Obszar Warowny „Śląsk” to jedyna zachowana na terenie współczesnej Polski linia stałych fortyfikacji pochodzących z dwudziestolecia międzywojennego. Co więcej, to jedna z nielicznych europejskich linii obronnych, które nie zostały zniszczone podczas wojny. Prawdziwa perła.
Polski ciężki schron bojowy w Chorzowie-Maciejkowicach. Fot. Dariusz Pietrucha (Pro Fortalicium)
Pierwsza wojna światowa przemknęła przez Śląsk w takim tempie, że tylko pomniki jej ofiar są dowodem na to, jak wiele ludzkiego życia zabrała. Nie powstały wtedy żadne śląskie budowle fortyfikacyjne, bo nie były potrzebne. Później nastąpił okres zwany plebiscytowym. Wzajemna wrogość, rosnące napięcie i kryzys zaufania doprowadziły do trzech powstań, które przypominały desperackie próby walki o przyszłość. W tym czasie, właściwie sumptem społeczeństwa śląskiego, powstało kilka obiektów fortecznych zwanych plebiscytowymi, które miały za zadanie wzmocnić obronę ważnych zakładów przemysłowych. Nic systemowego. Jeszcze później nastąpił podział Górnego Śląska i wyznaczenie dzielącej go granicy. Sztucznej i bolesnej. No i wtedy zaczęto myśleć o fortyfikacjach…
Koncepcja
Najłatwiej wytłumaczyć to w taki sposób: granice trzeba wzmocnić. Szczególnie tak niebezpieczną i chwiejną jak polsko-niemiecka na Górnym Śląsku. Był jednak pewien problem, a właściwie kilka. Ktoś powie, że to prozaiczne, ale pierwszy z nich stanowiły pieniądze. Budowa fortyfikacji to ogromne przedsięwzięcie finansowe. Odrodzona dopiero co Rzeczpospolita nie miała na to środków. Było mnóstwo innych potrzeb. Drugi wynikał z faktu, że Polacy nie mieli doświadczenia w budowie nowoczesnych fortyfikacji. Tymczasem Francuzi na zachodzie Europy tworzyli potężną Linię Maginota, która miała zabezpieczyć ich granicę z Niemcami. Ci z kolei zaczęli wznosić fortyfikacje nad granicą z Polską, choć robić im tego nie było wolno. Natomiast Polacy dotąd nie budowali tego typu obiektów. Musieli wszystkiego się nauczyć. W dużej mierze podpatrywali Francuzów, choć sporo zaobserwowali też u Czechów. No i trzeci problem. W latach dwudziestych granica z Sowietami wydawała się o wiele bardziej niebezpieczna niż z sąsiadami zachodnimi. Niemcy, zmuszeni do uległości traktatem wersalskim, byli bardzo krzykliwi, ale w miarę przewidywalni. Co innego Sowieci. Dlatego na wschodzie już w 1926 r. ruszyły prace przygotowawcze (plan Wschód”), prowadzące do wzniesienia ponad tysiąca schronów bojowych, tzw. fortyfikacji Polesia, których „ojcem” można nazwać gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Wszystko uległo zmianie, gdy w 1933 r. kanclerzem Niemiec został Adolf Hitler, a władzę w Niemczech zaczęło przejmować NSDAP. Od tego momentu wzrok polskich sztabowców zwrócił się na granicę zachodnią.
Bytomski klin
Wystarczy spojrzeć na mapę Górnego Śląska w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Widać na niej wyraźnie, jak bardzo obszar niemieckiego Bytomia (niem. Beuthen O.S.) wcinał się w terytorium Polski. Na północy graniczył z Piekarami Śląskimi, na terenie których od 1932 r. budowano (poświęcony w 1937 r.) kopiec Wyzwolenia, pomnik czynu powstańczego sypany rękoma dzieci, dorosłych, byłych powstańców, bezrobotnych i wolontariuszy. Za Piekarami rozciągały się Tarnowskie Góry, a na wschód Będzin, Czeladź i droga w głąb Zagłębia Dąbrowskiego. Na wschodzie granice Bytomia dotykały Chorzowa, za którym rozbudowywały się Katowice jako propagandowy symbol polskości Górnego Śląska. Na południu znajdowała się niezwykle cenna Ruda Śląska. Bytom był wymarzoną podstawą do niemieckiego uderzenia. Na jego zapleczu leżały silnie rozwijające się Zabrze (niem. Hindenburg O.S.), a także bardzo stare Gliwice (niem. Gleiwitz), które jeszcze pamiętały górnośląskich Piastów.
