu pracy czy obozu koncentracyjnego – tłumaczy dr Majewska. Jak dodaje, trafiali tu zarówno więźniowie polityczni aresztowani za działalność konspiracyjną, jak i kryminalni, czyli osoby łamiące okupacyjne prawo niemieckie, m.in. złapani na kradzieży, nielegalnym przekraczaniu pobliskiej granicy pomiędzy GG a Krajem Warty czy ucieczce z robót przymusowych.
Spaleni żywcem
Byli więźniowie, opowiadając o Radogoszczu, podkreślali, że było tam gorzej niż w wielu niemieckich obozach. – Straszne więzienie. Trzy razy dziennie były apele i trzy razy dziennie było bicie – tak wyglądała nasza codzienność – mówił Donat Doliwa. Z kolei Tomasz Bartochowski zwracał uwagę na fatalne warunki higieniczne: – Wobec braku wody do mycia, wobec niemożności zmieniania bielizny, gdyż nie pozwolono dostarczać żadnych paczek, rozmnożyło się robactwo w postaci pluskiew i wszy.
Oddział Martyrologii Radogoszcz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. Fot. Anna Dąbrowska
W takie warunki 7 sierpnia 1944 roku trafili Stanisław Kowara i jego nastoletni syn Szczepan. – Miałem trzy lata, kiedy Niemcy przyszli po nich do domu. Szukali mojego najstarszego brata Jana, żołnierza Armii Krajowej. Nie było go w domu, zabrali więc tatę i Szczepana, a także moją mamę Teofilę oraz siostry Elżbietę i Leokadię – wspomina Józef Kowara. Jak mówi Aleksandra Derdoń, siostrzenica Józefa, mężczyzn przewieziono do Radogoszcza, a kobiety do więzienia przy ulicy Gdańskiej. 23 października Stanisław i Szczepan zostali wywiezieni do KL Mauthausen, gdzie obaj zginęli. – Ojciec zmarł już po miesiącu pobytu, 28 listopada, a Szczepan 28 stycznia 1945 roku. Według oficjalnej wersji był to zawał serca, ale tak naprawdę zostali najprawdopodobniej zamęczeni ciężkimi warunkami, morderczą pracą i biciem – stwierdza Józef Kowara. Jego matka i siostry trafiły do KL Ravensbrück, przeżyły wojnę i wróciły do kraju.
Więzienie na Radogoszczu istniało aż do wkroczenia do Łodzi Armii Czerwonej. Kilkadziesiąt godzin przed pojawieniem się w mieście żołnierzy radzieckich doszło do tragedii. Wieczorem 17 stycznia 1945 roku por. Pelzhausen, wiedząc o zbliżającym się froncie, wydał rozkaz likwidacji więzienia. – Strażnicy zamordowali pacjentów więziennej izby chorych. Następnie otworzono cele na najwyższym piętrze, kazano zbiegać więźniom na dziedziniec i strzelano do nich z ustawionego na schodach karabinu maszynowego – opowiada dr Majewska.
Potem Niemcy weszli do pozostałych cel, strzelali do więźniów i dobijali ich bagnetami. Kiedy część osadzonych stawiła opór, strażnicy wycofali się z budynku, zamknęli go i podpalili wraz z więźniami. Niektórym z nich udało się wydostać na dach, skakali potem na sąsiednie budynki i część z nich ukryła się w budynku gospodarczym. Pozostałych Niemcy zastrzelili. Dziewięciu więźniów ocalało, bo ukryli się w zbiorniku z wodą na ostatnim piętrze klatki schodowej. W sumie z pożaru uratowało się tylko 31 osób.
– Mama miała nadzieję, że wśród ocalałych jest też nasz tata, sierż. Ignacy Misiek, a nie wraca do domu tylko dlatego, że stracił pamięć – mówi Bogumiła Czekała, córka Ignacego. Jej ojciec podczas I wojny światowej służył w armii pruskiej, z której zdezerterował i przyłączył się do powstania wielkopolskiego. Walczył potem w wojnie polsko-bolszewickiej i służył w 70 Pułku Piechoty w Pleszewie. – Gdy wybuchła II wojna światowa, wziął udział w walkach i trafił do niemieckiej niewoli. Zbiegł z niej i zaangażował się w konspirację – podaje pani Bogumiła. Miała siedem lat, kiedy w listopadzie 1944 roku gestapo aresztowało jej ojca. – Świetnie go pamiętam, był postawnym i przystojnym mężczyzną – wspomina.
Trafił do Radogoszcza. W grypsie do rodziny 20 listopada napisał: „Moi Drodzy, jestem dzięki Bogu przy zdrowiu, czego się od Was wszystkich spodziewam tego samego. (…) Co do mnie proszę żadnych starań nie robić, bo zwolnienie tu stąd nastąpi na koniec wojny”. Dwa tygodnie przed spaleniem więzienia przysłał dwa listy. – Miał nadzieję, że niedługo się spotkamy – uśmiecha się smutno pani Bogumiła. Niestety, tak się nie stało. Prawdę o jego losach rodzina poznała dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku od innego więźnia Radogoszcza. Opowiedział im, że Ignacy pomagał pozostałym osadzonym i że zginął w pożarze.
Zaduszki radogoskie
Po masakrze, rankiem 18 stycznia 1945 roku, Niemcy wycofali się z Łodzi. Następnego dnia na terenie więzienia zjawiła się Armia Czerwona, a za nią rodziny więźniów i okoliczni mieszkańcy. „Setki zwłok ludzkich zalegały na tym terenie. Twarze ofiar zbrodni wykrzywione były okropnym bólem i zamarłym krzykiem grozy, a tych oczu nie zapomni nikt, kto patrzył wtedy na to piekło na ziemi”, można przeczytać we wspomnieniach jednego z przybyłych na miejsce, Arkadiusza Sitka. Rodziny próbowały identyfikować zmarłych, ale wielu zwęglonych ciał nie udało się rozpoznać. Do dziś dokładna liczba ofiar tej masakry nie jest znana. – Na sporządzonej w muzeum liście ofiar widnieje 1036 nazwisk, szacuje się jednak, że zginęło 1,2–1,5 tys. osób – przyznaje dr Majewska. Szczątki pomordowanych 18 lutego 1945 roku pochowano w dwóch zbiorowych mogiłach na pobliskim cmentarzu św. Rocha.
Oddział Martyrologii Radogoszcz Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi. Fot. Anna Dąbrowska
W miejscu byłego więzienia po wojnie odsłonięto mauzoleum. Więźniów upamiętnia 30-metrowa iglica i sarkofag, który przykrywa kopiec usypany z ruin spalonego budynku i szczątków ofiar. Mieści się tutaj też Oddział Martyrologii Radogoszcz. W hali obok spalonego budynku prezentowana jest ekspozycja pokazująca dzieje więzienia i życie Polaków w Kraju Warty. Można też zobaczyć nadpalone przedmioty osobiste więźniów: portfele, okulary, medaliki.
Muzeum to także miejsce spotkań i integracji, najpierw byłych więźniów, a teraz ich rodzin. – Spośród osadzonych w Radogoszczu żyje już prawdopodobnie tylko Jerzy Werwiński. Trafił tutaj za ucieczkę z robót przymusowych, potem został przeniesiony do innego więzienia i zwolniony – mówi dr Majewska. Jak dodaje, rodziny przychodzą, aby opowiedzieć historię swoich bliskich, potem niektórzy z nich zostają na dłużej, jak Tomasz Lech, którego historia teścia tak zainteresowała, że został wolontariuszem w muzeum.
Rodziny przekazują też instytucji swoje pamiątki. – Oddałem do muzeum zdjęcia i inne materiały po stryjecznym pradziadku – informuje Jakub Słoniowski, prawnuk Modesta Słoniowskiego. Dodaje, że rodziny byłych więźniów tworzą społeczność wokół muzeum. Wszyscy spotykają się co roku 18 lutego, w Radogoską Noc Pamięci odbywającą się w rocznicę pogrzebu ofiar masakry. W tym roku w 80-leciu tego wydarzenia brała udział m.in. Bogumiła Czekała z rodziną. – Wszyscy bardzo to przeżyliśmy, to była piękna uroczystość, złożyliśmy też wiązanki na grobach ofiar – opowiada pani Bogumiła.
Jesienią zeszłego roku z okazji Wszystkich Świętych muzeum razem z młodzieżą z Zakładu Doskonalenia Zawodowego w Łodzi zorganizowało Zaduszki Radogoskie. Oprócz tradycyjnego upamiętnienia zmarłych odbyło się wówczas przedstawienie. Uczniowie założyli bowiem Teatr Bez Nazwy i przygotowali spektakl opowiadający o masakrze. – Popłakałam się, słuchając ich, to wzruszające, że przywracają pamięć o naszych bliskich – mówi Aleksandra Derdoń.
Przez cały okres okupacji przez obóz i więzienie Radogoszcz przeszło około 40 tys. mężczyzn. Niestety, akta więźniów w większości zostały zniszczone. Dzięki prowadzonej w muzeum dokumentacji powstał cyfrowy rejestr więźniów, w którym jest dziś około 14 tys. nazwisk. – Nadal jednak jest wiele osób, których nie udało się zidentyfikować. Dlatego zachęcam do kontaktu z nami wszystkich, którzy mają informacje o więźniach Radogoszcza. Chcemy upamiętnić ich wszystkich – apeluje dr Majewska.
autor zdjęć: Katarzyna Pietraszek, Anna Dąbrowska

komentarze