moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Matka diabła sieje zagładę

To była największa eksplozja w dziejach ludzkości. 30 października 1961 roku na Nowej Ziemi Sowieci zdetonowali bombę wodorową o mocy trzy tysiące razy większej niż zrzucony nad Hiroszimą „Little Boy”. Wybuch 58-megatonowej „Car-bomby” miał wprawić Zachód w osłupienie. Faktycznie jednak wartość bojowa tak dużego ładunku była niemalże równa zeru.

Korpus RDS202 (podobny do AN602 „Tsar Bomba”) w muzeum bomby atomowej w Sarowie. Prawdziwa bomba miała inną przednią część. Źródło zdjęcia: Wikipedia

30 października 1961 roku, o 11:32 czasu moskiewskiego światem wstrząsnął nieziemski huk. Gigantyczna temperatura stopiła skały, zamieniła morze w kocioł wrzącej wody i sprawiła, że okoliczne wysepki po prostu wyparowały. Drewniane zabudowania położone setki kilometrów dalej zostały zdmuchnięte niczym domki z kart, te murowane straciły dachy, a mieszkańcy pochowani w żelbetowych bunkrach zaklinali się, że wyraźnie odczuli gorący podmuch. Na skutek eksplozji szyby wypadały z okien nawet w Finlandii i Szwecji. Według wskazań sejsmografów tego dnia fala uderzeniowa trzykrotnie obiegła kulę ziemską, a nuklearny grzyb wzniósł się na wysokość 60 km. Naukowcy obliczali, że detonacja w ułamku sekundy uwolniła moc bliską 1% energii wyprodukowanej przez słońce.

Jeden z kamerzystów, którzy uwieczniali ów moment z pokładu wojskowego samolotu, relacjonował: „Pod włazem rozlało się morze światła i nawet chmury zaczęły świecić. Stały się przezroczyste […]. Ze szczeliny poniżej wynurzała się wielka, jasnopomarańczowa kula. Była potężna niczym Jowisz. Powoli i bezszelestnie wspinała się w górę. Przebijając się przez grubą warstwę chmur, rosła i rosła. Wydawało się, że wciągnie cały świat. Spektakl był fantastyczny, nierealny, nadprzyrodzony”. Inny operator dodawał: „Było tak, jakby Ziemia została zabita”.

Bomba na pokaz

W latach sześćdziesiątych stosunki pomiędzy supermocarstwami wkroczyły w nową fazę. 20 stycznia 1961 roku prezydentem USA został John F. Kennedy. Sowieckie kierownictwo uznało, że to polityk chwiejny i niedoświadczony, warto więc przycisnąć go do ściany. Latem Nikita Chruszczow wywołał kryzys berliński. Zażądał, by alianci wycofali z miasta swoich żołnierzy. Ostatecznie miasto zostało przecięte naprędce wzniesionym murem. Tymczasem w głowie Chruszczowa dojrzewał już kolejny plan. Postanowił postraszyć Amerykanów detonacją największej bomby w dziejach świata.

Nuklearny wyścig trwał od kilkunastu lat. Faktycznie jednak od zagłady Hiroshimy i Nagasaki minęła cała epoka. W 1952 roku Amerykanie przeprowadzili pierwszą próbę broni nowej generacji. W atolu Enewetak na Oceanie Spokojnym zdetonowali bombę wodorową. Pracował nad nią zespół pod kierunkiem Edwarda Tellera, a jednym ze współtwórców był Polak – Stanisław Ulam.