Doskonała sieć dróg kołowych i kolei żelaznej spowodowała, że Bytom jako potencjalne zagrożenie powinien zostać otoczonym fortyfikacjami. Przynajmniej musiały zostać zablokowane drogi wychodzące w różne strony polskiej części Górnego Śląska. Tak powstały pierwsze polskie fortyfikacje na Górnym Śląsku, oparte na wcześniejszych badaniach terenowych prowadzonych przez gen. dyw. Józefa Zająca, dowódcę 23 Górnośląskiej Dywizji Piechoty. Generalny Inspektor Sił Zbrojnych, którym na początku lat trzydziestych był marsz. Józef Piłsudski, podjął jasną decyzję o zablokowaniu głównych osi ewentualnego niemieckiego uderzenia w głąb polskiej części Górnego Śląska. W ten sposób w latach 1933–1935 powstały pierwsze trzy strefy umocnione jako tzw. fortyfikacje rozproszone.
Wzgórze 310 w Bobrownikach
To nie jest Górny Śląsk. To Zagłębie Dąbrowskie. Każdy, kto pochodzi z Górnego Śląska wie, jak wielkie znaczenie dla Ślązaków ma rzeka Brynica. To nie tylko dawna granica pomiędzy terenem Cesarstwa Niemieckiego i Cesarstwa Rosyjskiego, ale również rodzaj mentalnej zapory, której przekraczać w wielu śląskich rodzinach nie było wolno. Polscy sztabowcy wykorzystali charakterystyczne wzniesienie, a także okrążające go zakole Brynicy, blisko Piekar Śląskich. Położenie tego wzgórza było doskonałe. Wcinało się klinem w obszar dzisiejszych Piekar Śląskich, które uznano za niemożliwe do obrony. Na jego południu znajdowały się Brzozowice i Kamień, na zachodzie Szarlej i same Piekary, a na północy Kozłowa Góra. Widok i pole ostrzału były wręcz wymarzone.
Schron bojowy w Łagiewnikach (gmina Bytom), w 1939 r. zaatakowany wcześniej niż Westerplatte. Fot. Dariusz Pietrucha (Pro Fortalicium)
Budując na szczycie wzgórza schrony, można było ogniem dział i cekaemów pokryć bardzo szeroki obszar. Schrony zbudowano na grzbiecie i na stokach wzgórza, wokół którego wzniesiono sieć przeszkód ziemnych i dwie lub trzy linie rowów strzeleckich. Całości obrony odcinka dopełniały budowle hydrotechniczne, które umożliwiały zalanie pobliskich terenów wzdłuż rzeki Brynicy, tworząc zaporę nie do pokonania przez pojazdy pancerne. Na płaskim szczycie wzgórza rozmieszczono ciągi okopów i rowów łącznikowych, a także sieć utwardzonych dróg. Pierwsza linia obrony miała swoje uzbrojone w cekaemy schrony, zazwyczaj umieszczone w półkopułach pancernych. Na szczycie wzgórza znajdziemy jedyny w Polsce mały schron obserwacyjny ze standardową kopułą obserwacyjną, a także schrony bierne, pełniące funkcję zaopatrzeniową. Wzniesiono również obiekty pozorno-bojowe i pozorne.
Wrażenie robią dwa potężne schrony artyleryjskie, z których jeden 1 września 1939 r. ostrzelał teren niemieckiego Bytomia, co Niemcy uwiecznili w jednej z kronik Deutsche Wochenschau. W każdym z nich znajdowały się dwa stanowiska armat polowych kal. 75 mm. W tamtych latach budowano niewielkie schrony, ale silnie uzbrojone. Na wschodnim stoku wzgórza znajduje się piętrowy budynek, w którym obecnie funkcjonuje przedszkole. Jest to doskonale zachowany dawny obiekt koszar z przylegającymi do niego dwoma schronami bojowymi, teraz pełniącymi funkcję tarasów. Miejscowi nazywają to miejsce Namiarki. Faktem jest, jeszcze nie tak dawno, zanim Wzgórza 310 nie przecięła autostrada A1, często stawałem na jego szczycie i rozglądałem się w różne strony. Widok był doskonały. Później wzgórze przecięła nić autostrady, która pochłonęła dwa schrony. Próbowaliśmy je ratować, ale wtedy niewielu chciało nas słuchać…
Wzgórze 304,7 w Dąbrówce Wielkiej
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy to nie był najważniejszy odcinek polskiej obrony. Wzgórze na pograniczu dzisiejszych Piekar Śląskich, Chorzowa i Siemianowic Śląskich blokowało drogę biegnącą z Bytomia w stronę Siemianowic, Będzina i Katowic. Polacy spodziewali się, że będzie to główny kierunek uderzenia Niemców na Górnym Śląsku. Niedaleko biegła również wybudowana przez Polaków w okresie dwudziestolecia międzywojennego linia kolejowa łącząca Chorzów z Tarnowskimi Górami, omijająca niemiecki Bytom.
Podobnie, jak w Bobrownikach, nie były to tylko schrony, ale również sieć przeszkód ziemnych i saperskich, zapór przeciwpancernych, jak również transzei strzeleckich i łącznikowych. Prawdziwa twierdza. Na tym wzgórzu odnajdziemy pierwszy schron artyleryjski, dość eksperymentalny w swojej budowie, jak również nietypowy schron dla cekaemów, wyposażony w dwie półkopuły pancerne oraz duży schron amunicyjny. Był również budynek koszar, ale pozostały po nim jedynie dwa przylegające do niego schrony. Do wybuchu wojny obiekty na wzgórzu uzupełniano kolejnymi, wzmacniając siłę ognia i obrony. Nie tak dawno dwa z nich zostały zniszczone przy budowie hal produkcyjnych. Znowu o nie walczyliśmy – tym razem bardziej zaciekle…
Wzgórze 303 – Szyb Artura
To obszar Rudy Śląskiej. Nazwa wzgórza pochodzi od dawnego szybu kopalnianego. Umieszczone w tym miejscu schrony blokowały kierunek uderzenia na Katowice. Spotkamy tu wiele niewielkich schronów dla cekaemów, w tym jednoizbowy, przypominający budynek niewielki schron bojowy zamaskowany cegłami, a także budynek koszar z dwoma schronami. Podobnie, jak w przypadku dwóch poprzednich wzgórz, schrony uzupełniono siecią przeszkód, zapór przeciwpancernych, transzei strzeleckich i łącznikowych. W późniejszym okresie system obrony wzmocniono kolejnymi ciężkimi schronami, zamieniając wzgórze w twierdzę. Kiedyś, podczas budowy drogi z jednego ze schronów wyrwano pancerną kopułę, pozostawiając niezabliźnioną ranę. Co najbardziej boli, nie zrobili tego Niemcy, lecz Polacy, szukając możliwości szybkiego i łatwego zarobku. Inny ze schronów z tego wzgórza w 1999 r. „zasłynął” w całej Polsce rytualnym mordem, którego dokonano w jego wnętrzu. Ogółem na trzech wspomnianych wzgórzach wybudowano blisko trzydzieści schronów bojowych i wiele obiektów wspomagających. Obserwujemy tam rozwój wydarzeń, by nie utracić żadnego kolejnego obiektu.
Dalsza rozbudowa
W 1936 r. zaczęto zagęszczać obronę wokół tzw. klina bytomskiego, budując kolejne obiekty. Celem było połączenie trzech wcześniej ufortyfikowanych wzgórz w jedną linię obronną. W tym okresie powstały fortyfikacje w Łagiewnikach (ob. Bytom, przed wojną po stronie polskiej), Maciejkowicach (ob. Chorzów), Brzezinach Śląskich i Kamieniu (ob. Piekary Śląskie). W 1937 r. wzmacniano linię obronną, ale największą uwagę skupiono na Rudzie Śląskiej, gdzie wybudowano wiele kolejnych ciężkich obiektów bojowych (Godula, Chebzie, Wirek, Nowy Bytom, Radoszowy, Czarny Las). Linia obronna stała się jeszcze dłuższa i skuteczniejsza. Na całej długości wznoszono obiekty pomocnicze, czyli koszary, magazyny amunicji, wartownie czy też komory kabli telefonicznych.
Wnętrze schronu artyleryjskiego w Bobrownikach. Fot. Denkschrift über die polnische Landesbefestigung, Berlin 1941
W 1938 r. wzmacniano obronę poszczególnych odcinków, wznosząc kolejne ciężkie schrony bojowe, lecz również budowano obiekty pozorne, pozorno-bojowe oraz lekkie schrony bojowe. Co więcej, trwała intensywna budowa umocnień ziemnych, stanowisk moździerzy, polowych stanowisk artylerii, zapór przeciwczołgowych i przeciwpiechotnych oraz podziemnej sieci telefonicznej. W 1939 r. postanowiono rozbudować skrzydła pozycji ufortyfikowanej. Na północy wznoszono odcinek „Niezdara”, a na południu „Mikołów”. W budowanych schronach widać wiele podobieństw do czeskich obiektów, co bez wątpienia było efektem zajęcia przez Polaków Zaolzia i wnikliwej analizy zdobytych tam umocnień. Całość linii uzupełniano lekkimi schronami piechoty, tanimi i szybkimi w budowie. Należy również pamiętać, że na skrzydle północnym przez kilka lat trwały prace hydrotechniczne, gdy wzdłuż Brynicy za pomocą tam zalewowych i zastawek stworzono sieć zalewów i rozlewisk.
Blisko jednej z nich stoi ciężki schron bojowy nr 52 (gm. Dobieszowice), pierwszy obiekt wyremontowany przez nasze stowarzyszenie. Na południu stworzono nowe zalewy na rzekach Kłodnica i Gostynka, od miejscowości Wyry aż po Tychy. W ten sposób powstał Obszar Warowny „Śląsk”, ufortyfikowana linia obronna licząca ok. 60 km długości, na której wzniesiono blisko dwieście obiektów (ok. 180 zachowało się do dzisiaj). Uściślając: powstała główna część OWŚ, gdyż prace przy wznoszeniu kolejnych obiektów trwały aż do wybuchu wojny. Wielu zaplanowanych nigdy nie wzniesiono. Co więcej, za pierwszą linią obrony zaczęto budować drugą linię, ale wzniesiono tylko kilka obiektów.
Załoga
Obsadę tych obiektów stanowili żołnierze z 23 Górnośląskiej Dywizji Piechoty, której sztab znajdował się w Katowicach. W skład dywizji wchodziły trzy pułki piechoty: 11 (Tarnowskie Góry), 73 (Katowice) i 75 (Chorzów). Do każdego z tych pułków dodano czwarty batalion, który faktycznie stanowiły załogi obiektów fortecznych. W chwili wybuchu wojny były to: IV batalion 11 Pułku Piechoty (d-ca mjr Mikołaj Tomasik), IV batalion 73 Pułku Piechoty (d-ca mjr Jan Stefan Witkowski) i IV batalion 75 Pułku Piechoty (d-ca Władysław Wierzbicki). W ten sposób w składzie dywizji zakamuflowano obsady bojowe schronów, które tworzyły utajnioną Grupę Forteczną „Śląsk”. W 1939 r. dowódcą 23 DP był płk dypl. Władysław Powierza, a jego zastępcą płk Wacław Klaczyński, faktyczny dowódca Grupy Fortecznej „Śląsk” i całego OWŚ. Sztab tej grupy znajdował się na Wzgórzu Redena w Chorzowie w schronie sztabowym (jedynym na terenie Polski), który obecnie został przez nasze stowarzyszenie wyremontowany i udostępniony do zwiedzania. Wsparcie artyleryjskie dywizji stanowił 23 Pułk Artylerii Lekkiej z Będzina. Jeszcze przed kampanią wrześniową 23 DP weszła w skład Grupy Operacyjnej „Śląsk” gen. bryg. Jana Jagmina-Sadowskiego, a ta w skład Armii „Kraków” gen. dyw. Antoniego Szyllinga.
Koszary w Bobrownikach. Fot. Denkschrift über die polnische Landesbefestigung, Berlin 1941
Uzbrojenie OWŚ
Podstawową bronią strzelecką w schronach OWŚ były ciężkie karabiny maszynowe typu Browning wz. 30. Była to polska wersja amerykańskiego cekaemu Browning wz. 1917 A1 (kal. 7,62 mm, chłodzonego wodą), wprowadzonego do użytku w polskiej armii na początku lat trzydziestych XX w. Doceniono jego prostotę, niezawodność i dużą odporność na zanieczyszczenia. W polskiej wersji nieco wydłużono lufę, a także stworzono model lawety do zastosowania polowego. Zwiększono pojemność chłodnicy oraz zmieniono metalową taśmę nabojową na parcianą, tańszą w produkcji. Co najważniejsze, cekaem przystosowano do użycia standardowej w polskiej armii amunicji do karabinów Mauzer kal. 7,92. Jego maksymalna donośność wynosiła ok. 4,5 km, a teoretyczna szybkostrzelność 400–450 strzałów na minutę. W schronach montowano go w kopułach pancernych lub za pionowymi płytami pancernymi, przy zastosowaniu odpowiednich lawet. Stanowił zabójczą broń dla piechoty wroga, a także dla różnego typu pojazdów, w tym pancernych.
Dodatkową broń maszynową w schronach stanowił ręczny karabin maszynowy typu Browning wz. 28, konstrukcyjnie oparty na amerykańskim karabinie Browning M1918. Produkowano go w Państwowej Fabryce Karabinów w Warszawie (ogółem ok. 11 tys.). Polacy wprowadzili w nim swoje poprawki. Zmieniono celownik na szczerbinkowy, a także zastosowano inną podstawę pod lufę w formie zmodyfikowanego dwójnoga. No i oczywiście dostosowano karabin do amunicji kal. 7,92 mm. Ten karabin maszynowy miał też swoją wersję przeciwlotniczą. Był zasilany z dwurzędowego magazynka pudełkowego o pojemności 20 naboi. Skuteczny zasięg to 800–1200 m, a jego teoretyczna szybkostrzelność wynosiła 600 strzałów na minutę. W schronach stosowano go do obrony najbliższego otoczenia obiektu.
W celu niszczenia pojazdów pancernych przeciwnika w schronach montowano armatki przeciwpancerne kal. 37 mm na licencji Boforsa, które produkowało Stowarzyszenie Mechaników Polskich z Ameryki w Pruszkowie. Od 1936 r. weszły na uzbrojenie polskiej armii. W 1939 r. były w stanie zniszczyć każdy niemiecki pojazd pancerny. Największą skuteczność osiągały na dystansie do 2 km, a dobrze wyszkolona załoga była w stanie oddać z armatki 10 strzałów na minutę. Owe armatki były montowane w schronach na specjalnych lawetach, ukryte za pionowymi pancerzami. Niektóre z nich można było wytoczyć na stanowiska polowe.
Najcięższą bronią użytą w polskich schronach były głównie armaty polowe wz. 1897 kal. 75 mm, czyli francuskie armaty powszechnie stosowane podczas I wojny światowej. W Polsce występowały pod nazwą Schneider. W okresie międzywojennym i podczas kampanii obronnej 1939 r. było to podstawowe działo polowe Wojska Polskiego. Donośność armaty polowej wynosiła ponad 11 km, a szybkostrzelność ok. 20 strzałów na minutę. Zastosowana w schronach (na specjalnych platformach, a także z możliwością wytoczenia na zewnątrz) była zabójczą bronią. Do tego wszystkiego dochodziła indywidualna broń żołnierzy, którzy stanowili załogę tych obiektów.
Walka
Niemcy doskonale wiedzieli o OWŚ. Co więcej, mieli nawet dokładne plany poszczególnych schronów, pól ich ostrzału, a nawet przebiegu podziemnych linii telefonicznych. Opracowując uderzenie na Polskę wiedzieli, że bezpośredni atak będzie ich kosztował sporo strat i mnóstwo czasu. Chcieli tego uniknąć. Zaplanowali, że uderzą na skrzydłach, których polska strona nie zdążyła jeszcze dokończyć. Tymczasem w chwili wybuchu wojny Polacy zakładali, że fortyfikacje będą trzonem polskiej obrony, za którą ma się schronić Armia „Kraków”, by wyjść później z kontruderzeniem w stronę Niemców. Stało się inaczej. Na skrzydle południowym niemiecka 5 Dywizja Pancerna gen. płk. Heinricha von Viettinghoffa-Scheela uderzyła na polską 6 DP gen. bryg. Bernarda Monda i pobiła ją w boju. Na północy pod uderzeniem niemieckiej 2 Dywizji Lekkiej pękła Krakowska Brygada Kawalerii gen. bryg. Zygmunta Piaseckiego, ofiarnie walcząc pod Woźnikami i Zawierciem. W ten sposób Niemcy przełamali polską obronę.
Dowódca Armii „Kraków” nie miał innego wyjścia i 2 września 1939 r. po południu rozkazał odwrót w kierunku wschodnim. Schrony zostały opuszczone przez swoje załogi, które zgodnie z rozkazem zdemontowały również uzbrojenie. Rozpoczął się tragiczny marsz Grupy Operacyjnej „Śląsk” zakończony pod Tomaszowem Lubelskim, gdzie zginął płk Klaczyński, dowódca OWŚ.
Schron artyleryjski w Bobrownikach. Fot. Denkschrift über die polnische Landesbefestigung, Berlin 1941
Teoretycznie można powiedzieć, że linia fortyfikacji się nie przydała. To nieprawda. Trzeba jednak pamiętać, że wojna na Górnym Śląsku zaczęła się o wiele szybciej niż 1 września. Od połowy sierpnia trwały starcia z niemieckimi oddziałami dywersyjnymi Freikorps, w których często brały udział załogi polskich schronów bądź same obiekty. Niektóre z nich noszą na sobie do dzisiaj ślady tych walk. Niemcy boleśnie przekonali się o sile polskich fortyfikacji, a Wehrmacht wolał je z daleka ominąć. To więc nie tak, że się nie przydały.
Walka o przyszłość
Niektóre obiekty po wojnie były używane przez wojsko. Inne zostały porzucone. Wykorzystywano je jako źródło szybkiego zarobku, demontując z nich różne stalowe detale. Pierwsze poznikały drzwi, a także metalowe elementy wyposażenia (prycze, zamknięcia strzelnic i wyjść ewakuacyjnych oraz podpory pod krzesła i półki). Gdy na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku odwiedzałem je z kolegami podczas rowerowych wycieczek, jeszcze sporo w nich pozostało. Najgorzej było w latach dziewięćdziesiątych, gdy nikt nie sprawował nad nimi nadzoru. Wtedy skala dewastacji przerażała. Zdarzały się nawet przypadki prób kradzieży stalowych kopuł pancernych, których grubość sięgała od 18 do 20 cm, a do ich odcięcia trzeba było użyć specjalistycznego sprzętu.
Niestety, nie wszystkie udało się uratować. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych powstało nasze stowarzyszenie, ale początkowo niewielu chciało w sprawie schronów rozmawiać. Dopiero po wyremontowaniu schronu w Dobieszowicach, gdy okazało się, że ten kawałek żelbetowej historii naszego kraju potrafi przyciągnąć wielu chętnych do jego odwiedzenia, nastawienie gmin nieco się zmieniło. Od tego czasu przeszliśmy bardzo długą drogę. Obecnie niektóre z wyremontowanych przez nas obiektów OWŚ stanowią główną atrakcję turystyczną wielu gmin, a zainteresowanych ich odwiedzeniem stale przybywa.
autor zdjęć: Dariusz Pietrucha (Pro Fortalicium), Denkschrift über die polnische Landesbefestigung, Berlin 1941
komentarze