moja polska zbrojna
Od 25 maja 2018 r. obowiązuje w Polsce Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych, zwane także RODO).

W związku z powyższym przygotowaliśmy dla Państwa informacje dotyczące przetwarzania przez Wojskowy Instytut Wydawniczy Państwa danych osobowych. Prosimy o zapoznanie się z nimi: Polityka przetwarzania danych.

Prosimy o zaakceptowanie warunków przetwarzania danych osobowych przez Wojskowych Instytut Wydawniczy – Akceptuję

Wybór był tylko jeden – walczyć

Ludowe Wojsko Polskie – już sama nazwa wzbudza gorące dyskusje. Padają argumenty, że wcale nie „ludowe” i nierzadko, że nie „polskie”, że berlingowcy byli narzędziem wykorzystanym do spętania Polski komunizmem, choć to właśnie oni zawiesili biało-czerwone sztandary w ruinach Berlina… Najnowszy numer „Polski Zbrojnej Historia” poświęciliśmy tej budzącej wciąż kontrowersje formacji.

Przeprowadzając dla „Polski Zbrojnej” wywiady z weteranami II wojny światowej rozmawiałem również z tymi, którzy walczyli w 1 i 2 Armii Wojska Polskiego. W ich przypadku za każdym razem powtarzały się dwa schematy. Jedni jako mieszkańcy Kresów i bardzo młodzi ludzie w 1940 roku zostali wraz z rodzinami wywiezieni przez NKWD w głąb Związku Sowieckiego – najczęściej do Kazachstanu. Tu przeżywali gehennę – „chłopsko-robotniczego raju” – której największą torturą był głód. Po tzw. amnestii w lipcu 1941 roku, z różnych powodów nie zdołali dotrzeć do Armii generała Władysława Andersa i w jej szeregach lub razem z nią być ewakuowanymi. Alternatywą wyrwania się z piekła była już tylko 1 Dywizja Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, a później 1 Korpus generała Zygmunta Berlinga.

Drugi scenariusz był udziałem żołnierzy Armii Krajowej, którzy zmobilizowani na Kresach do akcji „Burza” po walce u boku „sojuszników naszych sojuszników” – Armii Czerwonej zostali rozbrojeni i postawieni przed alternatywą: albo obóz i deportacja na Syberię, albo dalsza walka z Niemcami w szeregach wojska Berlinga. W sumie w obu wypadkach ten sam brak alternatywy.

Żaden z rozmówców nie przyznawał się do jakichkolwiek sympatii komunistycznych. Wręcz przeciwnie. Wszyscy impregnowani byli na hasła komunizmu przez to, co przeszli na zesłaniu lub w łagrach. Większość z nich bardzo szybko też odkryła mistyfikację w obozie wojskowym w Sielcach, choć widząc polskie barwy i mundury czuli, że powstają z martwych. Niektórzy jednak dość szybko zostali „ściągnięci na ziemię”. Pułkownik Franciszek Tokarz z 1 Brygady Pancernej im. Bohaterów Westerplatte, weteran bitwy pancernej pod Studziankami tak to wspomina: „Przed dołączeniem do kursu na dowódców czołgów przeprowadzono ze mną rozmowę o moim pochodzeniu. Ja w swej naiwności, że jestem już bezpieczny w Wojsku Polskim, opowiedziałem o swoich przeżyciach ze Lwowa w 1939 roku, o aresztowaniu ojca, że jest u Andersa itp. Na tym kursie był jeszcze jeden taki naiwniak – Józek Konstan, który się przyznał, że jego ojciec przed wojną był policjantem i że w 1939 roku został rozstrzelany przez Sowietów. Na drugi dzień po tym »wywiadzie« odczytano rozkaz, że Tokarz i Konstan odchodzą do pododdziału mechaników-kierowców. Jak się później okazało, oficer prowadzący kurs dowódców czołgów był w rzeczywistości enkawudzistą”.

Porucznik Feliks Osiński w rozmowie podkreślał absurdy panujące w sowieckim państwie. Sam został aresztowany przez NKWD w kołchozie za śpiewanie czastuszki, w której Lenin jechał na świni. Podkreślał, że jak trafił do 1 Armii, jego współtowarzysz obsługujący z nim rusznicę przeciwpancerną, przyznał mu się, że dostał od dowództwa „prikaz” pilnowania go, jako niepewnego. Osiński należy do tych nielicznych berlingowców, któremu w końcu udało się trafić do Armii generała Andersa. Wzięty do niewoli we wrześniu 1944 roku na przyczółku czerniakowskim, gdzie wraz ze swymi towarzyszami broni wspomagał powstańców warszawskich, został wywieziony przez Niemców do obozów w Austrii i Jugosławii. Stąd trafił do 2 Korpusu Polskiego, w którym został saperem. Dziś mieszka w Kanadzie i ze swadą i humorem opowiada o swej dramatycznej służbie w 1 Armii. Podkreśla jednak – i tu lekki ton znika – że kiedy przyjeżdża do Warszawy, zawsze idzie pod pomnik Powstańców Czerniakowa i Żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego, by oddać hołd swym poległym kolegom.