Klasyczna bomba atomowa wytwarza potężną energię na skutek łańcuchowego rozszczepienia jąder pierwiastków ciężkich – uranu lub plutonu. Bomba wodorowa, zwana też termojądrową wykorzystuje syntezę wodoru. Jest ona uruchamiana na skutek bardzo wysokiej temperatury, a tę zapewnia... reakcja rozpadu jąder. Innymi słowy bomba atomowa staje się zapalnikiem dla bomby wodorowej. Taki układ zapewnia nieporównanie większą moc ładunku. Wybuch na Pacyfiku miał siłę prawie 10,5 Mt. Był więc jakieś 700 razy potężniejszy niż ten, który zniszczył Hiroshimę. Sowieci też pracowali nad bombą termojądrową. Zajmował się tym zespół Andrieja Sacharowa. Za sobą mieli już nawet pierwsze próby przeprowadzone w Kazachstanie. Teraz jednak Chruszczow chciał czegoś wyjątkowego – na Nowej Ziemi, gdzie od kilku lat działał nowy poligon, miała eksplodować bomba o sile... 100 Mt. – Przedsięwzięcie miało przede wszystkim wymiar propagandowy. Tak duża bomba w razie konfliktu zbrojnego była bowiem bezużyteczna – podkreśla dr Rafał Kopeć z Instytutu Nauk o Bezpieczeństwie Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Gdyby Sowieci zrzucili ją w Niemczech, północnej Francji czy krajach Beneluksu, radioaktywny opad z pewnością dotarłby nad terytorium NRD, Polski, a po części także ZSRS. Przy niesprzyjającym splocie okoliczności tego rodzaju zagrożenie mogłoby wystąpić nawet w przypadku detonacji nad Londynem. Oczywiście można by założyć, że sowieckie kierownictwo zechce zaatakować bezpośrednio USA. Problem jednak w tym, że tak wielką bombę trudno byłoby wojsku przerzucić przez ocean. ZSRS miał tylko jeden typ samolotu, do którego można by ją podczepić – bombowiec strategiczny Tu-95. Tyle że on nie był w stanie wykonać tak dalekiego lotu... – Ale dla Chruszczowa nie stanowiło to przeszkody. Zresztą strategia odstraszania nuklearnego, po którą podczas zimnej wojny sięgały obydwa supermocarstwa, miała przede wszystkim wymiar komunikacyjny. Wystarczy przywołać zjawisko określane terminem „overkill”. W pewnym momencie ZSRS i USA zgromadziły taką liczbę ładunków atomowych, że ich użycie wystarczyłoby na wielokrotne zniszczenie przeciwnika. Z logicznego punktu widzenia nie miało to większego sensu. Jednak nie o logikę tu szło, a o pokazanie możliwości i demonstrację siły – uważa dr Kopeć.

Rakiety jak parówki

Sowieci nazwali bombę „Big Ivan”. Mniej oficjalnie mówili o niej „Matka diabła” albo „Car-bomba”. Do jej skonstruowania powołany został zespół ekspertów, na czele którego stanął Julij Chariton. W skład grupy wszedł m.in. Sacharow. Latem 1961 roku naukowcy odbyli kilka spotkań z Chruszczowem. Pierwszy sekretarz nakazał, by detonacja została przeprowadzona w ciągu zaledwie kilku miesięcy. Członkowie zespołu zwiększyli tempo prac. Zdołali jednak przekonać decydentów, że bomba nie może być tak duża. Wybuch 100-megatonowego ładunku mógłby wywołać trudne do przewidzenia skutki. Istniała też obawa, że „Ivana” nie zdoła dźwignąć nawet specjalnie przystosowany Tu-95. Ostatecznie moc bomby została ograniczona o prawie połowę – do 58 Mt. Konstruktorzy zastąpili też część uranu ołowiem, minimalizując powstały po wybuchu opad radioaktywny. Całość ważyła 27 t.

Zanim ją zrzucono, z okolic Cieśniny Matoczkina (gdzie miała upaść) wojsko ewakuowało nielicznych mieszkańców. Operację nadzorował sztab rozlokowany w podziemnym bunkrze, 260 km od epicentrum wybuchu. Przebieg testu można dziś oglądać na odtajnionym kilka lat temu filmie. Nakręciła go i zmontowała związana z armią ekipa filmowa. „Car-bomba” rozpoczęła swą podróż w tajnym mieście Arzamas-16, które obecnie nosi nazwę Sarow i podlega Federalnej Agencji Energii Atomowej Rosatom. Korpus został załadowany na pociąg, gdzie ekipy techniczne dokończyły montaż. Na platformie, która dla niepoznaki przypominała zwyczajny wagon towarowy, „Ivan” przejechał prawie 1000 km, do bazy lotnictwa strategicznego Olenegorsk na Półwyspie Kolskim. Tam bomba została podpięta pod Tu-95, który przeniósł ją nad Morzem Barentsa. Bombowcowi towarzyszył drugi samolot naszpikowany aparaturą pomiarową. Na jego pokład weszli też kamerzyści, którzy mieli uwiecznić moment wybuchu. Według niektórych badaczy, załogi miały zaledwie 50% szans na przeżycie. Członkowie pracującego nad bombą zespołu, Jurij Smirnow i Wiktor Adamski, wspominają jednak, że „Car-bomba” została zaopatrzona w specjalny mechanizm, który zablokowałby detonację, gdyby samoloty nie zdążyły oddalić się na bezpieczną odległość.

Załoga uwolniła bombę na wysokości ponad 10 tys. m. Opadała na specjalnie skonstruowanym spadochronie, który ważył 800 kg. 4,5 tys. m nad ziemią nastąpiła eksplozja o sile niespotykanej w historii. Członek ekipy badawczej, która wjechała potem do strefy zero relacjonował: „Powierzchnia wyspy została wyrównana i wypolerowana tak, że wyglądała jak lodowisko. To samo dotyczy skał. Śnieg stopniał, ich boki i krawędzie błyszczą. Na ziemi nie ma śladu nierówności. Wszystko w tej okolicy zostało zmiecione, wyczyszczone, stopione i zdmuchnięte”.

Zrzucenie „Car-bomby” musiało wywrzeć wrażenie. Wśród zachodnich przywódców raczej jednak nie zasiało paniki. – Amerykanie z pewnością mieli świadomość, jaka jest rzeczywista użyteczność tej broni. Zresztą bombowce strategiczne wyposażone w bomby grawitacyjne w wyścigu zbrojeń powoli schodziły na dalszy plan. Ważniejsze były rakiety – zauważa dr Kopeć. Rozumiał to także Chruszczow, który w owym czasie miał się przechwalać, że w sowieckich fabrykach schodzą one z taśm produkcyjnych niczym parówki. W tym aspekcie jednak w latach sześćdziesiątych Amerykanie zaczęli zyskiwać przewagę.

Podczas pisania korzystałem z tekstów: „Big Ivan, The Tsar Bomba („King of Bombs”)”, www.nuclearweaponarchive.org; Stephen Dowling, „The monster atomic bomb that was too big to use”, www.bbc.com; Andriej Sacharow, Wspomnienia, Wydawnictwo Pomost 1991.

Łukasz Zalesiński

autor zdjęć: Wikipedia

dodaj komentarz

komentarze

~Scooby
1646569560
NATO (USA) ma lepsze...
C0-8E-8A-A5

Powstanie Fundusz Sztucznej Inteligencji. Ministrowie podpisali list intencyjny
 
NATO odpowiada na falę rosyjskich ataków
Kto dostanie karty powołania w 2025 roku?
Silne NATO również dzięki Polsce
Żołnierze z Mazur ćwiczyli strzelanie z Homarów
Czworonożny żandarm w Paryżu
Udane starty żołnierzy na lodzie oraz na azjatyckich basenach
Wielka pomoc
Medycyna w wersji specjalnej
Zmiana warty w PKW Liban
Kancelaria Prezydenta: Polska liderem pomocy Ukrainie
Polacy pobiegli w „Baltic Warrior”
Wojskowy Sokół znów nad Tatrami
Jacek Domański: Sport jest narkotykiem
Jutrzenka swobody
Fabryka Broni rozbudowuje się
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Breda w polskich rękach
Nasza Niepodległa – serwis na rocznicę odzyskania niepodległości
Żaden z Polaków służących w Libanie nie został ranny
Karta dla rodzin wojskowych
Olympus in Paris
Czarna taktyka czerwonych skorpionów
Zostań podchorążym wojskowej uczelni
Wzlot, upadek i powrót
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Polskie „JAG” już działa
Podlasie jest bezpieczne
Hokeiści WKS Grunwald mistrzami jesieni
Operacja „Feniks” – pomoc i odbudowa
Zmiana warty w Korpusie NATO w Szczecinie
Umowa na BWP Borsuk w tym roku?
Wicepremier na obradach w Kopenhadze
Ämari gotowa do dyżuru
Szturmowanie okopów
1000 dni wojny i pomocy
Baza w Redzikowie już działa
Trzynaścioro żołnierzy kandyduje do miana sportowca roku
Kolejne FlyEye dla wojska
Mamy BohaterONa!
Roboty jeszcze nie gotowe do służby
Ustawa o obronie ojczyzny – pytania i odpowiedzi
Olimp w Paryżu
Rosomaki w rumuńskich Karpatach
Będzie nowa fabryka amunicji w Polsce
Ostre słowa, mocne ciosy
Triatloniści CWZS-u wojskowymi mistrzami świata
Nurkowie na służbie, terminal na horyzoncie
Jak Polacy szkolą Ukraińców
Polskie mauzolea i wojenne cmentarze – miejsca spoczynku bohaterów
Wojna na planszy
Zawsze z przodu, czyli dodatkowe oko artylerii
Pod osłoną tarczy
Komplet Black Hawków u specjalsów
Siła w jedności
Powstaną nowe fabryki amunicji
Gogle dla pilotów śmigłowców
Patriotyzm na sportowo
Kamień z Szańca. Historia zapomnianego karpatczyka
Lotnicza Akademia rozwija bazę sportową

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO