Schodzili na głębokości sięgające 50 m, próbowali uniknąć namierzenia przez fregatę i korwetę, a jednocześnie prowadzili ćwiczebne ataki torpedowe – załoga okrętu podwodnego ORP „Orzeł” przez pięć dni operowała na Bałtyku, przygotowując się do zadania programowego O2. Sprawdza ono gotowość do działania na morzu.
Na ORP „Orzeł” w ubiegłym roku przeprowadzono remont systemu sonarowego MGK-400, który pozwala na namierzanie obiektów zarówno na wodzie, jak i pod jej powierzchnią. Marynarze zdążyli już zaliczyć zadanie programowe O1, sprawdzające gotowość okrętu do opuszczenia portu. Przed nimi kolejny test. Podczas O2 komisja oceni, czy załoga „Orła” jest w stanie samodzielnie wykonywać zadania na morzu. – W tej chwili intensywnie się do tego sprawdzianu przygotowujemy – informuje kmdr por. Łukasz Szmigiel, dowódca ORP „Orzeł”.
Cały ubiegły tydzień jednostka spędziła na morzu. Towarzyszyły jej fregata rakietowa ORP „Gen. K. Pułaski” oraz korweta zwalczania okrętów podwodnych ORP „Kaszub”. Zadania, które marynarze realizowali, można podzielić na dwie części. Pierwsza to tzw. familiarization. „Orzeł”, idąc przez Zatokę Gdańską, wystawiał maszty i peryskopy, jednostki nawodne zaś uruchamiały swoje sonary. Załogi nawiązywały też łączność i prowadziły korespondencję. W ten sposób sprawdzały działanie poszczególnych systemów, ale nie tylko. – Każdy okręt ma swoją sygnaturę akustyczną. Jeśli zostanie zarejestrowana, a marynarze się z nią osłuchają, podczas działań na morzu szybciej będą w stanie rozpoznać, z jaką jednostką mają do czynienia, czy to okręt własny, czy należący przeciwnika – tłumaczy kpt. mar. Michał Nieborak z załogi ORP „Pułaski”.
Druga część ćwiczeń polegała już na poszukiwaniu okrętu podwodnego. – Pewien obszar Zatoki Gdańskiej podzieliliśmy na sektory. Swój przeszukiwaliśmy przy użyciu pasywnego sonaru holowanego. Załoga „Kaszuba” korzystała z aktywnego sonaru podkilowego – wyjaśnia kpt. mar. Nieborak. Pierwszy z nich zbiera sygnały wysyłane przez obiekty, które znajdują się pod wodą. Pracuje na dużych dystansach. Drugi z kolei sam wysyła sygnał, który odbija się od przeszkody, i wraca. W ten sposób załoga może namierzyć jej położenie. Zasięg tego urządzenia jest mniejszy.
W tym czasie okręt podwodny starał się wyprowadzić przeciwnika w pole. Robił zwroty, zmieniał głębokość. – Ćwiczyliśmy na akwenach położonych po północnej stronie Półwyspu Helskiego. Jest tam stosunkowo głęboko, dlatego z powodzeniem mogliśmy operować na głębokościach 40–50 m – przyznaje kmdr por. Szmigiel. Załoga „Orła” prowadziła też symulowane ataki torpedowe. – To standardowy element każdego wyjścia. Chodzi o to, by załoga regularnie odświeżała znajomość procedur – podkreśla oficer.
Okręty poza portem spędziły pięć dni. Do bazy wróciły w piątek. Niebawem jednak „Orzeł” znów opuści Gdynię. – W tym miesiącu będziemy mieli tylko jeden tydzień bez wyjścia na morze. Chcemy dobrze przygotować się do zadania O2. Zgodnie z planem powinniśmy je zaliczać pod koniec marca – zapowiada kmdr por. Szmigiel.
ORP „Orzeł” to okręt klasy Kilo. Do służby wszedł w 1986 roku. Dysponuje sześcioma wyrzutniami torpedowymi, na pokład zaś zabiera 18 torped. Może się zanurzać na głębokość 300 m, a jego zasięg to 6 tys. Mm. Oprócz „Orła” polska marynarka dysponuje jeszcze dwoma okrętami podwodnymi typu Kobben. Obydwa zostaną jednak w tym roku wycofane ze służby.
autor zdjęć: Michał Pietrzak
komentarze