moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

„Mały Nelson” na kanale La Manche

W 1940 roku Royal Navy stworzyła flotyllę ścigaczy, które działały na wodach kanału La Manche. Ich zadaniem była ochrona brytyjskich konwojów przybrzeżnych przed niemieckimi Schnellbootami, odpieranie ataków, przeciwdziałanie wrogim zgrupowaniom u wybrzeży Francji oraz współdziałanie z aliantami w rejsach patrolowych. Udział w tym miały także nieduże okręty pod polską banderą.

Latem 1940 roku trzy polskie okręty weszły w skład 3 Flotylli Ścigaczy Artyleryjskich Royal Navy bazującej w Fowey, a operującej między portami Dover i Brest. Te małe, ale jakże śmiałe jednostki bojowe nosiły nazwy angielskie: MA/SB nr 48, nr 44 i nr 45. Na podstawie porozumienia Kierownictwa Marynarki Wojennej w Londynie i brytyjskiej Admiralicji 10 lipca tegoż roku okręty oznaczone nazwami S-1 i S-2 stały się własnością Polski, a trzeci ścigacz S-3 został wypożyczony. Polskie lekkie siły uderzeniowe administracyjnie, personalnie i dyscyplinarnie podlegały KMW poprzez komendanta Komendy Morskiej „Południe” w Plymouth. Faktycznie zaś morskim władzom brytyjskim.

 

Wyczerpujące patrole bojowe

Poza trzema polskimi jednostkami w skład międzynarodowego zespołu wchodziły okręty brytyjskie i holenderskie. Wspomina ówczesny podporucznik marynarki Tadeusz Lesisz, który od 11 lipca do 9 grudnia 1940 roku był zastępcą dowódcy i oficerem wachtowym na ścigaczu artyleryjskim S-3: „Naszym głównym zadaniem były szybkie wypady na Kanał i osłona konwojów przed ścigaczami niemieckimi, jak również większych okrętów, które przechodziły przez Kanał lub wchodziły do Devonportu. Robiliśmy również wypady do brzegów Francji w celu rozpoznania i ewentualnego ataku na ścigacze niemieckie. Podczas konwojowania statków wzdłuż Kanału, ponieważ zasięg naszych ścigaczy był ograniczony, musieliśmy wchodzić do portów wzdłuż wybrzeża, jak Devonport, Portland, Dover lub Ramsgate dla uzupełnienia paliwa”.

Ścigacze PMW mocno obciążono pracą; eskortowały konwoje, poszukiwały nieprzyjacielskich okrętów nawodnych i U-Bootów, ratowały rozbitków z tonących statków i lotników, atakowały nieprzyjacielską żeglugę i uczestniczyły w ćwiczeniach. Sporadyczne spotkania z niemieckimi trałowcami lub ścigaczami kończyły się za każdym razem krótką wymianą ognia.


Ścigacz artyleryjski S-3 na patrolu na kanale La Manche. W środku ppor. mar. Andrzej Jaraczewski.

Na początku służby bojowej ścigacz S-2 zanotował pierwsze zwycięstwo – 27 sierpnia 1940 roku w Portsmouth, gdy załoga przygotowywała się do wyjścia na kolejny patrol, zestrzeliła niemiecki bombowiec Heinkel He 111. Trzy dni później okręt wziął udział w osłonie konwoju ostrzeliwanego przez baterie niemieckie w okolicy Dover i atakowanego przez lotnictwo Luftwaffe. Operacje bojowe na wodach kanału La Manche, w których uczestniczyły okręty PMW i Royal Navy, należały do niebezpiecznych. Wspomina podporucznik marynarki Andrzej Guzowski, zastępca dowódcy i oficer wachtowy na S-2: „Tym, którzy tam nie byli wówczas, trudno sobie wyobrazić, co to był kanał La Manche latem roku czterdziestego. Na wyjątkowo pogodnym tego roku niebie dudniły niemal bez przerwy silniki niemieckich Dornierów, wyły spazmatycznie Messerschmitty, Hurricane’y i Spitfire’y, z brzegów dochodził pospieszny łomot artylerii przeciwlotniczej, białe obłoczki szrapneli układały się w koronkowe wzory, sponad dachów angielskich miast i miasteczek raz po raz strzelały w górę brudnorude dymy po wybuchających bombach. Ścigacz, patrolujący z szybkością trzydzieści pięć czy czterdzieści węzłów, przelatywał olbrzymie obszary wód Kanału, będąc rano świadkiem pojedynku artyleryjskiego dział z Dovru z niemiecką artylerią lądową w Calais, a w południe, patrząc z bliska na snujące się dymy bombardowań w Plymouth, aby tego samego popołudnia jazgotać ze swych karabinów maszynowych do Stukasów, atakujących brytyjski konwój koło Portlandu. Ścigaczom niejednokrotnie przypadło zadanie wyławiania z wody zestrzelonych lotników. Nieco później, na głównej trasie lotniczej przez Kanał, gdzieś między Margate a Bournemouth, Anglicy i Niemcy zakotwiczyli pływające budki ratownicze dla zestrzelonych lotników. Nocą ścigacze jednej i drugiej strony chodziły od jednej takiej budki do drugiej, podejmując zestrzelonych pilotów i w zależności od munduru albo biorąc ich do niewoli, albo traktując z honorami”.

Ścigacz artyleryjski S-2 w kamuflażu.

Do końca 1940 roku polskie „drobnoustroje” wzięły aktywny udział we wszystkich ważniejszych operacjach 3 Flotylli Ścigaczy na kanale La Manche, gdzie roiło się od U-Bootów i niemieckich ścigaczy torpedowych, atakujących żeglugę handlową państw sprzymierzonych. O jednej z wielu takich akcji bojowych z udziałem S-2 tak pisze cytowany tu ppor. Guzowski: „Mieliśmy tej nocy tylko jedno bojowe spotkanie z Niemcami. Już dobrze po drugiej w nocy, gdy znów wychodziliśmy przed czoło konwoju, zauważyłem nagle, już poza moim prawym trawersem niską sylwetkę. Właściwie to domyśliłem się, że coś tam jest, bo na pewnym małym odcinku powierzchnia morza nie miała tego ledwie uchwytnego, granatowo-czarnego przechyłu. Nie było czasu na porozumienie się z innymi ścigaczami. Kazałem położyć ster prawo na burt. Ścigacz mój podskoczył w górę na zewnętrznym grzbiecie wyżłobionej w morzu przez poprzednika głębokiej bruzdy, zadrżał i dziób został przez fale odrzucony z powrotem na lewo. Dopiero za drugim razem, gdy ścigacz był ustawiony już bardziej prostopadle do fali, przeskoczyliśmy poza ślad torowy, podskakując jak chłopska furka na podmiejskim bruku. Niemiec oczywiście musiał nas widzieć wcześniej, ale nie zaczepiał, bo czatował na większy łup – statki w nadchodzącym konwoju. Teraz, gdy zauważył mój zwrot, musiał zrozumieć, że został wykryty, i plunął w moją stronę kolorową fontannę smugowych pocisków. Moje działko na rufie nie mogło strzelać wprzód, odgryzaliśmy się więc tylko z karabinów maszynowych, celując na błyski z luf Niemca. Nagle dalej w lewo zauważyłem nowe parabole świetlne kolorowych paciorków. […] Byłem już blisko niemieckiego ścigacza. Za jego rufą trysnęła fontanna piany – Niemiec zapuścił motory i poderwał się do ucieczki. Pościg trwał krótko. Po kilku zwrotach i zygzakach musiałem dobrze się pilnować, by się po ciemku nie nadziać i nie ostrzelać [swoich]. Niemiec zginął nam w ciemnościach. Zawróciłem więc po jakimś czasie z powrotem na północ, mając nadzieję odnaleźć ścigacz angielski, który został na kursie dozorowania. W pewnej chwili mój obserwator rufowy zameldował błyski strzałów na horyzoncie. Zobaczyłem odległe strugi pocisków smugowych, nagły silny błysk wybuchu, a później krwistą plamę pożaru. Zawróciłem znów na południe. […]


S-64 – jeden z niemieckich kutrów torpedowych, które były atakowane przez S-2 nocą z 21 na 22 czerwca 1942.

Chciałbym tu wspomnieć, że nawigacja na ścigaczu w nocy, przy dużych szybkościach i ciągłych zwrotach, zwłaszcza w akcji bojowej, jest zrobiona zupełnie na oko. Nie ma absolutnie czasu na wykreślanie kursów i prowadzenie zliczenia.

Nim doszedłem na miejsce – pożar już zgasł. Po kilku minutach krążenia na małych obrotach natknęliśmy się na pływający przedmiot. W kole ratunkowym pływał trup niemieckiego marynarza. […] Zawróciłem więc znowu na północ i odnalazłem konwój dopiero nad ranem, gdy mijaliśmy Margate [Bournemouth]. Był już czas kończyć eskortowanie. Odszukałem ścigacz angielski na lewym skrzydle konwoju i na dużych obrotach poszliśmy do Dover”.

W brytyjskim dowództwie była specjalna tablica, gdzie poszczególne jednostki otrzymywały punkty. Za każdą walkę, za każdy patrol, za stopień gotowości bojowej każdy ścigacz otrzymywał odpowiednią liczbę „plusów”, a za każdy remont – „minusy”. W tej szlachetnej rywalizacji S-2 – najbardziej zapracowany wśród okrętów PMW – zawsze znajdował się w czołówce. Oddajmy głos porucznikowi marynarki Eugeniuszowi Wciślickiemu: „Ścigacze niemieckie były stałą zmorą i postrachem wszystkich konwoi. Nie było prawie ani jednego konwoju, który by nie był w tym czasie atakowany przez E-boaty [ścigacze] i nie poniósł mniejszych lub większych strat. Straty były zwykle większe… Trzeba było znaleźć jakąś odpowiednią broń, by zwalczyć groźne upiory kanału La Manche. E-boaty rozzuchwaliły się niesamowicie i upojone łatwymi sukcesami coraz odważniej i nachalniej atakowały. […] Byliśmy w tym czasie przeznaczeni do łowienia lotników zażywających kąpieli morskich. Będąc więc mniej lub więcej bezrobotnymi, a spragnieni walki ze Szwabami, wysuwaliśmy władzom angielskim niezliczone koncepcje podejścia pod brzeg npla – wykonanie wypadu celem zdobycia jeńców i wiadomości, oraz wyrządzenia pewnych szkód (jeszcze na długo przed narodzeniem się komandosów). Potem, gdy ten projekt upadł, dopraszaliśmy się silniejszego uzbrojenia artyleryjskiego i przeznaczenia nas do walki przeciw E-boatom”.
Dopiero na początku 1941 roku brytyjska Admiralicja uznała oficjalnie, że głównym zadaniem ścigaczy działających na kanale La Manche jest walka artyleryjska z okrętami Kriegsmarine. Schnellbooty wykazywały dużą agresywność. Działały w składzie grup, po dwie–cztery jednostki, lub dywizjonów złożonych z sześciu–ośmiu ścigaczy. Wielokrotnie podchodziły w nocy niezauważone w pobliże portów brytyjskich i tam cierpliwie, otoczone nieprzeniknionymi ciemnościami, wyczekiwały na wychodzący właśnie konwój lub pojedynczy statek.


Ścigacz artyleryjski S-2.

Samotna walka przeciwko stadu Schnellbootów

W nocy 21 czerwca 1942 roku ścigacze S-2 i S-3 wyszły z Ramsgate na wspólny patrol pod wybrzeże francuskie. Celem patrolu było odparcie niemieckich Schnellbootów, gdyby takie pojawiły się z zamiarem zaatakowania angielskiego konwoju przechodzącego nieopodal Dungeness, przylądka na południowy zachód od Folkestone i Dover. O godzinie 22.55 z pokładu S-3 błysnęła lampa sygnałowa. Dowódca jednostki podporucznik marynarki Maciej Bocheński donosił o poważnym defekcie silnika, który uniemożliwiał udział w akcji. Porucznik Wciślicki, dowódca S-2, polecił Bocheńskiemu wrócić do portu na drugim silniku. Dowódca S-2 zdecydował się na kontynuowanie patrolu w pojedynkę. Gdyby 26-letni oficer postanowił wrócić, zapewne nikt nie miałby mu tego za złe. Była godzina 23.10, gdy na S-2 dotarł sygnał radiowy brytyjskiego dowódcy wzywającego polską załogę do przerwania zadania i powrotu do Dover. Kontynuowanie rajdu przez samotny okręt narażało załogę S-2 na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Gdy po kilku bezskutecznych próbach nawiązania łączności Brytyjczycy nie otrzymali odpowiedzi, dowództwo 3 Flotylli Ścigaczy zaniepokojone położeniem S-2 wysłało z Dover na kanał La Manche cztery ścigacze, aby w razie konieczności udzielić Polakom pomocy. Dowódca S-2 samotnie kontynuował akcję w wyznaczonym rejonie. Pamiętając o wcześniejszych informacjach, był przekonany, że dojdzie do spotkania ze Schnellbootami. Nie było już co do tego wątpliwości, kiedy 22 czerwca o godzinie 00.38 z Dover przesłano meldunek o zauważonych sześciu nieprzyjacielskich okrętach, które zbliżają się do pozycji 50°38’36” N i 01°22’36” W. Po odebraniu tego komunikatu ze stanowiska dowodzenia padł rozkaz zmiany kursu.