W totalitarnych żarnach

Powyższe przykłady pokazują jedno, że zdecydowana większość żołnierzy 1 i 2 Armii Wojska Polskiego była przeświadczona, że walczy o wolność Ojczyzny. Polscy żołnierze pod Lenino, Dęblinem, Warszawą, Kołobrzegiem, na Wale Pomorskim, nad Odrą czy w końcu w Berlinie nie ginęła za Stalina i komunizm, lecz za Polskę. Co więcej, na froncie byli narażeni nie tylko na niebezpieczeństwo ze strony Niemców, ale i wrogów we własnych szeregach – wszechwładną Informację Wojskową i oczywiście ze strony „sojuszników” – Smierszu Armii Czerwonej i NKWD. Rzadko też żołnierze mogli liczyć tutaj na ochronę ze strony swego wyższego dowództwa – w większości złożonego z oficerów Armii Czerwonej przebranych w polskie mundury. W tym miejscu dotykamy fundamentalnego problemu. To wojsko było wewnętrznie pęknięte. Stali na jego czele ludzie tacy jak generałowie Zygmunt Berling i Michał „Rola” Żymierski – byli żołnierze Legionów i wojska II RP, którzy zaprzedali się NKWD. Na swych wysokich stanowiskach byli pilnowani przez wspomnianych wyżej oficerów sowieckich, często o polskich korzeniach, oddelegowanych do Wojska Polskiego. I tu zdarzało się tak, że po zetknięciu z polskim mundurem i mową, budziła się w nich autentyczna polskość. Miały miejsce spektakularne, czasem dramatyczne sytuacje. Na przykład major Henryk Powiński, dowódca 3 Pułku Ułanów, w czasie przekraczania Bugu, by podkreślić, że jest polskim żołnierzem, oderwał czerwoną gwiazdę z medalu, który otrzymał w Armii Czerwonej i wrzucił ją do wody. Ktoś doniósł o tym do komórki sowieckiego kontrwywiadu i Powiński został zdjęty z dowództwa pułku. Natomiast porucznik Bolesław Dróżdż, przed wojną komunizujący literat, a w 1 Armii oficer oświatowy, mając świadomość prawdziwych celów Sowietów w Polsce, w przeddzień przekroczenia Bugu popełnił samobójstwo.

Na podejrzanych żołnierzy z szeregów 1 i 2 Armii czekał cały wachlarz sowieckich represji: kompanie karne, obozy, wywózki, wreszcie i śmierć. Mimo to czasem nie wahali się zwrócić broni przeciw swym „sojusznikom”, kiedy widzieli, że ci prześladują Polaków. Tak było właśnie w Lesznie, gdzie polscy żołnierze stanęli do walki z Sowietami w obronie swej rodaczki.

Po zakończeniu wojny, kiedy Polska ostatecznie i wydawałoby się – na zawsze – znalazła się w bloku sowieckim, wojsko Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stało się jednym z filarów władzy i narzędziem represji i to zarówno wobec społeczeństwa, jak i własnych żołnierzy, którzy przecież pochodzili z powszechnego poboru. Rekruci przebrani w mundur wysyłani byli przeciw własnym rodakom, a nierzadko kolegom czy członkom rodzin, protestującym przeciw władzy, której zmuszeni byli służyć. Tak było w polskich miesiącach: Październiku ’56, Grudniu ’70, czy w stanie wojennym.

Szczecin, grudzień 1970 r. Fot. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej

Mimo tego, wojsko było inaczej postrzegane w społeczeństwie niż na przykład znienawidzone ZOMO czy inne oddziały Milicji Obywatelskiej. Pamiętano, że służą w nim „nasi chłopcy”, którzy trafili doń nie z własnej woli, tylko z poboru, a często i za karę. Jak choćby studenci w 1968 roku. Mimo kontroli i indoktrynacji, komuniści nie mogli być do końca pewni tych żołnierzy, czego dobitnym przykładem był pułkownik Ryszard Kukliński.

To nasi

Te wszystkie aspekty poruszamy we wspomnianym numerze „Polski Zbrojnej Historia”. Proszę zwrócić uwagę na jego okładkę. Kościuszkowiec z piastowskim orzełkiem bez korony na rogatywce, trzyma w dłoni orzełka przedwojennego wzoru, noszonego w armii II RP. Nie jest to tylko i wyłącznie wizja artystyczna. To wizerunek zgodny z realiami historycznymi. Żołnierze zarówno 1, jak i 2 Armii bardzo chętnie zamieniali na swych czapkach orzełki bez korony, nazywane przez nich kuricami, na te, które znali sprzed wojny. Często przetrwały one z nimi deportacje, więzienia NKWD, zsyłki i łagry. Wyciągali je później jak relikwie i przypinali do munduru – to była jasna i wyraźna deklaracja.

Był też w 1 Armii Wojska Polskiego oddział, który w całości nosił orzełki w koronie. Mowa o 1 Samodzielnej Kompanii Zwiadowczej z 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Kompanią dowodził były bosmanmat Flotylli Pińskiej porucznik Konstanty Minuczyc, a dowódcami plutonów zostali podoficerowie przedwojennego KOP. Z tego względu w oddziale panowały specyficzne zwyczaje. Jak wspomina jeden z żołnierzy kompanii, podchorąży Janusz Stanisław Kowalski, oddział należał do tych nielicznych w dywizji, w których nie było oficera politycznego „aż do Berlina”. „Politrucy nie walczyli z nami – mówił chorąży Kowalski – myśmy prawie wszyscy nosili orzełki z koroną […] każdy gdzieś zdobył tego orła i mieliśmy na czapkach orły z koroną, cała kompania, nikt nam nie zwracał uwagi, bo uważano, że zwiadowcom nie można zwrócić uwagi i nie trzeba”. Warto zapamiętać to zdanie, dyskutując o armii Berlinga i Żymierskiego. Służyli w niej tacy żołnierze.

Piotr Korczyński , historyk, redaktor kwartalnika „Polska Zbrojna. Historia”

autor zdjęć: IPN

dodaj komentarz

komentarze


Terytorialsi w akcji
Zjednoczyć wysiłek w przeciwdziałaniu presji migracyjnej
Kircholm 1605
Polskie „Tygrysy” nagrodzone w Portugalii
Mity i manipulacje
Pocisk o chirurgicznej precyzji
Władze USA zapowiadają poważne zmiany w amerykańskiej armii
Ustawa schronowa – nowe obowiązki dla deweloperów
F-35 z Norwegii znowu w Polsce
Unia chce zbudować „mur dronowy"
Izrael odzyskał ostatnich żywych zakładników
Polskie Bayraktary nad Turcją
Bataliony Chłopskie – bojowe szeregi polskiej wsi
Na Baltexpo o bezpiecznym morzu
POLMARFOR, czyli dowodzenie na Bałtyku
Żołnierze testują nowoczesne drony. To polska robota
Terytorialsi ćwiczyli taktykę i walkę z pożarem
Kawaleria pancerna spod znaku 11
MSPO 2025 – serwis specjalny „Polski Zbrojnej”
MON i MSWiA: Polacy ufają swoim obrońcom
Priorytetowe zaangażowanie
Maratońskie święto w Warszawie
Koniec dzieciństwa
Trwa dobra passa reprezentantów Wojska Polskiego
Speczespół wybierze „Orkę”
„Road Runner” w Libanie
W poszukiwaniu majora Serafina
Carl-Gustaf przemówił
GROM. Kulisy selekcji do jednostki specjalnej
Leopardy i Rosomaki pokonały Odrę
Rój bezzałogowców nad Orzyszem
Historia jest po to, by z niej czerpać
Abolicja dla ochotników
Trzeba wzmocnić suwerenność technologiczną Polski
GROM w obiektywie. Zobaczcie sami!
Natowska sieć rurociągów obejmie Polskę
Polsko-unijne rozmowy o „murze dronowym”
Europa ma być zdolna do obrony
Drugi wojskowy most
Pływali jak morscy komandosi
Wyzwaniem – czas
Australijski AWACS rozpoczął misję w Polsce
W wojsku orientują się najlepiej
Kopuła nad bewupem
Czarna taktyka terytorialsów
Wyspa komandosów i walka z morskim żywiołem
W Brukseli o bezpieczeństwie wschodniej flanki i Bałtyku
Koniec pewnej epoki
Polski „Wiking” dla Danii
Medicine for Hard Times
MON chce nowych uprawnień dla marynarki
Jednym głosem w sprawie obronności
Konie dodawały pięciobojowi szlachetności
Pokój na Bliskim Wschodzie? Podpisano kluczowe porozumienie
Dziki na Legwanach
Czarna taktyka terytorialsów
Weterani pamiętają
Poligon dla medyków w mundurach
Dzień Bezpieczeństwa na Baltexpo
Żołnierz na urlopie i umowie zlecenie?
Brytyjczycy na wschodniej straży
Okiełznać Borsuka
Kaczka wodno-lądowa (nie dziennikarska)
Wojskowe przepisy – pytania i odpowiedzi

Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO