Rosyjska armia ogłasza przerwę operacyjną, ale nie przestaje nękać Ukraińców. Bomby spadły m.in. na Charków i Kramatorsk. Tymczasem na tyłach wojsk rosyjskich na sile przybiera wojna partyzancka. Sporo dzieje się też w polityce. W piątek na Bali rozpoczął się szczyt G20. Szef rosyjskiej dyplomacji po chłodnym przyjęciu przez światowych liderów opuścił spotkanie.
Po zajęciu niemal całego obwodu ługańskiego rosyjska armia wyhamowała w Donbasie. Igor Konaszenkow, rzecznik Ministerstwa Obrony Rosji, zapewnia, że to celowy zabieg. Pauza operacyjna ma pomóc agresorom w regeneracji sił, uzupełnieniu zapasów, a także przegrupowaniu oddziałów. – Rosjanie mogą przygotowywać się do równoległego ataku na Słowiańsk i Kramatorsk – uważają analitycy amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW). To dwie najważniejsze miejscowości obwodu donieckiego, które pozostają w rękach ukraińskich.
Partyzanci w akcji
Ograniczenie działań ofensywnych nie oznacza całkowitego ich wstrzymania. Jak podaje Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy, tylko w ciągu minionej doby pociski spadły na ponad 40 donbaskich miast i wiosek. Rosjanie, używając artylerii rakietowej, lufowej, czołgów oraz lotnictwa, atakowali przede wszystkim miejscowości na pograniczu obwodów ługańskiego i donbaskiego. Ostrzelany został m.in. Kramatorsk. Poza Donbasem celem ataków był również Charków, gdzie od rosyjskich pocisków zginęły trzy osoby, a kolejnych pięć zostało rannych.
Rosyjska armia niezmiennie atakuje zarówno cele wojskowe, jak i obiekty cywilne. „Rosjan nie powstrzymuje nawet to, że wciąż są tam mieszkańcy, którzy giną w domach i na podwórzach” – tak ostrzał kilku wsi w obwodzie ługańskim relacjonował szef tamtejszej administracji Serhij Hajdaj. Ukraińcy odpowiadają, jak tylko mogą. W okolicach Chersonia ciągle prowadzą kontrofensywę, wolno prąc naprzód. W piątek ich dowództwo przekazało informację o udanym ataku na rosyjski skład amunicji w okupowanej Nowej Kachowce. Jak podają media, obiekt mógł zostać zniszczony przy użyciu wyrzutni HIMARS, które przekazali Amerykanie. Postępy na froncie Rosjanie okupują ciężkimi stratami. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin Ukraińcy mieli wyeliminować 250 rosyjskich żołnierzy oraz 35 czołgów i 13 systemów artyleryjskich. Od początku inwazji, jak podaje sztab ukraińskiej armii, Rosja straciła niemal 37 tys. wojskowych oraz ogromne ilości sprzętu, m.in. 1637 czołgów, 217 samolotów i 3811 pojazdów opancerzonych.
Tymczasem na tyłach rosyjskiej armii coraz śmielej poczynają sobie partyzanci. Według informacji przekazanych przez ISW w okupowanym Melitopolu zniszczyli oni most kolejowy, którym agresorzy przerzucali na front zaopatrzenie z Krymu. Ukraina może też liczyć na wsparcie tajemniczych organizacji działających na terenie Rosji. Donosi o nich chociażby niezależny rosyjski portal Insider.ru. Pierwsza nazywa się „Zatrzymaj wagony”, druga BOAK, czyli Bojowa Organizacja Anarcho-Komunistów. Za cel postawiły sobie niszczenie torów i blokowanie transportów na front. Ostatnio doprowadziły do wykolejenia pociągu z amunicją w obwodzie włodzimierskim pod Moskwą. O swoich dokonaniach mówią na kanale Telegram. Na miejscu akcji aktywiści BOAK malują też swoje logo.
– Ukraińcy nie są gotowi, by rozdawać swoje terytorium – zapewniał w wywiadzie udzielonym BBC prezydent Wołodymyr Zełenski. Tymczasem głos na temat wojny zabrał też Władimir Putin. Rosyjski prezydent tradycyjnie już w zawoalowany sposób pogroził Zachodowi. W przemówieniu skierowanym do przywódców frakcji w Dumie Państwowej zauważył: „Słyszeliśmy już wielokrotnie, że Zachód chce walczyć z nami do ostatniego Ukraińca. To tragedia dla narodu ukraińskiego, ale wydaje się, że wszystko do tego zmierza. Każdy powinien wiedzieć, że tak naprawdę jeszcze niczego na poważnie nie zaczęliśmy. A ci, którzy odmawiają teraz negocjacji, muszą mieć świadomość, że później będzie im jeszcze trudniej”. Jeszcze dalej poszedł jednak przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin, który ostrzegł Amerykanów przed możliwością odebrania... Alaski. Kiedyś terytorium to należało do Rosji, ale w 1867 roku zostało sprzedane Stanom Zjednoczonym.
Zachód nie chce Ławrowa
Dziś wiele działo się również w polityce. W piątek rano na indonezyjskiej wyspie Bali rozpoczęło się spotkanie szefów dyplomacji G20. Grupa stanowi forum dialogu poświęconego kwestiom gospodarczym i finansowym. W jej skład wchodzi dwadzieścia państw o kluczowym znaczeniu dla światowej gospodarki oraz Unia Europejska jako instytucja. Na Bali przedstawiciele G20 mieli dyskutować o skutkach wojny na Ukrainie. Ku konsternacji wielu światowych liderów na spotkaniu pojawił się także rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Z powodu jego obecności została odwołana okolicznościowa kolacja oraz wspólne zdjęcie. Mieli tego zażądać ministrowie z państw grupy G7 (zrzesza USA, Kanadę, Wielką Brytanię, Francję, Niemcy, Japonię i Włochy). Podczas przywitania Ławrowa z pełniącą obowiązki gospodarza indonezyjską minister Retno Marsudi rozległy się okrzyki: „Kiedy wstrzymacie tę wojnę?!”, a podczas obrad plenarnych amerykański sekretarz stanu mówił: „Do naszych rosyjskich kolegów: Ukraina nie jest waszym krajem. Jej ziarno nie jest waszym ziarnem. Dlaczego blokujecie porty? Musicie wypuścić ziarno”. Nawiązał w ten sposób do działań rosyjskich żołnierzy, którzy konsekwentnie niszczą ukraińskie uprawy, kradną zboże oraz uniemożliwiają zawijanie i wychodzenie statków z tych portów, które są nadal pod kontrolą Ukraińców. Zachodni eksperci i politycy nie mają wątpliwości: to prosta droga do wywołania głodu w licznych krajach Afryki i Azji. Niedobory żywności oznaczają niepokoje społeczne, które niechybnie odbiją się przede wszystkim na państwach zachodniej Europy. Rosjanie odrzucają oskarżenia i przedstawiają własną wizję, wedle której to Ukraińcy zaminowali porty. Do tego z kolei odniósł się szef ukraińskiego MSZ, który na Bali przemówił dzięki połączeniu wideo. – Takie tłumaczenia zaprzeczają zdrowemu rozsądkowi. Jaki interes mielibyśmy w blokowaniu własnych portów, skoro eksport żywności stanowi jedno z głównych źródeł wpływów do naszego budżetu? – podkreślał, cytowany przez CNN. Dmytro Kułeba uznał, że obecność przedstawiciela Rosji na Bali to nieporozumienie. Według niego Rosja, rozpętując wojnę, uderzając w światowy ład i popełniając liczne zbrodnie wojenne, straciła prawo do udziału w międzynarodowych gremiach. – Jej miejsce jest przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości – przekonywał ukraiński polityk.
Ale Ławrow tych wystąpień już nie słyszał. Po swojej przemowie opuścił salę. Według portalu NEXTA postanowił skrócić pobyt w Indonezji. W rozmowie z dziennikarzami mówił o „szalonej” postawie Zachodu. – Pod swoim adresem usłyszeliśmy wiele przykrych słów: „agresorzy”, „najeźdźcy”, „okupanci”. Ale pomimo zachowania naszych kolegów z Zachodu to była pożyteczna dyskusja – mówił.
Tymczasem w czwartek polscy posłowie wyrazili zgodę na ratyfikację przez prezydenta przystąpienia Szwecji i Finlandii do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Sejm przyjął w tej sprawie dwie ustawy, teraz trafią one do Senatu. Dziś na wstąpienie do Sojuszu nowych członków zgodził się też parlament niemiecki. Na rozszerzenie NATO muszą przystać parlamenty wszystkich państw członkowskich.
autor zdjęć: Jakub Szymczuk / KPRP
komentarze