Siłą zdjęć Ewy Bilan-Stoch fotografującej ukraińskich żołnierzy są pełne emocji twarze i spojrzenia, które obnażają psychiczne blizny powstałe w wyniku trudów wojny. Z laureatką prestiżowego konkursu New York Photography Awards, o potrzebie niesienia pomocy walczącej Ukrainie i portretowaniu ludzi dotkniętych wojną rozmawia Magdalena Kowalska-Sendek.
Dziewięć srebrnych nagród i jedno wyróżnienie honorowe wywalczyła Pani w konkursie New York Photography Awards. Jury doceniło Panią za cykl portretów „Ranne dusze”. Kim są bohaterowie Pani zdjęć?
Bohaterami mojego cyklu są najczęściej ukraińscy żołnierze, którzy walczyli na pierwszej linii frontu, a w wielu przypadkach doświadczyli także okrucieństwa niewoli. Siłą tych zdjęć są pełne emocji twarze i spojrzenia, które obnażają psychiczne blizny powstałe w wyniku trudów wojny. Jestem dumna nie tylko z tego, że moje zdjęcia zostały nagrodzone pośród ponad 100 tys. zgłoszeń od fotografów z przeszło 120 krajów, lecz także z tego, że udało mi się pokazać wielowymiarowość walki i bohaterstwa tych wyjątkowych ludzi.
Do Ukrainy jeździła Pani od pierwszych dni wojny. Czy od razu sięgnęła tam Pani po aparat?
Pierwszy raz do Ukrainy wyjechałam zaledwie tydzień po wybuchu wojny, czyli na początku 2022 roku. Początkowo z grupą przyjaciół jeździłam do Lwowa, by stamtąd swoimi samochodami ewakuować do Polski ludzi, którzy uciekali z kraju ogarniętego wojną. Te wyjazdy podyktowane były potrzebą serca i nie miały nic wspólnego z fotografią. To się jednak zmieniło, gdy w ramach różnego rodzaju projektów pomocowych zaczęłam docierać w głąb Ukrainy. Muszę przyznać, że początkowo nie miałam sprecyzowanego pomysłu, co lub kogo chcę uwiecznić w obiektywie. Nie chciałam fotografować cywilów, bo czułam się jakoś niezręcznie, fotografując ich w obliczu tragedii. Zawsze staram się nie przekraczać granic bezpieczeństwa ani prywatności.
Pomysł na cykl „Ranne dusze” powstał po kilku moich wyjazdach w pobliże linii frontu, gdzie konwojowałam samochody terenowe dla ukraińskich żołnierzy. Temat wojska był mi szczególnie bliski, bo mało kto wie, że sama kiedyś chciałam związać się z mundurem. Skończyłam studia na kierunku wychowanie obronne i zakładałam, że będę kontynuować edukację w Akademii Wojsk Lądowych we Wrocławiu. Wtedy jednak poznałam swojego przyszłego męża (Kamil Stoch, trzykrotny mistrz olimpijski w skokach narciarskich) i moje życie potoczyło się inaczej, a ja zwróciłam się w stronę fotografii.
Kiedy i gdzie powstawały Pani zdjęcia?
Zdjęcia wykonywałam przez półtora roku, głównie w Donbasie i w okolicach Zaporoża. Kiedy udało mi się sfotografować pierwszą osobę z tzw. spojrzeniem tysiąca jardów, to wiedziałam, że będę do Ukrainy wracać, żeby robić właśnie takie portrety. Chciałam być głosem ludzi, którzy doświadczyli piekła na ziemi. Pokazać światu oczy żołnierzy, których walka toczy się także poza polem bitwy.
Pełna wersja tekstu w 2. numerze „Polski Zbrojnej”.
autor zdjęć: Marcin Kurek, Ewa Bilan-Stoch

komentarze