Stoją od lewej ppor. mar. Tadeusz Lesisz, ppor. mar. Andrzej Guzowski, ppor. mar. Andrzej Jaraczewski; leży – ppor. mar. Eugeniusz Wciślicki.Artylerzyści w skupieniu wypatrywali nieprzyjaciela na swoich stanowiskach. Polacy, wykorzystując moment zaskoczenia, jako pierwsi zamierzali przystąpić do walki. Przewaga okrętów niemieckich była miażdżąca. Dowódca S-2 jedyną szansę powodzenia widział w wypełnianiu założeń taktycznych i skutecznym manewrowaniu okrętem. Kierując się ku brzegom francuskim, ścigacz szedł z prędkością 30 węzłów. Wciślicki w chwili spotkania z przeciwnikiem zamierzał zająć pozycję między wybrzeżem francuskim a jednostkami niemieckimi. Chciał je mieć po swojej lewej burcie, co pozwalało mu widzieć Schnellbooty jak na dłoni dzięki światłu księżyca. O godzinie 1.00 na S-2 zmniejszono prędkość do 17 węzłów, utrzymując ten sam kurs. Pięć minut później polscy marynarze zauważyli sześć wrogich jednostek idących mniej więcej kursem południowo-zachodnim z prędkością 15 węzłów. Niemcy koncentrowali swoją uwagę na wypatrywaniu alianckiego konwoju.

Minęło zaledwie parę chwil, gdy bez wymiany znaków rozpoznawczych artylerzyści z S-2 jako pierwsi otworzyli ogień. Odległość dzieląca walczące okręty wynosiła 200–300 m. Niemcy byli kompletnie zaskoczeni. Nie spodziewali się napaści ze strony samotnego okrętu, na dodatek idącego kursem wiodącym od brzegów Francji.

Po pierwszej minucie ataku, który został przeprowadzony z ogromną determinacją, dowódca S-2 zrobił zwrot, ustawiając okręt równolegle do nieprzyjaciela. Popisowo wręcz manewrując, atakował całą swoją bronią pokładową. Niemcy dopiero po około minucie otworzyli bardzo silny, ale niezbyt celny ogień. Schnellbooty zwiększyły prędkość do blisko 30 węzłów i zmieniły kurs na południowy. Załoga S-2 nie zamierzała rezygnować z walki. Okręt pędził z prędkością 35 węzłów. W pewnym momencie odległość dzieląca walczące ścigacze zmalała zaledwie do 100–150 m. S-2 celnym ogniem ostrzeliwał jeden ze ścigaczy. Pociski trafiały w kadłub i nadbudówki. Wkrótce drugi z szyku okrętów wroga został trafiony.

Okręty przeciwnika, mimo chwilowej dominacji polskiej jednostki, usiłowały okrążyć S-2. Ich ogień przyniósł wreszcie rezultaty. Oddajmy głos Wciślickiemu: „S-2 otrzymał również jedno trafienie granatem w prawą burtę, powyżej zbiorników benzynowych, w magazynek amunicji artyleryjskiej. Szczęśliwie nie nastąpiła eksplozja, ponieważ dziura (około 15 cm średnicy) była powyżej linii wodnej”. Mimo uszkodzeń (nie było strat w ludziach) Polacy nie zamierzali uchodzić z pola walki. O godzinie 1.10 ścigacze przeciwnika próbowały otoczyć S-2. Pierwsza zmieniła kurs na południowo-wschodni jednostka prowadząca niemieckiej flotylli. Wciślicki wydał rozkaz zwrotu w lewo. Zygzakując na maksymalnych obrotach dwóch silników Rolls-Royce’a, wydostał się ze środka półkola. Uczynił to tak zręcznie, że wprowadzeni w błąd Niemcy zaczęli teraz strzelać do siebie. Artylerzyści S-2 zameldowali o wystrzelaniu całej amunicji załadowanej w magazynkach do Oerlikona, Vickersa i karabinów maszynowych Lewisa. Polacy byli bezbronni. Na szczęście załogi niemieckich ścigaczy w wyniku manewru S-2 całkowicie się pogubiły i przez około pięć minut z desperacką zaciętością ostrzeliwały się nawzajem. O godzinie 1.11 walka się zakończyła. Dowódca S-2 uznał zadanie za wypełnione. Po wyrwaniu się ze śmiertelnego kręgu obrał kurs na północny wschód. Radiotelegrafista mat Majewski przesłał meldunek o przebiegu akcji. Brytyjczycy w odpowiedzi poinformowali Polaków o czterech dużych ścigaczach artyleryjskich (MGB 330, MGB 315, MGB 319 i MGB 329) idących załodze S-2 na pomoc z Dover. O godzinie 1.45 po wymianie sygnałów okręty odsieczy dotarły do S-2. Jednostki ruszyły w pogoń za nieprzyjacielem oddalającym się w stronę portu Boulogne. Ponieważ Schnellbooty miały ponad pół godziny przewagi od momentu zakończenia walki z S-2, wykorzystały ten czas na powrót. Pogoń nie dała rezultatu.


Ścigacz S-2 wychodzi na patrol na wody kanału La Manche.

Wczesnym rankiem brytyjski dowódca 3 Flotylli przesłał Wciślickiemu telegram z gratulacjami: „Proszę przyjąć moje gratulacje z powodu pana akcji tego ranka. Pana szybka ocena sytuacji niewątpliwie odwiodła nieprzyjaciela od jego zamiarów”. Okazało się, że akcja polskiego ścigacza przeszkodziła nieprzyjacielowi w przeprowadzeniu ataku na brytyjski konwój. Po powrocie do bazy porucznik PMW wytłumaczył się, że nie zrozumiał rozkazu. Brytyjski dowódca nie mógł dać wiary tym słowom, lecz wobec wyniku akcji nie uznał za możliwe pociągnięcie Polaka do odpowiedzialności. Wypad porucznika Wciślickiego przyniósł mu Krzyż Virtuti Militari V klasy i Distinguished Service Cross. Brytyjczycy, wykazując się poczuciem humoru, w dowód uznania nadali Wciślickiemu przydomek „Mały Nelson”. Dowódca obszaru morskiego Dover wiceadmirał sir Bertram Ramsay oddalił zarzuty pod adresem Wciślickiego o brak subordynacji i samowolę w podejmowaniu decyzji. Starcie polskiego okrętu ze ścigaczami niemieckimi uznano za taktyczne zwycięstwo przy zdecydowanej przewadze przeciwnika. Kilku członków załogi S-2 zostało odznaczonych Krzyżem Walecznych i Medalem Morskim za rzetelną służbę na morzu: podporucznik marynarz Ludwik Antoszewicz, bosmat Michał Peoppert, starszy marynarz Jan Czarnota, starszy marynarz Andrzej Domiczek, starszy marynarz Władysław Lewandowski i starszy marynarz Antoni Wnorowski. Walka trwała zaledwie kilka minut, gdyż w takich sytuacjach obie strony dość szybko zużywały amunicję do szybkostrzelnych działek i karabinów maszynowych, przy czym strona liczebnie ustępująca drugiej starała się jak najszybciej wycofać, by uniknąć niepotrzebnych strat. Ucieczka stada niemieckich ścigaczy z pola walki przed jednym okrętem nie wystawia dobrego świadectwa morskiemu przygotowaniu oficerów Kriegsmarine.

Pod koniec sierpnia 1942 roku S-2 i jeden brytyjski ścigacz artyleryjski stoczyły walkę z pięcioma niemieckimi ścigaczami w pięciominutowej wymianie ognia, w wyniku której okręty Kriegsmarine zostały kilkakrotnie trafione. I znowu nieprzyjaciel mimo przewagi uciekł z pola walki. Pracowite dla S-2 były także lata 1943–1944.

We wrześniu 1942 roku na uwagę zasługuje udział S-3 oraz dwóch ścigaczy brytyjskich w walce z trzema niemieckimi myśliwcami Messerschmitt Bf 109. Samoloty zostały ostrzelane i jeden z nich uszkodzono. Do wiosny 1943 roku ścigacz S-3 wziął udział w kilku akcjach bojowych. W maju tego roku S-3 został wycofany ze służby z powodu zużycia i skreślony ze stanu PMW.

Mariusz Borowiak, pisarz, dziennikarz, prezes Stowarzyszenia Wyprawy Wrakowe. Autor ponad stu książek o tematyce wojennomorskiej w kraju i za granicą.

Źródła cytatów:
A. Guzowski, „Przez pryzmat peryskopu…”, Albany N.Y. 1993.
T. Lesisz, „Od pomostu do deski. Wspomnienia marynarza-architekta”, Londyn 2003.
Raport por. mar. Wciślickiego do komendanta Komendy Morskiej „Południe” w Plymouth
z 22 VI 1942, IPMS, sygn. MAR.A.V.33/3.
E. Wciślicki, Ścigacze, cytat za: „Polska Marynarka Wojenna 1939–1947”, Rzym 1947.
Wybór dokumentów, t. 1, wybór i oprac. Z. Wojciechowski, Gdynia 1999.

Mariusz Borowiak

autor zdjęć: Zbiory Mariusza Borowiaka

dodaj komentarz

komentarze


Gen. Kukuła: Trwa przegląd procedur bezpieczeństwa dotyczących szkolenia
 
Znamy zwycięzców „EkstraKLASY Wojskowej”
Aleksandra Mirosław – znów była najszybsza!
Wypadek na szkoleniu wojsk specjalnych
Przełajowcy z Czarnej Dywizji najlepsi w crossie
W Rumunii powstanie największa europejska baza NATO
Rozpoznać, strzelić, zniknąć
Kosiniak-Kamysz o zakupach koreańskiego uzbrojenia
Lekkoatleci udanie zainaugurowali sezon
Sprawa katyńska à la española
Wojna w Ukrainie oczami medyków
Sandhurst: końcowe odliczanie
Ramię w ramię z aliantami
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Rekordziści z WAT
Wytropić zagrożenie
Front przy biurku
Więcej pieniędzy dla żołnierzy TSW
Pod skrzydłami Kormoranów
Tusk i Szmyhal: Mamy wspólne wartości
Active shooter, czyli warsztaty w WCKMed
25 lat w NATO – serwis specjalny
Kadisz za bohaterów
Strategiczna rywalizacja. Związek Sowiecki/ Rosja a NATO
Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy
Wojna na detale
Donald Tusk: Więcej akcji a mniej słów w sprawie bezpieczeństwa Europy
W Brukseli o wsparciu dla Ukrainy
W Italii, za wolność waszą i naszą
Na straży wschodniej flanki NATO
Przygotowania czas zacząć
Żołnierze-sportowcy CWZS-u z medalami w trzech broniach
Kolejne FlyEye dla wojska
NATO on Northern Track
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Ukraińscy żołnierze w ferworze nauki
Strażacy ruszają do akcji
Morska Jednostka Rakietowa w Rumunii
Szpej na miarę potrzeb
Żołnierze ewakuują Polaków rannych w Gruzji
Charge of Dragon
Czerwone maki: Monte Cassino na dużym ekranie
Wojna w świętym mieście, część trzecia
NATO zwiększy pomoc dla Ukrainy
Polscy żołnierze stacjonujący w Libanie są bezpieczni
Wojskowy bój o medale w czterech dyscyplinach
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Zachować właściwą kolejność działań
Wojna w świętym mieście, epilog
Polak kandydatem na stanowisko szefa Komitetu Wojskowego UE
Puchar księżniczki Zofii dla żeglarza CWZS-u
Operacja „Synteza”, czyli bomby nad Policami
Święto stołecznego garnizonu
Jakie wyzwania czekają wojskową służbę zdrowia?
Zmiany w dodatkach stażowych
Morze Czarne pod rakietowym parasolem
Wojna w świętym mieście, część druga
Gunner, nie runner
SOR w Legionowie
NATO na północnym szlaku

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO